— Paralizatory nie są tak bezpieczne jak próbuje się to przedstawiać. A łatwość ich użycia tworzy pokusę nadużyć — mówi prawniczka Magdalena Laskowska, komentując metody polskiej policji.
Opisujemy w „Newsweeku” historię z Inowrocławia, gdzie na skutek policyjnej interwencji zmarł młody człowiek. Co ta tragedia mówi o systemowych problemach policji?
Magdalena Laskowska*: – Krajowy Mechanizm Prewencji Tortur nie zajmuje się rozpatrywaniem indywidualnych spraw, skupiamy się na prewencji, na systemie. Natomiast z tego, co pokazały media, widać, że przebieg interwencji w Inowrocławiu został bardzo dobrze zarejestrowany, co należy do rzadkości. Policjanci mieli kamerki nasobne (rejestrujące przebieg interwencji, noszone na mundurze), które nie są oczywistością, zwłaszcza w mniejszych miastach. Także paralizatory wyposażone były w kamerę, a przecież nie wszystkie urządzenia, którymi dysponuje policja, je mają. Dzięki temu organy ścigania mają w tej sprawie sporo dowodów. A najczęściej w takich przypadkach materiału dowodowego jest niewiele. I niestety mamy słowo przeciwko słowu. My jako zespół bardzo zabiegamy o to, żeby w policji było więcej kamer, w ramach prewencji.
Jak to?
– Policjant wyposażony w kamerkę nasobną z jednej strony ma świadomość, że to, co robi, jest rejestrowane, a z drugiej strony sam też czuje się bezpiecznie. Bo w razie jakichś zarzutów jest nagranie, więc ma ewidentny dowód, czy atakował, czy eskalował, czy zrobił coś niezgodnie z przepisami. Nagranie to obiektywne źródło informacji. Trudne do zmanipulowania. Bardzo ważne jest również to, żeby osoby zatrzymane były badane przez lekarza.
Dlaczego?
– Bo to jest dla nas źródło informacji, w jakim stanie osoba zatrzymana trafiła pod opiekę policji. Niestety nie wszyscy zatrzymani są badani. Zaryzykowałabym wręcz twierdzenie, że nie jest badana większość. Powoduje to problem z ustaleniem, czy dana osoba miała już wcześniej jakieś obrażenia, czy nie. Ciężar dowodowy jest przerzucony na nią, to ona musi dokładać szczególnych starań, żeby wykazać, że była ofiarą nadmiernego użycia siły przez funkcjonariusza. Tak być nie powinno i mamy już orzecznictwo Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, który w jednej ze spraw przeciwko Polsce to potwierdził.
Dlaczego tak opornie idzie policji wprowadzenie obowiązku noszenia kamerek nasobnych? I dlaczego nie można wydać rekomendacji, by patrole widząc kogoś pod wpływem środków odurzających, wzywały najpierw karetkę pogotowia?
– Kilka lat temu mieliśmy w Polsce czarną serię tragicznie zakończonych interwencji. Spora część przypadków miała miejsce na Dolnym Śląsku. I wszystkie tak naprawdę dotyczyły osób pod wpływem środków odurzających, osób, które miały zaburzoną świadomość. Tam środki były dostosowywane do tego, jak się zachowuje dana osoba, ale nie uwzględniały przyczyny jej zachowania. Jeżeli była agresywna i eskalowała sytuację, funkcjonariusze starali się tę agresję oczywiście zdusić. Tyle że człowiek w stanie intoksykacji zupełnie inaczej odbiera bodźce bólowe, reaguje inaczej niż osoba, która nie znajduje się pod wpływem środków odurzających. W znanych przypadkach policjanci stosowali siłę fizyczną np. uciskając klatkę piersiową w sposób, który może utrudniać lub uniemożliwiać oddychanie u osób, które i tak ze względu na swój stan mogą mieć z tym problem. Policjanci nie byli na ten temat wystarczająco szkoleni. Karetkę też wzywali zdecydowanie zbyt późno. Nie było żadnych procedur na takie sytuacje.
Zabiegaliśmy o to, żeby policja wprowadziła standardy postępowania w takich sytuacjach i to się powoli dzieje. W naszej ostatniej opinii dotyczącej programu szkolenia funkcjonariuszy proponowaliśmy, żeby szkolili się oni wspólnie z lekarzami, specjalistami z medycyny sądowej, ale również z ratownikami medycznymi, jak prowadzić interwencje. To są bardzo dynamiczne sytuacje. Policjant jest pozostawiony sam sobie, działa pod wpływem emocji i strachu, bo brakuje mu specjalistycznej wiedzy. Kadra policyjna się odmładza, w ostatnich latach było dużo wakatów, dlatego aby zapobiegać takim przypadkom w przyszłości konieczne jest szkolenie.
Czy szkolenia, które teraz przechodzą policjanci, są wystarczające? Przygotowują ich do pracy?
– Trudno mi się do tego odnieść, bo nie uczestniczyliśmy w takich szkoleniach, nie wiemy, jak są prowadzone, przez jakiej klasy specjalistów. W mediach pojawiają się komentarze dotyczące skracania czasu szkolenia policjantów, ale przeanalizowałam to i okazało się, że miało miejsce tylko w czasie pandemii, a już od 2021 roku wrócono do pełnego wymiaru szkoleń. Czy on jest wystarczający i czy poszczególne moduły zdają egzamin? To by wymagało bardzo wnikliwej analizy, której się nie podejmę.
Jakie jeszcze problemy dostrzegacie?
– Stosowanie środków przymusu bezpośredniego. Mamy wrażenie, że bezpieczeństwo policjantów opiera się głównie na tych środkach. Nie na umiejętności deeskalacji napięcia i prowadzenia interwencji w sposób wyciszający emocje. Żeby nie było wątpliwości: są sytuacje, w których te środki są konieczne i ratują życie nawet samym zatrzymanym. Chodzi tylko o skalę i powód ich stosowania. W przygotowanym przez policję projekcie wytycznych w sprawie stosowania środków przymusu bezpośredniego, do którego pisaliśmy opinię, nie ma modułu poświęconego deeskalacji. Każda rubryka dotycząca konkretnego zagadnienia kończy się takim sformułowaniem: „Zwróć szczególną uwagę, że funkcjonariusz we wszystkich swoich działaniach ma obowiązek poszanowania godności ludzkiej oraz przestrzegania i ochrony praw człowieka”. Przy czym w całym dokumencie nie doszukałam się wyjaśnienia, co to oznacza, w czym się przejawia. I kiedy prosimy o analizę jakiegoś przypadku, otrzymujemy taką właśnie odpowiedź: że funkcjonariusze zawsze zachowują standardy ochrony praw człowieka.
Tymczasem w latach 2018-2023 podczas interwencji i na komisariatach zmarło 111 osób.
– Ta nadmiarowość zaczyna się już od samego „początku”, już od kajdanek. Niejednokrotnie widzieliśmy, że na komisariacie lub w pomieszczeniach dla zatrzymanych, wywieszone są instrukcje, że kajdanki należy zakładać każdemu. Ustawa wprawdzie mówi, że trzeba je stosować proporcjonalnie, ocenić ryzyko, ale który funkcjonariusz sprzeciwi się przełożonemu i zaryzykuje postępowanie dyscyplinarne? Tym bardziej, że policjanci, co nieoficjalnie słyszymy, mają poczucie, że formacja bardziej obroni ich, jeśli nadużyją środków przymusu bezpośredniego, niż jeśli coś wydarzy się w przypadku ich niezastosowania. Jeżeli na górze, mówiąc kolokwialnie, obowiązuje taka polityka, to ci, którzy są na pierwszej linii i boją się o swoje życie, bo interwencje bywają trudne, nie postawią na pierwszym miejscu rekomendacji Krajowego Mechanizmu Prewencji Tortur. Chciałabym jednak podkreślić, że trzeba odróżnić przypadki, w których funkcjonariusz celowo znęca się i stosuje przemoc, od tych, gdy nieumyślnie powoduje śmierć czy obrażenia.
Jeździ pani na szkolenia do jednostek policji. Jak one wyglądają?
– Prowadzimy te szkolenia już od lat, głównie dla funkcjonariuszy, którzy pełnią służbę właśnie w pomieszczeniach dla osób zatrzymanych. Osoba, która jest zatrzymana lub doprowadzona w celu wytrzeźwienia, przebywa zwykle pod nadzorem jednego funkcjonariusza. Jeżeli jest dwuosobowa obsada, to już bardzo dobrze. My sprawdzamy, czy prawa zatrzymanego są tam przestrzegane, słuchamy też samych funkcjonariuszy, którzy mówią nam z czym się zmagają, gdzie ich zdaniem leżą problemy. Na szkoleniach z kolei dzielimy się obserwacjami z naszej codziennej pracy, mówimy, gdzie widzimy problemy, sugerujemy, co warto zmienić. Uważamy na przykład, że rażącym przykładem nadmiernej ostrożności w tych pomieszczeniach jest odbieranie zatrzymanym kul ortopedycznych.
Dlaczego się to robi?
– Bo kula zawsze jest uznawana za możliwe narzędzie ataku. Nawet u osób, które mają problem z poruszaniem się. Odbierane są też okulary, bo można je stłuc i dokonać samouszkodzenia. Funkcjonariusze czują, że muszą zabezpieczyć się na pięć kroków do przodu. W trakcie jednego ze szkoleń rozmawialiśmy m.in. o nadmiernym stosowaniu kajdanek i podałam przykład mężczyzny, po którego do pomieszczenia przyszło dwóch funkcjonariuszy. Założyli mu natychmiast kajdanki, choć miał tylko przejść na przesłuchanie do innego pokoju w tym samym budynku. Ewentualna ucieczka wymagałaby pokonania przynajmniej kilku drzwi otwieranych przy pomocy karty magnetycznej, a w komendzie pracowało przecież mnóstwo innych funkcjonariuszy. Więc powiedziałam, że jest to jaskrawy przykład nadmiernego stosowania środków przymusu, bo ten mężczyzna nie ucieknie.
Co odpowiedzieli?
– A co by było, gdyby ten człowiek rozpędził się i uderzył głową w ścianę? Ta sytuacja uświadomiła mi, że funkcjonariusze się bardzo boją i dlatego przygotowują dalekosiężne scenariusze. Ocena ryzyka jest ważna, ale mam wrażenie, że często działania funkcjonariuszy są nieproporcjonalne i nieuzasadnione. Dlatego kiedy nie ma sygnałów, że człowiek jest nadpobudliwy czy agresywny, pozostaje w bezpiecznej przestrzeni i pod nadzorem kilku policjantów, nie trzeba stosować kajdanek. A już na pewno nie za każdym razem. No ale są przecież wytyczne: każdemu zakładamy kajdanki. To tylko jeden z przykładów, ale pokazuje tendencję. Jeśli tak traktujemy każdego, co zrobić, jeśli zatrzymany jest agresywny, choćby tylko słownie?
Co można zrobić, żeby sytuacja szybko się poprawiła? Bez czekania na to, że wszyscy policjanci dobrze się wyszkolą i dostaną kamerki nasobne.
– To bardzo trudne pytanie. Gdyby istniała szybka ścieżka, ktoś by już ją zaproponował. Zapobieganie złym zachowaniom to długofalowy, złożony proces. On musi trwać, bo mowa o zmianie mentalności, budowie kultury policyjnej, dostosowania metod pracy, prawa i procedur do pojawiających się wyzwań. Myślę, że najważniejsze jest nagłaśnianie tych sytuacji i nieuchronność kary. Należałoby też zmienić kulturę pracy panującą w policji, zwiększyć nabór, podnieść poziom wyszkolenia. Ale to jest olbrzymia formacja, która codziennie ma do czynienia z bardzo dynamicznymi sytuacjami. Tutaj nie ma prostych i szybkich rozwiązań.
Myślę, że pomocna byłaby zmiana narracji w postrzeganiu paralizatorów. Te często przez policję przedstawiane są jako zupełnie bezpieczne, niepowodujące urazów. Tymczasem mamy standardy międzynarodowe, choćby stanowisko Komitetu Rady Europy ds. Zapobiegania Torturom (CPT), zgodnie z którym paralizatory powinny być używane tylko jako alternatywa dla środków stwarzających większe ryzyko dla życia, np. broni palnej. Skoro tak, należałoby zadać pytanie, czy w danej sytuacji ryzyko uzasadniałoby użycie broni palnej i rzeczywiście wybrano najmniej śmiercionośny i proporcjonalny środek. Użycie paralizatora wiąże się z konkretnym ryzykiem, szczególnie w niektórych stanach zdrowotnych, o których funkcjonariusz może po prostu nie wiedzieć. Przykłady zgonów po użyciu paralizatorów zarejestrowane na całym świecie, pokazują, że urządzenie to nie jest tak bezpieczne jak próbuje się to przedstawiać. Z kolei łatwość ich użycia, tworzy pokusę nadużyć.
Magdalena Laskowska jest prawniczką, pracuje w zespole Krajowego Mechanizmu Prewencji Tortur Biura Rzecznika Praw Obywatelskich.