W Polsce osoby z ADHD mają często rozpoznanie spektrum autyzmu. Zła diagnoza skutkuje niedostosowaniem odpowiedniej terapii. Problem zaczyna się od tego, że w Polsce mało kto wierzy w istnienie ADHD. Czym różnią się te zaburzenia – mówi psychiatra dr Jarosław Jóźwiak.

Jarosław Jóźwiak: Zacznę od tego, że spektrum autyzmu, tak jak spektrum ADHD, to dwie grupy zaburzeń o podłożu genetycznym. Spektrum autyzmu jest słabiej poznane niż ADHD, jeśli chodzi o podłoże genetyczne. Wiemy jednak, że za oba zaburzenia odpowiada kilka tysięcy tych samych genów, choć w powstaniu ADHD bierze udział kilka tysięcy więcej. Niemniej podłoże obu zaburzeń w jakimś stopniu jest wspólne. A więc pewne zachowania charakterystyczne dla osób z ADHD i ze spektrum autyzmu są bardzo podobne, a nawet takie same, choć wynikają z innych cech. Jednym z takich zachowań jest mówienie prosto z mostu. W ADHD wynika ono z impulsywności: pomyślałem i powiedziałem, bo mózg nie miał czasu tego owinąć w bawełnę. W spektrum autyzmu osoba też wali prosto z mostu, ale dlatego, że nie rozumie, że może w ten sposób kogoś urazić. Na przykład mężczyzna ze spektrum autyzmu powie kobiecie: „Brzydko dziś wyglądasz”, bo nie rozumie, że może ją tym zranić.

– Powiedziała pani, że ADHD to żywiołowość, wiele kontaktów. Tak, często bywa, że ADHD-owiec to dusza towarzystwa: zabawny, wszędzie go pełno. Ale równie często osoby z ADHD z powodu charakterystycznej nadwrażliwości emocjonalnej wycofują się społecznie. Nie idą na imprezę do przyjaciół czy spotkanie klasowe, bo boją się oceny innych.

Osoba ze spektrum autyzmu także dystansuje się wobec spotkań towarzyskich, zabaw, rodzinnych zjazdów, ale z innego powodu. Ona żyje sama dla siebie. Nie lubi wchodzić w nowe środowiska. Często nie ma potrzeby realizowania się społecznie, nawiązywania relacji z ludźmi. Brakuje jej umiejętności dobrej komunikacji z innymi.

– Tak, dlatego czasami trudno odróżnić jedno od drugiego. Zwłaszcza że można mieć jedno i drugie. Tymczasem, kiedy postawimy złą diagnozę, pacjent nie otrzyma odpowiedniej pomocy. W wypadku spektrum autyzmu mamy do dyspozycji tylko rozwiązania behawioralne, czyli naukę osoby ze spektrum, jak odnajdować się w relacjach, jak je budować, jak się poprawnie komunikować z innymi ludźmi. Wydaje się, że to niewiele, ale w wypadku tego zaburzenia to bardzo dużo zmienia w życiu, gdyż relacje są potrzebne choćby do załatwienia wielu życiowych spraw. Także osoba ze spektrum ma potrzebę kontaktu z innymi, nawet jeśli tylko z kilkoma wybranymi osobami. A dzięki nauce, co i jak mówić, a czego nie mówić, relacje będą dla niej i dla tych, z którymi się kontaktuje, znacznie bardziej satysfakcjonujące.

W ADHD możemy osiągnąć o wiele więcej pozytywnych zmian dzięki postawieniu dobrej diagnozy, a więc zastosowaniu właściwej, bo nakierowanej na te dysfunkcje terapii behawioralnej. Jednak to nie wszystko. W wypadku ADHD ogromne znaczenie w skutecznej poprawie jakości życia pacjenta mają także leki. Z badań wynika, że połączenie terapii i farmakologii daje najlepsze efekty.

– W Polsce nie jest diagnozowane tak skutecznie, jak w innych krajach. W mojej ocenie tylko 1 proc. rodaków, którzy mają ADHD, otrzymało adekwatną diagnozę, a co dla mnie jako lekarza najistotniejsze – profesjonalną medyczną pomoc, czyli odpowiednią terapię. Popularność tematu o niczym nie świadczy. Podobnie często, jeśli nawet nie częściej, pisze się o depresji okołoporodowej, a mimo to psychiatria okołoporodowa, której w Polsce jestem przedstawicielem, nie ma u nas racji bytu. A to dlatego, że przypadki tego zaburzenia w naszym kraju prawie się nie zdarzają. Zaskakujące, biorąc pod uwagę, że na świecie około 20, a nawet 30 proc. kobiet w ciąży i połogu cierpi na stany depresyjne. Tymczasem kiedy w Polsce chcieliśmy nawiązać współpracę ze szkołami rodzenia dotyczącą tego problemu, to żadna nie była zainteresowana. Podobnie jest z ADHD – prawie nikt go tu u nas nie ma.

– Mentalność nie zmienia się tak szybko jak publikacje naukowe. Tymczasem ludzie mają konkretną wizję, czym jest ADHD. Są przekonani, że ADHD mają mali, ruchliwi chłopcy i każdy, kto nie pasuje do tego obrazka, jest odrzucany.

Drugie przekonanie kasuje nawet to pierwsze, bo głosi, że dzieci nadpobudliwe są po prostu rozpuszczone, w efekcie nieudolności wychowawczej ich rodziców. Rozrabiają, bo ich opiekunowie nie powiedzieli im, że mają grzecznie siedzieć.

Trzecie przekonanie już całkowicie odstręcza od ADHD, bo dotyczy leczenia. Otóż zaburzenie to leczy się pochodnymi amfetaminy, a to przecież narkotyk. Jeśli więc ktoś potrzebuje takiego leku, to musi być narkomanem, a nie żadnym ADHD-owcem.

– Spotkałem się z nimi np. dziś, gdy do mojego gabinetu przyszedł ojciec z 16-letnią córką. Od razu powiedział, że ta wymyśliła sobie, iż ma ADHD, w które on nie wierzy. Przyszedł, bo córka nie dawała mu spokoju. Poza tym boi się skutków leczenia. Rozmawialiśmy godzinę i dopiero po tej rozmowie przyznał, że widzi sprawy inaczej. W jego ocenie nie tylko córka, ale duża część jego rodziny ma ADHD. Chciałby nawet, aby inni członkowie rodziny także zaczęli terapię, bo zrozumiał, dlaczego od lat bezskutecznie starają się z żoną pomóc synowi. Mnie to nie zdziwiło, bo jak już mówiłem, ADHD to zaburzenie o charakterze genetycznym. W rodzinie może więc je mieć kilka osób, choć nie wszyscy w takim stopniu, aby było konieczne leczenie.

Aby stwierdzić ADHD, potrzebne są cztery cechy. Po pierwsze, to skoki energii, czyli od nadaktywności do bezruchu. Po drugie, skoki koncentracji, czyli albo brak możliwości skupienia się, albo hiperkoncentracja przez wiele godzin na jednej czynności. Po trzecie, skoki szybkości działania. ADHD-owiec, jak już mówiłem, działa impulsywnie, ale też wiele rzeczy odkłada na później. A po czwarte, ADHD to nadwrażliwość emocjonalna. Te cechy ma każdy ADHD-owiec, ale w różnym stopniu i różnie też może ich doświadczać i właśnie to bardzo utrudnia diagnozowanie.

– Przychodzi do gabinetu dorosły człowiek i mówi, że ma kłopoty z pamięcią. Martwi się, że to alzheimer. Ma 45 lat, ale gubi klucze, telefony itd. Gdy pytam, od kiedy ma takie problemy, mówi, że miał je zawsze. Już w szkole zapominał odrobić zadania domowe, zabrać na zajęcia strój sportowy. Na matematyce zamiast plus pisał minus. W pracy zapominał o ważnych e-mailach, wydarzeniach. Teraz ma poczucie, że te problemy się nasiliły. Robimy badanie i okazuje się, że on nie ma problemu z pamięcią, lecz ze skupieniem się na tym, co robi. Brakuje mu umiejętności koncentracji.

– Właśnie! Kolejny pacjent przychodzi z powodu konfliktowości. Nieustannie kłóci się w pracy, ponoszą go nerwy, gdy rozmawia z dziećmi czy z żoną. Po rozmowie okazuje się, że źródłem jego problemów nie jest agresja, ale impulsywność. Nie myśli o tym, co mówi czy robi, zanim to się nie stanie.

Kolejna pacjentka skarży się, że musi do końca roku napisać doktorat, bo to już ostateczny termin. Wie o tym, ale nie może zacząć. Wciąż odkłada pisanie na później. Przyznaje, że zawsze tak miała, lecz teraz grozi jej to utratą etatu na uczelni, jeśli kolejny raz nie dotrzyma terminu oddania pracy.

Następny pacjent opowiada, że śpi po 20 godzin na dobę. Rano na siłę wstaje. Kolejny – odwrotnie – zamęcza rodzinę i siebie, bo cały czas mówi i jest w ruchu, rano i wieczorem uprawia sport. Prosi o wyciszenie, spokojny sen…

– Trudno to dostrzec, ale to są właśnie objawy ADHD. Tak opisano je w latach 80. XX w. Na nie wszystkie istotnie pomagają leki będące pochodnymi amfetaminy. Wiemy o tym już od lat 30. XX w., kiedy amfetamina była traktowana przede wszystkim jako farmaceutyk i skutecznie zaczęto nią leczyć nadpobudliwość. Naturą ADHD jest niedobór dopaminy i noradrenaliny – dwóch neuroprzekaźników, których poziom ta substancja podnosi i utrzymuje. Dopamina jest związana z energią, koncentracją, z selekcją sygnałów i ich integracją. Jeśli brakuje dopaminy, trudno o skupienie uwagi, gdyż przeskakuje ona od pracy na laptopie do dźwięku z ulicy i zapachu z kuchni. Jedna z moich pacjentek powiedziała, że szła do łazienki nastawić pranie, a „ocknęła się” dwie godziny później w ogrodzie, przesadzając kwiatki. W międzyczasie nastawiła obiad i odpisała do siostry.

– Właśnie. Nie jest to jednak takie proste, bo ADHD to także hiperkoncentracja. Jeśli coś ADHD-owca zainteresuje, a to podnosi poziom dopaminy, może bez przerwy zajmować się jedną rzeczą przez wiele godzin. Nawet dwadzieścia, jak jeden z moich pacjentów, który tyle czasu siedział przy programowaniu.

– Po to, żeby nie przejmować się uwagami o garniturze, nie gubić kluczy, dokończyć doktorat czy nastawić pranie, kiedy to konieczne. A więc m.in. priorytetyzować zadania. Z tego też powodu terapia ADHD nie opiera się tylko na lekach, ale także wymaga terapii behawioralnej. Leki pozwalają wyrównać poziom dopaminy i noradrenaliny, czyli ułatwiają koncentrację itd., dzięki czemu podczas terapii pacjent może nauczyć się nowych umiejętności, które pozwolą mu przełamać schematy postępowania wykształcone przez lata życia z niskim poziomem neuroprzekaźników. Jedną z pomocnych technik jest nauka prowadzenia kalendarza, notatnika i priorytetyzacji zadań. Badania pokazują, że jeśli pacjent bierze leki, ale nie uczęszcza na terapię, to może nie uzyskać istotnej zmiany w swoim funkcjonowaniu i w końcu też odstawi leki. A to dlatego, że same leki nie zmienią schematów zachowań. Pacjent szybko więc dojdzie do wniosku, że nie ma po co brać farmaceutyków. Co więcej, celem terapii jest nauka funkcjonowania niezależnie od leków. Po zakończeniu terapii człowiek powinien mieć wybór, czy będzie chciał funkcjonować z lekami, czy bez. Są pacjenci, którzy nie mogą funkcjonować bez leków, ale są tacy, którzy po zakończeniu terapii świetnie sobie bez nich radzą.

– Ponieważ zmiana jakości życia jest ogromna. Aż w 80-90 proc. zmniejszają się skoki koncentracji, energii i tempa działania. Tonuje się także ADHD-owa nadwrażliwość powodująca nadmiarowe reakcje. Jeśli ktoś powie kobiecie z ADHD, ale po terapii, że zabawnie wygląda w tej sukience, ona już nie ucieknie z balu ani nie odizoluje się od świata. Jeśli mężczyzna z ADHD, ale także po leczeniu, usłyszy na zebraniu w firmie, że „gada głupoty”, to może zamilknie, lecz nie rzuci pracy. Jeśli te osoby nie byłyby w terapii, to takie zdarzenia wystarczyłyby, by poczuły się zniszczone, ośmieszone, odrzucone i zadziałały na swoją niekorzyść.

– Zdecydowanie tak, zwłaszcza że osoby z ADHD mają duże problemy w relacjach damsko-męskich. Dobierają się często w pary, bo nadają na tych samych falach, ale oznacza to nierzadko, że oboje są impulsywni. Gdy oboje przejdą terapię behawioralną ADHD, wiedzą, że mają m.in. tendencje, by walić prosto z mostu. A więc, że powinni starać się to pohamować. A jeśli jedno coś palnie, to nie warto, by drugie brało to do siebie. Jeśli natomiast nie będą świadomi, co im jest, a on rzuci: „Głupoty gadasz o tej sztuce!”, to ona zacznie się pakować. Trudno im też będzie wytrwać przy sobie, bo ADHD to kierowanie się fascynacją, nowością. A po pięciu latach związku, kiedy zaczyna się nuda, może pojawić się ochota na to, by poszukać nowych doznań. Mogą temu przeciwdziałać, wiedząc, że tak jest, i szukając podniet w innych bezpiecznych dla relacji sferach życia.

– Tak, ale dopiero gdy przejdzie terapię, związek da mu bliskość i bezpieczeństwo. Dzięki terapii ADHD-owiec zyskuje to samo, co osoba ze spektrum autyzmu, lepsze relacje z ludźmi, możliwość realizacji siebie i swoich pasji oraz poczucie spokoju wewnętrznego. Każda z tych rzeczy wpływa na jakość życia. Żałuję więc bardzo, że w Polsce tak rzadko te osoby mogą uzyskać pomoc, bo też wiele zachowań ADHD-owych uważa się za naturalne („Jesteś jak ojciec”), a nawet świadczące o przynależności do rodziny („My wszyscy jesteśmy głośni”).

– Smutne, że tak myślimy. Tym bardziej że polskie społeczeństwo ma pewne cechy, które wpływają na to, iż ADHD silniej się u nas manifestuje i wyjątkowo duża liczba ludzi ma jego najwyższy stopień. Te cechy to m.in. niska tolerancja czy chęć wtłoczenia jednostki w sztywne ramy. Nasze społeczeństwo nie daje przyzwolenia na spontaniczne i emocjonalne zachowania charakterystyczne dla ADHD. ADHD będzie się więc buntowało. Na przykład: kiedy dziecko coś przeżywa, np. śmierć ptaszka, a rodzice mówią, że to tylko ptaszek, w dziecku wszystko krzyczy: „Nie tylko! Czemu was to nie obchodzi?!”. Nadwrażliwość emocjonalna nie ma w Polsce przestrzeni, by zaistnieć. Podobnie jak oryginalność. Kiedy podczas lekcji w polskiej szkole dziecko obraca w ręce jakąś zabawkę, bo to pozwala mu się skupić i nie przeszkadzać, usłyszy od nauczyciela: „Bawisz się w czasie lekcji? Oddawaj!”. W Niemczech nikt by na to nie zwrócił uwagi.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version