Koalicyjny rząd Donalda Tuska ma za sobą 100 dni. Na posiedzeniach nie brakowało tarć i napięć, a ostatnio walka dotyczyła ustawy, która teoretycznie nie powinna budzić kontrowersji. Ministrowie określają proces jej przyjęcia jako „walkę o wodór”.
— Posiedzenie rządu dotyczące projektu ustawy o działach. To jest taka ustawa, ona może trochę nudno brzmi, ale wierzcie mi, że politycznie rozgrzewa, bo ona jest tą, która zabiera kompetencje, wpływy, kasę z jednych resortów i przenosi do drugich. No i kilku rozmówców w rządzie powiedziało mi, że nazywają to tak roboczo „walką o wodór”. Brzmi tajemniczo, ale za tym się naprawdę ciekawe rzeczy kryją — mówi Arleta Zalewska, dziennikarka „Faktów” TVN.
Ministrowie negocjują przy tej okazji, kto ile straci, a kto zyska na podziale wpływów. Projekt ustawy powstał już w styczniu i tworzył go minister Maciej Berek. Odbyły się międzyresortowe konsultacje i w końcu trafił na obrady rządu. W tym momencie zaczęły się schody.
Ministra przespała konsultacje?
— Cała sprawa dotyczy ministry Pauliny Hennig-Kloski, bo to z jej resortu, czyli z resortu klimatu do nowego resortu przemysłu, do ministry Marzeny Czarneckiej przechodzi cała energetyka. Czyli potężny dział, czyli kwestie oczywiście kopalni, ale też kwestie niekonwencjonalnych źródeł energii, atomu i właśnie wodoru — ujawnia Zalewska.
— Nagle na tym rządzie odezwała się pani ministra i powiedziała, że ona w sumie się nie godzi, bo ona ten wodór to by chciała jednak u siebie i tam jeszcze parę innych kwestii — kontynuuje dziennikarka w podcaście „Wybory kobiet”, który prowadzi razem z Aleksandrą Pawlicką, dziennikarką „Newsweeka”.
Wspomniane posiedzenie rządu prowadził wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz, bo premier Donald Tusk był wtedy w Waszyngtonie. Minister Berek zauważył, że był czas na konsultacje, a ministra Hennig-Kloska nie zgłaszała uwag.
Projekt przeszedł przez rząd, ale na tym sprawa się nie skończyła. Ciąg dalszy nastąpić miał na kolejnym posiedzeniu, już z udziałem premiera.
— Znowu Hennig-Kloska tam podniosła muskuły, prężyła, że jednak może ona by tutaj chciała, żeby u niej to zostało. Podnosiła uwagi kilka razy, Tusk, no już takim, że tak powiem, wyrazem twarzy, niegodzącym się na sprzeciw, powiedział: sprawa załatwiona — opowiada Zalewska.