Choć temat wojny na Ukrainie nie znalazł się pośród priorytetów nowej administracji USA, o których Donald Trump mówił w trakcie mowy inauguracyjnej, prezydent już pierwszego dnia odniósł się do konfliktu w rozmowie z mediami. W stanowczych słowach ocenił, że Władimir Putin „niszczy Rosję”, nie zgadzając się na pokój. Powoływał się w tym kontekście między innymi na stan rosyjskiej gospodarki oraz wysoką śmiertelność żołnierzy. Ta ostatnia według zachodnich szacunków sięgnęła miliona zgonów w ciągu niecałych trzech lat wojny. Z czego wynika to nagłe zaostrzenie retoryki wobec Moskwy?

Cała sytuacja już od wielu tygodni wskazuje na to, że nie uda się w najbliższej przyszłości zrealizować zapowiedzi wyborczych prezydenta USA. Donald Trump spotkał się ze zdecydowanym oporem władz w Moskwie. To nie przypadek, że w swoim pierwszym przemówieniu nie zajmował się kwestiami wojny na Ukrainie

– ocenia w rozmowie z Gazeta.pl gen. Bogusław Pacek.

Zaznacza, że na drodze do porozumienia stoją przede wszystkim dwa żądania Rosji – rezygnacja Zachodu z planów dołączenia Ukrainy do NATO oraz zniesienie sankcji. – Pierwsze z nich oznaczałoby odstąpienie od celów USA, które były częścią strategii już w czasach wcześniejszej prezydentury Donalda Trumpa. Druga kwestia byłaby niemożliwa do zrealizowania. Same USA nie mogą jednostronnie zrezygnować ze wszystkich sankcji, bo te zostały nałożone również przez Unię Europejską i inne państwa – tłumaczy gen. Pacek.

Zobacz wideo Duda spotkał się z Zełenskim w Warszawie. „Rosja powinna ponieść koszty odbudowy Ukrainy”

Donald Trump grozi Rosji kolejnymi sankcjami. „Nie jest w stanie zmusić Putina do ustępstw”

Niedługo po zaprzysiężeniu prezydent Trump zapowiedział, że jeśli Moskwa nie zgodzi się na rozpoczęcie rozmów pokojowych, USA zadecydują o nałożeniu kolejnych sankcji na Rosję. Podobne stanowisko przedstawił w środę (21 stycznia) we wpisie opublikowanym na platformie Truth Social, w którym zwrócił się bezpośrednio do Putina. Choć Trump zapewniał w nim, że „kocha naród rosyjski” i wspominał wspólną historię obydwu krajów z czasów II wojny światowej, zadeklarował również, że jeśli nie dojdzie do porozumienia w sprawie konfliktu w Ukrainie, „nałoży wysokie podatki, cła i sankcje na wszystko, co Rosja sprzedaje USA i innym zaangażowanym krajom”.

– Prezydent Trump wysyła bardzo sprzeczne komunikaty. Najpierw mówił o zakończeniu wojny w jeden dzień, teraz – o dodatkowych sankcjach. Nie widać w tym żadnej spójnej strategii i zrozumienia celu Rosji – mówi Gazeta.pl gen. Roman Polko i podkreśla, że ostatecznym celem Moskwy nie jest sama Ukraina, ale powrót do zasięgu wpływów z czasów ZSRR.

Doradcy chyba w końcu zaczynają docierać do prezydenta Trumpa. Być może zaczyna rozumieć, że zakończenie wojny pokojem w ciągu jednego dnia czy kilku miesięcy to mrzonki. Kreml nie zrezygnuje z realizacji swoich celów, a pokoju nie da się zaprowadzić, jeśli nie chce go druga strona. Ostatnie sygnały odbieram jako coraz większe zrozumienie tego, że z Rosją da się rozmawiać tylko z pozycji siły

– ocenia gen. Polko.

Natomiast według gen. Packa zapowiedzi dotyczące sankcji nie wynikają z przekonania, że taka forma nacisku wywrze wpływ na Kreml. – Trump, czego by nie wymyślił, nie jest w stanie zmusić Putina do ustępstw. Sankcje wobec Moskwy niczego nie zmienią. To bardziej retoryka dyplomatyczna niż faktyczne przekonanie, że to coś da – uważa.

 Trump dąży do spotkania z Putinem. „Wiemy, ile przyniosły rozmowy z Kim Dzong Unem”

Jednocześnie ze strony urzędników nowej amerykańskiej administracji nadal napływają sygnały, które  wskazują, że prezydent Trump planuje w najbliższych miesiącach odbyć spotkanie z Putinem. Taka decyzja byłaby wyraźnym odejściem od polityki prowadzonej przez jego poprzednika. Joe Biden w ostatnim czasie nie kontaktował się z rosyjskim przywódcą nawet telefonicznie. Gen. Polko nie wierzy jednak, że rozmowa w cztery oczy będzie miała duże znaczenie w kontekście zakończenia konfliktu.

Wiemy już, ile przyniosły rozmowy z Kim Dzong Unem. Myślę, że tym razem będzie podobnie. Jeżeli Putin spotkałby się z prezydentem Trumpem, to tylko po to, żeby spróbować go ograć. Nic innego

– twierdzi były dowódca GROM.

Gen. Polko przypomina również, że Kreml konsekwentnie łamie zawierane umowy. – Zignorował zarówno porozumienia mińskie, jak i układ budapesztański. Trudno oczekiwać, że Putin nagle spojrzy w oczy prezydenta Trumpa i postawi na obopólną uczciwość oraz chęć działania – podsumował.

USA mówią o pokoju w 100 dni. „Putina będzie można zmiękczyć dopiero wiosną”

O niewielkiej skłonności Moskwy do zamrożenia konfliktu decyduje również obecna sytuacja na froncie. – Putin nie zamierza zakończyć wojny w momencie, w którym jest ona z jego punktu widzenia korzystna. Rosja ma obecnie dużą przewagę. Na froncie zbliża się najbardziej surowy okres zimy, a to tworzy możliwość wyczerpania Ukrainy atakami na infrastrukturę energetyczną i węzły komunikacyjne. Rosja już teraz realizuje je bardzo konsekwentnie, praktycznie każdego dnia. Putina będzie można zmiękczyć dopiero wiosną, choć i wtedy trudno mówić o posadzeniu go przy stole pokojowym – analizuje gen. Pacek.

Wyborcze deklaracje Trumpa o zakończeniu wojny w ciągu 24 godzin nie przetrwały próby czasu. Gen. Keith Kellog, specjalny wysłannik USA ds. Ukrainy, mówi obecnie o osiągnięciu porozumienia w ciągu 100 dni. Choć gen. Pacek ocenia taki termin jako mało prawdopodobny, wskazuje, że konflikt może dobiec końca jeszcze w tym roku.

Wiele przesłanek pokazuje, że Rosja nie planuje wojny w 2026 roku. Wynika to między innymi z planu budżetowego. Militarny budżet Rosji na 2025 rok jest rekordowy, a już na 2026 – zdecydowanie mniejszy. To pokazuje, że Putin zagrywa bardzo wysoko. Zależy mu na tym, żeby maksymalnie osłabić Ukrainę i zasiąść do stołu ze wszystkimi możliwymi asami

– wyjaśnia.

Misja pokojowa na terytorium Ukrainy? „Siły amerykańskie byłyby niezbędne”

Sam prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski deklarował, że warunkiem zawieszenia broni powinno być stworzenie międzynarodowego kontyngentu sił pokojowych, które zapobiegłyby kolejnym rosyjskim atakom. Według niego w tym celu niezbędne byłoby rozmieszczenie na terytorium Ukrainy 200 tysięcy zachodnich żołnierzy. Gen. Polko podkreśla, że w obecnej sytuacji trudno mówić o liczbach, ale nie wyklucza, że utworzenie strefy buforowej kontrolowanej przez wojska międzynarodowe może okazać się konieczne.

Jeżeli strona rosyjska przyjęłaby układ pokojowy, to rzeczywiście w strefie rozdzielenia byłyby potrzebne siły gwarantujące pokój, jak ma to miejsce na granicy Korei Północnej i Południowej. Musiałyby tam stacjonować odpowiednio mocne i reprezentatywne siły. Gdyby byli tam żołnierze amerykańscy, francuscy i być może chińscy, jakiekolwiek uderzenie w tak złożoną formację międzynarodową mogłoby Rosji poważnie zaszkodzić

– podsumowuje.

Gen. Pacek zauważa natomiast, że utworzenie podobnego kontyngentu pokojowego najprawdopodobniej byłoby gwarancją zastępującą obietnicę szybkiego wejścia do NATO. – Stacjonowanie wojsk NATO na terenie Ukrainy nie jest najgorszym pomysłem. Trzeba tylko wyraźnie powiedzieć, że na razie Europa nie jest na to przygotowana w zakresie posiadanego potencjału, struktur i zapasów. Nie wyobrażam sobie tego w wykonaniu samych państw europejskich. Póki co siły amerykańskie byłyby absolutnie niezbędne i mam nadzieję, choć niezbyt dużą, że Trump zmieni swoje stanowisko w tym zakresie – wskazuje.

Trump naciska na większe wydatki na obronność. „Europa przespała ostatnie trzy lata”

W okresie kampanii wyborczej Trump wielokrotnie deklarował, że państwa sojusznicze NATO powinny zwiększyć wydatki na obronność do poziomu 5 proc. PKB oraz wzywał kraje europejskie do wzięcia większej odpowiedzialności za wsparcie Ukrainy. Swojego stanowiska nie zmienił również po objęciu urzędu. Podczas poniedziałkowej rozmowy z dziennikarzami przypomniał, ze USA wydały na pomoc dla Kijowa 200 miliardów dolarów więcej niż cała Europa. – To śmieszne. Ich dotyka to znacznie bardziej. My jesteśmy oddzieleni oceanem – kwitował.

W tym temacie gen. Polko jest podobnego zdania. – Zgadzam się ze stwierdzeniem prezydenta Trumpa, że 5 proc. to nie jest nadmierny wydatek. W czasach zimnej wojny kwoty te sięgały nawet 10 proc. PKB w państwach europejskich. Europę stać na to, żeby wziąć odpowiedzialność za własne bezpieczeństwo i rozbudować siły zbrojne – ocenia. Jednocześnie zauważa jednak, że zmiana podejścia nastąpiłaby z dużym opóźnieniem.

W mojej ocenie Europa mimo wszystko przespała ostatnie trzy lata, bo wciąż więcej proceduje, niż działa. Jeżeli ta tendencja się utrzyma wszystkie atuty będą po stronie Putina

– podsumowuje.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version