– Mamy w tej komisji spór fundamentalny, czy ta komisja ma sens, czy nie – przyznał dzisiaj podczas obrad komisji śledczej ds. afery wizowej poseł Piotr Kaleta. Jako osoba, która śledzi i relacjonuje je od początku, podpowiem: panie pośle, skoro tak, to może niektórzy powinni z udziału w niej zrezygnować.

Wtorek 5 marca 2024 r. zapowiadał się na raczej senny dzień na komisji. Najpierw przesłuchanie byłego ambasadora w Indiach Adama Burakowskiego, potem odebranie opinii od biegłego dr. hab. Mikołaja Małeckiego, na koniec głosowanie wniosków dowodowych. Ale kto relacjonuje komisje, ten się w cyrku nie śmieje.

Adam Burakowski – dziś dyplomata w Republice Południowej Afryki – potwierdził wcześniejsze zeznania konsulów Damiana Irzyka oraz Mateusza Reszczyka. Wyjaśnił, że już jesienią 2019 r., kiedy wysyłano go na placówkę, zaznaczano, że tzw. outsourcing wizowy będzie jednym z tematów, którym będzie się musiał zająć.

Polski MSZ już od 2018 r. badał tę sprawę – Polska z roku na rok staje się coraz atrakcyjniejszym krajem z punktu widzenia migrantów. – Indie są bardzo dużym krajem, który posiada kilkanaście wielkich miast, outsourcing miał służyć usprawnieniu pracy konsulów i zwiększeniu komfortu obsługi dla aplikantów. Kiedy przyjechałem do Delhi, tylko Polska nie miała takiego outsourcingu – wyjaśniał ambasador.

O co dokładnie chodzi? Na świecie działa kilka wyspecjalizowanych firm pomagających uzupełniać i kompletować wnioski wizowe (m.in. Global Visa, VFS czy Thomas Cook). Chodziło o to, aby to one zajmowały się gromadzeniem dokumentów, a do konsulów należała tylko decyzja o wydaniu lub niewydaniu na podstawie bądź z powodu braku stosownych dokumentów.

Burakowski wyjaśnił przy tym, że przy obecnym zapotrzebowaniu oraz przy obecnym zainteresowaniu Polską, jako krajem migracyjnym, konsulaty w Indiach borykają się z brakami kadrowymi. W efekcie wpływa to na tzw. jakość migracji – 85 proc. wniosków, którymi zajmują się konsule, to często wnioski osób o niskich kwalifikacjach, których wnioski są odrzucane (ale na ich rozpatrzenie potrzebny jest czas). W związku z tym zostaje mało czasu, aby zająć się rozwijaniem migracji osób wykwalifikowanych. Były ambasador w Indiach dodał, że z tego samego powodu chciał otworzyć konsulat w Bangalore, rozwiniętym stanie, w którym działa wiele firm z branży IT.

Czy wiedział o naciskach na konsulów ze strony Wawrzyka oraz MSZ? – Konsul Irzyk poinformował mnie o fakcie takich nacisków – zeznał Burakowski. Dodał również, że o sprawie prób nielegalnych migracji, które były przedmiotem doniesień medialnych w Indiach, poinformował też wicedyrektor departamentu konsularnego w MSZ Beatę Brzywczy.

Ambasador Burakowski zeznał, że w związku ze sprawą tzw. ekipy filmowej wykonał „jeszcze jeden ruch”, ale powiedział, że może o nim poinformować tylko na posiedzeniu niejawnym komisji. Chodzi zapewne o kontakt oraz zaalarmowanie jakiejś ze służb specjalnych, o czym dyplomata niekoniecznie może mówić publicznie – komisja podejmie jeszcze decyzję w tej sprawie.

Ambasadora Burakowskiego zapytano o słynny projekt rozporządzenia Piotra Wawrzyka, które miało rozszerzać kompetencje obsługi wizowej przez MSZ do aż 21 państw (i w efekcie umożliwić napływ do Polski nawet 800 tys. osób rocznie). Dyplomata przyznał, że za podobne sprawy odpowiadali konsulowie, ambasador ma inne obowiązki, ale treść tego rozporządzenia na pewno nie była z nim konsultowana.

Podobnie jak wcześniej konsulowie ambasador Burakowski zaznaczył, że Polska potrzebuje kompleksowych rozwiązań migracyjnych oraz zwiększenia obsady placówek konsularnych. Na już. Odniósł się przy tym do swoich obecnych doświadczeń.

– W ciągu 10 lat liczba wniosków wizowych w Pretorii wzrosła dwukrotnie, a dalej mamy taki sam skład osobowy placówki. […] Konsulat po prostu nie jest w stanie tych wszystkich wniosków przeprocedować w składzie, który był odpowiedni dekadę temu – alarmował. I dodawał, że w Indiach oraz innych krajach zagranicy jest wielu dobrze wykształconych ludzi, którzy chcieliby związać z Polską swoją przyszłość.

– Polska ściąga z Indii głównie ludzi słabo wykształconych, niekiedy nawet nieposługujących się językiem angielskim, co sprawia, że wykształceni specjaliści mają nawet problemy z umówieniem się na procedurę wizową. Polscy konsulowie poświęcają aż 85 proc. swojego czasu na rozpatrywanie wniosków osób mało wykwalifikowanych! – opowiadał i przyznawał, że konsulowie wielokrotnie zgłaszali to do wydziału konsularnego MSZ.

Pod koniec zeznań dyplomaty padło pytanie, które miało zwiastować zaskakującą, smutną puentę do dzisiejszych obrad. Zadał je Piotr Kaleta z PiS.

– Panie ambasadorze, jak rozumiem, przyleciał pan do nas z RPA. Czy mogę zapytać, jaki jest koszt biletu lotniczego z Pretorii?

– A co to ma wspólnego z obradami komisji śledczej? – zapytał zaskoczony przewodniczący Szczerba.

– Bardzo wiele, chciałbym pokazać opinii publicznej, ile kosztuje nas ta szopka, którą organizujecie państwo wyłącznie z powodów politycznych!

HtmlCode

Po przesłuchaniu Burakowskiego przed komisją zasiadł biegły z zakresu postępowania karnego – dr habilitowany Mikołaj Małecki z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Jego powołanie już przed południem nie spodobało się politykom PiS – dopytywali, na jaką okazję został powołany i na temat czego będzie się wypowiadał. – Chcemy, aby profesor Małecki, wybitny karnista z UJ, podzielił się z nami swoją wiedzą w sprawach relewantnych do prac tej komisji – odpowiadał Szczerba.

Tak też było. Dr Małecki ani na milimetr nie wychodził poza swoje kompetencje. Nie wyrokował, nie odnosił się do konkretnych przykładów związanych z aferą wizową, wyjaśniał raczej komisji prawne meandry takich przestępstw jak nadużycie władzy, korupcja czy płatna protekcja. I choć – zdaniem autora tych słów – takie odbieranie opinii powinno odbywać się za zamkniętymi drzwiami, na posiedzeniu zamkniętym, aby nie nużyć oglądających, biegły na pewno nie zasłużył na młóckę, która spotkała go, gdy swojej tury pytań doczekali się pisowcy.

Zaczął poseł Andrzej Śliwka.

– Panie doktorze, jak pan ocenia tezę dowodową, na którą pan został tutaj powołany? (pytanie wybitnie rozbawiło posła Daniela Milewskiego).

– Panie poślę, tę dyskusję mamy już za sobą, w momencie, kiedy pan biegły został powołany na okoliczności wymienione w uchwale – odpowiadał za doktora przewodniczący Szczerba.

– Chciałbym się spytać. To jest normalne, standardowe pytanie praktyka na każdym posiedzeniu, pan doktor wie to doskonale – upierał się Śliwka. Po dwóch upomnieniach przewodniczący odebrał mu głos. – Czego się pan boi?! Czego się pan boi?! Proszę mi nie przeszkadzać – mówił do przewodniczącego jeszcze Śliwka. Doktor Małecki zdołał opowiedzieć o piśmie prokuratury krajowej, które zostało mu dziś udostępnione i na podstawie którego się dziś wypowiadał. – To jest abstrakcja jakaś – rzucił jeszcze poseł Śliwka.

Dalej w podobnym tonie zwrócił się do biegłego poseł Bogucki.

– Szanowny panie profesorze, czy jest pan na liście biegłych prowadzonej przez któregokolwiek z prezesów polskich sądów okręgowych, a jeżeli tak, to w zakresie jakiej specjalności?

– Czy zna pan instytucję w polskim systemie prawnym biegłego z zakresu prawa?

(– To nie jest odpytywanie biegłego z wiedzy! – wtrącał się przewodniczący).

Dr hab. Mikołaj Małecki odpowiedział skromnie. – Nie śmiałbym przesądzać sporów, jakie zachodzą pomiędzy członkami wysokiej komisji – rozkładał bezradnie ręce.

– Panie profesorze, przypominam o przysiędze, jaką pan złożył – napomniał biegłego poseł Bogucki po przerwie. – Czy znane jest panu w polskim orzecznictwie stanowisko dopuszczenia biegłego na okoliczność prawa? – zaczął znowu odpytywać. Kiedy biegły postanowił się wytłumaczyć, poseł Bogucki (niegdyś prokurator) zwrócił mu uwagę, że są to przepisy szczegółowe.

Mało tego, wytłumaczenie biegłego, że jest przed komisją po to, aby pomóc jej członkom, znowu nie wystarczyło posłowi Boguckiemu. – Panie profesorze, mając na uwadze to, co pan powiedział, czy pan profesor nie uważa, że taką rolę powinni odgrywać doradcy komisji, a nie biegły co do prawa? – pytał.

Kiedy biegły znowu odpowiedział oraz dodał, że stara się trzymać swoich kompetencji, Bogucki zarzucił mu, że – wbrew temu, co twierdzi – w swojej wypowiedzi odnosił się m.in. do prawa wizowego, w zakresie którego ekspertem nie jest.

– Czy nie uważa pan, biorąc pod uwagę, co pan mówił i co pan zrobił, że zgodził się pan wziąć udział w cyrku politycznym? – zarzucił na koniec biegłemu poseł Bogucki. Pytanie zostało uchylone przez przewodniczącego Szczerbę.

Spuentować cały ten niesmaczny teatr postanowił Piotr Kaleta. – Panie profesorze, my w tej komisji mamy spór fundamentalny, czy ta komisja jest potrzebna, czy też nie… – powiedział, ale przewodniczący znowu odebrał mu głos, wyjaśniając, że spór ten rozwiązał parlament, powołując komisję.

Pytanie Piotra Kalety wydaje się jednak na miejscu, paradoksalnie powinni je sobie zadać właśnie posłowie PiS, którzy na dzisiejszym posiedzeniu przeszli od atakowania świadków (co zdarzało im się wcześniej, na obu komisjach) do atakowania biegłego. Zastanowiłbym się też, czy taka taktyka – jakkolwiek skrojona głównie pod swój elektorat – dodaje ich postępowaniu przed komisją powagi i wiarygodności.

Drodzy prawnicy i pełna współpraca. Sprytna gra świadka w aferze wizowej

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version