Ratują innych, poświęcają się, a potem nagle wybuchają agresją. Po wszystkim robią z siebie ofiary. Osoby uwikłane w trójkąt dramatyczny są rozdarte między potrzebą niesienia pomocy, gniewem i poczuciem skrzywdzenia. Psycholożka Marta Niedźwiedzka tłumaczy, jak wydostać się z tego błędnego koła.

Niektóre moje treści mieszają wam w głowach mocniej niż inne (i bardzo dobrze), ale zdecydowanie najtrudniej jest pogodzić się z koncepcją, że „dobro” może być przemocą. Poznaję to po ilości wiadomości i sprzeciwów, które dostaję. Moja odpowiedź jest ciągle taka sama – może, i tyle. Natomiast z iście wiedźmińską gracją będę się uchylać od odpowiadania na pytanie, co jest złe w związkach. Opowiem za to o przemocy w relacjach i o tym, jak ona się objawia. I o trójkącie, ale nie łóżkowym, tylko dramatycznym.

Są ludzie mięciutcy w dotyku, za to z azbestowym wnętrzem. Jak się pewnie domyślacie, nie jest to połączenie bezpieczne dla otoczenia. Co więcej – łatwo się dać nabrać na wdzięk takiego pluszaczka. Pluszaczki bowiem, by przetrwać, uciekają się niejednokrotnie do czynów etycznie dyskusyjnych (kłamią, manipulują, wymuszają, szantażują, naginają ludzi do swojej woli).

Przemoc jest jak azot. Może pamiętacie, że stanowi on 78 proc. powietrza, którym oddychamy. Ma duże, wyraźne cząsteczki i choć nie damy rady go dotknąć, posmakować czy zobaczyć, to on istnieje i świetnie się ma. Trzeba mieć specjalny aparat, żeby badać obecność azotu, więc bardzo kojarzy mi się on z przemocą. Kiedy przy różnych okazjach pokazuję ludziom, że emitują przemoc lub wchłaniają ją bezmyślnie, to pełni zdziwienia pytają: „A da się coś z tym zrobić? Przecież zawsze tak było”. To tak jak zgoda na skład powietrza – jest, jakie jest, nic nie poradzimy.

Tymczasem, owszem, można poradzić coś na rzecz tak oczywistą, jak skład powietrza. I nie myślę o oczyszczalniach, tylko o nurkowaniu technicznym. Nurkowie techniczni, żeby zwiększyć swoje bezpieczeństwo pod wodą, sporządzają specjalne mieszanki ze zredukowaną ilością azotu (na głębokości azot sprawia duże problemy). Zamieniają go na drogi i trudny w obsłudze gaz szlachetny – hel. Czyli wyjmują z mieszanki coś oczywistego, bo wiedzą, że szkodzi, a w to miejsce, świadomie i z wysiłkiem, wciskają nową jakość, która może poprawić to, czym oddychają. Taka jest postawa bezprzemocowa – droga, trudna w obsłudze i wymagająca mnóstwa myślenia i pracy. Nurkowanie z helem może być dłuższe, bezpieczniejsze, ale na pewno nie jest prostsze. Podobnie jest z unikaniem przemocy – nie wszystkim odpowiada koncepcja męczenia się i dokładania starań w imię walki z czymś tak oczywistym. Możemy zastąpić oczywistą i niewidoczną przemoc czymś szlachetnym, dokładnie tak, jak azot zastępuje się helem. I tak samo nie będzie to ani tanie, ani łatwe, ale będzie działać.

Przypomniały mi się takie randki w moim życiu, które zaprowadziły mnie w złe miejsca. Takie, na których od początku czułam, że coś mi nie konweniuje. Albo ktoś chciał mnie ustawić, podporządkować, albo właśnie dać mi się zdominować, podłożyć się. Wy pewnie też znacie takie randki czy połączenia z ludźmi, podczas których ujawniał się potencjał manipulacji. Czasami jest to sposób, w jaki ktoś cię dotknie, rzucone od niechcenia zdanie, innym razem jawna dominacja albo pasywna agresja. Problem jest taki, że my, zaślepieni chceniem, lekceważymy te sygnały – ostrzeżenia o postawie drugiej strony, jej skłonności do przemocy, nadużywania władzy, chęci dominowania lub uległości, ustawiania ludzi „od spodu”. Brniemy w to mimo wszystko, bo czegoś bardzo chcemy. To może być facet, który zabiera na zakupy, bo wie, w czym dobrze wyglądasz. To może być kobieta, która da z siebie wszystko, byle tylko jej wybranek czy wybranka była szczęśliwa.

Brzmi znajomo? Owszem, bo od dziecka widzimy, że stosowanie przemocy to oczywistość, że sięganie po władzę, siłowe lub manipulacyjne rozwiązania, dominacja i uległość są najbardziej naturalnymi formami bycia ze sobą i z innymi ludźmi. Żeby nie było – ja też emituję azot, nie jestem tylko jego pokrzywdzoną odbiorczynią. Na swoje usprawiedliwienie mam to, że ciągle staram się emitować go mniej. Ale do osiągnięcia niskiego poziomu emisji większości z nas jest daleko.

Przemoc w relacjach jest nieoczywistą, trudną w obsłudze i zagmatwaną sprawą. Można ją jednak opisać teorią trójkąta dramatycznego, mówiącą o zaburzeniach równowagi w relacjach, i wtedy staje się nieco bardziej zrozumiała.

Trójkąt dramatyczny to konstrukcja teoretyczna, symboliczny schemat tego, co dzieje się w pewnym typie układów międzyludzkich. Twórcą tej teorii był Stephen Karpman, a następnie weszła ona w skład analizy transakcyjnej Erica Berne’a.

Analiza transakcyjna to taki model stosunków międzyludzkich, który wyodrębnia trzy współistniejące schematy nazywane stanami Ja. Stan Ja to spójny zbiór uczuć i doświadczeń powiązanych z odpowiadającym im zbiorem zachowań. Dziecko w analizie transakcyjnej to taki stan Ja, w którym człowiek odczuwa i zachowuje się podobnie, jak to robił w dzieciństwie – jest emocjonalny, nie jest sprawczy, czuje się zależny i podległy. Dorosły w analizie transakcyjnej jest tym stanem Ja, który charakteryzuje się całościowym oglądem sytuacji, myśleniem i czuciem adekwatnym do wydarzeń i poszukiwaniem konstruktywnych rozwiązań. Natomiast Rodzic jest tym stanem, który służy dyscyplinowaniu. Odpowiada za wartości, normy, nakazy i zakazy, powinności, polecenia.

Trójkąt dramatyczny to symboliczny schemat zachowań u osób z niezaspokojoną w dzieciństwie potrzebą uznania, współczucia i akceptacji, obrazujący zachwianie równowagi w relacjach i przechodzenie od roli wybawiciela, poprzez rolę ofiary, do roli prześladowcy. Istotą trójkąta jest nieuświadomione i zautomatyzowane wchodzenie w trzy określone role w procesie naprzemiennym, to jest kolejne role następują po sobie w cyklach. Tych ról dzieci uczą się w dysfunkcyjnych rodzinach, gdzie muszą stawać się ratownikami i wybawcami. I rosną w przeświadczeniu, że są wybawicielem czy wybawicielką, bo opiekowały się matką albo ojcem, chroniły rodzeństwo. Problem jednak w tym, że te czyny nie były odpowiednie dla małego człowieka, który sam potrzebował opieki, akceptacji i przeżywania bezpiecznej zależności od kogoś, na kim można polegać. Więc taki ratownik-wybawiciel czy ratowniczka-wybawicielka idą dalej w świat, już w swojej dorosłości, i ratują, kogo się tylko da – taką mają strategię na przetrwanie. Brną przez życie straszliwie umordowani, bo to, co robią, jest skrajnie wyczerpujące. Wyczerpanie z kolei prowadzi do frustracji i wściekłości, która gdzieś musi znaleźć wentyl.

W tym momencie ratownik czy ratowniczka zmienia kategorię wagową i strategię, stając się osobą, która prześladuje albo dręczy czy wymaga. Nagromadzone gniew, poniżenie, zmęczenie, frustracja, poczucie bycia wykorzystanx i niedocenionx* lądują na czyjejś głowie. Najczęściej głowie najbliższego i najbardziej dostępnego człowieka. Co gorsza, może być to osoba, która przed chwilą była ratowana. I ta osoba nagle przestaje być obiektem kultu i okadzania, zamiast tego dostaje korekcyjny łomot. Nie ma śladu po hojności emocjonalnej, jest zacisk i gorzkie żale. Rozkręcona drama, ponieważ ma swoje skutki emocjonalne, przenosi osoby dramatu do kolejnej kategorii wagowej.

Dręczyciel czy dręczycielka (tym razem udręczonx własnym poczuciem winy oraz bardzo często kłótniami, konfrontacjami i wprost realizowaną agresją) zmienia się w ofiarę. „Nas? Bohaterów? Prądem?!” Często wtedy przychodzi żal i poczucie skrzywdzenia – przecież człowiek się tyle narobił, napomagał, naratował, a tutaj zero wdzięczności i docenienia. Mało tego, ludzie mogą się wtedy odwracać od osoby ratującej, co dodatkowo obniży jej poczucie własnej wartości. A skoro ktoś mi właśnie zdegradował poczucie własnej wartości, to muszę je czym prędzej podnieść. Jak to zrobić? No oczywiście pomagając komuś! Kto ratuje, zbudowanx jest z uznania i bycia akceptowanx przez innych, więc jeśli się nie zaduma, to z pewnością wejdzie w rolę wybawiciela czy wybawicielki ponownie.

Trójkąt dramatyczny działa jak fabryka azotu. Uczestnikom czy uczestniczkom trójkąta daleko do poczucia szczęścia, a dodatkowo wywołują mocną frustrację u otaczających ich ludzi. Bardzo często w takich relacjach jedno z partnerów jest od czegoś uzależnione (na przykład alkoholu czy narkotyków), co wymusza przyjmowanie roli opiekuńczej przez drugie. W czasie niemocy jednej osoby obowiązki domowe, opieka nad resztą ludzi w domu, praca zawodowa należą do ratownika czy ratowniczki. Kiedy osoba uzależniona wytrzeźwieje, dojdzie do siebie czy się ocknie, dostaje całą frustracją tej drugiej w twarz. Frustracją uzasadnioną, bo przecież ta przed chwilą się narobiła, ale kompletnie nieskuteczną, bo osoba uzależniona poczuje się przez to jeszcze gorzej. I ta ratująca, po tym, jak się wyładowała, umacnia się w roli rozżalonej i niezrozumianej ofiary. I wszystko może zacząć się od początku.

Jeśli nieświadomie tkwi się w takim trójkącie, ciężko się zajmować własnymi potrzebami i granicami. Raczej poruszamy się w cyklach frustracji, gniewu, przygnębienia oraz różnych form pogardy dla siebie i otoczenia. Dlatego uwaga: jeśli w jakiejś sytuacji z innym człowiekiem czujesz dużo frustracji i niezrozumienia, zrób krok do tyłu i przestań robić to, co robiłxś wcześniej. Oczywiście przestrzeń na namysł może się nie pojawić od razu – jeżeli robixśmy coś wystarczająco długo, mogło stać się to nieomal automatyczne, więc uświadomienie sobie własnych postaw i działań będzie trudniejsze. Ale tak, trzeba to robić.

Wychodzenie z ról w trójkącie dramatycznym wymaga najpierw uświadomienia sobie, w co gramy i jak te role się zmieniają. Ponieważ bardzo często identyfikujemy się z pozycją ofiary i widzimy całą relację i jej dynamikę tylko z jednej perspektywy. Następnie potrzebujemy dostarczyć sobie tych emocjonalnych treści, których nam najbardziej brakuje i które chcemy uzyskać od drugiej strony poprzez manipulację. Na przykład pozycja ofiary oznacza, że brakuje nam wolności, samostanowienia i wzięcia odpowiedzialności za siebie. Z roli osoby prześladującej zaś może nas wyprowadzić dawanie sobie akceptacji i prawa do przeżywania trudnych emocji. Ratownictwu można zapobiegać na różne sposoby – od poszukiwania gratyfikacji w innych aktywnościach po skupienie na sobie i pytanie siebie: dlaczego ja tak naprawdę muszę to robić?

*Autorka książki korzysta z języka inkluzywnego. Iksatywy to formy neutralne, w których znak x zastępuje żeńskie lub męskie końcówki fleksyjne.

Fragment książki „O zmierzchu. Nowe myślenie na nowe czasy” Marty Niedźwiedzkiej wydanej przez Wydawnictwo W.A.B. Tytuł, lead i skróty od redakcji „Newsweeka”. Książkę można kupić tutaj.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version