Donald Trump ma szansę trafić do podręczników jako najlepszy prezydent Stanów Zjednoczonych. Tyle że będą to rosyjskie podręczniki do historii współczesnej. Pokój z Rosją na proponowanych przez Trumpa warunkach byłby nagrodą dla agresora i niebezpiecznym precedensem w skali świata.
Od czasu upadku komunizmu Karol Marks nie jest zbyt popularnym autorem w Polsce, ale jeden z fragmentów jego pamfletu „18 brumaire’a Ludwika Bonaparte” jest bardzo często przytaczany przez polskich publicystów: „Hegel powiada gdzieś, że wszystkie historyczne fakty i postacie powtarzają się, rzec można, dwukrotnie. Zapomniał dodać: za pierwszym razem jako tragedia, za drugim jako farsa”. W przypadku tzw. wysiłków pokojowych Donalda Trumpa jest dokładnie odwrotnie – historia owszem się powtarza, komentatorzy mówią o podobieństwach do Monachium w 1938 r., albo paktu Ribbentrop-Mołotow z 1939 r., tyle że farsa zmienia się w tragedię…
Pokój Trumpa za wszelką cenę
Wydawałoby się, że przez niemal sto dni urzędowania Trumpa świat przyzwyczaił się do jego politycznych zwrotów, wolt i nieortodoksyjnych wypowiedzi. A jednak „nasz Trampuszka” jak nazywają go ponoć na Kremlu, przebił właśnie samego siebie. Zapytany przez dziennikarzy, na jakie ustępstwa gotowa jest Rosja, by zawrzeć „porozumienie pokojowe”, odpowiedział bez wahania: „Ogromne – nie zajmą całej Ukrainy”.
Kilka godzin wcześniej w charakterystyczny dla siebie sposób zareagował na najkrwawszy od prawie roku atak rakietowy na Kijów, w którym zginęło 12 osób, a kilkadziesiąt zostało rannych. „Nie jestem zadowolony z rosyjskich ataków na Kijów. Niepotrzebne i to bardzo zły moment. Władimirze, STOP! 5000 żołnierzy tygodniowo ginie. Załatwmy to porozumienie pokojowe!” – napisał na swojej platformie Truth Social.
Słowa te dotknęły mnie osobiście. I nie chodzi tylko niefortunne sformułowania w rodzaju „I am not happy with…” („Nie jestem zadowolony…”), bo wiadomo, że język Trumpa odbiega od kanonów światowej dyplomacji. Przeraził mnie jednak całkowity brak empatii dla ofiar tego terrorystycznego ataku. Dla ludzi, którzy zginęli, śpiąc we własnych domach, dla tych którzy stracili bliskich. Kilka dni temu wróciłem z Kijowa, gdzie na własne oczy mogłem przekonać się, jak ogromną cenę płacą Ukraińcy za utrzymanie suwerenności. Byłem w Borodziance, gdzie setki ludzi zginęły, kryjąc się w piwnicach przed rosyjskim bombardowaniem. Przeszedłem wzdłuż Ściany Poległych za Ukrainę, na której umieszczono zdjęcia ukraińskich żołnierzy i funkcjonariuszy, którzy oddali życie broniąc m.in. Krymu, którego uznanie za terytorium Rosji miałoby być według Trumpa ceną za „pokój”.
W nocy ze środy na czwartek rosyjskie rakiety spadły m.in. na dzielnicę Padół, gdzie mieszkałem jeszcze kilka dni temu. Kiedy rano dowiedziałem się o ataku, napisałem do osób, których poznałem. Dzięki bogu nikt moich przyjaciół nie ucierpiał i choć kamień spadł mi z serca, wciąż myślę o tych, którzy nie mieli tyle szczęścia.
Donald Trump szedł do wyborów z obietnicą zakończenia wojny w Ukrainie. Jednak, zamiast zakończyć przelew krwi, sprawił, że przelano jej więcej. Ukraińscy komentatorzy zwracają uwagę na fakt, że po jego inauguracji liczba rosyjskich ataków na Ukrainę przy wykorzystaniu dronów i rakiet balistycznych pocisków rakietowych wzrosła ponad dwukrotnie w 12 ukraińskich regionach, a w niektórych miejscach, takich jak np. Odessa, wzrosła zaś dziesięciokrotnie. Tylko w marcu w wyniku ataków zginęły 164 osoby, a 910 odniosło rany. Było to o połowę więcej niż w lutym br. i 70 proc. więcej niż w tym samym okresie 2024 r. Kwiecień będzie zapewne jeszcze bardziej krwawy. Wykładający w USA prof. Roman Szeremeta pisze wprost, że „Trump podwoił cierpienia Ukrainy – odcinając pomoc wojskową i stając po stronie Putina”.
Po Krymie – Tajwan?
USA grożą, że wycofają się z tzw. rozmów pokojowych, jeśli Kijów nie przyjmie proponowanych warunków. Prezydent Zełenski nie może się jednak zgodzić się na oddanie Krymu i reszty okupowanych ziem w zamian za „pokój”. Nikt tak bardziej od Ukraińców nie pragnie pokoju. Tyle że „pokój” taki, jak chce Trump, oznaczałby całkowitą kapitulację przed agresorem i prawdopodobnie kolejną wojnę za 5 czy 10 lat. Celem Putina jest bowiem całkowite podporządkowanie sobie Ukrainy, nie zadowoli go chyba nawet wariant gruziński. On chce zrobić z Ukrainy drugą Białoruś.
Poza tym, jak tłumaczyła mi wczoraj Mariczka Prociuk z Instytutu Ukraińskiego, chodzi nie tylko o ok. 20 proc. terytorium oderwanego siłą wbrew prawy międzynarodowemu, lecz także o dziesiątki, setki tysięcy ludzi, którzy żyją na tych terenach. Na Krymie, w okupowanej części obwodów donieckiego, ługańskiego, zaporoskiego czy chersońskiego wciąż mieszkając Ukraińcy, którzy nie chcą być obywatelami Federacji Rosyjskiej. Mam nadzieję, że kraje UE, być może z wyjątkiem orbanowskich Węgier, nigdy nie uznają okupowanych ziem Ukrainy za część Rosji, nawet jeśli zrobią to jednostronnie Stany Zjednoczone. Nagrodzenie Rosji za zbrodnie wojenne w Ukrainie i uznanie zagrabionego terytorium za rosyjskie byłby niebezpiecznym precedensem w skali świata. W ślady Putina mógłby pójść Xi Jinping, zajmując Tajwan, ale też inni dyktatorzy, którzy uznają, że ich państwa powinny być większe kosztem sąsiadów. Jeden niesprawiedliwy pokój może oznaczać nowe wojny.
Biorąc to wszystko pod uwagę, dziwi mnie naiwność części polskich polityków, którzy wciąż uważają, że Donald Trump jest w stanie zaprowadzić sprawiedliwy i trwały pokój. Wczoraj powtórzył to po raz kolejny Andrzej Duda. – Tylko amerykańska presja może naprawdę zakończyć tę wojnę i pomóc w wypracowaniu pokoju, który nie będzie komfortowy dla żadnej ze stron. Ale może to właśnie sprawi, że będzie trwały – mówił prezydent w wywiadzie dla „Euronews”. Duda przyznał, że Ukraina będzie musiała w pewnych kwestiach ustąpić: – To musi być kompromis. To znaczy, de facto ten pokój powinien sprowadzać się do tego, że żadna ze stron nie będzie mogła mówić, że wygrała tę wojnę, bo każda ze stron w jakimś sensie będzie musiała ustąpić”. Problem w tym, że jak na razie do ustępstw zmuszana jest tylko Ukraina. No, chyba że prezydent Duda zgadza się z Donaldem Trumpem, że wielkim ustępstwem Rosji jest to, że nie zajęła jeszcze całej Ukrainy.