Czy z 5 proc. poparcia w sondażach tuż przed głosowaniem można wygrać wybory? Oczywiście.

Zabrzmi to trochę jak wyjęte z teki wypalonego mówcy motywacyjnego albo – pardon my French – coacha, ale coraz bardziej zdaje mi się, że zdaniem najlepiej opisującym współczesność jest „niemożliwe nie istnieje”. Dokładniej: „niemożliwe” zdechło. Powinniśmy je pożegnać, już kiedy serialowa gwiazda została prezydentem Ukrainy, ale gdzieniegdzie przetrwało do dziś, i to mimo wyniesienia (dwukrotnie już) do Białego Domu wulgarnego kabotyna z epizodami w reality show i różnymi innymi historiami, które wydarzyły się, mimo że wydarzyć się nie powinny.

Zmierzam do tego, że za każdym razem, gdy ktoś mówi, że w drugiej turze wyborów prezydenckich na pewno spotkają się Rafał Trzaskowski i Karol Nawrocki, gdzieś umiera zdrowy rozsądek. Tak, powyższy scenariusz jest najbardziej prawdopodobny, lecz nie jest jedyny. Co więcej, nawet na samym finiszu kampanii nie będziemy pewni, co wydarzy się w wyborczą niedzielę.

Jesienią w I turze wyborów prezydenckich w Rumunii triumfował radykał Călin Georgescu, choć w przededniu elekcji zbierał w sondażach 5-6 proc. poparcia. W dniu głosowania postawiło na niego jednak prawie 2 mln ludzi (23 proc.). Jak to w takich sytuacjach: zdecydowała kombinacja czynników, zaczynając od wsparcia Kościoła prawosławnego, przez zmęczenie partiami głównego nurtu. Najważniejsza okazała się jednak kampania w platformach cyfrowych (o niej za chwilę). Georgescu jest wszystkim tym, czego boją się dziś demokraci na całym świecie. Niesie ze sobą cały pakiet haseł skrajnie prawicowych, z nacjonalizmem i izolacjonizmem włącznie. Zdarza mu się pochwalić Władimira Putina, regularnie wygłasza hasła przeciwko Sojuszowi Północnoatlantyckiemu, zaprzecza istnieniu pandemii COVID-19.

Za mentorów miał współpracowników Nicolae Ceaușescu (m.in. byłego ministra spraw zagranicznych), za bohaterów narodowych uważa faszystów z czasów II wojny światowej, w tym założyciela Żelaznej Gwardii Corneliu Zelea Codreanu oraz odpowiedzialnego za zagładę rumuńskich Żydów Iona Antonescu. Georgescu kampanię w internecie oparł przede wszystkim na TikToku. Filmiki z jego hasłami hulały nie tylko na kontach poświęconych polityce, błyskawicznie zamieniały się w wirale. Nie same z siebie, rzecz jasna – 25 tys. kont wspierających kandydata powstało dwa tygodnie przed wyborami i było zarządzanych z zagranicy. Dodatkowo kampanię wspierał bogacący się na kryptowalutach Bogdan Peșchir – z nieujawnionych przyczyn miał na nią przekazać milion euro. Nie trzeba być zwolennikiem spiskowej teorii dziejów, by między tymi akapitami dostrzec działalność zielonych ludzików inspirowanych z Moskwy (której Kreml oczywiście zaprzeczył).

Decyzja rumuńskiego Sądu Konstytucyjnego była jednak bezprecedensowa i skrytykowana nawet przez drugą po I turze Elenę Lasconi – wybory zostały unieważnione z powodu „manipulacji”, jakich dopuścił się Georgescu. Podkreślmy: kraj Unii Europejskiej unieważnił wybory, i to bez twardych dowodów, np. dosypanych głosów do urny.

To też à propos tego, co jest dziś w polityce możliwe. I nie śpieszyłbym się z ogłaszaniem, że w Polsce nigdy do tego nie dojdzie – o ważności najbliższych wyborów ma przecież zdecydować izba Sądu Najwyższego uznawana tylko przez PiS, które niezgodnie z prawem powołało ją do życia. Bo w to, że prezydent Andrzej Duda podpisze tzw. ustawę incydentalną, która wprowadza nieco porządku, chyba nikt nie wierzy?

Efekt anulowania I tury w Rumunii (i przeniesienie jej na maj) jest oczywisty. Ulica uznała, że establishment posunął się za daleko, nastąpił antysystemowy zwrot. Dziś Georgescu w sondażach zbiera już 50 proc. poparcia, choć wcale się nie ucywilizował, wciąż wznosi hasła, które do niedawna skazywałyby polityka na margines.

Nie przywołuję przykładu Rumunii, żeby udowadniać, że w Polsce będzie podobnie. Chodzi mi bardziej o pokazanie, jak bardzo zmieniła się rzeczywistość. Że zmagamy się dziś z zupełnie innymi problemami niż kilka lat temu, nie mamy powodu uważać, że państwo polskie jest na nowe wyzwania przygotowane i że wszystko wskazuje na to, że będzie coraz gorzej. Nasze wybory odbędą się w nowym świecie, już po decyzji Marka Zuckerberga, który zrezygnował z prowadzenia fact-checkingu na Facebooku i Instagramie. Dodajmy do tego, że właściciel X Elon Musk zamienił się w samozwańczego lidera międzynarodówki radykałów, a okaże się, że na pewno o polskich wyborach wiemy tylko to, że będą w nie ingerować Rosjanie. Niemożliwe naprawdę nie istnieje.

.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version