Chciałbym, żeby jej usunięcie nie wywołało żadnych kontrowersji, żeby nikt tego nie zauważył. Żebyśmy wspólnie uznali – redakcja, czytelnicy i czytelniczki – że spełniła swoją funkcję i nie jest już potrzebna.

Ale myślę, że zostanie z nami na lata.

Kiedy rok temu dołączaliśmy tęczę do loga „Newsweeka”, planowaliśmy, że to na kilka tygodni. Pride Month, nie dłużej. Czerwiec się skończył, lecz tęcza została. Wspólnie uznaliśmy, że nie zdejmiemy jej, dopóki nie poprawi się sytuacja osób LGBT+.

Krajobraz polityczny jest znany – partie odmawiające osobom LGBT+ podstawowych praw zajmują niemal połowę miejsc w Sejmie, politycy opowiadający obrzydliwości o osobach nieheteroseksualnych zajmują wysokie stanowiska, w systemowym szczuciu do niedawna przodowała telewizja nazywana publiczną, w ostatnim rankingu ILGA-Europe (pokazującym stan równouprawnienia osób LGBTI) zajmujemy ostatnie miejsce wśród krajów Unii Europejskiej. Na mapie ilustrującej wyniki rankingu wyraźnie widać, że Polska jest wschodem Europy.

Jednocześnie od lat widać, że Polki i Polacy są bardziej progresywni niż ludzie, których wybierają. Ustawy o związkach partnerskich domagają się elektoraty KO, Lewicy, Trzeciej Drogi. Z ostatniego badania IBRIS dla „Rzeczpospolitej” wynika, że ponad 60 proc. wszystkich badanych chciałoby uchwalenia takiej regulacji.

Jak wiadomo, rzeczywistość nie jest taka prosta. W całej III RP tylko Jarosław Kaczyński w latach 2015-2019 miał pod kontrolą wszystkie etapy stanowienia prawa. W tym czasie PiS naprawdę mogło uchwalić, że Ziemia jest płaska i podtrzymywana przez trzy słonie stojące na gigantycznym żółwiu. Wcześniej i później trzeba było się dogadywać albo z koalicjantami, albo z rywalami, albo kultywować szorstką przyjaźń.

Koalicja 15 października ma być może trudniej niż większość rządów po 1989 r. By coś ustalić, w jednym rzędzie muszą stanąć Tusk-Czarzasty-Hołownia-Kosiniak-Kamysz-Duda. Koszmar.

Obajtek wciąż nie ma postawionych zarzutów, prokuratorzy od Ziobry dalej pracują, a TVP, owszem, nie szczuje, ale zamieniła się w telewizyjny odpowiednik osady w Biskupinie

Trudno się jednocześnie dziwić tym, którzy dziewięć miesięcy temu zagłosowali na nadzieję i są zniecierpliwieni. Bo Obajtek wciąż nie ma postawionych zarzutów, prokuratorzy od Ziobry pracują, jak gdyby nigdy nic, a TVP, owszem, nie szczuje, ale zamieniła się w telewizyjny odpowiednik osady w Biskupinie.

Brak sprawczości daje paliwo populistom, łatwo w tych okolicznościach budować narrację o imposybilizmie obecnej władzy. Przeciętnego wyborcy może nie obchodzić, że lider jednej części składowej rządu koalicyjnego szuka bezpowrotnie utraconego poparcia, a druga część prawdopodobnie skończy jako lewicowy odpowiednik Konwentu Świętej Katarzyny.

Zniecierpliwienie zrozumieć tym łatwiej, że nie wszystko da się wytłumaczyć koniecznością zawierania kompromisów w koalicji. Nie każde rozwiązanie wymaga ustawodawczej drogi przez mękę zakończonej w pałacu prezydenckim.

Jednym z projektów zgłoszonych do głosowania w Budżecie Obywatelskim w Warszawie były „Darmowe podpaski w szkołach”. Inicjatorka wyjaśniła, że chodzi o „zapewnienie darmowych podpasek we wszystkich szkołach podstawowych i ponadpodstawowych w Warszawie”.

Budżet Obywatelski nie wydaje mi się odpowiednim narzędziem do rozwiązywania tego typu spraw. Na problem ubóstwa menstruacyjnego, dotyczący co dziesiątej dziewczyny w Polsce, już w poprzedniej kadencji zwracał uwagę Rzecznik Praw Obywatelskich. Ówczesny minister Przemysław Czarnek nie kiwnął palcem, zrzucił odpowiedzialność na dyrektorów szkół.

Obecne szefostwo MEN miało pół roku, by tę sprawę rozwiązać. Najpierw z resortu płynęły informacje o konsultacjach z organizacjami pozarządowymi i samorządami, sprawa miała zostać rozstrzygnięta ustawą. Ta droga groziła igrzyskami obskurantyzmu w Sejmie (Adrianna Klimaszewska, jedna z inicjatorek akcji Różowa Skrzyneczka, mówiła w OKO.Press, że dyrektor szkoły spytał ją, czy darmowe podpaski to seksualizacja), a potem zapasami z nadprezydentem Marcinem Mastalerkiem. Dziś MEN chce już zapewnić uczennicom środki higieniczne rozporządzeniem, co wydaje się szybsze i skuteczniejsze. A hasło „podpaski dostępne dla wszystkich uczennic od nowego roku szkolnego” brzmi jak doskonała okazja, by rząd mógł pokazać sprawczość.

Wyobrażam sobie, że Donald Tusk ma w gabinecie kalendarz, w którym skreśla kolejne dni, odliczając do końca kadencji prezydenta Andrzeja Dudy. Ale nie ma we mnie wielkiej wiary, że można przetrwać tych 400 dni, wyłącznie tłumacząc, że się nie da.

Kolejny Pride Month się skończył. Ale tęcza zostaje.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version