Hołownia chce za wszelką cenę pokazać, że nie jest zależny od Tuska i zrzucić z siebie odpowiedzialność za decyzje rządu. Stąd ta nagła szczerość i przyznanie się do błędów. — Przez ostatni rok Hołownia i jego ludzie byli niewidoczni. Teraz będą nadrabiać — słyszymy w KO.
— Nie dowozimy wielu rzeczy, wiele rzeczy robimy źle. Rozliczenia to jest po prostu dramat, jak to idzie, ale też duże projekty inwestycyjne, ochrona zdrowia, to wszystko wymaga pracy. Ale bądźmy realistami. Co by było gdyby tego nie było? Byłby PiS trzecią kadencję. Bez żadnych hamulców już wtedy we wsadzaniu ludzi, w złodziejstwie, w wyprowadzaniu nas z Unii Europejskiej — powiedział Szymon Hołownia w krążącej po social mediach rozmowie z gazetą.pl. Marszałek Sejmu ogłosił termin wyborów i prawie jednocześnie, że rządząca od ponad 13 miesięcy koalicja się nie sprawdza.
Jak na drugą osobę w państwie, lidera dużej części koalicji to deklaracja co najmniej ryzykowna, bo stawia Polskę 2050 w kontrze do pozostałych partii a przede wszystkim do Koalicji Obywatelskiej.
— Przecież tylko o to chodzi. Nie jest to najlepsza strategia, ale chyba jedyna. Bo tak zupełnie logicznie, co on ma zrobić? Jaką inną metodę może zastosować? Przez ten rok lewica toczyła swoje wojny, PSL toczyło swoje, a Hołownia i jego ludzie byli niewidoczni. Teraz będą nadrabiać — słyszymy od polityka KO.
Szymon Hołownia się nie zgadza
Najdziwniejsze jednak jest to, że na konferencji prasowej w Sejmie marszałek powiedział dokładnie coś przeciwnego.
— Natomiast, jeśli ktoś mi powie — „dobra, wystarczy tyle, ile dowieźliśmy, najważniejsze, że PiS nie rządzi”, to ja się z takim myśleniem nie zgadzam. Uważam, że dzisiaj powinniśmy być jeszcze bardziej skupieni po tym pierwszym okrążeniu, po tym pierwszym roku rządów na tym, żeby dowieźć te rzeczy, których ludzie od nas oczekują.
Chyba chodzi o to, że marszałek wie, że koalicja nie dowozi, ale się z tym nie zgadza i chciałby więcej. Chyba, bo pewności nie ma. W obecnej sytuacji politycznej Trzeciej Drogi i jej kandydata możliwe jest, że marszałek po prostu w ciągu doby zmienił zdanie.
W cztery miesiące muszą odróżnić się od Koalicji Obywatelskiej i próbować przejąć inicjatywę. Będzie bardzo trudno, ale Szymon Hołownia ma plan. Widać, że postawił na nagłą sejmową aktywność. Jest inicjatywa rozwiązania problemu z ważnością wyborów, którą co prawda skrytykowali wszyscy, ale marszałek ją ma i przepycha przez Sejm.
Pewnie też spróbuje porozumieć się z prezydentem Dudą. Jeśli ktoś może to zrobić, to albo on albo Władysław Kosiniak-Kamysz, czyli w sumie na jedno wychodzi. Druga sprawa to zabezpieczenie polskiej obecności w Unii Europejskiej. Problem pojawił się, kiedy PiS realnie rozpoczęło debatę o Polexicie, wprowadzając w poprzedniej kadencji do publicznej narracji wątpliwości co do naszej obecności we Wspólnocie.
Okazało się po analizie ustaw, że o ile nasze wejście do Unii było rozstrzygnięte w referendum, to do wyjścia wystarczy sejmowa większość. Marszałek postanowił zabezpieczyć nasze miejsce. A może raczej swoje w wyścigu do fotela prezydenckiego. Sytuacja Hołowni jest w tej chwili trudniejsza, bo może go zmusić do przesunięcia się jeszcze na prawo. Niewiele, ale jednak.
— Trzaskowski go przepycha, ale ja nie wiem czy go wyborcy po prawej kupią. W sumie tam już jest tłok. Może to być bardzo trudne — dywagują koledzy.
Hołownia spoza układu
Pozostaje zatem udawać, że właściwie jest się poza układem władzy albo się go kontestuje. To przynosi kilka korzyści, a w tej sytuacji trzeba wykorzystać wszystko, co się ma.
— Będą z nim problemy, bo jeśli tylko zobaczy, że sondaże są niekorzystne, zacznie atakować Rafała. Jestem o tym przekonany, że w pewnej chwili będzie panika i zacznie się to co było cztery lata temu. Bez sensu — konstatują koledzy z KO.
W Koalicji Obywatelskiej wciąż jest pewna uraza o to, że Szymon Hołownia w poprzednich wyborach nie poparł wprost Rafała Trzaskowskiego w drugiej turze tylko wygłosił jakieś ogólny przekaz o tym, że wyborcy nie potrzebują wskazówek.
— No oczywiście, że nie potrzebują, ale też dobrze wiemy, że rekomendacja dla wielu wyborców niezaangażowanych na co dzień w politykę ma to znaczenie. Jeśli ktoś nie czyta, nie słucha codziennie, a tacy są wyborcy Trzeciej Drogi, bo nasi to jest jednak inny poziom zaangażowania, to dobrze jest, kiedy lider mówi „na tego zagłosuję sam” — tłumaczą politycy KO.
Ale Hołownia z kolei cały czas uważa, że gdyby on startował i gdyby mu wtedy PO oddała miejsce w pierwszej turze, to w drugiej by Dudę pokonał bez problemu. Trudno w tej atmosferze zachować zasady fair play i oprzeć się pokusie, żeby przynajmniej raz na jakiś czas nie wbić szpili.
Hołownia chce za wszelką cenę pokazać, że nie jest zależny od Tuska i zrzucić z siebie odpowiedzialność za decyzje rządu. Stąd ta nagła szczerość i przyznanie się do błędów. Gorzej, że za tym przyznaniem się do problemów z realizacją programu poszło przyznanie, że jedynym efektem wyborów jest to, że „nie rządzi PiS”. To dla większości wyborców zdecydowanie za mało. Wyborcy od swoich przedstawicieli chcą skuteczności, a nie jedynie przyznawania się, że nie udało się „dowieźć”. Tej, co przyznał sam marszałek, na razie brakuje.