Jest jak gepard, który poluje na najsłabszą antylopę w stadzie. Szuka ofiar, które łatwo zmanipulować i wykorzystać. Najchętniej takich, które mu nie postawią granic. Czasami jawi się najpierw jako autorytet, wszechwiedzący, wyidealizowany. I dopiero później zaczyna wykorzystywać swoją pozycję.

– W popkulturowych stereotypach psychopata to bezwzględny morderca, który zadźga ofiarę, a jej ciało zakopie w lesie. A tak naprawdę w większości przypadków to zwykli ludzie, którzy doskonale potrafią manipulować swoimi ofiarami – mówi dziennikarka i socjolożka Żaneta Gotowalska-Wróblewska, która razem z profesorem Danielem Boduszkiem, psychologiem kryminalnym i biegłym sądowym, napisała książkę „Jak się nie dać psychopacie. Poznaj jego metody”.

Zależało im, by obalić te stereotypy i pokazać, że psychopaci naprawdę są wśród nas. – I każdy prędzej czy później spotka osobę, która ma psychopatyczne skłonności. Może to być na przykład chirurg w szpitalu. Psychopata świetnie się sprawdza w tym zawodzie, bo jest pozbawiony empatii, nie odczuwa stresu, jest skupiony na celu. Może też być politykiem albo prezesem firmy. W korporacjach wysoko postawiony psychopata szuka osób, które pomogą mu realizować jego cele. Zasługi oczywiście przypisze sobie, bo to on doskonale zarządza ludźmi, świetnie radzi sobie z zadaniami stawianymi przez firmę – tłumaczy.

Do profesora Boduszka, który często jeździ z wykładami o psychopatii, podszedł po jednym ze spotkań mężczyzna i powiedział, że jest psychopatą. – Przychodzi na te wykłady, bo chce się nauczyć czegoś o sobie. I rzeczywiście dowiaduje się różnych rzeczy, ale jest też wkurzony, że profesor podejmuje ten temat, a przez to coraz głośniej mówi się o prawdziwej twarzy psychopatów. I to ich obnaża.

– Psychopata jest jak gepard, który poluje na najsłabszą antylopę w stadzie. Szuka ofiar, które łatwo mu będzie zmanipulować i wykorzystać. Najchętniej takich, które mu nie postawią granic, czyli nie będą odważne ani asertywne – mówi Sylwia Królikowska, psycholog i trener biznesu, ekspert ds. empatycznego przywództwa.

Na szkoleniach bardzo często słyszy opowieści o paskudnych szefach. I zwykle pada wtedy pytanie: czy to psychopata? Zawsze się zastanawia, czy to nie jest diagnoza na wyrost, bo przecież nie każdy wymagający szef jest psychopatą. – Ale mamy prawo podejrzewać, że jest, jeżeli stosuje nieetyczne zachowania. Na przykład wpędza nas w poczucie winy, zaczyna upokarzać, niezdrowo wchodzić na ambicję, mówiąc: wszyscy inni ogarniają, a ty nie? Jeżeli czujemy, że dążenie do osiągnięcia wyników jest nieetyczne, niemoralne, sprawia, że czujemy się podle, to już może być ostrzeżenie, że szef ma psychopatyczne zachowania – tłumaczy.

Psychopata czuje się silny, dopóki mu nie pokażesz, że widzisz, w co z tobą gra i nie jesteś bezbronny

Jej zdaniem najważniejsza cecha, która może wskazywać, że mamy do czynienia z psychopatą, to skłonność do manipulacji. – To odróżnia szefa wymagającego od psychopatycznego. Osoba o cechach psychopatycznych kłamie, wpędza nas w poczucie winy. I wcale się tego nie wstydzi. Kiedy zwracamy jej uwagę, że powiedziała lub zrobiła coś, co nas zabolało, było krzywdzące, nie przeprosi. Nie powie, że ją poniosło i postara się więcej tego nie zrobić. Wręcz przeciwnie, oświadczy: przesadzasz, przewrażliwiona jesteś. Czyli nie dosyć, że przez nią czujemy się podle, to jeszcze potem zrzuca winę na nas – tłumaczy.

Pacjenci Pauliny Pawlak, psycholog i psychoterapeutki, też opowiadają o takich szefach. – Słyszę historie o wyśmiewaniu, publicznym ośmieszaniu, obrażaniu. Pamiętam pana, który codziennie był obrażany przez szefa na forum grupy. Padały takie słowa jak „de***”, „sk*******” i nikt na to nie reagował. Czasami szef jawi się najpierw jako autorytet, wszechwiedzący, wyidealizowany. I dopiero później zaczyna wykorzystywać swoją pozycję, by zmuszać podwładnych do robienia rzeczy, które nie należą do ich obowiązków – mówi.

– Taki szef jest w stanie doprowadzić pracownika do bardzo głębokiego załamania psychicznego, a nawet wypalenia – dodaje Sylwia Królikowska.

Agata, do niedawna menedżerka w domu mediowym, w chwilach stresu wbijała paznokcie w skórę głowy i drapała się do krwi. Zdała sobie z tego sprawę dopiero kiedy włosy zaczęły jej wypadać garściami. A do tego na twarzy pojawiła się swędząca wysypka.

Poszła do dermatologa, który przepisał maść i odesłał ją do psychiatry z diagnozą: przewlekły stres. Psychiatra zapytała, co ją tak stresuje, a Agata przyznała, że szef, który codziennie próbuje jej udowodnić, że jest fatalną liderką zespołu.

– Odrzucał pomysły, które przynosiłam. Mówił: jesteście beznadziejni, nie chce wam się myśleć. A potem brał przygotowane przez nas projekty i przedstawiał jako własne. HR-y pisały w newsletterach, że szef znowu zabłysnął na prezentacji, zaproponował genialną kampanię dla ważnego klienta – wspomina. Próbowała mu kiedyś wytłumaczyć, że to, co robi, jest niesprawiedliwe, ale tylko się roześmiał: – Od tego jesteście, żeby na mnie zap********.

Wyszła z jego gabinetu spłakana, ale kiedy pożaliła się współpracownikom, błagali, by nie robiła z tego afery. – To psychol – przekonywali. – Nie zmienisz go. To ją tylko dobiło, nie mogła zrozumieć, dlaczego koledzy nie chcą się bronić.

– To dlatego, iż przekraczanie granic dzieje się zazwyczaj stopniowo. Pojawia się dyskomfort, na który osoby dojrzałe emocjonalnie i asertywne zareagują od razu, a osoby podporządkowane, bojące się konfrontacji czy po prostu stosujące mechanizmy obronne, zignorują znaki. Przekraczanie granic nasili się i w końcu stanie się normą, na którą już dużo trudniej zareagować. Kiedy cała grupa toleruje takie zachowanie, osoba u władzy czuje jeszcze większe przyzwolenie – tłumaczy Paulina Pawlak.

Jeśli jakaś osoba stanie w kontrze do przemocowego szefa, reszta będzie ją zwalczać. – Jak w przemocowych rodzinach, ofiary mogą chcieć zachować tę „normę”, mówiąc: „szef już taki jest”, „próbowaliśmy, nic nie da się zrobić”, „zgłaszaliśmy, nic to nie dało”. Jeśli rzeczywiście nic to nie dało, to znaczy, że trzeba jeszcze innych strategii działania. Tyle że ofiary przemocy zwykle nie mają na to siły, czują się bezradne i mogą latami tkwić w sytuacji, wierząc, że nic nie są w stanie zrobić – mówi psychoterapeutka.

Iza pamięta moment, kiedy po raz pierwszy pomyślała, że jej szefowa ma jakiś fundamentalny problem z emocjami. Były razem służbowo za granicą i tamta nagle przypomniała, że pierwszego dnia pracy w firmie Iza wymieniała SMS-y z opiekunką dziecka.

– Moja młodsza córka akurat dostała 40-stopniowej gorączki i musiałam zarządzić tą sytuacją. Nie robiłam tego głośno ani ostentacyjnie. Potem się okazało, że mała miała mononukleozę, a to dość poważna choroba. Pomyślałam wtedy, że to nie jest normalne, by kobieta tak totalnie nie akceptowała macierzyństwa innej kobiety – wspomina Iza.

Przy każdej rocznej ocenie szefowa wypominała jej tamtą sytuację. – Byłam w firmie cenionym i lubianym pracownikiem, a ona jedną ręką dawała mi papier z tymi ocenami, a drugą wymachiwała i groziła mi. Zawsze wytykała mi telefony od córek. To były 30-sekundowe rozmowy, a ja miałam wrażenie, że ona wyczekuje momentu, gdy odbiorę telefon, żeby zgromić mnie wzrokiem. Wstawała wtedy zza biurka i widać było, że aż ją nosi, żeby się na mnie wyżyć – opowiada Iza.

Pewnego razu była świadkiem, jak do szefowej zadzwoniły rekruterki z prośbą o referencje dla pracowników, którzy z nią kiedyś pracowali. – I ona z dziką satysfakcją oświadczyła, że nie udzieli referencji, bo nie ma nic dobrego do powiedzenia o tych ludziach. A ja ich znałam, wiem, jak ciężko pracowali na jej wynik i pozycję w firmie. Ona była szalenie leniwa, w najdrobniejszych rzeczach wysługiwała się zespołem. Za to karmiła się konfliktem, uwielbiała dworskie gry, tworzyła koterie, budowała koalicje przeciwko innym menedżerkom – opowiada Iza.

I lubiła się pastwić nad pracownikami, którzy akurat mieli jakieś problemy. – Mnie atakowała szczególnie zaciekle, kiedy pracę stracił mój mąż i wiedziała, że pokornie zniosę więcej, bo rodzina wisi teraz na mnie. Pewnego dnia, miotając się po salce konferencyjnej, wykrzyczała, że powinnam wydać całą pensję na siebie, bo nie ma nic gorszego niż zaniedbana czterdziestolatka. To było jak policzek. Kiedy w końcu zaczęłam się stawiać i protestować przeciwko takiemu traktowaniu, opowiadała za moimi plecami, że jestem niezrównoważona i na pewno przechodzę menopauzę – opowiada Iza.

Żartuje, że jest już po pięćdziesiątce i wciąż na tę menopauzę czeka, ale wtedy nie było jej do śmiechu. Czuła się osaczona, bała się przychodzić do biura. W końcu przestała spać i wylądowała na antydepresantach.

Jon Ronson, walijski dziennikarz i pisarz, twierdzi, że psychopaci stanowią 1 procent społeczeństwa, ale wśród kadry zarządzającej jest ich aż czterokrotnie więcej. Dlaczego? Bo korporacjom opłaca się ich zatrudniać. – Są pewni siebie, potrafią podejmować trudne decyzje. Są bezwzględni i skupieni na celu. Jeśli dostaną zadanie zrestrukturyzowania spółki, to zwolnią połowę załogi i zapewnią udziałowcom szybkie zyski. Zostawią po sobie spaloną ziemię: zrujnowane miasteczka, zniszczone bezrobociem rodziny, a potem odejdą głodni nowych wyzwań – mówił „Newsweekowi” po polskiej premierze swojej książki „I ty zostaniesz psychopatą”. – Kiepscy z nich liderzy, bo nie umieją przewodzić ludziom.

Iza przeczytała niedawno artykuł o psychowashingu, czyli jak korporacje udają, że dbają o pracowników. – Pozorowane dbanie o wellness, fundowanie warsztatów świadomego oddychania, gdy tak naprawdę chodzi tylko o wynik. Jestem przekonana, że moja firma, międzynarodowe towarzystwo ubezpieczeniowe, doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jakie metody zarządzania stosuje ta szefowa. Ale akceptowała to, ponieważ zespół dowoził wynik. To w korporacjach dość powszechna praktyka. Póki menedżer wypełnia oczekiwania, przymyka się oko na to, że przy okazji niszczy ludzi – twierdzi.

Sylwia Królikowska dziwi się, że kiedy w firmach mówi się o zdrowiu psychicznym i dobrostanie, to najczęściej kończy się na webinarze i poradach w stylu: trzeba pić więcej wody, przytulać się do drzew, oddychać słońcem. – To bzdura, bo prawdziwy wellbeing zaczyna się od bezpiecznego miejsca pracy, w którym pracownik nie czuje się gorszy, głupszy ani zapędzony w kozi róg. Firmy powinny wreszcie zauważyć, że zdrowie psychiczne przede wszystkim zależy od bezpośredniego przełożonego, od bezpieczeństwa i komfortu. Szef psychopata w krótkiej perspektywie może być skuteczny: dociśnie ludzi, cel zostanie zrobiony. Natomiast w dłuższej perspektywie działa niszcząco na wizerunek firmy – tłumaczy.

Kiedy słyszy pytanie: „Co zrobić, jeśli szef rzeczywiście jest psychopatą”, odruchowo odpowiada: uciekać. Ale rozumie, gdy ktoś mówi, że to nierealne. Dlatego zaleca asertywność i stawianie granic. – Psychopata będzie sprawdzał, na ile mu pozwolisz i ile zniesiesz – mówi.

Radzi też, by pokazywać szefowi, że wiemy, w co on z nami gra. – To jest ważne, bo psychopata czuje się silny, dopóki ktoś mu nie pokaże, że widzi, iż stosuje wobec niego manipulacje. Trzeba mu pokazywać: ja wiem, w co ze mną grasz, nie jestem bezbronny – mówi Sylwia Królikowska.

Trzeba też budować sieć wsparcia społecznego, bo psychopata zawsze szuka odizolowanych, działających samodzielnie jednostek. – Jeżeli zobaczy, że jesteśmy w zespole, że jesteśmy silni i mamy sojuszników, to już nie będzie taki odważny. I warto przerzucić się na komunikację pisemną, czyli maile i czaty, bo psychopata potrafi być czarujący i dużo lepiej wypada w kontaktach bezpośrednich. A jeżeli przerzucimy się na komunikację pisemną i będziemy robili notatki ze spotkań, pisali z nim na czacie, to już nie będzie w stanie nas zaczarować. A poza tym będziemy mieli dowód, że się na coś umówiliśmy, bo psychopata często zakrzywia rzeczywistość. Mówi: nieprawda, nie powiedziałem tak, nie było takich ustaleń. Jeżeli czujemy, że mamy do czynienia z narcystycznym psychopatą, to rekomenduję spotkania zespołowe, żeby mieć świadków, co ustaliliśmy – tłumaczy Królikowska.

Uważa, że zmianę w firmach przyniesie pokolenie Z. – Ci młodzi ludzie mówią wprost: nie chcę pracować z takim szefem. Zdarza się, że już na rozmowach rekrutacyjnych pytają, ile w firmie jest spraw o mobbing. I jaki panuje styl zarządzania. Jeżeli przeczytają w internecie albo usłyszą od kolegi, że jest tam szef, który ma zapędy psychopatyczne, to mówią: nie przyjdę, nieważne, ile mi zapłacicie. To nie jest warte moich nerwów.

Żaneta Gotowalska-Wróblewska ma nadzieję, że coraz więcej ludzi będzie umiało rozpoznać psychopatę. – Choćby po to, by uniknąć bolesnego zderzenia z nim. Bardzo często ofiary muszą potem poddać się długotrwałej terapii, odbudować siebie na nowo, naprawić relacje z bliskimi, bo oni też zostali zmanipulowani. Nie rozumieją, dlaczego osoba, która robiła takie świetne wrażenie, o której słyszeli tyle dobrego, nagle okazała się kimś innym. Nie mogą w to uwierzyć – mówi.

Agata była na zwolnieniu pół roku. Miała dużo czasu, więc postanowiła – jak mówi – uzbroić się w wiedzę. Czytała o psychopatach i nie mogła się nadziwić, jak precyzyjnie opisują jej własną sytuację. Na przykład to, że szef nie znosi, gdy ktoś mu się sprzeciwia. – To z powodu przesadnego poczucia własnej wartości. Psychopaci myślą, że są wspaniali, więc jeśli ktoś nie traktuje ich z respektem, wściekają się. Pamiętam, jak powiedziałam szefowi przy zespole, że nie ma racji. Wyszedł, trzaskając drzwiami, a potem przez tydzień się do nikogo nie odzywał – wspomina.

W książce „Otoczeni przez psychopatów” szwedzkiego behawiorysty Thomasa Eriksona znalazła wytłumaczenie, dlaczego ludzie tacy jak jej przełożony – całkowicie bezduszni i niezdolni do odczuwania wyrzutów sumienia, zdolni do wszystkiego, byle dostać to, na czym im zależy – bywają często bardzo popularni. Dlaczego ludzie ich lubią i szanują.

„Bo nie znają ich prawdziwego oblicza. A oni potrafią znakomicie się maskować. Jedynie przy odrobinie szczęścia można w końcu odkryć prawdę. I oby doszło do tego, zanim staniesz na skraju bankructwa, stracisz pracę i zostaniesz odcięty od wszystkich ludzi, których nazywałeś przyjaciółmi” – pisał Erikson.

Agata pokiwała głową, bo pamiętała, jak opowiadała znajomym, że to zaszczyt pracować z tak wybitnym specjalistą, jak jej szef. Teraz żałuje tylko jednego: że uciekła od niego o wiele za późno. Dopiero kiedy już miała rany od drapania na głowie i swędzące liszaje na twarzy.

Iza też wyszła pokiereszowana ze spotkania szefowej-psychopatki. – Byłam na antydepresantach przez półtora roku, potem moje stanowisko zostało zlikwidowane. Z cenionego pracownika stałam się osobą zbędną. Na szczęście broniły się moje kompetencje i dość szybko znalazłam nową pracę – mówi. – Ale jeszcze wiele lat później miałam traumę, poczucie krzywdy i niesprawiedliwości.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version