Czasami samopoczucie, że jest mi dobrze tak, jak jest, może być pułapką. Jeśli nie rozpoznamy swoich ciemnych stron, swojego cienia, tej siebie, która mogła głęboko skryć różne pragnienia, impulsy i myśli. Wędrówka do samej siebie jest na drodze rozwoju kobiety bardzo potrzebna – mówi psycholożka i psychoterapeutka Magdalena Sękowska.

Magdalena Sękowska: Dla mnie to kobieta autonomiczna, ma zgodę na swoją niezależność, ma świadomość swoich potrzeb i tego, czy chce, czy nie chce być w związku. To kobieta, która integruje w sobie zdolność bycia oddzielną, niezależną z gotowością do bycia we współzależności partnerskiej. Siła przejawia się w zgodzie na to, że jej człowieczeństwo objawia się w różny sposób, że w istocie jest integracją siły i słabości.

Silna kobieta to nie tylko ta, która zawsze sobie radzi. To również ta, która doświadcza własnej nieporadności, bezradności i nie zmniejsza to jej wartości. Ani w jej własnych oczach, ani w tym, jak ona spostrzega, że ludzie mogliby ją widzieć.

– Integracja przeciwieństw mieści się w tym, że siła oznacza również dostęp do braku, słabości, obszaru niekompetencji, dopuszczanie istnienia w sobie obszaru „nie wiem”. Siła człowieka tkwi w umiejętności identyfikowania słabości i dopuszczania możliwości proszenia o pomoc. Brakiem mądrości byłoby trwanie w sytuacji i utrzymywanie, że tylko ja sobie mogę pomóc.

– Tak opisane nazwałabym kobietami wywierającymi silny wpływ. A to jest coś innego niż siła osobowości. Wywieranie wpływu ma to do siebie, że cały czas potwierdzamy siebie poprzez jeden sposób funkcjonowania. Natomiast siła człowieka potwierdza się w jego elastyczności, różnorodności, ciągłym poznawaniu siebie, sprawdzaniu w różnych sytuacjach i w dostępie do różnych zachowań. W tym społecznym postrzeganiu silnej kobiety, o jakim pani mówi, silne kobiety są jednowymiarowe. Radzą sobie, nie pozwalają, żeby ktoś im pomógł, żyją tak, jakby nie miały innego oblicza. A to jest sztywność, nie elastyczność.

Prawdziwie silna kobieta też się smuci, tęskni za czymś, ale to nie dezorganizuje jej życia, nie wytrąca z równowagi. Na tym polega jej siła, że nie wchodzi w rolę ofiary, która czeka, ale bierze życie w swoje ręce i odpowiedzialnie sprawdza, jakie ma potrzeby, ale też jakie ma możliwości.

Osoba silna nie musi potwierdzać się poprzez deprecjonowanie innych, rywalizowanie, zauważanie słabości innych, nie jest jej to potrzebne do potwierdzania własnej wartości. Nie musi krzyczeć, ale nie musi też siedzieć w kącie.

– Nasza siła psychiczna, siła osobowości tworzy się w czasie naszego życia, jest wypadkową naszych predyspozycji, spadku pokoleniowego, roli kobiet i mężczyzn, ale też naszych decyzji życiowych i wyborów. Siła nie jest stanem, jest procesem. To proces związany z poznawaniem siebie, doświadczaniem siebie i świata, przekraczaniem tego, że „ja” jest tylko sumą moich doświadczeń, ale też kimś, kto może pracować nad zmianą tego, co w tych doświadczeniach mnie uwierało.

– Ze sobą, z różnymi obrazami, które dostajemy w rodzinnym spadku i niesiemy w sobie. Maja Storch pisze o tym, że obraz dziewczynki i obraz siebie jako kobiety, które w sobie nosimy, tworzą się poprzez oczy oraz reakcje ojca i matki, a także tego, co pomiędzy nimi się dzieje. Idziemy w świat z przekonaniami na temat kobiet i mężczyzn, tego, co warto robić, a czego nie. W tej drodze będziemy się konfrontować z tym, jaki obraz przekazują sobie pokolenia kobiet i mężczyzn. To bardzo silne mechanizmy. Uczestnikami moich grup są piękne kobiety, które wierzą, że są nieatrakcyjne. Kiedy analizuję z nimi skrypty pokoleniowe, widać, że ich doświadczenie jest zbudowane na pierwotnym doświadczeniu i odzwierciedleniu, które dostawały od matki albo od sióstr. Poprzez to, że ojciec był wycofany, nieznaczący w rodzinie, mają wyobrażenie, że mężczyzna jest kimś, o kogo trzeba walczyć, zdobywać różnymi atrybutami. Mimo że wszyscy wokół mówią: „Jesteś piękna, masz dużo siły”, one tego nie widzą, bo tkwią w obrazie przekazanym przez najbliższą rodzinę. Czyli w dalszej drodze musimy uporać się ze spadkiem, który dostajemy.

– To, jaką jestem kobietą, związane jest z tym, co przekazała mi mama w swoim przeżyciu kobiecości i w swojej realizacji kobiecości. Również z tym, jak była traktowana przez tatę i co on mówił o kobiecości. To są pierwotne wdruki. Kobiety albo je jednoznacznie w życiu realizują, dokładnie odzwierciedlają, albo z nimi walczą – nigdy nie będę zgodna z tym, co przekazali mi matka i ojciec. W związku z tym zacisnę pięści i im pokażę.

– Powielanie i zaprzeczanie to ten sam proces nieodłączenia się od obiektu pierwotnego. To oznacza, że wciąż działają silnie więzy lojalnościowe wobec rodziny pochodzenia, że trwają w nas przekazy, które być może w zetknięciu z naszymi doświadczeniami zostały potwierdzone i wzmocnione. To, czy ktoś pójdzie w uległość, czy w antytezę tych przykładów, świadczy o tym, że nie wszedł jeszcze na własną drogę, nie spróbował doświadczyć siebie na trochę inny sposób. Nie został więc rozwiązany podstawowy konflikt odejścia z domu, przerwania pępowiny i z matką, i z ojcem, a więc działają różne „musisz”, „powinnaś, „trzeba”, „należy”.

– Jeśli w jej kręgu znajdowały się lub znajdują inne osoby, z którymi może sprawdzać definicje kobiecości. Ja zawsze pytam: „Czy jest w twoim życiu jakaś kobieta – bohaterka filmu, książki albo rzeczywista – która jakoś jest dla ciebie ważna, która może być na chwilę dla ciebie przewodniczką?”. To doświadczenie jest bardzo ważne szczególnie dla kobiet, które nie czują siły pozytywnego przekazu od matki. To nie musi być całościowe ani długotrwałe oddziaływanie, ale znaczące. Inspirujące.

– Możliwość widzenia rozwiązań nie tylko poprzez opcję ulegania, podporządkowywania się wzorcowi międzypokoleniowemu czy walki z nim. Możliwość wyboru, szukania, opcji. Na tym polega rozwój, ta siła, która nie jest cechą, ale ciągłym procesem przetwarzania, weryfikowania i przekraczania.

Maja Storch bardzo ciekawie pisze o aspekcie transcendentnym – że pozostawanie przy mężczyźnie, który zaspokaja wszystkie moje potrzeby, może zatrzymać mój rozwój. Ona pisze, że „dziewczynka musi iść w ciemny las”, musi zdobyć doświadczenie z samą sobą. Czasami, mimo że ktoś nam wszystko daje, potrzebujemy jeszcze poczucia, że my coś wybieramy, że nie rezygnujemy z siebie. To ważny wariant rozwoju. Czasami samopoczucie, że jest mi dobrze, może być pułapką, jeśli nie rozpoznamy swoich ciemnych stron, swojego cienia, tej siebie, która mogła skryć różne pragnienia, impulsy, myśli. Wędrówka do samej siebie jest na drodze rozwoju kobiety bardzo potrzebna.

– Po to, żeby wejść w związek, który odtworzy doświadczenia z przeszłości, jakiegoś rodzaju symbiozę, kiedy ktoś będzie jej mówić, co ma robić albo dostarczy jej tego, czego potrzebuje, ale nie będzie w ogóle jej zauważać.

– To jest jakieś dopełnienie wczesnego doświadczenia, powtórzenie połączone z pragnieniem, że teraz będzie inaczej. To są nieświadome procesy połączenia się w taką relację, która została doświadczona pierwotnie, bo to nasza matryca. Dlatego wynika z tego paradoks, że mężczyzna wiąże się z taką kobietą, myśląc, że jest samodzielna i niezależna, a ona potem płacze: „Dlaczego do mnie nie dzwonisz?”. I on jest w szoku, nie rozumie, co się stało. Bo ta jej siła nie została zbudowana na kontakcie ze sobą, tylko na wyobrażeniu zachowań, które mają dawać poczucie siły.

Silne, niezależne kobiety szukają bliskości i poczucia bezpieczeństwa. Mówią: „Nie szukam dóbr materialnych, mam dobry samochód, świetne ciuchy, jeżdżę po świecie; ale tęsknię za relacją, za bliskością, za tym, by móc z kimś przeżywać, móc komuś coś dawać, ale żeby ktoś chciał o mnie zadbać. To nie oznacza „zaopiekuj się mną, jestem słaba”, to oznacza tęsknotę za współbyciem, współtworzeniem, budowaniem, za pójściem w drogę razem. Do pełni brakuje im doświadczenia bliskości, której taka kobieta nie rozumie jako symbiozy, tylko współbycia. Bo związek to nie jest tylko kontakt kobiecości z męskością, ale też to, co dwie osoby wytworzą między sobą. To pragnienie bliskości jest naszą życiową potrzebą, która nie maleje w toku naszego życia. Jak mówił John Bowlby, ta potrzeba towarzyszy nam „od kołyski po grób”.

– To jest potrzeba bliskości, ale dziecięcej. Potrzeba oddania siebie drugiej osobie. A to oznacza, że ona nie osiągnęła takiej autonomii, w której nie potrzebujemy, żeby inni za nas czuli, myśleli, robili, w której potrafimy wziąć odpowiedzialność za siebie. Jeśli chcę silnego mężczyzny, który ma przejąć odpowiedzialność za mnie, to ja go zapraszam do symbiozy.

– To jest dziecięca potrzeba bliskości. W dorosłości związki symbiotyczne prędzej czy później przyniosą jakiś dylemat wewnętrzny i jakiś problem zewnętrzny.

– Siła jest dostępem do siły i słabości. Wolno mi, jestem słaba, ale nie epatuję tym ani siebie, ani innych i nie traktuję tego jako sposobu na życie. To jeden z aspektów mojego doświadczenia. Nie jestem jednowymiarowa. Ale to nie znaczy, że w ogóle jestem słaba. To zaledwie stan, pewien moment i ponieważ mogę ten stan rozpoznać, to mogę coś z tym zrobić. Myślę, że kobiety, mówiąc o sobie: „Jestem silna, radzę sobie”, powodują, że nie mogą zobaczyć zagrożeń, które są obok nich, i dopuścić do siebie, że sposób, w jaki funkcjonują, jest bardziej przejawem słabości niż siły.

– To jest nieuświadomione uruchamianie wzorca, w którym taka osoba funkcjonuje i myśli, że kiedy spotka tego silnego, wreszcie przy nim będzie potrafiła być prawdziwa.

– Tak. Silna też swoją słabością.

– Nie. To jest ścieżka, w której rezygnujemy z jakiejś części siebie, uniezdolniamy siebie, wycofujemy energię potrzebną do rozwiązywania problemów, nie szukamy niczego dalej. To tak, jakbyśmy na jednym przystanku stwierdziły, że odbyłyśmy już całą naszą podróż. Ta droga jest pułapką. Zresztą tak pisze autorka książki – drogą jest znalezienie siły w sobie, a nie realizowanie swoich potrzeb poprzez innych, którzy też tworzą jakieś wyobrażenie na nasz temat. Jeżeli na tym oprzemy swoje życie, to jest to niedokończony cykl rozwoju siebie.

– Niekoniecznie. Taką drogą jest bycie otwartą, dobrą czytelniczką samej siebie. Jeżeli umiemy odczytywać wydarzenia w naszym życiu – dobre i złe – uczyć się z nich, pytać siebie, dlaczego to się wydarzyło, czyli jeśli szukamy znaczeń, sensu, co to mi o mnie mówi, to nie musimy korzystać z terapii.

Ale jeśli te nitki z przeszłości wciąż nas ciągną, bolą, jeśli myślałam, że jestem już od nich daleko, że nie jestem jak moja matka, albo że już wszystko załatwiłam z ojcem, a to jednak ciągle wraca, to te aspekty warto przepracować w terapii.

– Jeśli nie będzie walczyć tylko o niezależność. Szczęście możliwe jest wtedy, gdy dostrzeżemy, że życie nie jest jednotorowe. Że moja prawdziwa niezależność jest w tym, że kiedy chcę być z kimś, robię to nie dlatego, że chcę komuś ulec albo z kimś walczyć. Wybieram drugiego człowieka, bo jest to dla mnie rozwojowe i godzę się na wspólne budowanie związku.

Eric Berne powiedział o autonomii, że jest to świadomość siebie, zdolność do wyboru oraz elastyczność. Nie to, że ciągle jestem taka sama, tylko że w różnych sytuacjach potrafię być różna, a przy tym zgodna i autentyczna.

Magdalena Sękowska — psycholog, psychoterapeutka, konsultantka zarządzania, psychoterapeutka par, dyrektorka Kliniki Rodzina-Para-Jednostka w Poznaniu. Prowadzi psychoterapię indywidualną, psychoterapię par – także seksuologiczne konsultacje oraz psychoterapię rodzinną. Specjalizuje się w analizie skryptów międzypokoleniowych, łącząc podejście systemowe, narracyjne oraz analizę transakcyjną. Wypracowała autorską metodę analizy skryptów oraz prowadzenia obserwacji relacji pomiędzy rodzicami a dziećmi w warunkach naturalnych

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version