Kongres PiS w Przysusze został przełożony na inny termin. Oficjalny powód to powódź. I to jest przyczyna prawdziwa, choć nie jedyna i na pewno nie najważniejsza. Ważniejsze jest to, że Jarosław Kaczyński w ostatniej chwili zakwestionował plan wielkich zmian w partii.

W najbliższą sobotę do Przysuchy na Mazowszu miał zjechać PiS, żeby zacząć nowy sezon polityczny z nową energią i strategią. Ale nie zjedzie, kongres przełożono w ostatniej chwili. Dlaczego? Powodów jest kilka, a PiS nie do końca wie, jak wybrnąć z tego zamętu. Pierwszy powód (oficjalnie na razie politycy PiS wypowiadać się nie chcą) to powódź.

W partii pojawiły się głosy, że trzeba kongres odwołać, bo w obecnej sytuacji impreza będzie źle wyglądać. – Oni tam gdzieś na wałach, a my co? Machamy chorągiewkami? No zgadzamy się chyba, że to nie jest wymarzony obrazek? – retorycznie pyta polityk PiS, którego pytamy o powody decyzji.

To prawda. Taki obrazek to koszmar dla PR-owca zajmującego się polityką. Konkurencja na pewno wykorzystałaby zdjęcia z kongresu i teraz, i w kampanii wyborczej. A PiS-owi i bez takich problemów nie jest łatwo. Pojawił się pomysł, że na kongresie zostanie ogłoszona zbiórka na powodzian. Jednak podobno nie wbudził entuzjazmu, bo „obrazki zostaną, a o zbiórce wszyscy zapomną”. Jedynym wyjściem z takiej sytuacji jest odwołanie imprezy.

– Już z tym 14 słabo wyszło – sarkają politycy PiS. Chodzi o wiec PiS przed ministerstwem sprawiedliwości w sobotę 14 września. Partia, zamiast odwołać w ostatniej chwili niezbyt liczną imprezę, postanowiła zaatakować premiera Donalda Tuska ws. aresztu dla księdza Michała O. i przeszukań u przywódcy narodowców Roberta Bąkiewicza. Tyle że Tusk już dzień przed wiecem PiS był na Dolnym Śląsku, gdzie nadzorował walkę z powodzią. Wszystkie pytania „gdzie był Tusk” od razu zaczęły brzmieć jak hipokryzja. Z kongresem byłoby jeszcze gorzej.

Tyle że kiepski czas na organizację partyjnej imprezy to nie jest najważniejszy powód jej przełożenia. Bo najważniejszy jest – jak zawsze u prezesa – powód partyjno-polityczny. W sobotę miały nastąpić fundamentalne dla PiS zmiany w jej strukturze. Teraz władzę przynajmniej teoretycznie sprawuje komitet polityczny i prezydium komitetu politycznego, czyli słynne PKP. Od soboty miał być zarząd złożony z młodych polityków PiS i rada naczelna, do której mieli przejść obecni wiceprezesi. Prezes miał pozostać prezesem i jednocześnie kierować radą. Na czele zarządu miał stanąć Mariusz Błaszczak. To miał być pierwszy krok w jego drodze do prezesury partii.

– Prezes zmienił zdanie. Zaskoczona pani jest? – śmieje się mój rozmówca po pytaniu, co się stało.

Nie chodzi o zmianę w sprawie Błaszczaka, bo ten jest wciąż w grze. Chodzi o wzmocnienie partyjnej „młodzieży”. Na początku tygodnia widzieliśmy listę kandydatów do zarządu. Było na niej maksymalnie 15 nazwisk. Między innymi obecnego rzecznika Rafała Bochenka, czy byłego Radosława Fogla. Były też dwie posłanki, a nadzorcami tej gromady mieli zostać Błaszczak i były minister edukacji Przemysław Czarnek.

Tymczasem prezes niemal w ostatniej chwili wpadł na pomysł, że zarząd musi być większy. I liczyć tak ze 30 osób. O co chodzi? Wiadomo, że im większe partyjne gremium, tym trudniej mu podejmować decyzje. A efekt jest taki, że gremium to kompletnie traci na znaczeniu. Na przykład Platforma Obywatelska ma 10 wiceprzewodniczących i nikt już nie pamięta, kto w tym gronie jest. Prezes postanowił zatem – pod pretekstem włączania młodych do procesu decyzyjnego – kompletnie ich możliwości sprawnego podejmowania decyzji pozbawić.

Ale to nie wszystko. Została jeszcze rada naczelna, do której mieli wejść wszyscy obecni wiceprezesi partii (poza Mariuszem Błaszczakiem). Tu zaczęła się walka frakcji o stanowiska, bo właściwie nie wiadomo, kto teraz będzie ważniejszy. A to w życiu partyjnym jest naprawdę istotne.

Ale jest także powód trzeci. Suwerenna Polska. Do tej pory nie ma żadnych ostatecznych deklaracji co do połączenia, które miało zostać ogłoszone w sobotę.

– Ja jestem pewien, że oni chcieli ogłosić miejsce wiceprezesa dla Ziobry, ale po informacji o opinii biegłego po prostu jest to im nie na rękę – mówi polityk z grona przeciwników politycznych PiS.

Jeszcze dziś słyszeliśmy, że negocjacje będą trwały dosłownie do ostatniej chwili. Suwerenna Polska zaczęła stawiać opór i nagle wszystko przestało iść jak z płatka.

Wszystko to razem sprawia, że najlepiej jest kongres po prostu odłożyć pod pretekstem zatroskania powodzią. Nie świadczy to jednak najlepiej o stanie partii. Kongres to kolejna w krótkim czasie impreza, której PiS nie może dopiąć. Ostatnio odwołany został „antyCampus”, czyli „Przystań Polska” w Pułtusku. A przecież sam duży kongres był już wielokrotnie przekładany.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version