Nie, to zwyczajnie niemożliwe. Przecież Kaczyński nie może przyznać, że jego księgowy – który wie wszystko o zapleczu finansowym PiS – to zwyczajny komunistyczny agent.

Czy mają Państwo w domu dokumenty z czasów studiów, wszelkie podania i wnioski? A może chociaż papiery ze wszystkich miejsc pracy? To może kartki pocztowe wysyłane z wyjazdów zagranicznych do rodziny? Nie rekwirowali ich Państwo kuzynom po powrocie, by złożyć w osobistym archiwum? Nieformalny księgowy PiS Kazimierz Kujda tak właśnie robił.

Widziałem kopie dokumentów, które przysłał do sądu, gdy został oskarżony o kłamstwo lustracyjne – czyli ukrywanie współpracy z komunistyczną Służbą Bezpieczeństwa. Prywatne archiwum pana Kazimierza zrobiło na mnie piorunujące wrażenie.

Gdy zobaczyłem jedynie ten mały skrawek, wiedziałem, że Kujda nie może być agentem. Że być może sąd go uzna za komunistycznego kapusia, ale – wiadomo – sąd sądem, a o tym, kto jest prawdziwym agentem, decyduje wyłącznie prezes Kaczyński. Me myśli pocwałowały dalej – do afery „dwóch wież”. Pamiętają Państwo? Za rządów PiS Kaczyński kombinował, jak za kredyt z państwowego banku wybudować na działce kontrolowanej przez partyjną spółkę Srebrna gigantyczne wieżowce. Gdyby mu się udało, to kasa z wynajmu poszłaby na wspomaganie organizacji wspierających PiS, co dałoby Kaczyńskiemu gigantyczną przewagę finansową nad Platformą.

A kto zarządzał Srebrną w imieniu Kaczyńskiego? Tak, tak, Pan Wielki Zbieracz. Na pewno zebrał teczkę kwitów, które przydałyby się prokuraturze, która właśnie na nowo ma się zająć tą inwestycją. A więc nie może być agentem, prawda?

Podążajmy dalej za tą myślą. Były bowiem takie chwile, gdy pan Kazimierz nie kierował Srebrną. Tak było wówczas, gdy za rządów PiS prezesował w Narodowym Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Spieszę Państwa uspokoić: w prywatnym archiwum pana Kazimierza nie ma w związku z tym luk dotyczących Srebrnej. Tak się bowiem składa, że gdy pan Kazimierz chronił narodowe środowisko, Srebrną chroniła jego połowica Małgorzata – po prostu wymieniali się prezesurą spółki Kaczyńskiego.

Wróćmy do zielonych teczek. Za pierwszych rządów PiS w 2007 r. to pan Kazimierz dał miliony z NFOŚiGW ojcu Tadeuszowi Rydzykowi na poszukiwanie geotermii. Własnoręcznie wykreślił z umów obowiązek dostarczenia części dokumentów. Na pewno jest coś na ten temat w Kujdowym dossier.

I cóż wobec tego znaczy najnowszy wyrok? Sąd Apelacyjny w Warszawie utrzymał w mocy orzeczenie sądu pierwszej instancji uznające Kujdę za kłamcę lustracyjnego. Już po pierwszym wyroku Kaczyński zabrał głos: „Orzecznictwo sądów w Polsce jest przeze mnie od wielu lat jednoznacznie krytykowane. Miałem okazję zapoznać się z materiałami w sprawie Kazimierza Kujdy. Mam tutaj inne zdanie”.

No bo jakie to ma znaczenie dla prezesa, że jego Kujda został zarejestrowany w 1979 r. i do 1981 r. utrzymywał regularne kontakty ze swym oficerem prowadzącym? Przecież to dla prezesa nieważne, że bezpieka wytypowała Kujdę do werbunku dlatego, że jeździł na Zachód i nie miał oporów, żeby spotykać się z funkcjonariuszami SB, by zdawać im relacje. W jednym takim pisanym raporcie z wyjazdu do Anglii wymienił wszystkich spotkanych po drodze Polaków, charakteryzując ich zgodnie z oczekiwaniami esbeków.

Co to prezesa obchodzi, że Kujda potępiał działania niechętnych komunistom rodaków przebywających za granicą? („Kandydat wyraził głębokie oburzenie i krytykę osób, które nie bacząc na to, co zawdzięczają ojczyźnie i ludziom w niej żyjącym, dopuszczają się ohydnych, a czasem zbrodniczych czynów”).

To na pewno nie polega na prawdzie, że Kujda powiedział esbekom: „Udzielenie pomocy waszym organom jest obywatelskim obowiązkiem każdego Polaka”.

Własnoręcznie podpisał „oświadczenie, w którym zobowiązał się do współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa”? Wybrał pseudo „Ryszard”, rozumiejąc „potrzebę konspiracji własnej osoby”? Przecież to była maskirowka, na pewno wodził za nos bezpiekę jak prawdziwy polski patriota. Co więcej – robił sobie z niej żarty. Dowód – jajcarski sposób kontaktowania się z bezpieką. „Dzwoni brat Zbyszek. Będę w W-wie – gdyby Kazik mógł przyjąć pod hotel Forum, to się zobaczymy”. Normalnie boki zrywać.

Historia Kujdy pokazuje, jak cynicznie Kaczyński traktuje lustrację i komunistyczną przeszłość. Lista jego współpracowników, którzy mieli w życiorysie esbeckie plamy lub komunistyczne legitymacje, jest pokaźna. Zapewne dłuższa niż w jakiejkolwiek innej partii.

Dlatego powiem Państwu tak – proszę zbierać.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version