Kiedy co tydzień siadam do pisania felietonu, zastanawiam się nad tym, co mnie najbardziej poruszyło, rozbawiło, zezłościło.
Próbuję się skupić na jakimś wydarzeniu, sytuacji czy wypowiedzi i wokół tego buduję te opowieści, dzięki którym sama mam okazję skupienia się na konkretach i lepszego ich zrozumienia. W tym tygodniu mam dwie historie, które na pozór są całkowicie oddzielne i łączy je w zasadzie jedynie geografia, czyli kraj Polska, w którym się wydarzyły. Ale im bardziej o tym myślę, tym mocniej czuję, że punktów wspólnych jest o wiele więcej, chociaż od niektórych jeżą się włosy na karku, a pierwotny, przekazany w wojennych genach strach sprawia, że trudno znaleźć sobie miejsce.
W niedzielę po raz 33. zagrała Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, bez której nie wyobrażam sobie mojej ojczyzny. Każdy finał to święto patriotyzmu, empatii, wspólnoty, mądrej i czułej troski o siebie nawzajem. Jurkowi Owsiakowi konsekwentnie udaje się budzić to, co mamy w sobie najlepszego, przypominać, jacy jesteśmy fajni i że łączy nas dużo więcej, niż polaryzujący polityczny jazgot chciałby dopuścić. Pieniądze są tutaj skutkiem ubocznym, bo o wiele ważniejsze są dobro, ciepło i szacunek, które przez kilkadziesiąt godzin stają się namacalnie obecne w naszych wyjałowionych sercach. W tym ostatnim zwłaszcza, czyli w szacunku, Jurek jest wybitny.
Mniej więcej półtora roku temu zaprosiliśmy go z Grześkiem Markowskim na rozmowę do książki „Siedem życzeń”. Jurek podjechał orkiestrowym, kolorowym autem na malutką, przeważnie pustą mokotowską uliczkę, gdzie mieliśmy studio nagrań. I kiedy wysiadł z samochodu, to akurat szedł pan z pieskiem, popatrzył na Owsiaka jak na górę diamentów (co jest słuszne i uzasadnione), podszedł do niego i powiedział: „Jurek, ja cię szanuję najbardziej na świecie! Szacun, Jurek, szacunek!”. Dyrygent WOŚP uściskał pana i serdecznie się roześmiał, mówiąc, że to na pewno ustawiliśmy, ale prawda była taka, że to się wydarzyło poza nami, spontanicznie.
Rozmowa w książce jest piękna, serdecznie ją polecam. Jurek mówi, że jak coś ci się nie podoba, to weź i zrób lepiej, zamiast narzekać. A jak robisz, to szanuj innych. Niby oczywiste, ale zobaczcie, jak to może działać, wszędzie poza ściekami takimi jak prawicowe patotelewizje, żądające, żeby zamiast dawać na Orkiestrę, ludzie wpłacali na nowe koronki dla ogórków. Niestety, ściek zalewa niektórym głowy tak bardzo, że do Jurka Owsiaka wciąż dzwonią kolejne osoby z coraz bardziej okropnymi groźbami, a ja nie mogę uwierzyć, że tak łatwo jest dać się omotać złym, cynicznym ludziom i znienawidzić Jurka, który jest dobrem narodowym i jak nikt zasłużył sobie na szacunek, miłość i święty spokój.
Dzień później, w zupełnie innej scenerii i nastroju, odbyły się w Brzezince obchody 80. rocznicy wyzwolenia niemieckiego nazistowskiego obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau. 27 stycznia, w Dniu Pamięci o Ofiarach Zagłady, pod Bramą Śmierci, wziętą w nawias gigantycznego namiotu, zebrali się liczni goście, w tym delegacje z ponad 50 krajów. Jednak najważniejsi byli Ocalali, którzy przeżyli tamto piekło. Co bardzo znamienne, tylko oni mieli podczas tych uroczystości głos, by złożyć świadectwo, opowiedzieć o konsekwencjach zła i o tym, w jakim momencie historii – ich zdaniem – dzisiaj się znaleźliśmy.
Ich mowy przywoływały skojarzenie ze świętym czasem recytacji mitu, który we wszystkich kulturach gwarantuje ciągłość istnienia. Ponawianie opowieści jest jedynym solidnym fundamentem społecznej pamięci, bez której sami siebie skazujemy na powielanie katastrofalnych w skutkach zniszczeń i zbłądzeń. W czasie, gdy mówili, zastanawiałam się nad tym, czy my rzeczywiście jeszcze pamiętamy. Czy wraz z odejściem pokolenia Ocalałych skazani jesteśmy na jakąś formę powtórzenia tamtego koszmaru, który już nie tyle się czai, ile stał się w ostatnich latach dojmująco widoczny? Czy tłumacząc naszych polityków, którzy przecież wcale nie chcą źle, tylko chcą być realistami, nie przyczyniamy się do tego, że za chwilę nienawiść znowu przejmie stery?
Na początku to zresztą jest coś innego, pozornie łagodniejszego w formie. Jak powiedział Ronald Lauder, reprezentujący Filary Pamięci, czyli grono mecenasów Muzeum Auschwitz: przeciwieństwem miłości nie jest nienawiść, tylko obojętność. I trzeba o tym pamiętać przy każdym wzruszeniu ramion, odwróceniu wzroku. Przy każdym „nic takiego”.