Czy to możliwe, że Albert Einstein nie był jedynym twórcą wszystkich tych genialnych wzorów i teorii? Jaką rolę w odkryciach, które przypisuje się tylko jemu i za które otrzymał Nagrodę Nobla, odegrała Mileva Marić?
Albert Einstein. Kiedy słyszę to nazwisko, w mojej głowie pojawia się kilka obrazów naraz. Einstein patrzący w obiektyw aparatu, z szeroko otwartymi oczami i zuchwale wystawionym językiem. Einstein z kawałkiem kredy w dłoni zapisujący wzory fizyczne na tablicy. Einstein z długimi zmierzwionymi włosami, bujnymi wąsami i fajką w kąciku ust. Einstein stojący przed najsłynniejszą chyba formułą na świecie: E = mc². A ponieważ jestem milenialsem, słyszę też główny motyw muzyczny serialu dla młodzieży „Dzieciaki z Einstein High”: „Wszystko jest względne!”.
Widzę geniusza, który swoimi fenomenalnymi pomysłami zrewolucjonizował naukę. Obraz taki sam jak ten, który zawsze pojawia się na zdjęciach, w serialach i filmach. Nigdy jednak nie myślę o jego rodzinie. Dlaczego miałabym to robić? Jeśli zajrzymy do licznych biografii Einsteina, szybko staje się jasne, że jego pierwsza żona, Mileva Marić, była nieatrakcyjna, wiecznie skwaszona i zwyczajnie głupia, a jej następczyni, Elsa Einstein, zimna i żądna sławy. Bardzo dobrze, że nic o nich nie wiem. Dobrze, że nikt nic o nich nie wie. Można wyrazić to słowami tytułowej piosenki z „Dzieciaków z Einstein High”: „Wszystko jest względne i względnie normalne. Wszystko bywa dla nas kompletnie banalne”.
Jak dotąd wszystko jest normalne i całkiem banalne. A przynajmniej tak było do 1987 roku. Wydano wtedy pierwszy tom sukcesywnie ukazującej się serii literackiej „The Collected Papers of Albert Einstein”, w której zebrano wszystkie jego zapiski i całą korespondencję. Zbiór obejmuje dziesiątki tysięcy dokumentów naukowych i prywatnych, w tym odręczne notatki, eseje, a nawet listy, które odkryto dopiero przed kilku laty. Publikacja po raz pierwszy pozwoliła na kompleksowy wgląd w życie i pracę Einsteina. Nie upłynęło dużo czasu i już rozpętała się dyskusja, której nie zakończono do dziś. Czy to możliwe, że Albert Einstein nie był jedynym twórcą wszystkich tych genialnych wzorów i teorii? Jaką rolę w odkryciach, które przypisuje się tylko jemu i za które otrzymał Nagrodę Nobla, odegrała Mileva Marić? Chwileczkę, Mileva Marić… Przecież to była ta jego nieatrakcyjna, skwaszona i głupia pierwsza żona!
Teorie i odkrycia. Rola Milevy Marić
Z dwóch biografii, autoryzowanych osobiście przez Alberta Einsteina, dowiadujemy się o niej następującej rzeczy: „Była jego koleżanką po fachu i kiedy chciał się z nią dzielić pomysłami, od których aż kipiał, reagowała tak mdło i słabo, że często nie bardzo wiedział, czy ona w ogóle się tym interesuje, czy nie”. I jeszcze: „Mileva sprawiała na otoczeniu wrażenie nieco ponurej, małomównej i nieufnej”. I niby ta kobieta miała wpływać na jego teorie? Cóż, dziesiątki listów znalezionych w spuściźnie po ich pierwszym synu, Hansie Albercie Einsteinie, otwierają pole do spekulacji. Może po prostu przyjrzyjmy się życiu Milevy od samego początku i w ten sposób przybliżmy do ich związku. A zaczął się on całkiem obiecująco, zarówno pod względem romantycznym, jak i naukowym – i przerodził w jaskrawy przykład na to, jak płynne może być przejście od produktywnej współpracy w małżeństwie do wyzysku.
Mileva Marić urodziła się w zamożnej rodzinie w serbskim miasteczku Titel, na terenie należącym wówczas do monarchii austro-węgierskiej. Dorastała otoczona troskliwą opieką, choć w pewnej izolacji: podczas porodu uszkodzono jej staw biodrowy, dlatego potem miała trudności z chodzeniem i kulała, przez co spotykała się z odrzuceniem ze strony rówieśników*. Miała niezwykle nieśmiałe i marzycielskie usposobienie i także tym się od nich różniła. Rzadko przyłączała się do wspólnych zabaw, za to oddawała się dwóm wielkim pasjom: matematyce i muzyce. Jako dziecko brała lekcje gry na fortepianie, wykazując w tej mierze pewien talent. Jej rodzice, a przede wszystkim ojciec, dostrzegli też i wspierali matematyczne uzdolnienia córki, która spędzała całe godziny, wykonując działania arytmetyczne i rozwiązując zadania. Chociaż w tamtych czasach dziewczęta raczej nie otrzymywały pierwszorzędnej edukacji, rodzice sfinansowali jej naukę w prestiżowych szkołach. Mileva Marić przechodziła kolejne etapy edukacji, aż w 1890 roku, w wieku piętnastu lat, została przyjęta do serbskiego elitarnego Gimnazjum Królewskiego w Šabcu, prawdopodobnie jako jedyna dziewczyna. Prawo w Serbii nie nakazywało segregacji płci w szkołach, istniał wszak jeden wyjątek: na fizykę mogli chodzić tylko chłopcy.
Mileva musiała uzyskać specjalne pozwolenie, aby po roku brania korepetycji móc regularnie uczestniczyć w lekcjach fizyki. Na pewno czuła wyraźny opór kolegów z klasy, którzy swoje zajęcia na wyłączność musieli teraz dzielić z dziewczyną; szybko odbiło się to na jej ocenach: średnia „bardzo dobry” pogorszyła się do „dostateczny”. Jej dziecięce i młodzieńcze lata to nie tylko wyśmienita edukacja, ale też wielka samotność. Na to wszystko nałożyła się jeszcze jedna kwestia. Podejmując decyzję o otwarciu ścieżki akademickiej dla Milevy, rodzice mieli na uwadze coś więcej niż tylko wspieranie jej talentu: ze względu na niepełnosprawność córki nie mieli widoków na wydanie jej dobrze za mąż. Ponieważ z perspektywy ojca i matki wydawało się mało prawdopodobne, że małżeństwo zapewni ich córce godziwe warunki życiowe, stworzyli jej szansę na podjęcie samodzielnej pracy zawodowej. Ta ścieżka edukacyjna pokazuje, jak bardzo w tamtym czasie dziewczyny były zdane na wsparcie z zewnątrz – same zainteresowania i uzdolnienia po prostu nie wystarczały. Ale z historii Milevy można też wyczytać, jak bardzo była potem zależna od męża.
Jak Mileva poznała Alberta
W 1896 roku, w semestrze letnim na Politechnice Zuryskiej (obecnie Szwajcarski Federalny Instytut Politechniczny) Mileva poznała o cztery lata młodszego kolegę Alberta Einsteina. Oboje studiowali matematykę i fizykę. Dziewiętnastolatka była dopiero piątą studentką od założenia uczelni i jedyną dziewczyną na roku – z taką sytuacją zetknęła się już w szkole. Środowisko akademickie i więź, którą szybko nawiązała z Albertem, najwyraźniej jej służyły. Na zdjęciu portretowym z 1896 roku Mileva patrzy pewnym siebie, niemal przeszywającym wzrokiem, wyraźnie widać, że przed oczami ma jasno określony cel. Włosy, trochę nieporządnie zaczesane do tyłu, przypominają fryzurę Alberta Einsteina z wielu fotografii. Najwyraźniej podzielali nie tylko pasję do nauki, ale też upodobanie do rozczochranych włosów! Co więcej, oboje byli outsiderami na swoim roku: Mileva jako kobieta, Albert ze względu na nietuzinkowe zachowanie. Mileva lubiła jego poczucie humoru, Albert podziwiał jej niezależność.
Do Szwajcarii wyjechała już bez rodziców, sama też znalazła mieszkanie, rzecz wówczas wręcz niesłychana w wypadku młodej kobiety. Jednak oboje nie bardzo przejmowali się zdaniem innych. Za to bardzo przejmowali się studiami: razem uczęszczali na kursy, robili zadania wyznaczone przez profesorów i uważali się za równorzędnych partnerów naukowych. Po wykładach chadzali na koncerty lub sami grali: on na skrzypcach, ona na fortepianie. Wiele ich łączyło, dzięki czemu szybko pogłębili relację – znajomi ze studiów zostali najpierw przyjaciółmi, a potem kochankami. Gdyby to zależało wyłącznie od Alberta, pierwszy raz pocałowaliby się już po kilku tygodniach znajomości, ale Mileva się opierała. Nie dlatego, że nie odwzajemniała jego uczuć, lecz przede wszystkim ze strachu, że romans narazi na szwank jej karierę. W jednym z pierwszych listów zakomunikowała Albertowi: „Wątpię, czy kiedykolwiek wyjdę za mąż. Wierzę, że kobieta może robić karierę jak mężczyzna”. Ciasnota umysłowa tamtych czasów nie dopuszczała miłostek na próbę – każdy, kto nawiązywał romantyczną relację, składał zarazem obietnicę, że prędzej czy później weźmie ślub. Dlatego też Mileva złagodziła swój opór, dopiero gdy Albert dowiódł w licznych listach i w trakcie wspólnej pracy, że ceni ją zarówno jako kobietę, jak i naukowczynię: „Jakże jestem szczęśliwy, że znalazłem w Tobie równe mi stworzenie, tak samo silne i niezależne jak ja! Tylko z Tobą nie jestem samotny”. Dla obojga był to pierwszy związek i najwyraźniej wielka miłość. Liczne przezwiska, jakie Albert wymyślił dla Milevy, świadczą o ich czułej relacji: nazywał ją „skarbeńkiem” lub „kicią”. Oprócz wyznań miłosnych listy zawierają przede wszystkim dowody na intensywną współpracę i regularną wymianę myśli. Tuż po egzaminie końcowym we wrześniu 1900 roku Albert napisał do Milevy:
„Zastosowałem jeszcze inną metodę do badania efektu Thomsona, która do pewnego stopnia przypomina Twoją (…) i która także zakłada przeprowadzenie takiego badania. Gdybyśmy tylko mogli zacząć jutro!”
Kilka dni później oznajmił w liście:
„Nie mogę się doczekać początku naszych nowych prac. Musisz kontynuować swoje badania – jakże będę dumny, jeśli mój skarb będzie małym doktorzątkiem, ja zaś wciąż zwykłym człowiekiem.”
Nieobroniona praca i nieplanowana ciąża
Oboje ukończyli studia, a egzaminy końcowe zdali śpiewająco, choć Albert zdobył średnią 5,7 (najwyższa ocena w Szwajcarii to 6), wyższą niż Mileva, która miała 5,05. Wtedy wydarzyło się coś, czego żadne z nich nie przewidziało: Mileva nie obroniła pracy dyplomowej. To doświadczenie po raz pierwszy poważnie i być może najdotkliwiej zachwiało jej wiarą w siebie jako akademiczkę. Ona i Albert złożyli prace u profesora Webera, do którego uczęszczali na różne zajęcia z fizyki, kończąc je z dokładnie takimi samymi, bardzo dobrymi wynikami. Ich prace dyplomowe również dotyczyły tej samej dziedziny, przewodnictwa cieplnego. Albert Einstein mówił później w wywiadach, że ten temat go nie interesował. Z kolei Mileva Marić w liście do jednej z przyjaciółek pisała entuzjastycznie, że profesor Weber zaakceptował zaproponowany przez nią temat pracy dyplomowej i wydawał się z niego bardzo zadowolony – z radością czekała na rozpoczęcie badań. Jednak egzamin zdawali przed zewnętrzną komisją, w której profesor nie zasiadał. Albert otrzymał ocenę 4,91, wynik wyraźnie gorszy od rezultatu trzech innych kandydatów, którzy przedłożyli prace profesorowi Weberowi i z których każdy uzyskał notę 5,5. Milevę zaś oceniono na 4,0 i tym samym nie zdała egzaminu. Nie wiadomo, na jakiej podstawie egzaminatorzy wystawili jej taką ocenę; uczelnia nie przechowuje prac. Jedno jest pewne: Mileva Marić dostała wtedy najgorszą ocenę podczas całych swoich studiów. Chciała ponownie podejść do egzaminu rok później, jednak coś nie pozwoliło jej w pełni poświęcić się przygotowaniom: zaszła w nieplanowaną ciążę z Albertem.
Fragment książki „Okradzione. Jak kobiety napisały historię, a mężczyźni okryli się chwałą” Leonie Schöler wydanej przez Otwarte. Tytuł, lead i skróty od redakcji „Newsweeka”. Książkę można kupić tutaj.
Okładka książki „Okradzione. Jak kobiety napisały historię, a mężczyźni okryli się chwałą”.
Foto: Otwarte
