Sprawa alkotubek zaangażowała pół rządu, kosztowała jedną dymisję urzędnika i rezygnację firmy z produkcji alkoholu w niestandardowych opakowaniach. To, czego nie zrobiła, to nie rozwiązała problemu z dostępem do alkoholu w Polsce.

W wyniku wielkiego poruszenia na posiedzeniu rządu minister rolnictwa musiał w trybie pilnym napisać rozporządzenie dotyczące opakowań, w jakich można sprzedawać alkohol. Błyskawicznie zwolniono szefa Krajowego Centrum Przeciwdziałania Uzależnieniom, jakby to on był wszystkiemu winny, a firma, która wyprodukowała alkotubki, wycofała się rakiem z ich produkcji.

To wszystko dlatego, że w czasie posiedzenia premier zwrócił się bezpośrednio do ministra rolnictwa.

— Czesław, ja cię bardzo proszę, wracaj do resortu i załatw tę sprawę — miał powiedzieć Donald Tusk.

Sprawa rzeczywiście jest dość prosta. Zgodnie z prawem — co jakoś wszystkim zaangażowanym w tę PR-ową akcję umknęło — można w Polsce sprzedawać alkohol w innym opakowaniu niż szklane. Doskonale wiedzą to wielbiciele taniego wina pewnej marki, które można kupić za niewielkie pieniądze w prawie litrowym woreczku. Przypomina trochę woreczki z mlekiem sprzedawane w dawnych czasach. Niedługo będziemy obchodzić dwudziestolecie wejścia na rynek tego trunku, bo został zarejestrowany na początku XXI w. Teraz jednak pojawiły się w sklepach atrakcyjnie opakowane „małpki” w tubkach. Oburzenie wzbudził fakt, że przypomina to opakowania produktów przeznaczonych dla dzieci — soczków, jogurtów i musów owocowych.

Zdaniem sporej części komentatorów, a chyba także ministrów i marszałka Sejmu, bo Szymon Hołownia włączył się w rozwiązanie problemu, pojawiło się realne ryzyko, że dzieci masowo będą kupować i wypijać wysokoprocentową zawartość, a nieświadomi rodzice zaczną podawać ją swoim pociechom z przekonaniem, że to nieszkodliwa owocowa przekąska. Czy rzeczywiście takie zagrożenie istniało? Może kilka przypadków by się znalazło, ale raczej trudno się spodziewać, że sprzedawcy zaczęliby masowo sprzedawać alkohol nieletnim. Chociaż okazuje się, że nie ma pewności czy na pewno obowiązuje przepis dotyczący sprawdzania dowodów osobistych i zakazu sprzedaży alkoholu nieletnim.

Ministra zdrowia Izabela Leszczyna w Radiu Zet powiedziała, że właściwie nie jest to obowiązek, tylko możliwość, a teraz powinny zacząć obowiązywać przepisy, które na sprzedawców taki obowiązek nałożą.

— W przypadku wątpliwości co do pełnoletności osoby, która chce kupić alkohol, sprzedawca będzie miał obowiązek zażądania dokumentu potwierdzającego wiek kupującego — oznajmiła ministra.

To sprawdźmy, co mówią przepisy. Artykuł 15 ustawy o wychowaniu w trzeźwości wprowadza zakazy i daje sprzedawcy konkretne uprawnienia. Zakaz dotyczy sprzedaży osobom poniżej 18 roku życia, osobom nietrzeźwym oraz na kredyt.

— W przypadku wątpliwości co do pełnoletności nabywcy sprzedający lub podający napoje alkoholowe uprawniony jest do żądania okazania dokumentu stwierdzającego wiek nabywcy.

I tu sprawa rozbija się o sformułowanie „jest uprawniony”. Zdaniem ministry zdrowia oznacza to, że ma prawo, ale nie musi tego robić. To sformułowanie po prostu wskazuje, że sprzedawca w sklepie oferującym alkohol może zażądać od nas dowodu czy innego dokumentu potwierdzającego wiek. Gdyby tego zapisu w ustawie nie było, zwyczajnie moglibyśmy zapytać: „A jakim prawem chce mnie pan pytać o wiek?”. Ustawa daje sprzedawcy takie prawo w tym szczególnym przypadku. Jednocześnie ta sama ustawa w artykule 43 nakłada na osobę sprzedającą alkohol nieletnim karę grzywny, a także karę polegającą na utracie zezwolenia na sprzedaż napojów alkoholowych. Oczywiste jest zatem, że sprzedający ma obowiązek sprawdzić, czy osoba kupująca jest pełnoletnia.

W Polsce jest 4,5 mln osób nadmiernie pijących i uzależnionych od alkoholu. Leczyć powinno się ponad milion, robi to zaledwie 15 proc. Dostępność alkoholu to prawdziwy problem. Światowa Organizacja Zdrowia rekomenduje, żeby jeden punkt sprzedaży alkoholu przypadał na 1,5 tys. mieszkańców. W Warszawie to jeden na 300 mieszkańców. Z danych GUS z 2020 r. wynikało, że mamy ponad sześć razy więcej sklepów z alkoholem niż aptek, których jest 13 tys. (punktów sprzedaży alkoholu ponad 85 tys.).

W dodatku wzrasta spożycie alkoholu. W ciągu 20 lat wzrosło z niecałych ośmiu litrów czystego alkoholu rocznie na głowę, do ponad 11 litrów. Jedną z przyczyn jest to, że razem ze wzrostem płac nie wzrastała cena alkoholu. Czy z tym rząd zamierza coś zrobić? Na razie chyba nie ma żadnego planu, bo trudno problem alkoholizmu rozwiązać przy pomocy polecenia: — Czesław, ja cię bardzo proszę, wracaj do resortu i załatw tę sprawę.

Tak można pozbyć się zaledwie kilku „małpek” w tubkach.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version