Pozostają na utrzymaniu partnera, bo tak chcą, tak zaplanowały. Mają czas na treningi, na celebrowanie posiłków czy rozwój osobisty. Rośnie liczba młodych kobiet, które w ten sposób chcą żyć. Jakie zalety i jakie zagrożenia czyhają na związki typu „on zarabia, ja odpoczywam i się rozwijam”?
– Kiedy tak obserwuję moją matkę, wiecznie umęczoną i niewyspaną, to odechciewa mi się pracy. Mama wychowywała mnie i starszego brata samodzielnie. Ojciec założył nową rodzinę i kompletnie nie przejmował się nami, dziećmi z pierwszego małżeństwa. Widywaliśmy go gdzieś w przelocie, dwa razy w roku, a teraz już w ogóle. Mama wzięła na siebie wszystko: podziwiam ją, ale jest mi jej cholernie żal. Jako pielęgniarka zarabiała w przychodni niewiele, więc od lat zdobywa dodatkowe prace, a to w prywatnym domu opieki dla seniorów, a to w sanatoriach – opowiada Milena (24 l.). Niedawno skończyła studia lingwistyczne. Od pierwszego roku intensywnie pracowała w kawiarniach, potem w klubie jako barmanka. Opłacała sobie wynajem mieszkania, dzielonego z przyjaciółką, a potem z chłopakiem.
Dziś Milena twierdzi, że po pięciu latach studiowania i pracowania jednocześnie czuje się wypalona. Ponieważ jej partner ma majętnych rodziców i pracuje u nich w kancelarii, pieniędzy im nie brakuje. Ustaliła wspólnie z partnerem, że na razie nie będzie pracować. I tak jest od kilku miesięcy. – Coraz bardziej mi się to podoba. Przez tyle lat nie dosypiałam, nie dojadałam, wiecznie się spieszyłam, a to na zajęcia, a to na kolejne zmiany do pracy. Mam dość! Odpoczywam, chodzę co drugi dzień na jogę, a każdego popołudnia na 8-kilometrowe spacery, podczas których słucham podcastów. Rano piję matchę, włączam audiobooka, idę na zakupy, szykuję coś na obiad i czekam, aż wróci mój partner. Nie nudzę się ani chwili. Czytam, scrolluję, drzemię, miksuję soki i szejki. Odżywam – deklaruje.
Czy i kiedy wróci do pracy? Tego nie wie. Partner zachowuje się w porządku, przelewa jej niezłą sumkę na konto. Raz wprawdzie w kłótni wypomniał, że Milena „nie ma nic do roboty, więc nie ma prawa z nim dyskutować”, ale ona na razie nie czuje zagrożenia czy nierówności finansowej.
Pensja partnera
W Szwecji zrobiło się głośno o 25-letniej influencerce, Vilmie Larson, która zrezygnowała z pracy, aby zająć się samorozwojem, dobrostanem, odpoczynkiem, celebracją życia. Pracowała wcześniej w domu opieki, w sklepie spożywczym i w fabryce. Obecnie partner przekazuje jej „pensję”, część własnych zarobków. On pracuje zdalnie w finansach, ona dla nich gotuje, poza tym chodzi na siłownię i do kawiarni. Zimę para spędza na Cyprze. Vilma nie ma problemu, aby nazywać siebie „hemmafru” (po szwedzku „kobieta, która zostaje w domu”). Reportaż o Vilmie, która chętnie dzieli się swoim życiem na Instagramie i Tik Toku’u (niektóre jej posty zyskują aż 400 tysięcy polubień!) wyemitowało brytyjskie BBC. Opisano ją jako przedstawicielkę trendu, który „promuje rzucanie pracy”.
Zjawisko zatacza coraz szersze kręgi w Polsce i w Europie. Nie chodzi tylko o kobiety, które zachodzą w ciążę, wychowują dzieci, ale o młode osoby, pragnące relaksu, dbające o własny dobrostan. BBC przytacza jedno ze szwedzkich badań, z których wynika, że już 14 proc. dziewczyn w wieku 7-14 lat pragnie być „soft girls”. Czyli w dorosłości nie pracować, polegać na partnerze, zajmować się sobą. Mieć czas! To zdumiewający wielu ludzi trend w krajach, w których praca jest jedną z ważnych wartości, podobnie jak równouprawnienie.
A czy psycholożka, psychoterapeutka i seksuolożka Małgorzata Orłowska spotyka w gabinecie osoby, które deklarują wprost: mogę, ale wolę nie pracować? – Ta idea jest bardziej widoczna w mediach społecznościowych, m.in. na Instagramie czy TikToku. Zjawisko soft life stało się modne – odpowiada psycholożka. – Młode kobiety, które mają na wszystko czas, tworzą złudzenie lekkiego, beztroskiego, przyjemnego życia. Z mojej praktyki gabinetowej wynika, że część par kultywuje tradycyjny podział ról: kobieta jest w domu, mężczyzna pracuje i zarabia. Soft girls są pokłosiem tego podziału, choć w tradycyjnym schemacie kobieta nie zostaje w domu po to, aby oddawać się przyjemnościom, tylko aby gotować, sprzątać, dbać o rodzinę, dom. I takich ceniących tradycyjne podejście mężczyzn, i takie kobiety, czasem bardzo dobrze wykształcone, spotykam u siebie w gabinecie – dodaje psycholożka.
Wzorce i cele
Jakie wartości wyznają soft girls? – Często mają przekonanie, że życie jest proste i wcale nie trzeba się naharować, aby mieć pieniądze. Zazwyczaj partner przelewa im na konto określoną kwotę, więc nie widzą powodu, dla którego miałyby się męczyć w pracy. To oczywiście kwestia wyboru – opowiada Małgorzata Orłowska.
A dlaczego część kobiet wybiera ten sposób życia? Rzeczywiście napatrzyły się na wypruwających żyły rodziców, krewnych, znajomych i nie chcą żyć według takiego scenariusza? – Z pewnością istotne są wzorce i postawy, które kobiety zaobserwowały w domach rodzinnych. Zmęczeni rodzice, wszechobecna potrzeba produktywności, zarabiania, dorabiania się… Odpowiedzią może być forma buntu przeciwko temu, czego doświadczyły w domu rodzinnym, kiedy rodzice od rana do wieczora pracowali, a potrzeby emocjonalne nie były zaspokajane. Natomiast żyjemy w czasach, w których rośnie świadomość potrzeb i celów. Młode pokolenie traktuje coraz częściej pracę jako przestrzeń do rozwoju czy wyrażania siebie, a nie tak ambicjonalnie, jak starsze generacje. Młodzi już nie chcą czuć się wypaleni zawodowo, życiowo – mówi Orłowska.
Efekt? Część osób wybiera lżejszą, spokojniejszą i mniej stresującą pracę, a inni (tutaj akurat młode kobiety) po prostu nie chcą pracować i już.
– Zjawisko soft girls warto rozpatrywać szerzej niż w kontekście niepodejmowania pracy czy wygody – twierdzi dr Daniel Cysarz, psycholog, seksuolog, psychoterapeuta, wykładowca Uniwersytet SWPS, twórca Centrum Seksuologii, Psychoterapii i Psychosomatyki w Sopocie. – Do mojego gabinetu przychodzą głównie kobiety, które wybierają tego typu układ; rzadziej takie potrzeby zgłaszają mężczyźni. Te osoby trafiają do gabinetu terapeutycznego na różnych etapach. Najczęściej wtedy, gdy czują się zależne i uwikłane, gdyż w relacji rodzi się pewien rodzaj niekomfortowej zależności. Jedna z osób ma pracę i pieniądze, i pozycję, a druga? Właściwie nie wiadomo. Czy miałaby zapewniać w związku różne atrakcje, czy oferować swoją młodość? Rzadko kiedy zostaje to przez partnerów omówione. A ja rzadko spotykam się z sytuacją, że relacja jest na tyle poukładana, żeby miała szansę długo trwać.
Brak doświadczenia
Justyna ma 28 lat i z ironią w głosie opowiada, że przez sześć lat była „soft girl”, choć nie znała wtedy tego określenia. Kiedy miała 21 lat, poznała Staszka, który właśnie skończył czterdziestkę i przeżywał zupełnie nowy etap życia. Rozstał się z żoną, wynajął mieszkanie w centrum, pojechał do prywatnej kliniki, aby przeszczepić włosy na łysiejącą część czaszki, zapisał się na boks. I zaraz potem zakochał się w Justynie, którą poznał na treningu. Ona, po doświadczeniu iluś randek z rówieśnikami, wreszcie poczuła, że znalazła się w bezpiecznym porcie. Wpatrzony w nią dojrzały mężczyzna, zabiegający, starający się, kochający, czuły, niewypisujący do innych kobiet na Instagramie. Ideał. Nie czuła się winna rozpadu małżeństwa Staszka, bo kiedy się poznali, rozwód był w toku. Dzieci nie miał, więc wydawało się, że to związek bez wad.
To partner namówił Justynę, aby nie szukała pracy. Wyprowadziła się z domu rodzinnego, zamieszkali razem (jej pierwszy poważny związek). Przez pewien czas była zachwycona, że nie musi się martwić rachunkami, czynszami, opłatami. Wręczał jej codziennie kilka banknotów, mogła nawet coś odkładać. Spotkania z koleżankami, wspólne ze Staszkiem obiady w dobrych knajpach (urywał się z pracy, miał dobre stanowisko w firmie), wyjścia na basen i na masaże balijskie, regularnie kosmetyczka, fryzjer, raz po raz wizyty w galeriach sztuki, a jeszcze częściej w galeriach handlowych. Z czasem jednak Staszek stawał się coraz bardziej zaborczy. Nieustająco wypytywał Justynę, co robi, gdzie i z kim jest, zarzucał jej, że chodzi na ukryte randki. Zszokowało ją, gdy dowiedziała się, że wynajął detektywa, aby ją śledził i upewnił się, czy na pewno jest wierna.
Potem zaczęły się awantury o bzdury. Kilka razy partner szarpał Justynę w ataku złości, raz uderzył w twarz. I wtedy poczuła, że musi się z tego związku ewakuować. Odchodzenie zajęło jej pół roku, on szalał ze złości i ze smutku. A to przepraszał, a to groził jej, kazał oddawać „zainwestowane” w nią pieniądze. Skończyło się na tym, że uciekła, gdy był w pracy, z duszą na ramieniu, z bijącym sercem, spakowała tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Napisała Staszkowi list z podziękowaniem, zostawiła na stole w kuchni, a potem zablokowała go wszędzie, gdzie się dało. Wróciła do rodziców. Obecnie szuka pracy. Bez braku doświadczenia ciężko coś znaleźć.
Dojrzale
– Skrajności nie zawsze się sprawdzają – ostrzega psycholożka. – Brak pracy pewnie może być rozwijającym czy potrzebnym etapem życia, szczególnie krótkoterminowo. Styl funkcjonowania soft girls wybierają lub deklarują bardzo młode osoby, w tym nastoletnie. Te, które przeżywają dopiero okres dojrzewania i wczesnej dorosłości; to nadal czas, kiedy intensywnie budowana jest tożsamość, gdy młody człowiek szuka grupy odniesienia. Myślę, że zjawisko soft girls daje, może złudne nieco, poczucie bezpieczeństwa, bo taka forma ekspresji jest dosyć bezpieczna dla młodego pokolenia. Może budować też wrażenie poczucia pewnego trendu.
Dr Daniel Cysarz rozważa: – Tego typu układ mógłby mieć sens w momencie, kiedy obie strony podchodzą do tego dojrzale. Po jednej stronie może być więc młoda kobieta, która czuje się wartościowa, nie musi już nikomu niczego udowadniać. I kiedy może postawić w swoim życiu na wartości, które wydają jej się istotne, jak odpoczynek, relacje. Warunkiem jest znalezienie partnera, który by w taki układ związkowy świadomie i dojrzale wszedł. Do gabinetu raczej trafiają osoby, dla których ten układ z założenia miał być prostszym rozwiązaniem, ułatwieniem. Tymczasem stał się skomplikowany, obciążający. Pojawia się problem z zależnością, z brakiem samodzielności, w tym finansowej.
Do psychoterapeuty z tego typu wątpliwościami i trudnościami trafiają najczęściej kobiety w wieku ok. trzydziestki. Wtedy, kiedy układ już się nasycił, już trwa dłuższy czas. I nagle okazuje się, że to nie jest wcale ani takie atrakcyjne, ani ciekawe, ani fajne. Poza tym niekiedy mężczyźni wykorzystują swoją pozycję: pojawia się przemoc finansowa, uzależnienia od drugiej osoby itd.
Ile mogę stracić
– Pytanie, które uważam za ważne, brzmi: czy za tą powierzchownością kryje się wewnętrzne szczęście? Czy istnieje poczucie sensu, cel? Szczęście w życiu nie wynika ani ze stanu posiadania, ani wyłącznie z doświadczania przyjemności. Badania dowodzą, że liczy się autonomia, pomoc innym i sprawczość, co koreluje z długoterminowym dobrostanem. Tymczasem bycie w relacji, w której jest się tak silnie zależną od drugiej strony, bywa na dłuższą metę trudne, męczące, ryzykowne. Po dłuższym czasie może pojawić się brak celowości. Zdarza się też, że np. mężczyzna odmawia dalszego finansowania lub pojawia się przemoc ekonomiczna: wydzielanie każdej złotówki, rozliczanie kobiety z najmniejszego zakupu, awantury o wydatki. I odmawianie pieniędzy na podstawowe potrzeby jak choćby kosmetyki, kawa. Partner może poważnie zachorować i nie móc pracować. Albo stracić pracę oraz majątek. I co wtedy? Z czym kobieta zostanie? Bycie soft girls jest obarczone sporym ryzykiem – przekonuje Małgorzata Orłowska.
I dodaje, że świetnie jest móc długoterminowo odpocząć. Szczególnie kiedy ma się za sobą intensywny czas pracy. Ale ile można palić świeczki, pić latte na sojowym mleku i chodzić na pilates, i oglądać seriale? Rok, dwa? Świetnie, ale potem nie musi być już tak kolorowo i ciekawie.
Jaka jest największa pułapka takiego stanu rzeczy? Na co zwrócić uwagę przy „układach”? – Warto zadać pytanie, jaką ważną potrzebę ja chcę sobie zaspokoić, wchodząc w tego typu układ? Bardzo często dynamika takich relacji przypomina dynamikę ojca i córki. Z natury asymetryczną. Czyli ojciec ma się opiekować, dbać, zapewniać byt i bezpieczeństwo, a córka ma z tego czerpać. Jednak w parze taka dynamika powoduje, że na pewnym etapie robi się trudno z bliskością i seksem. A intymność bywa ważnym elementem wejścia w taki układ. Zazwyczaj tego typu relacje nawiązują młodsze kobiety i starsi mężczyźni. Na początku widzą wyłącznie plusy sytuacji. Dopiero z czasem wady zaczynają być coraz bardziej widoczne. Warto zapytać więc siebie wcześniej: czy wiem i biorę odpowiedzialność za to, że jak wejdę w ten układ, to mogę wiele stracić? – podsumowuje dr Daniel Cysarz.