Monika Pawłowska wraca do Sejmu. Posłanka postanowiła przyjąć mandat po Mariuszu Kamińskim. Decyzję podjęła wbrew wyraźnemu zakazowi prezesa. I mimo licznych obietnic, które złożyło jej kierownictwo PiS.

Była posłanka Wiosny, Porozumienia i PiS za chwilę będzie obecną posłanką, bo zdecydowała się przyjąć mandat po skazanym i ułaskawionym Mariuszu Kamińskim. We wtorek przed południem spotkała się z marszałkiem Szymonem Hołownią. – Jeżeli marszałek wysyła do mnie pismo, to ufam, że wszystko jest zgodne z prawem – mówiła o objęciu mandatu Pawłowska tuż po tym spotkaniu.

Cała czteroletnia kariera polityczna posłanki z Lublina składa się właśnie z takich wolt i zwrotów. Dość spektakularnych nawet jak na standardy polskiego życia politycznego.

Monika Pawłowska zaczynała widowiskowo. Od afery mobbingowej w lubelskiej Wiośnie Roberta Biedronia. To był pierwszy sygnał, że współpraca z panią poseł – wtedy dopiero kandydatką – będzie cokolwiek trudna.

– Nie ukrywam, parę razy zdarzyło mi się płakać godzinami i nie przespać paru nocy. To cały czas kosztuje mnie bardzo wiele, bo teraz mam matury, a to jest bardzo duży stres – opowiadał nam wtedy Przemysław Stefaniak z partyjnej młodzieżówki, który oskarżył Pawłowską o mobbing.

Mowa była o nieparlamentarnym języku i zachowaniach, które nosiły znamiona prześladowania. Partia jednak uznała, że sprawy i nie ma i pani przyszła posłanka znalazła się na liście do Sejmu. Na początku nic nie zwiastowało, że gdzieś głęboko w Monice Pawłowskiej siedzi osoba o poglądach konserwatywnych, ba nawet skrajnie prawicowych, zbliżonych do PiS. Pani poseł była uczestniczką demonstracji po orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji, pojawiała się także na protestach Strajku Kobiet przy innych okazjach. Broniła sądów i niezależnych mediów. Wszystko pod sztandarem z błyskawicą, która była symbolem Strajku.

Do czasu, bo w pewnym momencie w pani poseł coś się zmieniło. Najpierw przeszła do Porozumienia Jarosława Gowina. To był marzec 2021. Wtedy jeszcze udawała, że nie chodzi o przejście do PiS i ciągnięcie politycznych korzyści z przynależności do partii władzy. Opowiadała, że z Lewicą jej nie po drodze, bo nie zamierzała stawać po stronie Margot w słynnej sprawie aktywistki, która zaatakowało “płodobusa”. A do tego Lewica nie chciała uczcić Narodowych Sił Zbrojnych, co – jak się okazało właśnie przy okazji zmiany barw klubowych – było dla posłanki niezwykle istotne. Ale w Porozumieniu odnajdywała się tylko przez pół roku. Ostatniego dnia września ogłosiła, że teraz to już tylko PiS.

Nieoficjalnie wiemy, że już od wakacji 2021 r. szukała swojego miejsca gdzie indziej. Kiedy Gowin został wyrzucony z rządu, nagle i pani Pawłowska poczuła, że niewiele ją z Porozumieniem łączy. Ówcześni posłowie Jacek Żalek i Mieczysław Baszko mieli przekonywać ją długo i skutecznie. Wtedy już każdy głos w Sejmie zaczął się dla PiS liczyć, więc przygarnęli nawet dawną “aborcjonistkę”, jak mówili o Pawłowskiej nowi koledzy. W zamian miała dostać możliwość obsadzenia swoimi ludźmi paru lokalnych instytucji w Lublinie. Potem od Bielana do PiS droga była już bardzo krótka, a Pawłowska zaczęła być jedną z fanek prezesa, który miał osobiście ją przekonywać, żeby weszła w szeregi partii. Dostała też szansę ponownego startu w wyborach parlamentarnych. Nie zdobyła mandatu i 15 października nic nie wskazywało, że jej polityczna kariera będzie miała jakiś ciąg dalszy.

Kiedy okazało się, że Mariusz Kamiński straci mandat (sytuacja Macieja Wąsika jest inna, bo w każdej ze spraw orzekała inna izba Sądu Najwyższego) PiS doskonale wiedziało, że Pawłowska jest słabym ogniwem. Dlatego zaczęto ją przekonać, żeby nie przyjmowała mandatu. Z byłą posłanką spotkał się były sekretarz partii Krzysztof Sobolewski, który miał jej złożyć propozycję nie do odrzucenia – dostanie pierwsze miejsce na liście do sejmiku województwa lubelskiego. Warunek: ma odmówić Hołowni, kiedy ten zaproponuje jej mandat po Kamińskim.

Decyzją zapadła na Nowogrodzkiej i to sam Jarosław Kaczyński miał przekonywać liderów z Lublina, że tak trzeba. To nie była zła propozycja, bo Pawłowska najbardziej jest zainteresowana ustawianiem swoich ludzi właśnie w różnych instytucjach regionalnych. Z kolei PiS-owi bardzo zależało, żeby mandat po Kamińskim pozostał nieobsadzony. W przekonaniu władz PiS pozwalałoby to kwestionować legalność przyjmowanego w Sejmie prawa. W dodatku stanowisko PiS jest jasne – nie ma żadnego wolnego mandatu do objęcia, bo obaj i Kamiński i Wąsik nadal są posłami. O tym mówił w Sejmie Przemysław Czarnek tuż po tym, jak pojawiły się pierwsze informacje, że Pawłowska przyjmuje mandat. Że nie ma żadnych wolnych miejsc, a jeśli Pawłowska zasiądzie w ławach, to posłów będzie 461.

Co oznacza decyzja Pawłowskiej – poza tym, że pani poseł nie ma żadnych poglądów i kręgosłupa – o czym właśnie przekonało się PiS? Pani poseł jest cwana i robi kalkulacje polityczne. Najwyraźniej z jej kalkulacji wynika, że PiS do władzy zbyt szybko nie wróci. I nie mówimy tu o władzy w kraju, ale także o tej samorządowej.

Sytuacja wygląda tak: PiS w tej chwili rządzi województwem lubelskim i ma w sejmiku 16 radnych. Koalicja Obywatelska z PSL-em 12, a trzech radnych jest niezrzeszonych. Pani była i przyszła posłanka musiała uznać, że 7 kwietnia Trzecia Droga i Koalicja Obywatelska zdobędą więcej głosów niż PiS. To rzeczywiście bardzo prawdopodobne. A należeć w sejmiku do klubu, który nie ma realnej władzy, jest z punktu widzenia politycznych i finansowych interesów kompletnie bez sensu. Znacznie lepiej zasiadać w Sejmie. Zwłaszcza że ostatnio pojawiły się doniesienia o rozmowach, jakie przedstawiciele Trzeciej Drogi mieli prowadzić z Moniką Pawłowską. W ten sposób była i przyszła posłanka zatoczyłaby w swojej politycznej drodze niemal pełne koło.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version