Czego boisz się najbardziej? Rosa przeczytała to pytanie na głos i spojrzała na siedzącego po drugiej stronie stołu kuchennego męża. Rosa i Henry, oboje po siedemdziesiątce, żyli w tym domu i w niemal każdy poranek siadywali przy tym samym stole od przeszło 50 lat.
Tego dnia między nimi znajdował się imbryk z herbatą, opakowanie ciastek Oreo (do połowy zjedzone) i dyktafon. W kącie kuchni stała kamera wideo, obok niej zaś siedziała Charlotte, młoda badaczka z Uniwersytetu Harvarda, która w milczeniu obserwowała małżonków i robiła notatki.
– To nie lada pytanie – stwierdziła Rosa.
– Czego ja boję się najbardziej? – zwrócił się do Charlotte Henry. – Czy czego my boimy się najbardziej?
Rosa i Henry nie uważali siebie za szczególnie zajmujący obiekt badań. Obydwoje dorastali w biedzie, pobrali się, gdy mieli po dwadzieścia parę lat i wspólnie wychowali pięcioro dzieci. Przeżyli wielki kryzys i nieraz mieli w życiu pod górkę, lecz pod tym względem nie różnili się zbytnio od wszystkich znanych sobie ludzi. W związku z tym nigdy nie rozumieli, dlaczego badacze z Harvardu w ogóle się nimi zainteresowali, mało tego, dlaczego w dalszym ciągu się nimi interesują, wciąż dzwonią, przysyłają ankiety, a od czasu do czasu nawet przylatują z daleka, żeby złożyć im wizytę.
Henry miał zaledwie 14 lat i mieszkał w bostońskiej dzielnicy West End, w kamienicy czynszowej bez bieżącej wody, kiedy badacze zapukali do drzwi jego rodziców i zapytali skonsternowaną parę, czy mogą śledzić życie ich syna. Badanie trwało już w najlepsze, kiedy w sierpniu 1954 roku Henry poślubił Rosę – w aktach zapisano, że gdy Rosa przyjęła jego oświadczyny, Henry nie mógł uwierzyć we własne szczęście – teraz zaś był październik 2004 roku, a oni przed dwoma miesiącami obchodzili 50 rocznicę ślubu. Rosę poproszono o bezpośredni udział w Badaniu dopiero w 2002 roku. „Najwyższy czas”, stwierdziła.
Badacze z Harvardu śledzili życie Henry’ego rok po roku, począwszy od 1941 roku. Rosie wydawało się dziwne, że jej mąż zgodził się na uczestnictwo w Badaniu w tak zaawansowanym wieku, ponieważ zwykle był bardzo skryty. Henry jednak stwierdził, że odczuwa rodzaj obowiązku, by dalej brać udział w projekcie, a poza tym dzięki temu mógł spojrzeć na wiele spraw z innej perspektywy. Tak więc od 63 lat wpuszczał do swojego życia zespół badaczy. Prawdę mówiąc, opowiadał im o sobie tak dużo i od tak dawna, że sam już nawet nie pamiętał, o czym ludzie z Harvardu wiedzą, a o czym nie. Wychodził jednak z założenia, że wiedzą o wszystkim, w tym o rzeczach, o których nie mówił nikomu poza Rosą, ponieważ gdy tylko zadawali mu pytanie, starał się im odpowiedzieć zgodnie z prawdą.
Zadawali mnóstwo pytań
— Panu Keane’owi wyraźnie pochlebiło, że przyjechałam do Grand Rapids, żeby przeprowadzić z nim wywiad – napisała Charlotte w swoich notatkach. — Dzięki czemu cała nasza rozmowa przebiegała w przyjaznej atmosferze. Pan Keane jest zainteresowany badaniem i wykazuje dużą chęć współpracy. Na każde pytanie udzielał przemyślanych odpowiedzi, które czasami poprzedzała nawet dłuższa chwila zastanowienia. Zachowywał się bardzo serdecznie i odniosłam wrażenie, że jest stereotypowym spokojnym mieszkańcem Michigan.
Charlotte przyjechała z dwudniową wizytą, w trakcie której miała porozmawiać z Keane’ami i przeprowadzić ankietę – bardzo długą ankietę – na temat stanu ich zdrowia, życia każdego z nich oraz ich życia razem. Jak większość rozpoczynających karierę młodych naukowców, Charlotte nurtowały pytania o to, co sprawia, że życie jest dobre, i w jaki sposób podejmowane w tym momencie przez nią decyzje mogą wpłynąć na jej przyszłość. Czy to możliwe, że w życiu innych osób odnajdzie przemyślenia na temat własnego życia? Aby się o tym przekonać, musiała zadać badanym odpowiednie pytania i uważnie słuchać ich odpowiedzi. Co jest ważne dla każdego z nich? Co nadaje sens ich codziennemu życiu? Czego się nauczyli na podstawie swoich doświadczeń? Czego żałują? Każdy wywiad dawał Charlotte nowe możliwości poznania ludzi, którzy żyli o wiele dłużej od niej, do tego pochodzili z innych środowisk i innych czasów.
Tego dnia Charlotte miała porozmawiać z Henrym i Rosą jednocześnie, przeprowadzić ankietę, a następnie zarejestrować kamerą wideo ich wspólną rozmowę o tym, czego najbardziej się boją. Miała również porozmawiać z każdym z nich osobno w ramach tak zwanych wywiadów uzupełniających. Po powrocie do Bostonu nagrania wideo i zapis rozmowy miały zostać poddane analizie pod kątem sposobu, w jaki Henry i Rosa mówią o sobie nawzajem, wysyłanych przez nich niewerbalnych sygnałów i wielu innych okruchów informacji, które składają się na dane świadczące o naturze ich relacji. Dane te staną się częścią ich akt i będą stanowić mały – choć niezwykle ważny – fragment ogromnego zbioru materiałów odzwierciedlających to, jak w rzeczywistości wygląda ludzkie życie.
Czego boisz się najbardziej? Charlotte nagrała już odpowiedzi obydwojga małżonków na to pytanie w przeprowadzonych indywidualnie wywiadach, teraz mieli przedyskutować tę kwestię wspólnie. Ich rozmowa przebiegała następująco:
– W pewnym sensie lubię takie trudne pytania – oznajmiła Rosa.
– To dobrze – odparł Henry. – W takim razie ty pierwsza.
Rosa milczała przez chwilę, po czym powiedziała mężowi, że najbardziej boi się tego, że może zapaść na jakąś ciężką chorobę albo przejść kolejny udar. Henry zgodził się, że to dość przerażające scenariusze. Choć jak przyznał, oboje zbliżają się do takiego etapu życia, kiedy coś podobnego stanie się nieuniknione. Długo rozmawiali o tym, jak poważna choroba jednego z nich może wpłynąć na życie ich dorosłych dzieci oraz ich samych. W końcu Rosa doszła do wniosku, że to coś, czego należy się spodziewać, ale nie ma sensu martwić się z tego powodu na zapas.
– Jakie jest kolejne pytanie? – zwrócił się do Charlotte Henry.
– A czego ty się najbardziej obawiasz? – weszła mu w słowo Rosa.
– Miałem nadzieję, że uda mi się wywinąć od odpowiedzi na to pytanie – odrzekł Henry i oboje się zaśmiali. Następnie dolał Rosie herbaty, wziął kolejne oreo i milczał przez dłuższą chwilę. – Wcale nie tak trudno na to odpowiedzieć – odezwał się wreszcie. – Ale jeśli mam być szczery, zwyczajnie nie lubię o tym myśleć.
– No cóż, przysłali tę biedną dziewczynę aż z Bostonu, więc lepiej odpowiedz.
– To dość przykre – stwierdził, a głos mu się załamał.
– No mów – ponagliła go żona.
– Najbardziej boję się tego, że nie umrę pierwszy. Że zostanę tu sam bez ciebie.
Na rogu Bulfinch Triangle w bostońskim West Endzie, niedaleko miejsca, w którym Henry Keane mieszkał jako dziecko, przy hałaśliwym zbiegu ulic Merrimac i Causeway, stoi Lockhart Building. Na początku dwudziestego wieku w tym solidnym ceglanym budynku mieściła się fabryka mebli, dając zatrudnienie mieszkańcom dzielnicy Henry’ego. Obecnie znajdują się tu gabinety lekarskie, pizzeria oraz pączkarnia. A także siedziba Harwardzkiego badania rozwoju osób dorosłych.
Koniec z końcem
W archiwum na końcu szuflady na dokumenty, oznaczonej literami „KA–KE”, umieszczono teczki Henry’ego i Rosy. W środku znajdujemy pożółkłe i postrzępione na brzegach kartki z zapisem pierwszej w ramach Badania rozmowy z Henrym z 1941 roku. Notatkę sporządzono zamaszystym, wprawnym pismem odręcznym. Dowiadujemy się z niej, że jego rodzina należała do najuboższych mieszkańców Bostonu, a czternastoletniego Henry’ego uważano za „zrównoważonego, opanowanego” młodzieńca z ”trzeźwym podejściem do swojej przyszłości”. Jako nastolatek był bardzo blisko związany z matką, natomiast żywił urazę do ojca, którego alkoholizm zmusił Henry’ego do wzięcia na siebie roli głównego żywiciela rodziny. Kiedy Henry miał dwadzieścia kilka lat, doszło do wyjątkowo szkodliwego dla ich relacji incydentu: ojciec powiedział narzeczonej syna, że zakup jej pierścionka zaręczynowego, który kosztował 300 dolarów, pozbawił rodzinę niezbędnych środków. Dziewczyna w obawie, że nigdy nie zdoła uciec od krewnych Henry’ego, zerwała zaręczyny.
W 1953 roku Henry uwolnił się od ojca, dostał pracę w General Motors i przeprowadził się do Willow Run w stanie Michigan. Tam poznał Rosę, jedną z dziewięciorga dzieci małżeństwa duńskich emigrantów. Rok później pobrali się i doczekali piątki własnych dzieci. „Dużo, ale nie dość”, zdaniem Rosy.
W ciągu kolejnej dekady Henry i Rosa przeżywali trudne chwile. W 1959 roku ich pięcioletni syn Robert zachorował na polio, co nie tylko było przyczyną wielkiego zmartwienia i bólu dla całej rodziny, lecz także wystawiło na poważną próbę ich małżeństwo. Henry zaczął pracę w fabryce General Motors jako monter, ale w związku z częstymi nieobecnościami w pracy spowodowanymi chorobą syna został zwolniony i nagle, mając na utrzymaniu trójkę dzieci, stał się bezrobotny. Aby związać koniec z końcem, Rosa podjęła pracę w dziale płac w ratuszu w Willow Run. Choć początkowo miało to być jedynie tymczasowe rozwiązanie, Rosa była tak bardzo lubiana przez współpracowników, że spędziła tam kolejne 30 lat, nawiązując liczne znajomości z ludźmi, których z czasem zaczęła traktować jak drugą rodzinę. Po zwolnieniu z General Motors Henry trzy razy zmieniał pracę, aby w 1963 roku znów trafić do General Motors, gdzie tym razem zajął stanowisko brygadzisty. Wkrótce po powrocie do fabryki samochodów odnowił też kontakt ze swoim ojcem (który tymczasem zdołał pokonać uzależnienie od alkoholu) i przebaczył mu dawne winy.
Córka Henry’ego i Rosy Keane’ów, Peggy, obecnie po pięćdziesiątce, również jest uczestniczką Badania. Peggy nie wie, o czym jej rodzice opowiadali badaczom, ponieważ nie chcemy, żeby wpłynęło to na sposób, w jaki relacjonuje swoje życie rodzinne. Możliwość spojrzenia z wielu różnych perspektyw na to samo środowisko rodzinne i te same wydarzenia pomaga nam poszerzyć i pogłębić wiedzę na temat uczestników Badania. Przeglądając kartotekę Peggy, dowiadujemy się, że w okresie dorastania uważała, że rodzice rozumieli jej problemy i podnosili ją na duchu, kiedy czuła się przygnębiona. Zasadniczo twierdziła, iż byli „bardzo kochający”. I zgodnie ze świadectwami, jakie na temat własnego małżeństwa złożyli Henry i Rosa, Peggy oznajmiła, że jej rodzice nigdy nie brali pod uwagę ani separacji, ani rozwodu.
W 1977 roku mający 50 lat Henry tak ocenił swoje życie:
Stopień zadowolenia z małżeństwa: ZNAKOMITY
Nastrój w ciągu ostatniego roku: ZNAKOMITY
Stan zdrowia fizycznego w ciągu minionych dwóch lat: ZNAKOMITY.
Henry i Rosa do końca razem
W naszym Badaniu nie ustalamy jednak stanu zdrowia ani poziomu szczęśliwości Henry’ego czy kogokolwiek innego, pytając jedynie samego uczestnika i jego bliskich o to, jak się czuje. Biorący udział w projekcie pozwalają nam wejrzeć w swoje życie na wiele rozmaitych sposobów, włączając w to tomografię mózgu, badania krwi oraz nagrania wideo, na których opowiadają o swoich najgłębszych lękach. Pobieramy próbki ich włosów, aby zmierzyć poziom ich hormonu stresu, prosimy, żeby opisali, czego najbardziej się obawiają i jakie mają najważniejsze cele w życiu. Sprawdzamy też, jak szybko uspokaja się ich tętno po rozprawieniu się z zadanymi im przez nas łamigłówkami. Informacje te pozwalają lepiej i głębiej zrozumieć, jak dane osoby radzą sobie w życiu.
Henry był nieśmiałym człowiekiem, ale poświęcił się stworzeniu silnych więzi z najbliższymi, w szczególności z Rosą i dziećmi, a więzi te zapewniły mu głębokie poczucie bezpieczeństwa. Stosował również dość silne mechanizmy radzenia sobie ze stresem, o których powiemy więcej na następnych stronach. Dzięki temu połączeniu – bezpieczeństwa emocjonalnego oraz skutecznych mechanizmów przystosowawczych – Henry mógł w kolejnych wywiadach powtarzać badaczom, że czuje się „szczęśliwy” lub „bardzo szczęśliwy”. Nawet w najtrudniejszych dla siebie okresach, co zresztą znajdowało odzwierciedlenie w jego stanie zdrowia oraz długowieczności.
W 2009 roku, pięć lat po wizycie Charlotte w domu państwa Keane’ów i siedemdziesiąt jeden lat po przystąpieniu przez Henry’ego do Badania, spełniła się jego największa obawa: zmarła Rosa. Niespełna sześć tygodni później odszedł również Henry.
Rodzinna tradycja kontynuowana jest przez ich córkę Peggy, z którą niedawno przeprowadziliśmy rozmowę w naszym biurze w Bostonie. Od 29 roku życia Peggy jest w szczęśliwym związku ze swoją partnerką Susan i obecnie w wieku 57 lat nie skarży się na poczucie samotności ani kłopoty zdrowotne. Jest szanowaną nauczycielką w szkole podstawowej i aktywną członkinią swojej społeczności lokalnej. Droga, którą musiała przebyć, żeby dotrzeć do tak szczęśliwego okresu w życiu, była trudna i wymagała od niej wiele odwagi – do jej przypadku powrócimy później.
Fragment książki „Dobre życie. Lekcje z najdłuższego na świecie badania nad szczęściem”, autorzy: Marc Schulz, Robert Waldinger (tłum: Mariusz Gądek), wydanej przez wydawnictwo Znak. Tytuł, lead i skróty od redakcji „Newsweeka”. Książkę można kupić tutaj.
Waldinger Schulz. Dobre życie
Foto: wydawnictwo znak
![](https://ocdn.eu/pulscms/MDA_/d2eeedc20bf2132139f11e560c9bb02f.png)