Ich misją jest obrona Szwajcarii. Nic, tylko obrona. To potężne siły zbrojne — niewiarygodnie dobrze wyszkolone jak na państwo, które nie toczyło wojny od setek lat — pisze John McPhee, autor książki „Plac Zgody. Wieczyście neutralna Szwajcaria”.

Szwajcaria zdaje się gotowa na każdego najeźdźcę – czerwonego, czarnego, żółtego czy białego.

– Pozostaniemy neutralni, a jeśli ktokolwiek zechce tu wejść i wykorzystać nasze terytorium, czy to w działaniach przeciwko nam, czy przeciw państwu trzeciemu, wyrzucimy go.

– To, co robimy, to nie zabawa.

– Jesteśmy gotowi. Podstawowa chrześcijańska zasada brzmi: ja ci dowalę, a ty się odwrócisz i powiesz: „Poproszę jeszcze tutaj”. Szwajcarzy nie będą tak robić.

– Podczas II wojny światowej wola obrony była niepodważalna. I pozostała niezachwiana.

Tak mówią szwajcarscy pułkownicy, majorzy i kapitanowie. Dialog został złożony z fragmentów zasłyszanych tu i ówdzie.

– W Szwajcarii są ludzie gotowi stanąć do walki z rządem, gdyby ten rząd skapitulował.

– Nie lubimy wojny. Nie chcemy wojny. Musimy robić tak silne wrażenie, żeby wojna nie wybuchła. Nie wiem, czy jesteśmy do tego zdolni. Ale mam nadzieję, że tak.

– Do armii należy 10 proc. Szwajcarów. Gdyby w Stanach Zjednoczonych do ludowej armii należała co dziesiąta osoba, liczyłaby ona dwadzieścia dwa miliony ludzi. Pomyślcie, jakie to dopiero zrobiłoby wrażenie na Rosjanach. A w przypadku armii zawsze liczy się wrażenie, prawda?

– Nawet jeśli padniemy ofiarą szantażu nuklearnego, nigdy się nie poddamy.

We wszystkich tych wypowiedziach przewija się kluczowy niuans szwajcarskiej idei neutralności: brutalna siła militarna. W szwajcarską definicję neutralności obowiązkowo wpisuje się armia, ponieważ rolą państwa neutralnego jest obrona swojego terytorium. Deklaracja niepodległości Szwajcarii głosi, że ten kraj nikogo nie zaatakuje, nie weźmie udziału w tak zwanych akcjach policyjnych, nie wstąpi do żadnego sojuszu i będzie się bronił. W książce, która nosi podtytuł „La Suisse en armes [Szwajcaria zbrojna], znajduje się obrazek przedstawiający małego chłopca obok wielkiego działa przykrytego siatką maskującą. Podpis brzmi: „Pour rester libre, un peuple libre a besoin de canons” (tłum. „Aby pozostać wolnym, wolny naród potrzebuje armat”). Szwajcarscy kierowcy naklejają na zderzaki nalepki z hasłem:

TOUS PARLENT AU SUJET DE LA PAIX

NOTRE ARMÉE L’A PRÉSERVÉE

(tłum. Wszyscy mówią o pokoju. Nasza armia go obroniła)

– Żeby być neutralnym, trzeba mieć silną obronność. Dzięki gęstości zaludnienia i ukształtowaniu terenu zbrojna neutralność jest możliwa.

– Potrzeba atutów, a naszymi są alpejskie przełęcze.

– Szwedzi są równie agresywnie neutralni jak my. Dużo wydają na armię. Ale oni mają duże tereny. Wątpliwe, czy zdołaliby je obronić.

– Japonia dałaby radę. Ale oni tam mają za dużo ludności. Przy 117 mln ludzi niedługo pospadają z wysp. I co wtedy zrobią? Znów rozprzestrzenią się po Pacyfiku.

Szwajcaria – której 60 proc. terytorium to teren alpejski – ma szeroką gamę atutów. Całe pogranicze kraju stanowi zresztą naturalną obronę. Południową i wschodnią granicę tworzą oczywiście wysokie Alpy, a z kolei północna i zachodnia są w znaczniej mierze wyznaczone przez Jurę – pasmo starszych, łagodniejszych gór – i dwa duże jeziora: Genewskie, nazywane też Lemańskim, oraz Bodeńskie, czyli inaczej Konstanckie. Jura została przygotowana tak gruntownie, że przywodzi na myśl okręt wojenny wyciągnięty na brzeg i zamaskowany. Atak co prawda mógłby nadejść zewsząd, ale spodziewany jest z północnego wschodu. Szkicując mapę założeń podstawowej strategii bezpieczeństwa narodowego, oficer najpewniej narysuje strzałkę z tamtego kierunku i stwierdzi: „Takie jest główne założenie. Jesteśmy neutralni, więc nie wolno nam tego mówić głośno – ale główne założenie jest takie”. Pierwszy sposób obrony tej armii osłoniętej naturalną skorupą polega na tym, aby każdemu, kto mógłby nabrać ochoty na agresywną podróż przez środkową Europę, dać do zrozumienia, że zrobi mądrze, omijając Szwajcarię.

– Najeźdźca zobaczy typ naszej armii, gęstość naszych wojsk i uzna, że nie warto atakować. Wtedy rzeczywiście czegoś dokonamy.

Gdyby jednak działanie odstraszające nie odniosło skutku, całego pogranicza strzegą sąsiadujące ze sobą zabunkrowane brygady – żołnierze w wieku od 33 do 42 lat, którzy regularnie ćwiczą w tych samych miejscach i znają każde drzewo. Pewne wątpliwości dotyczą Bazylei. To drugie co do wielkości miasto Szwajcarii oraz perła przemysłu leży jednak poza terenem Jury – tak blisko Niemiec, że jeden z tamtejszych dworców kolejowych jest częścią niemieckiej sieci kolejowej, a pasażerowie muszą przejść niemiecką kontrolę celną, aby wsiąść do pociągu, i jednocześnie tak blisko Francji, że pracownicy jednej z firm chemiczno-farmaceutycznych (Sandoz) muszą przejść z kolei francuską kontrolę, żeby dotrzeć na firmowe korty tenisowe. Jak ktoś zdołałby to obronić?

– W centrum Bazylei da się obronić kilka domów. O reszcie trzeba zapomnieć.

– Można wysadzić mosty na Renie. To tyle. Bazylea jest nie do obrony.

– Jezioro Genewskie, Alpy, Jezioro Bodeńskie, Ren i Jura okalają Szwajcarię, ale Bazylea zostaje na lodzie.

– Bazylea? Nie do obrony? Niech no tylko ktoś spróbuje tu wejść. Do takiego miasta lepiej nie próbować wejść z armią zmechanizowaną. Byłoby dość paskudnie.

Zważywszy na pozorną bezbronność Bazylei, warto zauważyć, że armia jest tam obecna bez przerwy. Nie odda ani skrawka Szwajcarii. W pewien listopadowy dzień w godzinie szczytu o zmroku przechodziłem właśnie przez Ren po Mittlere Brücke, gdy na most wbiegło nagle sześciu żołnierzy w strojach maskujących, niosących bardzo długi przewód, który włożyli w jakąś dziurę. Z dziury raz po raz wychylała się głowa. Przechodnie prawie nie zwracali na to uwagi. Ćwiczenia wysadzania mostów są w Bazylei rutynowe.

Kiedy nieprzyjaciel zdobędzie Bazyleę i pokona bądź ominie obrońców na Jurze, kilka kolejnych linii obrony wytyczono na Wyżynie Szwajcarskiej. To położone pomiędzy górami prostokątne centrum kraju jest tuczące jak tabliczka czekolady i niemal równie łatwe do schrupania. W państwie, które słynie z bycia krajem mleka, to najbardziej kremowa kraina, jaką Pan Bóg widział. Kraina falującego, poprzecinanego strumieniami płaskowyżu Gruyère, Emmentalu i Jeziora Czterech Kantonów. Na jej terenie leżą Berno, Lucerna, Zurych i Winterthur. Na samej tylko Wyżynie Szwajcarskiej stacjonują aż trzy korpusy armii, znane jako corps de campagne, złożone niemal w całości z elitarnych, czyli młodych żołnierzy. Ze strategicznego punktu widzenia na Wyżynie Szwajcarskiej niewiele da się wysadzić, by spowolnić wroga, ale corps de campagne są bardzo mobilne, zmechanizowane, elastyczne i gruntownie przeszkolone w zakresie walki ulicznej przy użyciu gradu kul, miotaczy ognia i granatów.

– Dla rosyjskiego najeźdźcy cena jest bardzo wysoka. Wojskom zmechanizowanym nie sprzyja nawet Wyżyna Szwajcarska, tyle tam domów, miast, rzek, taka gęstość zaludnienia. Topografia jest dla nas niekorzystna, ale infrastruktura cywilna to obrona sama w sobie. Nie da się tam stoczyć wielkiej bitwy jednostek zmechanizowanych.

Wyżyna Szwajcarska wydaje się jednak równie podatna na atak jak Bazylea. Powstaje przez to strategiczny paradoks. Armii lepiej w górach. Ludziom lepiej z armią. Podczas II wojny światowej, kiedy przyjęta strategia zakładała odsłonięcie Wyżyny Szwajcarskiej i obronę Alp, wielu mieszkańców Wyżyny spędziło ten czas w górach. Obecna strategia przewiduje obronę Wyżyny Szwajcarskiej przy użyciu wojsk odpowiednio przygotowanych i wyposażonych, aby szybko wycofać się w Alpy. Aktualnie nie ma planów ewakuacji ludności cywilnej w góry, ale z pewnością zdecydowałoby się na nią wiele osób.

– Armia nie może bronić gór, a ludzi pozostawić samym sobie.

W lipcu 1940 r., kiedy generał Guisan zwołał swych commandants na łące, na której w 1291 r. powstała Szwajcaria, mówił o „naturalnej sile naszego kraju, o niezrównanych możliwościach obronnych, jakie zapewnia nam ukształtowanie terenu, bogate w przeszkody i zasłony, a nade wszystko nasze góry”. Nazwał Alpy niepokonanymi, a jego następcy to powtarzają.

– Na pewno mamy sporą szansę dzięki specyfice naszego kraju. Z łatwością zablokujemy atak. Tam gdzie nie ma gór, z każdej strony jest woda. Ten, kto nas zaatakuje, będzie musiał się przez nią przeprawić. Duża szansa, że nie zaatakuje nas nikt, bo cena jest zbyt wysoka.

– Alpy są młodsze i mniej zerodowane niż na przykład Góry Skaliste. Mniej między nimi równych terenów. Dlatego są jeszcze większą przeszkodą.

– W górach mechanizacja na nic się nie zda. Z wozami opancerzonymi praktycznie przepadłeś.

– Do obrony Autostrady Świętego Gotarda wystarczy dziesięciu ludzi. To dokładnie jak w Afganistanie. Rosjanie tam sobie nie radzą, dopóki nie wysiądą z wozów opancerzonych.

Gdyby wróg wkroczył w Alpy, napotkałby jeszcze inny korpus armii – w którego skład wchodzą między innymi soldat Wettstein, soldat Massy, porucznik Wyssa, major Hentsch, divisionnaire Tschumy i 10 Dywizja Górska. Ogólnie rzecz biorąc, w górach plan polega na wysadzeniu w powietrze każdej drogi dostępu do fortec w regionie, tak aby siły zbrojne – przyjazne i wrogie – mogły się tam dostać lub stamtąd wydostać tylko śmigłowcami. Nie trzeba dodawać, że ładunki wybuchowe są w gotowości.

– Nie zapominaj: to nie Szlezwik-Holsztyn. Nasz teren jest gotowy na zniszczenie, a potem obroni sam siebie.

A jeśli się nie obroni?

– Nasze linie obrony sięgają głęboko: jedna, druga, trzecia, czwarta, piąta, szósta, siódma. Nawet gdyby wszystkie sforsowano, gdyby nieprzyjaciel wkroczył w Alpy, rozpoczęłaby się wojna partyzancka.

A potem? Może właściwiej zapytać o to zagranicznego stratega wojskowego, nie Szwajcara – bo dla ludzi z innych armii szwajcarska obronność jest kompletną niewiadomą.

– Osobiście nie chciałbym być zmuszony tam wejść, żeby wykurzać naszych z tych cholernych gór. Wymagałoby to straszliwej siły. Koszt wejścia dla każdego byłby ogromny, a pozostania jeszcze wyższy. W Szwajcarii każdy umie strzelać, i to dobrze. Będą walczyć do upadłego. Znają swoje ziemie jak własną kieszeń. I pamiętaj: ich misja jest inna niż naszej armii czy większości innych. Nie muszą szkolić się w walce na pustyni lub w malarycznych bagnach, w przeganianiu wroga z jednego świata fizjograficznego do drugiego. Ich misją jest obrona Szwajcarii. Nic, tylko obrona. To potężne siły zbrojne – niewiarygodnie dobrze wyszkolone jak na państwo, które nie toczyło wojny od setek lat.

Fragment książki „Plac Zgody. Wieczyście neutralna Szwajcaria” Johna McPhee wydanej przez Wydawnictwo Czarne. Tytuł, lead i skróty od redakcji „Newsweeka”. Książkę można kupić tutaj.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version