Wzrost o 55 proc. bilingowania i namierzania telefonu, a podsłuchiwanych o 17 proc. – w latach 2016-2022 służby PiS szczególnie intensywnie sięgały po tradycyjne metody inwigilacji.

Dane zebrane przez Fundację Panoptykon nie pozostawiają wątpliwości. Sięgając po nowe, inwazyjne środki do zaawansowanej inwigilacji, takie jak Pegasus, służby pod rządami PiS nie zaprzestały inwigilacji z użyciem tradycyjnych metod. Wręcz przeciwnie — na masową, nienotowaną wcześniej skalę podsłuchiwały rozmowy, czytały SMS-y, sprawdzały billingi, lokalizowały telefony i sprawdzały naszą aktywność w internecie. Tyle że skupieni na tropieniu Pegasusa o tym zapomnieliśmy.

PiS ułatwił to sobie, uchwalając w styczniu 2016 r., niespełna dwa miesiące po dojściu do władzy tzw. ustawę inwigilacyjną, która dawała służbom m.in. prawo do swobodnego i szerokiego korzystania z danych internetowych. Wcześniej musiały o nie występować pisemnie do operatorów. Po zmianie przepisów utworzono specjalne stanowiska obsługiwane przez ich funkcjonariuszy, którzy pobierali dane bezpośrednio, w sposób zdalny. Bez jakiejkolwiek zgody, z iluzoryczną, bo następczą — i wyrywkową — kontrolą ze strony sądów. Chodzi m.in. o numery IP urządzeń, adresy stron czy zapytania wpisywane do wyszukiwarek. Co gorsze, o ile przed zmianą przepisów służby mogły sięgać po nasze dane jedynie w przypadku wszczętych już postępowań, to dziś mogą to robić nawet do niedookreślonych „celów analitycznych” (takie uprawnienia zyskało Centralne Biuro Antykorupcyjne) albo — jak w przypadku policji — „do zapobiegania lub wykrywania przestępstw”, czy „ratowania życia lub zdrowia ludzkiego bądź wsparcia działań poszukiwawczych”.

Po zmianie przepisów służby mogą też zupełnie dowolnie sięgać po dane abonenta telefonu. Nie tylko sprawdzać, do kogo należy numer, ale też prosić o numer PESEL, adres i inne informacje, które podajemy w umowie z operatorem. Z tego powodu nawet nie wiadomo, ile tego typu sprawdzeń służby robią. Tak samo nie wiadomo, jak wielu obcokrajowców poddała inwigilacji Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, gdy podejrzewała ich o działalność szpiegowską lub terrorystyczną. W takich sytuacjach również może to robić bez pytania o zgodę sądu. To kolejne nowe uprawnienie, która służba zyskała na podstawie innej nowej ustawy przyjętej za rządów PiS, czyli „antyterrostycznej” (czerwiec 2016).

Dzięki sprawozdaniom prokuratora generalnego wysyłanym corocznie do parlamentu wiadomo, jak bardzo za rządów PiS wzrosła liczba wniosków o nasze dane telekomunikacyjne (wgląd do bilingów i danych lokalizujących telefony) oraz o podsłuchy, które służby składały do sądów za rządów PiS. W 2016 r., a więc w pierwszym roku obowiązywania ustawy, tych pierwszych wniosków było 1,15 mln. Służby chciały też uruchomienia inwigilacji i kontroli rozmów wobec 6035 osób.

Dane za rok ubiegły nie są jeszcze dostępne, ale wiadomo, że w 2022 r. było 1,79 mln wniosków o dane telekomunikacyjne (to wzrost aż o 55 proc. względem roku 2016) oraz 6381 osób, których rozmowy służby chciały wziąć pod lupę. Rok wcześniej padł rekord pod tym względem – było ich aż 7071, czyli o 17 proc. więcej niż w 2016 r. Najwięcej, bo kilka tysięcy pochodziło z policji, ale po 100-200 składały też Straż Graniczna, CBA i ABW. Co zaskakujące, kontrola sądowa jest zupełnie iluzoryczna. Sądy w 99 proc. przypadków zatwierdzały wnioski o podsłuchy.

Jeszcze większą fikcją jest kontrola nad pozyskiwaniem danych telekomunikacyjnych. — Polega na półrocznych sprawozdaniach do sądów, które na podstawie przedstawianej przez służby tabeli wskazującej liczbę danych pozyskanych do konkretnych spraw mają ocenić, czy nie doszło do nieprawidłowości. Efekt jest łatwy do przewidzenia: w 2022 r. sądy okręgowe i wojskowe sądy okręgowe przeprowadziły 241 kontroli, z których żadna nie była negatywna – mówi Wojciech Klicki, ekspert z fundacji Panoptykon. — Tymczasem dane telekomunikacyjne to nie tylko kwestia tajemnic (np. adwokackiej, czy dziennikarskiej), ale też możliwość bardzo precyzyjnego profilowania dowolnego właściciela telefonu — dodaje.

Jak podkreśla Klicki, dane dotyczące inwigilacji przypominają, że różne zaawansowane narzędzia takie jak Pegasus, czy ujawniony niedawno system Hermes służący Prokuraturze Krajowej do monitoringu aktywności w sieci, były „elitarnymi” narzędziami, przeznaczonymi do inwigilowania ściśle wyselekcjonowanych osób. — Słyszymy, że celem Pegasusa mogło być kilkaset osób. Tymczasem w ostatnich latach celem niekontrolowanej inwigilacji z użyciem bilingowania czy podsłuchów były miliony. Wśród tych osób tysiące, jeśli nie dziesiątki tysięcy, mogły być inwigilowane bezpodstawnie – podkreśla Klicki.

Mimo to na razie ani nie widać, ani nie słychać, by nowa koalicja zamierzała wprowadzić w tym zakresie jakieś zmiany. Przedstawiany przed wyborami projekt kodeksu pracy operacyjnej, wypracowany przez ekspertów związanych z Koalicją Obywatelską, który miał poddać inwigilację większej kontroli ze strony sądów, leży jak na razie w szufladzie. Istnieje możliwość, że masowemu śledzeniu przyjrzy się komisja śledcza do spraw Pegasusa, której Sejm pozwolił badać również nadużycia z użyciem innymi narzędzi inwigilacji.

* Fundacja Panoptykon, która od 15 lat walczy o prawo chroniące wolność i prywatność, patrząc na ręce państw i korporacjom apeluje o przekazanie 1,5 proc. podatku. KRS: 0000327613

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version