I chcę, i boję się. Tylko fantazjuję o odejściu. Dlaczego tak wiele osób odczuwa samotność w związkach, a mimo to w nich trwa?

Jakub (30 lat): – Zakochałem się w niej, bo uosabiała czyste piękno. Eteryczna, łagodna, klasyczne rysy. Ale po roku już wiedziałem, że nic za tym nie idzie. Potrzebuję głębokich rozmów, no i dużo złośliwych żartów. A z nią mogę tylko spacerować lub scrollować Instagram, pijąc wspólnie matchę. Czuję, że życie ucieka mi przez palce. Dlaczego nie odchodzę? Bo jest śliczna, bo się za nami oglądają na ulicach, bo jest dobra. Idealny materiał na żonę, choć nie dla mnie.

Ewa (46 lat): – Moje małżeństwo trwa 18 lat, można powiedzieć, że wreszcie osiągnęliśmy pełnoletniość. I co? I jest tak jak w przypadku nastolatków, którzy chcą być za wszelką cenę dorośli. Dostają dowód osobisty i nic się nie zmienia. My z mężem funkcjonujemy jak lokatorzy, którzy się raczej lubią. Ale w małżeństwie trzeba się kochać, prawda? Przyjaciółki twierdzą, że mąż mnie ogranicza: krytykuje, nie docenia. Mają rację. Ale nie rozwodzę się, bo najbardziej na świecie boję się samotności. Poza tym w mojej rodzinie nigdy nie było rozwodów. Wiem, że to absurdalne, ale mama by mi tego nie wybaczyła.

Mariola (55 l.): – Do ilu razy sztuka? Ja próbowałam odejść cztery razy. Skończyło się na dramatycznych awanturach. Płakaliśmy oboje, pewnie z niemocy, z bezradności. On mnie irytuje na każdym kroku. Tym, że chrapie, tym, że nie zakręca tubki z pastą do zębów, tym, że zbiera butelki po drogich koniakach. Nawet tym, że kocha góry, a ja wolę jeziora. Na dodatek nie jest ambitny. Siedzi w tej samej pracy od 33 lat. Nie rozwiodę się, mam zbyt niską pensję. Pracuję w szkole podstawowej. Nie wystarczy mi na wynajem mieszkania i na godne życie. Nie znajdę nowej pracy, lepiej płatnej. Ageizm jest wszędzie. Nawet w moim małżeństwie.

Psycholog, seksuolog i psychoterapeuta Adam Lewanowicz już dawno zauważył, że wiele osób nie potrafi (nie chce?) skończyć relacji, choć ta nie przynosi im nic pozytywnego. A często rani i dołuje.

– Wielu psychologów twierdzi, że każde zakończenie związku to pewnego rodzaju porażka, z czym ja się nie zgadzam. Jeżeli jesteśmy w toksycznej relacji albo nawet w relacji, która się wypaliła, to odejście może być dla nas zwycięstwem. Rozstanie nie jest tragedią – przekonuje Lewanowicz.

Choć zastrzega, że rozstanie oczywiście zwykle nie jest łatwe. I pewnie sporo osób obawia się bólu, a także wielkich zmian, które za tym idą. – To się przecież wiąże ze zmianą adresu, stylu życia, pasji. Nagle to wszystko przewraca się do góry nogami, co nie oznacza, że musi być czymś złym. Ba, rozstanie bywa punktem zwrotnym w życiu i otwarciem się na nowe możliwości – dodaje.

Psycholog przypomina słynny casus z samolotami Concord w latach 70. XX w. Firmie nie opłacało się kontynuować produkcji, ale poniesione nakłady finansowe były już tak wielkie, że projekt Concord nie kończył się przez długi czas. – Historia Concorda przypomina trwanie w pustej relacji; lęk przed poniesionymi kosztami, także emocjonalnymi – podkreśla.

– Rzadko kiedy pacjent na początku procesu psychoterapii nagłaśnia problem z zakańczaniem relacji – mówi psycholożka i terapeutka Karolina Wincewicz-Cichecka. – Raczej opowiada mi o tym, że ma trudność w stawianiu granic, wyrażaniu swoich poglądów, podejmowaniu wyzwań. Większość ludzi nie lubi zmian i jest w stanie dużo zrobić, by utrzymać status quo. Zrozumienie, że pewne relacje być może należy zakończyć, przychodzi na późniejszym etapie psychoterapii: kiedy albo ktoś zaczyna w siebie wierzyć, albo zwracać uwagę na swoje potrzeby.

Nie rozwiodę się, mam zbyt niską pensję. A nie znajdę nowej pracy, lepiej płatnej. Ageizm jest wszędzie. Nawet w moim małżeństwie – Mariola, 55 lat

Jaki jest główny powód, dla którego nie potrafimy skończyć relacji?

– Przede wszystkim niskie poczucie własnej wartości – uważa Karolina Wincewicz— Cichecka. – Takie osoby nie ufają swoim osądom i uczuciom. Nie wierzą, że dadzą sobie radę, jeśli dana relacja się skończy. Zdarza się także, że przyczyną trwania w toksycznych relacjach jest tzw. syndrom ratownika. To tendencja do brania odpowiedzialności za innych, przy jednoczesnym ignorowaniu własnych potrzeb. Takie osoby odczuwają przemożny lęk przed kończeniem relacji, sądząc, że bez nich druga osoba sobie nie poradzi.

– Wiele zależy od tego, jak wygląda związek, z którego nie odchodzimy. Niemało osób sygnalizuje samotność w związku – relacjonuje Adam Lewanowicz. – Szczególnie starsze osoby nie chcą zaczynać wszystkiego na nowo. Wiedzą, jak duży jest koszt poszukiwania kogoś bliskiego. Ale młodych par, które uważają podobnie, też jest niemało. Część osób nie odchodzi z relacji z obawy o to, „co ludzie powiedzą”. Boją się plotek, sensacji, wałkowania ich historii przez otoczenie. A przecież, jeśli nie jesteśmy prezydentem czy celebrytą, nie będzie się o nas mówiło tak długo. Ludzie pogadają, a potem zapomną – opowiada z uśmiechem psycholog.

I dodaje: – A poza tym przecież ludzie od wieków się rozstają. Wszyscy mamy prawo do tego, aby się z kimś rozstać, jeśli nie jesteśmy szczęśliwi…

– Związki puste są faktem. To znaczy takie, w których głównie istnieją zobowiązania, natomiast nie ma intymności ani namiętności – twierdzi dr Robert Kowalczyk, psycholog, seksuolog, psychoterapeuta, współtwórca Instytutu Splot w Warszawie.

Jego zdaniem, od początku warto wprowadzić tzw. cykliczną ewaluację relacji. Czyli postawić sobie istotne pytania: Na ile moje potrzeby są zaspokojone? Co ja robię/chcę zrobić dla dobra drugiej strony? Czy się od siebie oddalamy, czy nie? – Warto pamiętać, że najczęściej związek przeżywa różne etapy i jego dynamika jest zmienna. Jeśli jednak dominujące staje się poczucie bezradności, beznadziejności, to efektem może być chęć odejścia – zauważa.

– A potem nagle okazuje się, że poranek jest mądrzejszy od nocy i wcale nie mamy w relacji tak beznadziejnie… Jeśli jednak to „beznadziejnie” pojawia się regularnie, trzeba się temu przyjrzeć. Bo jeżeli tego nie zrobimy, koniec relacji przyjdzie o wiele szybciej, niż nam się wydaje – podkreśla psycholog.

„Chcę, ale nie umiem odejść ze związku” – dr Robert Kowalczyk przyznaje, że słyszy w gabinecie takie słowa od osób z bardzo różnym stażem związku.

Powody? – Głównie obawa przed samotnością. Ktoś mówi, że boi się zostać sam/a albo nie ma ochoty ponownie wchodzić na rynek matrymonialny. Inni tkwią w tzw. pustych związkach z przyzwyczajenia, z nawyku, bo wyjście z relacji oznacza dużą zmianę, na którą nie są gotowi – opowiada.

To u terapeutów ludzie szukają rozwiązania skomplikowanej sytuacji. – Wtedy zadaję m.in. pytanie: co panią/pana skłania do pozostania w związku? To najczęściej punkt wyjścia do dalszej rozmowy – tłumaczy.

Zauważył, że wiele osób prowadzi wewnętrzną kalkulację. Bilans kosztów i zysków. Co mi to odejście da, a co odbierze? Czasem do gabinetu przychodzą pary deklarujące chęć zakończenia relacji, ale mające wiele obaw. Zdarza się, że w trakcie terapii zmieniają decyzję: próbują ratować związek. Bywa, że tylko jedna osoba tego nie chce. Oczekuje od terapeuty, że uczyni rozstanie mniej bolesnym dla tej drugiej.

– Poza tym ludzie nie potrafią zakończyć związków z powodów ekonomicznych. Samodzielne utrzymanie się jest poza ich możliwościami. Zdarza się też samooszukiwanie. Zawsze można powiedzieć, że zostaję w relacji np. tylko dla dobra dzieci, ale w istocie „nie chcę zostać sam/a” – mówi dr Kowalczyk.

Kilka miesięcy temu Mikołaj Jaworski zrozumiał, że razem z partnerką widzą swoją bliską przyszłość zupełnie inaczej. On, były reprezentant Polski w żeglarstwie, kiedyś mistrz Europy, obecnie przedsiębiorca (w wolnych chwilach surfer), jest wciąż głodny życia. Wiosną wyjechał do Portugalii, gdzie surfował i pracował zdalnie. W czerwcu znalazł się na Kostaryce. Uwielbia doświadczać przygód, beztroski. Jego partnerka, z którą był związany przez dwa lata, miała dla nich inny plan. Absolwentka studiów medycznych, pochodząca z innej kultury i innej części świata, oczekiwała od Mikołaja stabilizacji. W tym legalizacji związku. Tego też życzyła sobie jej rodzina. – Mimo że łączyło nas uczucie, musieliśmy się rozstać z tych prozaicznych powodów – opowiada Mikołaj. To była jedna z najtrudniejszych decyzji w jego życiu, jej podjęcie zajęło kilka miesięcy. – Nie ma w tym niczyjej winy, po prostu mamy inne priorytety, które się wykluczają na tym etapie życia.

Czy rozstanie było proste? Oczywiście, że nie. Przez pewien czas żyli na dwa kraje, wydawało się, że nic ich nie rozdzieli, ale przyszedł moment, gdy to stało się koniecznością. Zauważył, że w jego otoczeniu wiele osób nie potrafi kończyć relacji. – Powiedziałbym nawet, że ten brak umiejętności występuje u każdego. Nawet jak ktoś został wyćwiczony w podejmowaniu decyzji, rozumie sytuację i swoje emocje, to czasem przychodzi określony moment w życiu i jest problem – mówi Jaworski.

Zawodowe uprawianie sportu nauczyło go, że „trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść”. Jako reprezentant Polski zakończył karierę w 2016 r. – Poczułem, że mam ochotę na inne życie niż treningi dwa razy dziennie, przez sześć, siedem dni w tygodniu. Miałem przecież życie rodzinne, pierwsze związki, szkołę, potem studia. Może naiwnie, ale wierzę, że wszystkie odpowiedzi mamy już w sobie. I ja po prostu odszedłem: kiedyś z kadry, teraz ze związku.

Dla „przechodzonych” relacji, które obserwuje także w bliskim otoczeniu, ma prostą receptę. – Najpierw trzeba zrobić wszystko, co uważasz za słuszne, żeby poprawić swoją i drugiej strony sytuację. Jeśli nie działa, należy to zostawić z szacunkiem – radzi.

Wspomina pustkę po rozstaniu. – Opisałbym to jako wyjście z lasu na łąkę. Tam nie ma już drzew. Można uznać: ech, co za pustka. Ale czy ta pustka jest brzydka? Nie. Bo łąka jest inna, lecz także wyjątkowa – opisuje obrazowo Mikołaj.

Jak można spróbować zakończyć relację?

– Najważniejsze to zdać sobie z tego sprawę. Popatrzeć, jak czujemy się w danej relacji – radzi Karolina Wincewicz-Cichecka. – Często nasze ciało daje sygnał, zanim jeszcze uświadomimy sobie pogląd na temat danej relacji. Napięcie w plecach, płytszy oddech, pustka w głowie lub totalny brak energii po spotkaniu z tą drugą osobą mogą być sygnałem, że relacja nas po prostu męczy. Potem dobrze jest przyjrzeć się, co stoi za myślami o odejściu. Im bardziej zrozumiemy sedno sprawy, tym lepsze znajdziemy rozwiązanie. Kolejnym krokiem może być zaaranżowanie rozmowy, podczas której spróbujemy coś ustalić. Warto napisać mail lub list. Kiedy mamy poczucie, że rozmowy prowadzą donikąd, można rozważyć ograniczenie kontaktu. Szkoda tracić dni na relacje, które nam szkodzą.

Psycholożka jest przekonana, że jeśli ktoś przeciąga trwanie w toksycznej albo pustej relacji, w końcu wybuchnie lub odetnie się w najmniej odpowiednim momencie. Paląc za sobą mosty. Pozostanie niesmak, smutek, gniew.

– A jeśli odejdziemy w momencie średniego nasilenia napięcia, irytacji czy żalu, wciąż mamy szansę zadbać o siebie i drugą stronę – dodaje.

Adam Lewanowicz: – Niektórzy terapeuci celowo przedłużają terapię pary, choć już niczego między nimi nie ma. Mamią te osoby mrzonkami. A czasami naprawdę lepiej coś przerwać, niż wskrzeszać miłość, której nie ma.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version