– Swego czasu funkcjonowało określenie „artysta zapasowy”. Odnosiło się do osób, którym brakowało talentu, ale nie brakowało odwagi, żeby stać się pupilem tej czy innej władzy – mówi artysta Paweł Kowalewski, bohater wywiadu rzeki „Sztuka to jest wszystko” (wyd. Luna House) autorstwa Aleksandra Hudzika.

Paweł Kowalewski: Nie. Kiedy zaczynaliśmy pracę nad książką, o raku nie było mowy.

– Deja vu miałem na pewno, ale nie dotyczyło ono sfery namacalnej. Komunistyczny totalitaryzm nie wynikał tylko z pałki policyjnej, czołgów i więzień. Dochodziła do tego kwestia braku własności prywatnej. Dostałeś wilczy bilet ze szkoły za strajk? Do widzenia, nikt więcej cię nie przyjął na studia, bo wszystkie były państwowe. Na zakładzie też bez szans, chyba że w małym warsztacie samochodowym, a i to do czasu telefonu z SB: panie szanowny, zatrudnił pan wroga ojczyzny socjalistycznej.

– Mam wspomnienie z nim związane. Przyszedł do mnie człowiek przed wystawą w Radomiu i zapytał, czy może wejść przed oficjalnym otwarciem. Bardzo proszę. Wyszedł chłop ze łzami w oczach, wyciągnął kartę kombatancką i powiedział: „Wie pan, w 1978 r. wyrzucono mnie z pracy. Do 1990 r. nie mogłem nic znaleźć. Uciekałem do innych miast, a oni mnie gonili. Za każdym razem, po trzech miesiącach, znowu mnie wyrzucali. Strasznie panu dziękuję za ten symulator”. Jak dla mnie, nikt więcej mógłby na wystawę nie wchodzić. Lekcję odrobiłem.

Komuniści nie widzieli, że ich władza to jednoosobowy dyktat. Zabawy narodem. Bardzo niebezpieczne zjawisko. Oczywiście, jak mawiał Kisielewski, „w każdej dupie można się urządzić”, ale to jest nierozwojowe. Przypomnijmy sobie, z jakiego gówna wyszliśmy w 1989 r. Trudno jest dziś sobie wyobrazić, jak wówczas wyglądało nasze życie.

– Historia ostatnich rządów PiS była nieporównywalna do czasów bycia kolonią rosyjską. Wówczas byliśmy bardziej zdeterminowani. Za PiS nie bawiliśmy się w podteksty i aluzje. W teatrze trochę tego było, tyle że teatr został wprost zaatakowany. Kilka sztuk próbowano zdejmować, były protesty, więc aktorzy i reżyserzy zaczęli protestować. W świecie plastycznym było inaczej. Swego czasu funkcjonowało określenie „artysta zapasowy”. Odnosiło się do osób, którym brakowało talentu, ale nie brakowało odwagi, żeby stać się pupilem tej czy innej władzy. Zbyt mało ważna była sztuka wizualna. Kamień Cattelana zdjęto z figury papieża, ale konsolidacji środowiska w tej sprawie nie było.

– Wspominam wiele osób z czasów, kiedy byli fajnymi ludźmi. Myślę, że gdyby Jurek Kalina umiał bronić się inteligentnie i był mocno stojącym na ziemi artystą, to nie opowiadałby andronów o obecnych 30-latkach stojących pod trybuną pochodu pierwszomajowego, bo jak były pochody, to ich jeszcze nie było na świecie.

– Gdyby stanął na Trębackiej, jak pierwotnie ustalono, to pośród innych zabudowań komponowałby się dobrze. Mam wyobraźnię przestrzenną, wiem, co mówię. Na placu Piłsudskiego wygląda jak schodki do samolotu. Mam pretensje do Jurka, że się zgodził na tę lokalizację.

– W latach 80. był gwiazdą, naprawdę ważną postacią. Tego się boję: narracji. Jak mi się ktoś lub coś nie podoba, to czerwony albo faszysta. I dalej nie musimy niczego tłumaczyć. No nie! Jest dobra sztuka albo zła sztuka.

– Ja bym takiej wystawy nie zrobił. Przed Jarkiem sam dostałem taką propozycję, ale grzecznie odmówiłem.

– Tęcza albo Żołnierze Wyklęci. Krzyż albo parodia krzyża. Rzeczywiście, powstało takie napięcie.

Na początku lat 90. pogubiliśmy się. Nagle wszyscy chcieli być bardzo zachodni, wpadliśmy w naśladownictwo. A ich bunt nie przystawał do nas. Albo w lewo albo w prawo, nie potrafiliśmy zabrać z pola sztuki czegoś dla siebie.

– Po upadku komuny czuć było, że to nie będzie czas dla sztuki. Trzeba było wyjść z biedy, żeby sztuka zajęła miejsce, jakie zajmuje w społeczeństwach zachodnich: bogatych, dostatnich, otwartych. Wciąż uważam, że polska gospodarka ma momentum, aby stać się silnym graczem na rynku sztuki, nie tyle europejskim, ile światowym. Na początku lat 90. pogubiliśmy się. Nagle wszyscy chcieli być bardzo zachodni, wpadliśmy w naśladownictwo. A ich bunt nie przystawał do nas. Albo w lewo albo w prawo, nie potrafiliśmy zabrać z pola sztuki czegoś dla siebie.

– Tak, prowadzę narrację, która nie ocenia. Nawet w „Symulatorze totalitaryzmu”, kiedy pokazuję normalnych ludzi spacerujących w czasach opresji, to nie mówię, że są winni. Chcę, żeby człowiek siedzący w symulatorze zastanowił się, co może zrobić, aby uchronić się przed zniewoleniem. 24 lutego 2022 r. niemożliwe stało się faktem. Były KGB-ek zaatakował sąsiednie państwo w pełnoskalowej wojnie, nazywając ją operacją wojskową.

– Nie wierzę KGB-kom. Jest anegdota o tym, jak Putin przyjechał do szkoły KGB, popisując się i opowiadając, kim to on nie jest. Na to wszedł do sali 80-letni KGB-ista i wyjaśnił: „Nie ma byłych KGB-ków. Raz KGB, na zawsze KGB”. Patrzyłem z politowaniem na Sharon Stone oklaskującą Putina siedzącego przy fortepianie. Jak na moim obrazie: wszyscy zachwyceni Rosją i jej namiętnymi ustami. Ulegają jej, nie zauważając zimnych, bezlitosnych oczu.

Podobnie jak wtedy, tak i dziś raptem 2-3 proc. twórców potrafi się skupić, patrząc na rzeczywistość krytycznie. Reszta biegnie owczym pędem za tym, co modne i przynosi splendor.

– Przejmuje mnie los dziewczyny, która umówiła się z chłopakiem na randkę, a raptem znalazła się metr pod ziemią, spod której wystaje jej ręka. Patrzy na nią cały świat, zastanawiając się, co się stało. To mnie bardziej zajmuje niż kacap, który ją zamordował. Ostrzeganie przed tym, jak źle może być, to moje credo. Robię to przez cały czas.

– Trudno odpowiedzieć po 40 latach pracy z młodzieżą. Dopiero od roku nie mam z nimi kontaktu. Młode pokolenie nie różni się wiele od mojego. Podobnie jak wtedy, tak i dziś raptem 2-3 proc. twórców potrafi się skupić, patrząc na rzeczywistość krytycznie. Reszta biegnie owczym pędem za tym, co modne i przynosi splendor. Tak było i jest. W tej kwestii nic się zmieniło.

Paweł Kowalewski (ur. 1958) – prof. ASP w Warszawie, założyciel Gruppy, polskiej formacji artystycznej lat 80., sprzeciwiającej się cenzurze i represjom władzy podczas stanu wojennego. Piewca koncepcji „sztuki osobistej, czyli prywatnej”. Jego inspiracje pozostawały w silnym połączeniu z życiem artysty, ale także odnosiły się do problemów, które umieszczają widza w kontekście uniwersalnym. Od 1991 r. prowadzi własną agencję reklamową.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version