Kolejne lata i popisy kościelnych i leśnych dygnitarzy mogły ośmielić innych, by swoich przeciwników w dyskusji o lasach i o kształcie Lasów Państwowych traktować bez pardonu. Także w oficjalnych pismach — pisze Aleksander Gurgul w książce pt. „Ołtarz i Siekiera”. Tak konstruowano propagandę wymierzoną w ekologię.
Do historii przejdzie konferencja zorganizowana przez księdza Tadeusza Rydzyka i ministra środowiska Jana Szyszkę oraz Lasy Państwowe wiosną 2017 roku. W Toruniu i pod hasłem „Jeszcze Polska nie zginęła – wieś” bardziej przypominała zlot polityczno-kościelny. Ks. prof. Tadeusz Guz z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego w wykładzie „Filozoficzna analiza ideologicznych podstaw animalizacji człowieka i humanizacji zwierząt i drzew” powiedział na przykład, że „ideolodzy, którzy tworzą ideologię »zielonych«, doskonale wiedzą, że stawką jest być albo nie być. (…) Oni opowiedzieli się za totalnym nie być. Nawet Trzecia Rzesza Niemiecka, która jeszcze za coś pozytywnego uznała rasę, była dla nich zbyt mało radykalna”.
Ks. prof. Guz nazwał Szyszkę „opatrznościowym ministrem”, a leśników, którzy szczelnie wypełnili mundurami salę, „reprezentantami niezwykłej cząstki polskiego narodu”. Jak ujawnił Robert Jurszo (wtedy OKO.press, obecnie Gazeta Wyborcza”), Lasy dołożyły do konferencji u Rydzyka 120 tysięcy złotych.
Ekologia: zielony nazizm
Ks. prof. Guz dowodził, że ekologom chodzi o „animizację człowieka”, czyli zrównanie go do zwierząt, ale ich zapędy sięgają dalej – chcą doprowadzić do całkowitej zagłady ludzkości. Mówił też o „zielonym ekologizmie” i o „nihilistycznym neokomunizmie”.
Aż wreszcie padło zdanie, które chyba najbardziej zadudniło w mediach: „Jest to – a wiem, co mówię, i czynię to z całą odpowiedzialnością przed państwem i przed obliczem bożym – że ta ideologia jest odmianą zielonego nazizmu. Z tą jedną różnicą względem Trzeciej Rzeszy Niemieckiej, że nawet jedna rasa ludzka – czyli germańska – już nie ma prawa do dalszego istnienia”.
Wezwał zebranych na konferencji u Rydzyka, aby „ratować – jak czyniliśmy to w przeszłości – ludzkość przed starym, ale przebranym z czerwonej na zieloną szatę, komunizmem”.
Jan Szyszko
Foto: PAP
Nic dziwnego, że ton i słownictwo księdza przedstawiciele organizacji ekologicznych nazwali „zaprzeczeniem idei chrześcijaństwa”. KUL odciął się od księdza profesora, nazywając jego przemówienie indywidualnymi poglądami o charakterze pozanaukowym, a rektor zażądał wyjaśnień od Guza i kazał mu przeprosić.
Ks. prof. Guz niewiele sobie z tego robił, bo w 2020 roku na konferencji „Oblicza ekologii”, zorganizowanej ku czci zmarłego Szyszki, także w Toruniu, powiedział, że ekologizm to „totalna, czyli substancjalna wrogość względem człowieka jako osoby i tylko przejściowa humanizacja zwierząt, drzew i roślin”. I dodał, że ekologizm to „totalny ateizm”. I jeszcze jedno zdanie z jego wykładu: „totalna erotyzacja wszystkich sfer kultury, czyli niespotykany na dotychczasową skalę w historii świata kult żądzy popędu seksualnego” jest – jak perorował ks. prof. Guz – „centralnym wymogiem neokomunistycznej ideologii ekologizmu jako jednego z najniebezpieczniejszych przejawów bytu Antychrysta”.
Zgromadzonym na sali „prawym Polakom katolikom” podziękował za to, że „w dobie permanentnej rewolucji ekologistycznego neomarksizmu” nie przynależą do „antyboskiego klubu ekologistycznego spod diabelskiego znaku Antychrysta”.
To wszystko, i jeszcze więcej, zmieścił w jednym wykładzie pt. „Istota neomarksistowskiego ekologizmu”.
Ekologia wrogiem ojczyzny
Jeszcze raz wróćmy jednak do imprezy w Toruniu z 2017 roku. Konrad Tomaszewski, dyrektor generalny Lasów, w swoim wykładzie pytał wtedy: „Po co ta animizacja człowieka? Po co ta humanizacja roślin i zwierząt? Po co ta próba rozwalenia rodziny? Po co ta próba rozwalenia podstawowych fundamentów, które są teraz gwarantem suwerenności naszej ojczyzny?”. Po czym dodał: „Całkowicie zgadzam się z pierwszym wykładowcą. To jest zielony nazizm”.
Tomaszewski dosyć topornie, nawiązując do retoryki biblijnej, po jednej stronie barykady stawiał „ekocentrystów” i szatana, po drugiej Lasy Państwowe z ich zrównoważoną gospodarką leśną.
Wracam do tamtych wypowiedzi, bo w rozmowach ze mną wracali do nich niemal wszyscy: ekolodzy, aktywiści, leśnicy i przyrodnicy. Były dla wielu z nich punktem przełomowym w narracji, jaką opakowano Lasy Państwowe. Jeśli kogokolwiek tego typu słowa miały zohydzić w oczach opinii publicznej, to tymi ludźmi byli obrońcy Puszczy Białowieskiej i organizacje ekologiczne. To oni byli celem tego dehumanizującego języka w debacie publicznej.
Co wydarzyło się później? Na Facebooku wobec przyrodników rozpętał się istny hejt. Prym wśród strażników leśnych wiódł Mirosław Juszczak z nadleśnictwa Świebodzin. Na jednej z blokad pojawił się z naszywką na ramieniu „Śmierć wrogom ojczyzny”. Nosił ciemne okulary i czapeczkę z daszkiem, miał tak przystrzyżoną rudą brodę, że aktywiści nazywali go Chuck Norris. Juszczak przede wszystkim zasłynął jednak wpisami na Facebooku. Zarchiwizował je wspomniany kolega, Robert Jurszo. W jednym z nich leśnik pisał o „ekozje****” i „lewackiej organizacji o zje******** umysłach”, a dalej o „zielonych zas*******”, którzy narażają się na „zwyczajny wp******”. W innym wpisie Juszczak cedził: „lewactwo nie zna narodowości i nie wykazuje patriotycznego ducha”. Zarzucał im, że kradną w okolicznych ogródkach.
Jarosław Kaczyński i ojciec Tadeusz Rydzyk
Foto: Adam Chelstowski/FORUM / Forum
Innym strażnikiem leśnym, który hejtował ekologów, był Łukasz Adamski z nadleśnictwa Celestynów. Pisał o „ekobrudasach” z „Greenzwisu”, którzy „na mydle oszczędzają i śmierdzą okrutnie”.
Kolejne lata i popisy kościelnych i leśnych dygnitarzy (arcybiskup Marek Jędraszewski też perorował o ekologizmie) mogły ośmielić innych, by swoich przeciwników w dyskusji o lasach i o kształcie Lasów Państwowych traktować bez pardonu. Także w oficjalnych pismach. Dobrym przykładem jest Piotr Nalewajek, nadleśniczy z nadleśnictwa Pomorze, czyli ten, który sprzedał osadę Andrzejowi Koniecznemu, dyrektorowi generalnemu Lasów (zresztą i sam Konieczny nie stronił od natchnionej boskością retoryki). Nalewajek, przewodniczący krajowej sekcji leśnictwa związku zawodowego „Budowlani”, w liście do władz państwa pisał o swoim koledze, leśniku Grzegorzu Zubowiczu (za to, że ten rozpętał awanturę medialną wokół osady Koniecznego), iż to „osoba na wzór konfidentów z okresu okupacji, powojennych donosicieli UB, przez których mordowano bohaterów naszego narodu, tak jak to miało miejsce podczas Obławy Augustowskiej”.
Nalewajka mocno wtedy poniosło, bo dalej pisał: „Przez nich egzekucja strzałem w tył głowy i… nieznane miejsce pochówku – także dosięgała sąsiadów. Mamy XXI wiek, a konfidenci nadal chodzą po tym świecie, ich potomkowie niszczą ludzi prawych i sprawiedliwych kłamstwem, oszczerstwem, pomówieniami”.
Mimo że nazwisko Zubowicza w liście nie padło, ten zdecydował się pozwać Nalewajka i wygrał w sądzie. List pokazał też, że w leśnym środowisku nastąpił rozłam. Część leśników dalej trzymała z władzą, inni orbitowali już zdecydowanie gdzie indziej. Zubowicza, który jest radnym w Sejnach na Podlasiu, nazywam enfant terrible polskiego leśnictwa, to chodzący granat informacji, który nie wiadomo kiedy wybuchnie. Rozmawiałem z nim setki razy. Kiedyś był zagorzałym zwolennikiem PiS. Ba! W szeregi tej partii zwerbował kilkaset osób, a tak przynajmniej mi się chwalił. Większość na Suwalszczyźnie. Wśród zwerbowanych przez niego był mężczyzna, który zagrał w filmie pornograficznym, o czym Zubowicz miał nie wiedzieć. Wkrótce potem pożegnał się z partią.
Propaganda leśników. „Jesteś z nami albo przeciwko nam”
W 2021 roku sąd oczyścił Zubowicza z zarzutu nieumyślnego spowodowania wypadku drogowego ze skutkiem śmiertelnym. Sprawa sięga 2017 roku, gdy Zubowicz jechał przez Nieżychowice. Potrącony pieszy przeleciał nad autem i spadł 25 metrów dalej, nie udało się go uratować, mimo że do szpitala przetransportował go helikopter. Zubowicz był trzeźwy, a na jezdni nie było śladów hamowania – relacjonowała lokalna prasa. Prokuratura rejonowa umorzyła sprawę, ale po interwencji ówczesnego senatora Koalicji Obywatelskiej Krzysztofa Brejzy odbył się proces i pierwszy sąd skazał Zubowicza, w apelacji go uniewinniono. Sąd uznał, że pieszy wtargnął na drogę.
Zubowicz plątał się po sądach także dlatego, że stracił pracę w nadleśnictwie Gołdap. Wygrał sprawę i pracodawca miał mu wypłacić zadośćuczynienie. Po tym, jak zaczął nagłaśniać różne historie, w Lasach Państwowych spotkał go koleżeński ostracyzm.
Wróćmy jednak do retoryki, jaką posługują się leśnicy w potyczkach ze swoimi adwersarzami. Inny przykład pokazuje, że nie jest ważne, kto stoi po drugiej stronie, bo decyduje raczej zasada: „Jesteś z nami albo przeciwko nam”.
Piętro wyżej od nadleśniczego jest dyrektor regionalny. W RDLP w Krakowie rządził przez jakiś czas Jan Kosiorowski, którego już cytowałem. Pod miastem grupa mieszkańców walczyła o powołanie do życia około stuhektarowego rezerwatu przyrody Mała Puszcza Kleszczowska. Las był dla nich nie tylko ostoją przyrody, ale też miejscem medytacji i modlitwy. Kiedyś zorganizowali w nim nawet kolędowanie. Przywozili tu naukowców, by pomogli uzasadnić powołanie rezerwatu, szukali chronionych gatunków, zrobili nawet film przyrodniczy. Jednym słowem walczyli, jak mogli, żeby im leśnicy nie wycięli biocenotycznych sędziwych dębów i buków (największy ma ponad cztery metry obwodu), które rosną pomiędzy bajkowymi wapiennymi skałami.
Wysłali wniosek o powołanie rezerwatu do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, a w ślad za nimi swoje poparcie napisał ksiądz Andrzej Muszala z Uniwersytetu Papieskiego im. Jana Pawła II. Obrońców kleszczowskich buków nazywał „osobami o ponadprzeciętnej wrażliwości na piękno przyrody”, które robią to wszystko bezinteresownie, co budzi jego podziw. List dostali także leśnicy z krakowskiej RDLP. Odpisując ks. Muszale, Kosiorowski nie przebierał w słowach: „Czy wolno wypowiadać się w sprawie, o której nie ma się podstawowej wiedzy? Odpowiedź jest banalna: nie wolno, bo już to samo w sobie jest etycznie naganne, jest złem moralnym i oczywistą nieodpowiedzialnością”. I zarzucał duchownemu, że nie zadbał o to, by dotrzeć do prawdy o osobach, które chcą powołać rezerwat. „Jeden z aktywistów wybrał się także do Brukseli, by donieść na Polskę – kraj barbarzyński jak wiadomo, niszczący pod obecnymi rządami europejskie dziedzictwo – do znanego z antypolskiego nastawienia Fransa Timmermansa [wówczas wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej, który zaproponował reformy w ramach tzw. Zielonego Ładu, który leśnikom stoi ością w gardle – aut.]”. W kolejnych zdaniach Kosiorowski objawiał ks. Muszali, że za inicjatywą „Ratujmy Kleszczowskie Wąwozy” stoją osoby „wspierające ruchy LGBT i ich ideologię”. Dziwił się kapłanowi, że dał się wciągnąć w inicjatywę nagłaśnianą przez „Gazetę Wyborczą” i TVN. Na koniec zacytował mu jeszcze biblijną przestrogę: „Umiłowani, nie dowierzajcie każdemu duchowi, ale badajcie duchy, czy są z Boga, gdyż wielu fałszywych proroków pojawiło się na świecie”. I dodał, że dobrymi intencjami – którymi pewnie kierował się ks. Muszala – piekło jest wybrukowane.
Lasy Państwowe kontra ekologia
Od czasów ministra Szyszki i dyrektora Tomaszewskiego można odnieść wrażenie, że ta niewybredna, ofensywna retoryka względem organizacji pozarządowych tylko się upowszechniała w Lasach Państwowych. 15 września 2023 roku w Częstochowie odbyła się konferencja „Środowisko – troska o dobro wspólne”. Zabłysnął na niej Józef Kubica, dyrektor generalny Lasów, który prowadził wtedy kampanię do parlamentu. W mundurze leśnika powiedział:
– Siły obce naszemu państwu, obce naszej gospodarce, chcą to po prostu zniszczyć. Zniszczyć lasy. Tak jak zaczynali to w Puszczy Białowieskiej, jedyną osobą był pan profesor [Jan Szyszko]. Była to trochę walka z wiatrakami. Potężne siły, i przykro wspomnieć, nie tylko na Zachodzie, ale siły, które uderzały bardzo mocno tu, w naszym obozie. Wielkość pana profesora robiła innymi małymi, niskimi ludźmi innych naukowców, bo tak to należy powiedzieć. Ale robimy swoje, klasyk mówi „Alleluja i do przodu”. My, leśnicy, wiemy, jak robić, co robić, jak postępować z lasami [cytat dosłowny – aut.].
Potem nawiązał do trwających obchodów Stulecia Lasów Państwowych.
– W całej Polsce są uroczystości, są różnego rodzaju spotkania i eventy. Pokazujemy, co robimy, jak to chcemy dalej robić, i różni tam ekoidioci czy pseudoekolodzy nie wytrącą nas z tego.
Na koniec zarzucił jeszcze „upośledzenie umysłowe” niektórym mediom, które twierdzą, że Lasy Państwowe sprzedają drewno do Chin. Wreszcie podziękował Kościołowi.
– Kościół zawsze jest z nami. To jest dla nas bardzo ważna duchowa podpora, ta moc wielka – stwierdził Kubica.
Podczas wykładu powiedział też, że po Szyszce pozostała wielka pustka, a on, i inni leśnicy, „posłusznie i z wielką ochotą” wykonują jego testament.
Patrząc na to, jakiego języka używał, trudno się z nim nie zgodzić.
Fragment książki „Ołtarz i Siekiera” Aleksandra Gurgula wydanej przez Agorę. Tytuł, lead i skróty od redakcji „Newsweeka”. Książkę można kupić tutaj.
Okładka książki „Ołtarz i Siekiera”.
Foto: Wydawnictwo Agora