Czy można się zakochać w człowieku, którego się nie spotkało? W największym w Polsce śledztwie dotyczącym tzw. romance scamów policja i prokuratura dotarły do tysięcy osób, które przelewały pieniądze amerykańskim żołnierzom na statkach czy lekarzom w strefie konfliktów zbrojnych. Wszystko z miłości.
Przystojny, uśmiechnięty mężczyzna o bardzo gęstej czuprynie przygląda się Krystynie z malutkiego zdjęcia na komunikatorze Messenger. Zaskoczoną kobietę zalewa potok nadchodzących wiadomości. Są trochę po angielsku, trochę po polsku, ale bez problemu da się zrozumieć przekaz. Alex William, bo tak przedstawia się rozmówca, jest amerykańskim wojskowym lekarzem ortopedą, wysłanym na misję do Afryki.
Opowiada historię życia: o miłości do Polski, za sprawą żony poznanej na studiach w USA. O samotności, bo ukochana zmarła na raka kilka lat temu. O trudach rodzicielstwa, bo samodzielnie wychowuje córkę. Tęskni za bliskością i ma nadzieję, że wkrótce przejdzie na emeryturę, by ułożyć sobie dobre życie. Po co pisze do wdowy z Podkarpacia? Bo bardzo mu się spodobała i pomyślał, że taka dojrzała kobieta jak ona mogłaby mieć podobne marzenia. Strzał w dziesiątkę.
Foto: ILUSTRACJA WYGENEROWANA PRZEZ DYREKTOR ARTYSTYCZNĄ MAGDALENĘ MAMAJEK-MICH ZA POMOCĄ MIDJOURNEY
Jesteś wszystkim, co mam
„To było jesienią 2020 r. Po kilku wiadomościach na Facebooku przeszliśmy na komunikator Hangouts. Alex mówił mi, że kocha Polskę, że był na urlopie w Warszawie i tak się zachwycił, że teraz uczy się języka. Powiedział, że po zakończonej misji chciałby się na stałe osiedlić nad Wisłą. Planował tu otworzyć szpital i restaurację” – zeznała 52-latka, przesłuchiwana w Prokuraturze Okręgowej w Warszawie. Miłość kwitła, deklaracjom nie było końca. Zbliżał się termin przyjazdu Alexa. Wtedy uległ wypadkowi. Cudem przeżył, potrzebował pieniędzy. „Przelałam mu najpierw 2150 euro, a później 2650 euro. Zapewniał, że odda mi wszystko, jak przyjedzie. Mówił, że mnie kocha, że weźmiemy ślub i będziemy na zawsze rodziną” – relacjonowała. Przelewy nie przyśpieszyły przylotu amerykańskiego bohatera. Znów poprosił o pieniądze, tym razem na leczenie córki w Stanach. „Jesteś wszystkim, co mam, kochanie. Pomóż mi” – pisał. Krystyna zaczęła podejrzewać przekręt. Została zablokowana.
Foto: fot. reprodukcje z akt sprawy, facebook
Amerykański lekarz na misji w Sudanie rozkochał w sobie także 53-latkę z Górnego Śląska. Rozmawiali miesiącami. Pisała z jego córką, mieszkającą w internacie w Karolinie Północnej. Oboje, o dziwo, posługiwali się językiem polskim. Wysłała mu 14 150 zł w dwóch transzach, bo uwierzyła, że mężczyzna musi wpłacić swojemu dowódcy kaucję, by ten znalazł innego lekarza na jego miejsce. Odzywał się do niej mailowo nawet dowódca, przesyłając skany dokumentów dotyczących jej ukochanego. Agnieszka wrzuciła te zdjęcia do wyszukiwarki, która natychmiast powiązała je z hasłem „fałszywe profile na portalu Facebook”.
Foto: fot. reprodukcje z akt sprawy, facebook
Foto: fot. reprodukcje z akt sprawy, facebook
Przesyłka warta krocie
Wiesława ośmieliła się sama zagaić do eleganckiego mężczyzny, który „polajkował” jej zdjęcie na Facebooku. Nazywał się Richard Kovacki i był Amerykaninem o europejskich korzeniach. W czasie gdy nawiązali relację, przebywał akurat na misji w Syrii. „Pisał do mnie miło i romantycznie. Nic nie wzbudziło moich podejrzeń” – przyznała. Wiesława miała przyjąć paczkę z darami, która zawierała rzekomo prezenty dla niej i bliskich oraz pierścionek zaręczynowy. Kobieta przesłała w pięciu transzach łącznie 36 060 zł, wierząc, że jest to niezbędna opłata celna za dużo cenniejszą przesyłkę. „Nie zgłosiłam oszustwa, bo było mi wstyd” – powiedziała później.
Młodą emerytkę z województwa łódzkiego zaczepił w internecie Robert Harrison, Amerykanin służący w marynarce. Tygodniami pisał do Grażyny, zapewniając, że stała się sensem jego życia. Dopytywał o jej samopoczucie, opowiadał o trudach służby i wiecznym lęku o własne życie. „Znajdował się na statku, ale nie pamiętam na terenie jakiego kraju. Zapytał, czy mogłabym przyjąć paczkę z jego kosztownościami i dokumentami. Bał się, że piraci mogliby ograbić go z dorobku życia. Mówił, że tylko mnie może ufać. Zgodziłam się, był mi bardzo bliski” – wyznała kobieta. Okazało się, że firma kurierska potrzebuje dodatkowej opłaty za paczkę, której Robert nie mógł uiścić, będąc na morzu. „Paczka została zatrzymana na granicy. Dostałam nawet jakiegoś maila od firmy transportowej, że jeśli za tę paczkę nie zapłacę, zostanę pociągnięta do odpowiedzialności karnej. Wpłaciłam 5 tys. zł, bo nie miałam więcej. Robert zamilkł” – przekazała organom ścigania.
Foto: fot. reprodukcje z akt sprawy, facebook
Podkomisarz Małgorzata Michałek z Centralnego Biura Zwalczania Cyberprzestępczości zauważa, że przekręt „na paczkę” wartą krocie jest bardzo popularny i wyjątkowo skuteczny. – Opowiadana pokrzywdzonym legenda jest bardzo spójna. Ukochany zwykle przebywa w miejscu bardzo odległym, często jest to strefa wojny. Amerykański żołnierz informuje, że kończy misję, nazbierał dużo pieniędzy, spodziewa się jeszcze solidnej odprawy. Mówi pokrzywdzonej albo pokrzywdzonemu, że tylko im ufa, że są miłością jego życia i to właśnie do Polski prześle cały swój dobytek, dokumenty. Paczka, która idzie z drugiego końca świata, zawsze utknie na odprawie celnej. Trzeba zapłacić procent od wartości, a wartość jest zawsze duża – tłumaczy policjantka. Dlaczego ktoś chce płacić za paczkę, która miała być prezentem od bogacza? Oszust mówi: „Kochanie, ja ci oddam. Nie masz? To pożycz od kogoś. W paczce jest milion dolarów, weźmiesz sobie stamtąd. To są nasze wspólne pieniądze”.
Zdrada na koszt małżonka
W romans z marynarzem wdała się także Danuta. Korespondencja z Aaronem Stevenem Bowenem była dla niej dużo bardziej interesująca niż rozmowy z mężem Zygmuntem. Zakochała się i przez blisko rok przelewała kochankowi pieniądze ze wspólnego, małżeńskiego rachunku. „Trzymałam to w tajemnicy” – przyznała. Aaron był inżynierem morskim z Teksasu, przebywał na statku handlowym w Chinach. „Omamił mnie. Wzbudził we mnie litość i zaufanie. Jego wiadomości miały miłosny podtekst, chciał do mnie przyjechać. Tuż przed spotkaniem okazało się, że zatrzymali go celnicy w Moskwie. Błagał, żebym wpłaciła za niego kaucję” – zeznała. Od stycznia do grudnia wysłała ponad
15 tys. zł. Odbiorcą przelewów była Sylwia Szczepanik, rzekomo agentka ONZ. Pracownik banku sugerował Danucie, że może być oszukiwana, bo konto, na które słała pieniądze, nie było na panią Szczepanik.
„Miłość mnie zaślepiła. On mi mówił, że zwróci mi pieniądze. Nawet obiecywał, że przywiezie mi jakieś złoto” – mówiła. Gdy nabrała podejrzeń, kochanek się wściekł. „Jeśli będziesz mnie oskarżać o to, czym nie jestem, przestanę odpowiadać na Twoje wiadomości. Jakie to bzdury!” – pisał.
Jadłaś obiadek, kochanie?
„Jestem amerykańskim żołnierzem, przebywam teraz na misji w Pakistanie” – wyjaśniał Irenie Tony Douglas. Jego ojciec pochodził z Francji, a matka była Polką. Wychowali go w Ameryce, ale zmarli, gdy był małym chłopcem, i resztę dzieciństwa spędził w sierocińcu. Dorósł, wstąpił do wojska, założył rodzinę i szybko owdowiał. Samotnie wychowywał nastoletnią córką. Brzmi znajomo?
„Nie zdziwiło mnie, że pisał do mnie po polsku. Jego mama była przecież Polką, poza tym podejrzewałam, że może korzystać z tłumacza. Pisaliśmy ze sobą wiele miesięcy. Byłam akurat w trakcie rozwodu” – przyznała Irena podczas przesłuchania. Rozmawiali codziennie. Rano pytał, jak spała, wieczorem życzył jej dobrej nocy. Wysyłała mu zdjęcia kwiatków w ogrodzie i swojej uśmiechniętej buzi. Deklarował, że po zakończeniu misji chciałby przyjechać do Polski. Któregoś dnia poprosił Agnieszkę, by pożyczyła mu pieniądze, bo jego są „zamrożone”. Obiecywał, że zwróci jej wszystko po uzyskaniu dostępu do funduszu emerytalnego. Planował także sprzedaż domu w Ameryce, by wieść szczęśliwe życie z polską gospodynią.
„Przelałam mu w pieniądze osiemnaście razy, w różnych kwotach. W sumie 72 tys. zł” – zeznała Agnieszka. To jednak nie było wszystko. Tony uwiarygadniał się, kontaktując Agnieszkę z rzekomym dyrektorem z ONZ. O tym, że jest oszukiwana, dowiedziała się od policjantów, którzy monitorowali ruch na podejrzanych rachunkach.
Znam pana z telewizji
Niektóre ofiary dają się uwieść historiom jeszcze bardziej niesamowitym niż samotny Amerykanin na froncie. Przestępcy nierzadko podszywają się pod osoby, których tożsamości potwierdzać nie trzeba, bo znane są ze świata filmu czy telewizji. – Podają się za aktorów, piosenkarzy. Do jednej pokrzywdzonej odezwał się Johnny Depp, a ona mu odpisała: „Kojarzę pana z »Piratów z Karaibów«”. Przyjaźni z Polkami szukali także rzekomo Henry Cavill, Colin Firth, James Blunt czy Brad Pitt. A najwięcej razy… chorwacki muzyk Stjepan Hauser. Te osoby obiecywały pokrzywdzonym, że wyślą im paczki z prezentami dla fanów, i oczywiście pojawiała się konieczność opłaty cła podczas kontroli granicznej – zauważa podkom. Michałek.
W śledztwie Prokuratury Okręgowej w Warszawie pojawiało się także nazwisko niemieckiego piosenkarza Thomasa Andersa, wokalisty Modern Talking, który korespondował z pokrzywdzonymi i prosił o wsparcie finansowe przy produkcji nowej płyty. Kobieta dziwiła się później, że Anders, dając koncert w Polsce, nie spotkał się z nią, choć takie spotkanie obiecywał przez internet. Kilka lat temu mieszkanka Chełma uwierzyła, że poznała przez internet Willa Smitha, o którego małżeńskim kryzysie głośno było wtedy w mediach. Ktoś podszywający się pod aktora wyznawał jej miłość, deklarował przeprowadzkę do Polski i obiecał wysłać wartą 6 mln zł paczkę, za którą musiała zapłacić „tylko” 45 tys. zł cła. Innym razem Scott Eastwood, syn amerykańskiego aktora Clinta Eastwooda, miał rozkochać w sobie mieszkankę Piaseczna. Dostał ok. 600 tys. zł, które miały finansować leczenie jego ojca.
Amanda o stu twarzach
Choć zdecydowaną większość ofiar tzw. romantycznych oszustw stanowią kobiety, panowie bywają równie spragnieni uwagi i miłości. Prokuratura odnotowała, że przestępcy najczęściej podszywają się pod Amandę McMillan z amerykańskich sił powietrznych. Ta atrakcyjna blondynka naprawdę służy w wojsku, a umieszczane przez nią w sieci zdjęcia są obecnie wykorzystywane do uwiarygodnienia romance scamów. Gdy wpisze się jej dane w wyszukiwarkę, można trafić na dziesiątki profili z tymi samymi zdjęciami i prywatne śledztwa oszukanych internautów, którzy próbują dowiedzieć się o niej czegoś więcej. Osoby posługujące się jej wizerunkiem wyłudziły już setki tysięcy złotych.
Co najczęściej pisze taka Amanda? Że jest samotna, bo pracuje w wojsku i nie ma szans na znalezienie miłości w realu, więc szuka przez internet. Kobieta wprost pisze, że szuka męża. „Odkąd zobaczyłam Twoje zdjęcie na Facebooku, ciągle o Tobie myślę. Zakochałam się” – informuje mężczyzn. Dołącza zdjęcia w skąpych koszulkach, nie pozostawiających złudzeń co do rozmiaru jej biustu.
Panowie chętnie wspierają finansowo także lekarki na misjach zagranicznych, potrafią być także bardzo hojni, jeśli internetowa ukochana jest samotną matką. Jeden z pokrzywdzonych w śledztwie prok. Mateusza Kopciała z Prokuratury Okręgowej w Warszawie wierzył, że robiąc przelew na 9 tys. zł, sponsoruje skrzypce elektryczne dla kilkuletniej dziewczynki. Inny pokrzywdzony był przekonany, że korespondująca z nim pielęgniarka Meghan jest na misji i musi wykupić pieniądze zarobione na ropie, więc przelał jej 8 tys. zł. Takich historii są tysiące, a mężczyźni stanowią około jednej trzeciej oszukanych w podobnych sprawach.
Książę z Nigerii
Śledczy nazywają te oszustwa „przestępstwem nigeryjskim”, bo właśnie z Nigerii nawiązywana jest korespondencja z ofiarą. Rozmówcy, którzy podają się później za żołnierzy, pracują w kafejkach internetowych wiele godzin dziennie. Mają otwartych kilkanaście okienek do czatowania z ofiarami, korzystają z translatora, który sprawnie, choć nieco koślawo, tłumaczy rozmowy. Żaden z nich nie wygląda jak na zdjęciach, którymi się posługują. Tożsamości atrakcyjnych białych mężczyzn i kobiet kradną z mediów społecznościowych: Facebooka i Instagrama. Mogą zbudować całą postać na podstawie umieszczanych przez nas zdjęć rodziny, mieszkania, pracy, życia codziennego.
Oszuści z Nigerii mają w Polsce swoich ludzi, również Nigeryjczyków. – Jesteśmy przekonani, że w tej strukturze są osoby, które w Afryce werbują chętnych do pracy tutaj. Załatwiają im legalny pobyt, pracę czy studia, mieszkanie i przede wszystkim rachunek bankowy, który będzie później służył do prania pieniędzy pochodzących z przestępstw – mówi prok. Kopciał.
Majątek w plecaku
W maju 2020 r. jeden z polskich banków zaczął podejrzewać, że założone u nich konta mogą służyć do oszustw i prania pieniędzy. Rachunek przypisany był do Nigeryjczyka z Warszawy. Analiza transakcji doprowadziła do ujawnienia listy potencjalnych ofiar. A ofiary podawały kolejne rachunki, na które robiły wpłaty. Tak małe postępowanie ewoluowało w wielkie śledztwo, w którym ustalono tysiące ofiar z całego kraju. Jedna sprawa wychodziła z drugiej. Prokuratura zablokowała blisko 2 tys. rachunków. Zatrzymano kilkudziesięciu Nigeryjczyków, wszyscy zostali skazani bądź czekają na wyroki w aresztach. Żaden nie przyznał się do winy, twierdzili, że zostali wrobieni.
– Nigeryjczycy, których zatrzymujemy i rozliczamy przed polskim wymiarem sprawiedliwości, to z całą pewnością najniższy szczebel zorganizowanej grupy przestępczej. Niewiele z tego mają, to widać. A wartość szkody w ostatnich latach to kilkadziesiąt, jeśli nie kilkaset milionów złotych – podsumowuje prok. Kopciał.
Z danych operacyjnych policji wynika, że większość gotówki Nigeryjczycy natychmiast wypłacają z rachunków bankowych i w plecakach wywożą na jeden ze stołecznych bazarów, skąd pieniądze zapewne trafiają za granicę. Prokuratura okręgowa odzyskała około 1 mln zł z wyłudzonych pieniędzy, były to m.in. środki zablokowane na rachunkach bankowych albo zapomniane przez przestępców i zabezpieczone na rachunkach ustalonych w toku śledztwa.
Kto połknie haczyk
Każdego dnia na Facebooku, ale także na Instagramie czy na portalach randkowych, setki osób dostają wiadomości od marynarzy na wojnie, lekarzy na misji, samotnych żołnierek z drugiego końca świata. Oszustów odmowa nie zraża, ktoś zawsze „połknie haczyk”. – Zastanawialiśmy się, czy kluczem do poszukiwania ofiar nie są przypadkiem imiona na Facebooku. W naszych postępowaniach sporo było kobiet, które nazywały się Bożena, Halina, Grażyna, Henryka. Oszukiwane są często osoby, które mają ponad 50 lat, są po rozwodzie, owdowiały albo są po prostu samotne – mówi podkom. Małgorzata Michałek.
Ale wiek ofiary ma drugorzędne znaczenie, roczniki pokrzywdzonych zaczynają się od 1940, a kończą na latach 80. Dla „romantycznych oszustów” nie jest nawet ważne, czy pokrzywdzona bądź pokrzywdzony posiada majątek. – Jedna pani, do której dotarliśmy, sprzedała kwaterę na cmentarzu, żeby mieć gotówkę dla wybranka. Pamiętam też osobę, która chcąc wesprzeć poznanego przez internet mężczyznę, wzięła kredyt gotówkowy, choć ledwo było ją stać na spłatę tych rat. Ale była też kobieta, która przelewała „amerykańskiemu żołnierzowi” setki tysięcy złotych – relacjonuje podkom. Michałek. Kobieta była właścicielką dobrze prosperującego biznesu z branży medycznej.
Śledczy byli świadkami bardziej dramatycznych skutków miłosnych przekrętów. – Zdrada z nieistniejącym amerykańskim żołnierzem wiele razy zakończyła się rozpadem rodziny, rozwodem. Pokrzywdzeni, dowiadując się, że zostali oszukani, nierzadko podupadają na zdrowiu. Mam w pamięci przypadek, w którym jedna pani z rozpaczy zmarła – wspomina policjantka z CBZC.
Są też pokrzywdzone, które nie czują się ofiarami, choć są o tym informowane przez policję czy prokuraturę. Odmawiają składania zeznań przeciwko „mężowi” albo „narzeczonemu”, wracają do domów i dalej robią przelewy. Ważniejsza od prawdy staje się nadzieja, którą dostają od sprawców. Poczucie bycia ważną, kochaną. „Za to, co on mi dał przez te kilka lat, zapłaciłabym znacznie więcej” – powiedziała jedna z kobiet.