Bartłomiej Sienkiewicz misję odbicia mediów publicznych z rąk PiS realizuje na zimno. – Bartek to jest facet, który idzie na barykadę, bierze karabin, nie ogląda się za siebie i strzela. Jak patrzę na niego czy na Bodnara, to trochę im zazdroszczę, że są na pierwszej linii frontu – opowiada mój rozmówca, który zna Sienkiewicza prawie 20 lat.

Jednocześnie przyznaje, że Sienkiewicz ma świadomość, iż za rewolucyjne porządki w publicznych mediach spadnie na niego hejt, a być może – jeśli PiS kiedyś wróci do władzy – nawet zarzuty karne.

– Strachy Kaczyńskiego nie są na Lachy, bo jeśli będzie miał możliwość, wsadzi Bartka za kratki – podkreśla mój rozmówca.

Gdy sąd odmówił wpisania do Krajowego Rejestru Sądowego likwidatora Polskiego Radia, a później TVP, Bartłomiej Sienkiewicz przyjął to ze spokojem.

– On w sytuacjach kryzysowych działa na zimno – mówi współpracownik ministra kultury. Przekonuje, że choć operacja przejęcia mediów publicznych może z boku wydawać się chaotyczna, wcale taka nie jest. Sienkiewicz pracuje z całym zespołem prawników i każda decyzja, którą podejmuje, jest z nimi konsultowana. To nie są prawnicy z ministerstwa, tylko z zewnątrz.

Decyzja o niewpisaniu przez sąd likwidatorów mediów publicznych to był policzek dla ministra kultury. Sienkiewicz ogłosił, że resort się od niej odwoła. Na tę decyzję przysługuje odwołanie do sądu pierwszej instancji, a następnie apelacja do sądu okręgowego, ale co ważniejsze – już w momencie złożenia odwołania postanowienie referendarza sądowego przestaje działać. Przy okazji minister zauważył, że 11 spośród 17 rozgłośni regionalnych Polskiego Radia dostało już zgodę na wpisanie likwidatorów.

Pretekst do wszczęcia procesu likwidacyjnego dał prezydent Andrzej Duda, który odmówił podpisania ustawy okołobudżetowej, zapewniającej finansowanie mediów publicznych.

Kiedy Sienkiewicz wszedł do Ministerstwa Kultury, od razu zakomunikował współpracownikom, że zmiany w mediach publicznych bierze na siebie.

– Podziękował za propozycje pomocy, ale zaznaczył, że nie chce, by całe ministerstwo za to odpowiadało – ocenia jeden z moich rozmówców.

Tusk powierzył Sienkiewiczowi tekę ministra kultury, bo wiedział, że głównym zadaniem w pierwszych miesiącach działania resortu będzie odbicie mediów publicznych z rąk PiS. Ta misja wymagała odwagi, a tej Sienkiewiczowi, który działał w opozycji demokratycznej, a w wolnej Polsce budował Urząd Ochrony Państwa, nie brakuje. W UOP, w którym pracował w latach 1990-2002, dosłużył się stopnia podpułkownika, co złośliwie przypomina mu dziś PiS, tytułując go „pułkownikiem”.

– Tusk podjął decyzję, że z PiS trzeba iść na ostro. Siedzi w nim rok 2007 i to, że wtedy nie rozliczył PiS, dając szansę na rozwój raka, który rósł sobie, a w końcu zaatakował polskie państwo – mówi mi jeden z ministrów. – Wybrał Bartka, bo odbicie mediów to bardzo skomplikowana operacja i politycznie ryzykowna, a jemu ufa – dodaje mój rozmówca.

Sienkiewicz operację w mediach przeprowadza z dużą brawurą, choć – jak mówią niektórzy rozmówcy – biorąc pod uwagę to, że PO od ośmiu lat krytykowała zawłaszczanie mediów publicznych przez PiS, mogli się lepiej do tego przygotować. Nowi szefowie TVP mieli dopiero pod koniec listopada usłyszeć od Sienkiewicza konkretne propozycje i zaczęli obdzwaniać kandydatów do pracy. Scenariusz zmian w mediach też budzi kontrowersje. Najpierw było siłowe wejście do TVP i wyłączenie sygnału TVP Info, co PiS przyrównało do stanu wojennego, a później nie udało się wpisać do KRS nowego prezesa. Tyle że to już nie miało znaczenia, bo Sienkiewicz wykorzystał pretekst, który dał mu prezydent, i wszczął postępowanie likwidacyjne.

Sam Sienkiewicz niechętnie tłumaczy się ze swoich działań, dozując obecność w mediach bardzo oszczędnie. Okazją do wyłożenia jego racji była niedawna debata nad wnioskiem o wotum nieufności wobec ministra kultury, zgłoszonym przez PiS. Ale i tutaj Sienkiewicz, zamiast odnieść się do wątpliwości prawnych wokół przeprowadzanych zmian, wolał sprowadzić dyskusję na grunt moralny.

– Istota sporu zawiera się w dwóch nazwiskach: Paweł Adamowicz i Mikołaj Filiks. To spór o sprawy fundamentalne, o życie i śmierć. To media publiczne – publiczne tylko z nazwy, bo całkowicie zawłaszczone przez ówczesną władzę – były współodpowiedzialne za ich tragedie – mówił z sejmowej trybuny, nawiązując do hejtu i szczucia na ludzi w mediach publicznych pod rządami PiS. – Potwierdzają to wyroki sądów w sprawach wygranych przez osoby, którym TVP próbowała kneblować usta, kiedy odważyli się alarmować, że media publiczne są współodpowiedzialne za śmierć Pawła Adamowicza. Pięć takich wyroków, oddalających pozwy TVP, pozwala dziś powiedzieć z tej mównicy: media publiczne pod rządami PiS są współodpowiedzialne za tragedię prezydenta Adamowicza. Podobnie jak rozgłośnia regionalna ze Szczecina jest współodpowiedzialna za samobójczą śmierć Mikołaja Filiksa – dowodził minister kultury. Dodał, że „działając w stanie wyższej konieczności”, uznał, że ma „obowiązek natychmiast przystąpić do działania środkami prawnymi dopuszczalnymi i weryfikowalnymi przez sądy powszechne”.

– Nikt nigdy w przyszłości nie może godzić się w Polsce na podobny stan etycznej i bezprawnej degeneracji i bezprawia, jakim stały się media publiczne. Zaciekłość, z jaką PiS walczy o swoją propagandową machinę – a to wotum nieufności jest tego najlepszym wyrazem – pokazuje, jak bardzo nie potrafi pogodzić się z utratą władzy – mówił minister kultury. Przypomniał, że poprzedni rząd doprowadził do tego, że media publiczne cieszyły się najniższym zaufaniem publicznym od 1989 r.

W KO działania Sienkiewicza w sprawie mediów publicznych kwitowane są jedynym zdaniem: koniec wieńczy dzieło. Jeśli ministrowi uda się przywrócić w mediach publicznych obiektywizm i wyrwać je spod buta PiS, będzie bohaterem. Jeśli sądy uznają, że za bardzo poszedł po bandzie i nie zalegalizują jego działań, zostanie to uznane za porażkę, a Sienkiewicz będzie musiał ustąpić miejsca innym.

W sejmowych kuluarach krąży informacja, że w czerwcu może wystartować w wyborach do Parlamentu Europejskiego, choć on sam w nieoficjalnych rozmowach zaprzecza takiemu scenariuszowi.

Przez ostatnie lata był w PO na politycznym marginesie. Z partią jest związany od jej początków w 2001 r. Do Platformy przyprowadził go Jan Rokita, z którym przyjaźnił się od czasów studenckich. Obaj ukończyli Uniwersytet Jagielloński – Rokita prawo, Sienkiewicz historię. Razem działali w Niezależnym Zrzeszeniu Studentów, byli zatrzymywani przez milicję. Od początku lat 80. Sienkiewicz był związany z Niezależną Oficyną Studentów w Krakowie, zajmował się drukiem i dystrybucją wydawnictw drugiego obiegu.

W połowie lat 80. razem z Rokitą przystąpili do antykomunistycznej i pacyfistycznej organizacji Wolność i Pokój (WiP), a Sienkiewicz był jednym z sygnatariuszy deklaracji programowej „Tezy programowe środowiska Czas Przyszły”, grupy działaczy WiP skupionej wokół Jacka Czaputowicza, późniejszego szefa MSZ w rządzie PiS.

W 1988 r. Sienkiewicz z Rokitą organizowali pod Krakowem Międzynarodową Konferencję Praw Człowieka. To było wydarzenie o charakterze naukowo-politycznym. Rokitę zauważył wtedy Bronisław Geremek i tak zaczęła się jego polityczna kariera. Został posłem i prawą ręką Geremka w Obywatelskim Klubie Parlamentarnym. Sienkiewicz był wtedy jednym z najbliższych ludzi Rokity. Gdy ministrem spraw wewnętrznych w rządzie Tadeusza Mazowieckiego został Krzysztof Kozłowski, wicenaczelny „Tygodnika Powszechnego”, ściągnął Sienkiewicza, by pomógł mu czyścić służby z funkcjonariuszy poprzedniego systemu.

Sienkiewicz był jednym z współtwórców UOP, pełnił funkcję głównego doradcy zarządu wywiadu. Jego konikiem były kwestie wschodnie. Współtworzył analityczny Ośrodek Studiów Wschodnich. Ale prawnuk noblisty od zawsze miał w sobie także żyłkę publicysty. Publikował w „Tygodniku Powszechnym”, a za tekst „Ambaras z polskością” został nawet nominowany w 2012 r. do nagrody Grand Press w kategorii publicystyka.

Podczas debaty nad wotum nieufności wobec Sienkiewicza Donald Tusk komplementował swojego ministra, nazywając go jednym z najbardziej błyskotliwych polityków. Przy okazji premier zauważył złośliwie, że „Sienkiewicz napisał więcej książek, niż wnioskodawca przeczytał”. W jednej z ostatnich książek – „Państwo teoretyczne” – której tytuł jest autoironicznym nawiązaniem do słynnego powiedzenia Sienkiewicza z taśm nagranych w restauracji Sowa i Przyjaciele, autor zastanawia się, dlaczego pomimo zaklęć kolejnych ekip rządzących po 30 latach wolnej Polski państwo jest wciąż obce dla swoich obywateli. Sienkiewicz próbuje odpowiedzieć na pytanie, co można zrobić, żeby przywrócić państwu sprawność i sprawczość. Z taśm u Sowy pochodzi też inne sformułowanie Sienkiewicza, które weszło na stałe do języka. Sztandarowy projekt rządu Tuska Polskie Inwestycje Rozwojowe minister określił mianem „ch**, dupa i kamieni kupa”.

Afera podsłuchowa zastała Sienkiewicza na stanowisku ministra spraw wewnętrznych i administracji w drugim rządzie Tuska. Jako szef resortu nie miał najlepszych relacji z podległą sobie policją, funkcjonariusze mieli mu za złe, że lepiej rozumie służby specjalne. Musiał przepraszać za niefortunne sformułowanie, że „potrzebna jest zmiana mentalności policjantów, którzy sami często z patologicznych rodzin, nie potrafią właściwie zareagować na przemoc”. Te słowa padły w rozmowie z „Gazetą Wyborczą”, w której Sienkiewicz mówił o swoich największych konikach, czyli zwalczaniu stadionowego bandytyzmu i przemocy domowej. Ale w walce z chuliganami nie miał wielkich sukcesów. Opozycja do dziś pamięta mu słynne „idziemy po was” skierowane do skinheadów z Białegostoku, którzy zaatakowali mieszkania czeczeńskich i hinduskich rodzin. Akcja zakończyła się aresztowaniem jednej osoby i to pod zarzutem kradzieży serka homogenizowanego. Politycy PiS do dziś się śmieją, że Sienkiewicz szedł, szedł, ale nie doszedł.

Afera podsłuchowa załamała polityczną karierę Sienkiewicza. Ośmieszyła go jako ministra nadzorującego służby, który dał się nagrać jak uczniak. Poza tym Sienkiewicz miał wyjaśnić, kto stał za aferą podsłuchową. Tusk w sejmowym przemówieniu sugerował, że mogli to być Rosjanie. Jednak więcej w tej kwestii wyjaśnili dziennikarze niż służby nadzorowane przez Sienkiewicza.

Jako jeden z nagranych na cztery lata wypadł z polityki. Tabloidy pisały nawet, że zaczął wyprzedawać odziedziczony majątek, by utrzymać wysoki standard życia.

Ponownie wystartował do Sejmu w 2019 r., ale nie był na pierwszej linii. Brał za to udział w debatach na tematy polityczne i państwowe, publikował książki i artykuły. Po powrocie Tuska z Brukseli wrócił do kręgu jego najbliższych doradców. W kampanii to on – obok Igora Ostachowicza, Marcina Kierwińskiego, Jana Grabca, Moniki Wielichowskiej, Wioletty Paprockiej i Agnieszki Rucińskiej – należał do grona, w którym Tusk snuł kampanijne plany.

– Bartek nie jest mistrzem zarządzania, ale intelektualnie to ciekawa osoba. Tak jak jego pradziadek Henryk umiał pięknie pisać, tak on umie pięknie opowiadać. Tusk lubi rozmowę o polityce, ale taką, w której można wyjść poza bieżący horyzont, a Bartek jest erudytą – wyjaśnia wysoką pozycję Sienkiewicza w otoczeniu Tuska ich wspólny znajomy.

– To jest twardziel z poetyckim umysłem. Bardzo dobrze mi się z nim współpracuje – komplementuje z kolei wiceministra kultury Joanna Scheuring-Wielgus z Nowej Lewicy. – Lubię ludzi skutecznych i konsekwentnych i taki jest Sienkiewicz. Poza tym ma niezwykłe poczucie humoru, bliskie temu, jak ja patrzę na rzeczywistość, i umysł poety, literata oraz niesamowitą wiedzę – wylicza.

Konikiem Sienkiewicza jest to, żeby odebrać PiS monopol na patriotyzm. Do tego chce wykorzystać instrumenty, którymi dysponuje Ministerstwo Kultury. Dlatego upiera się, by kontynuować rozpoczęty przez rząd PiS projekt odbudowy Pałacu Saskiego.

– Nie może być tak, że z jednej strony Ołtarza Ojczyzny, czyli grobu Nieznanego Żołnierza, znajduje się hotel z kasynem, a z drugiej biznesowe centrum. To jest symbolicznie uwłaczające. Dlatego ta przestrzeń musi być zabudowana – mówił kilka dni temu Sienkiewicz w Radiu TOK FM. – Jestem przekonany o konieczności uleczenia tej rany i właściwej obudowy Ołtarza Ojczyzny i wydaje mi się, że to jest przekonanie większości Polaków – dowodził. Wcześniej minister kultury podjął decyzję o zmianie składu rady nadzorczej i odwołaniu zarządu spółki Pałac Saski, co – jak tłumaczyło ministerstwo – wynikało z troski o „prawidłowe wydatkowanie środków publicznych”.

Jeden z bliskich współpracowników Sienkiewicza śmieje się, że rozmowy na temat nowoczesnego patriotyzmu i tego, jak resort kultury może go wspierać, zajmują więcej czasu na posiedzeniach kierownictwa resortu niż kwestie związane z TVP.

Mimo że Sienkiewicz uchodzi za konserwatystę, jest w nim dużo lewicowej wrażliwości. Gdy do resortu zaczęły niemal codziennie spływać informacje o przemocy instytucjonalnej wobec pracowników różnych instytucji kultury w kraju, wymyślił, żeby powołać w resorcie pełnomocnika ds. przemocy i mobbingu.

Joanna Scheuring-Wielgus: – Sienkiewicz nie ględzi. Jak w coś wierzy, to działa.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version