Rusza machina rozliczeń PiS. Być może na razie toczy się powoli i ociężale, ale bez wątpienia posuwa się do przodu.

Poseł Suwerennej Polski Michał Woś utracił decyzją Sejmu immunitet, prokuratura wkrótce oficjalnie postawi mu zarzuty i przesłucha w charakterze podejrzanego w związku z jego rolą w aferze Pegasusa.

Na następnym posiedzeniu 10-12 lipca Sejm może przegłosować odebranie immunitetu partyjnemu koledze Wosia, Marcinowi Romanowskiemu. W areszcie przebywa były egzorcysta, ks. Michał O., oskarżany przez prokuraturę o to, że inwestycja jego Fundacji Profeto, mający pomagać przestępcom ośrodek Archipelag, tak naprawdę miała służyć nielegalnemu wyprowadzaniu środków z Funduszu Sprawiedliwości.

PiS reaguje na to wszystko w swoim stylu. Krzyczy o „bezprawnych działaniu reżimu 13 grudnia”, a osoby, które dostają się w tryby wymiaru sprawiedliwości, przedstawia jako niewinne ofiary politycznych prześladowań. Problem w tym, że z bohaterów PiS-owskich afer naprawdę nie da się zrobić więźniów sumienia. „Poczet niewinnych” PiS, z Romanowskim, Wosiem, Kamińskim, Wąsikiem na czele, niezależnie od prawno-karnej odpowiedzialności, tworzących go polityków, dla większości wyborców jest symbolem skrajnej arogancji i skłonności do nadużyć obozu Zjednoczonej Prawicy, praktyk i postaw, za które zapłacił on w październiku utratą władzy.

Ten skrypt po raz pierwszy odpalony został na początku roku, przy okazji aresztowania Mariusza Kamińskiego i Michała Wąsika – skazanych prawomocnie za nadużycia władzy, jakich dopuścili się przy okazji afery gruntowej jako szefowie CBA w czasie pierwszych rządów PiS.

Błyskawicznie pojawiły się grafiki przedstawiające Kamińskiego i Wąsika w czerni i bieli, wyglądające jakby zostały odbite na powielaczu w stanie wojennym. Polityków PiS porównywano zupełnie serio do takich współczesnych więźniów politycznych jak Andrzej Poczobut czy Aleksiej Nawalny. Żony byłych posłów, przybierając pozy małżonek powstańców styczniowych zesłanych na Sybir z obrazów Grottgera, skarżyły się w mediach na trudy rodzinnej rozłąki, na jaką skazał ich „reżim Tuska”. Politycy PiS stawiali się na dyżurach pod zakładami karnymi, gdzie Kamiński i Wąsik odbywali karę, by śpiewać patriotyczne pieśni.

Ta próba przeniesienia estetyki, gestów i języka oporu z czasów stanu wojennego w rzeczywistość w pełni demokratycznego państwa należącego do Unii Europejskiej nie mogła skończyć się inaczej niż groteską. Tym bardziej, że jeśli poza samymi winnymi ktokolwiek ponosił odpowiedzialność za to, że Kamiński i Wąsik przebywają w więzieniu, to nie Tusk, ale prezydent Duda. To on mógł ich błyskawicznie ułaskawić i doprowadzić do ich wypuszczenia na wolność, gdyby tylko potrafił na chwilę zapomnieć o własnym ego i przyznał się do tego, że ułaskawiając swoich dwóch kolegów z partii po raz pierwszy w 2015 r. – przed wydaniem prawomocnego wyroku w ich sprawie – popełnił błąd, skutkujący nieważnością aktu łaski. Duda w końcu się ugiął i ułaskawił kolegów po raz drugi. Ich szybkie wyjście z więzienia do końca ośmieszyło narrację o „prześladowaniach reżimu Tuska”.

Jak pokazywały sondaże, ta narracja nie przekonała nawet wyborców PiS. Ankietowani byli raczej zdania, że Kamiński i Wąsik powinni po prostu, jak normalni obywatele, odbyć karę za przestępstwo, które popełnili. Społeczeństwo wykazało się wielką mądrością: nie dało się nabrać na opowieść o Kamińskim i Wąsiku jako więźniach sumienia, bez trudu rozpoznało, że te dwie postaci symbolizują nadużycia władzy PiS, przekonanej, że nie obowiązują ją żadne reguły. I biorąc pod uwagę, że nazwiska tej dwójki pojawią się najpewniej także w aferze Pegasusa, to skojarzenie może się tylko utrwalić w opinii publicznej.

Na razie w sprawie Pegasusa zarzuty postawione mieć będzie wspomniany Woś – bo to on miał bezprawnie wydać decyzję o zakupie Pegasusa ze środków Funduszu Sprawiedliwości. Woś, bez zaskoczenia przedstawia się jako ofiara, niesłusznie prześladowana przez „reżim Tuska” za umożliwienie polskim służbom zakupu narzędzia, koniecznego do zwalczania przestępczości i terroryzmu.

Problem w tym, że odkąd ujawniona została afera Pegasusa, Woś zachowywał się w sposób tak arogancki, charakteryzujący się tak wielkim poczuciem całkowitej bezkarności, że dziś trudno mu współczuć. Podobny problem będą mieli koledzy Wosia z partii uwikłani w nieprawidłowości wokół Funduszu Sprawiedliwości, zwłaszcza Marcin Romanowski, główny bohater taśm Tomasza Mraza, urzędnika Ministerstwa Sprawiedliwości, który dziś zeznaje jako główny świadek oskarżenia w sprawie nadużyć w Funduszu Sprawiedliwości.

Jeśli taśmy Mraza nie są całkowicie zmanipulowane, a nic na to nie wskazuje, to niezależnie od tego, jak ostatecznie dowody ocenią sądy, całkowicie pogrążają one Romanowskiego w oczach opinii publicznej. Pokazują bowiem, że Romanowski i Mraz doskonale wiedzieli, że działają w sposób sprzeczny z prawem i elementarnym poczuciem przyzwoitości, a mimo to nie ustawiali w wątpliwych działaniach. Z kogoś takiego nie da się zrobić niewinnej ofiary „prześladowań Tuska”.

Ten sam problem nasuwa postać ks. Michała O. Prawica próbuje rozkręcić histerię wokół jego zatrzymania w areszcie, zarzuca wręcz obecnemu rządowi, że „torturuje” kapłana. Sprawa powinna być wyjaśniona i jeśli ktokolwiek naruszył prawa księdza, powinien być ukarany. Ale politycy Zjednoczonej Prawicy – formacji zawsze licytującej się na surowość wobec przestępców, przekonującej, że „więzienie to nie sanatorium” – to ostatnie osoby, które mogłyby w tej sprawie być wiarygodnymi krytykami rządu.

W prawicowym przekazie wokół O. pojawiają się nawet porównania kapłana do ks. Popiełuszki i ojca Kolbego. Są one jeszcze bardziej groteskowe niż porównania Kamińskiego z Wąsikiem do Poczobuta czy więźniów politycznych stanu wojennego. O. przebywa w areszcie w warunkach najpewniej nieodbiegających znacząco od tych, w jakich przebywają inni osadzeni, nikt nie zagraża jego życiu. Ksiądz nie jest prześladowany za swoją działalność jako kapłan, ale ciążą na nim bardzo poważne zarzuty związane z udziałem w ustawianych przetargach i wyprowadzeniem środków z Funduszu Sprawiedliwości.

Próba postawienia O. obok Popiełuszki i Kolbego raczej ośmiesza prawicową politykę pamięci niż pomaga kapłanowi. Banalizuje też pamięć o obu kapłanach, zmieniając ich obu w narzędzie brudnej politycznej walki.

Narracja o „ofiarach reżimu 13 grudnia” konsoliduje twardy elektorat i zwalnia PiS z trudnej pracy bycia merytoryczną opozycją. Nic więc dziwnego, że formacja Kaczyńskiego tak chętnie po nią sięga. Można się jednak zastanawiać czy na dłuższą metę pomaga ona partii.

PiS przez lata uchodził za partię teflonową, której nie szkodzą żadne afery. Ich wyborcy racjonalizowali je sobie na zasadzie: „może i kradną, ale się dzielą”. Czasem jednak nawet najbardziej pozornie teflonowa władza może po prostu przesadzić i przejechać się na własnej arogancji i poczuciu bezkarności. To one były jednymi z wielu powodów, dla których PiS musiał pod koniec zeszłego roku oddać władzę – bo nawet część konserwatywnego elektoratu nie była w stanie już tego wytrzymać.

Biorąc na sztandary osoby reprezentujące wszystko to, przez to PiS utracił władzę, partia pokazuje, że ciągle nie wyciągnęła wniosków z tamtej porażki.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version