Coraz więcej par decyduje się na spanie w osobnych łóżkach. W tym trendzie przoduje pokolenie millenialsów, w którym na taki model związku decyduje się aż 19 proc. par. Jakie są wady i zalety takiego rozwiązania?

Śpimy z Jackiem w oddzielnych pokojach, od kiedy siedem lat temu urodził się Ignaś – mówi Natalia, 40-latka z Białej Podlaskiej. – Na początku syn miał kolki, nie dawał się odłożyć do łóżeczka, spał więc z nami. A do tego jeszcze oboje zaczęliśmy chrapać. Zamiast spania były kłótnie, kto chrapie bardziej i kto kogo tym razem obudził. W końcu mąż zaczął przenosić się ze spaniem do dużego pokoju i poczuliśmy, że to dla nas świetne rozwiązanie.

Syn podrósł, zaczął spać w swoim pokoju, ale Jacek i Natalia wciąż śpią osobno. Tak im wygodniej, przyzwyczaili się. Seks? – Jest jak dawniej, a nawet lepiej, bo oboje jesteśmy wyspani i niewkurzeni na siebie nocnymi pobudkami – śmieje się Natalia. – My i tak nie uprawialiśmy seksu wieczorem, wolimy to robić swobodnie w dzień, gdy syn jest w szkole, a my oboje w domu.

Natalia i Jacek naprawdę nazywają się inaczej. Nie zgodzili się, aby w artykule używać ich prawdziwych imion. – Ludzie od razu myślą, że jak nie śpimy razem, to oznacza kryzys, pewnie zaraz rozwód. Nie chcemy się tłumaczyć rodzinie ani znajomym z naszego stylu życia – tłumaczy Natalia. Jednak „sypialniany rozwód”, jak określają to Amerykanie, zdarza się w związkach coraz częściej i coraz głośniej mówi się o tym, że nie zawsze jest on przejawem kryzysu. Przeciwnie, może być najlepszym wyjściem zapobiegającym potencjalnemu kryzysowi.

Choć przywykliśmy myśleć, że osoby będące w związku, muszą spać razem, okazuje się, że coraz więcej osób wyłamuje się z tego schematu. Gdy w połowie 2023 r. Amerykańska Akademia Medycyny Snu zapytała 2005 Amerykanów w różnym wieku, czy zawsze śpią z partnerem w jednym łóżku, okazało się, że aż jedna trzecia respondentów tego nie robi. Śpią osobno na stałe lub okazjonalnie. Badacze zanotowali też istotne różnice między grupami wiekowymi. Najchętniej sypialniany rozwód biorą millenialsi, czyli osoby urodzone w latach 80. i 90. XX w. – wśród nich osobno sypia aż 43 proc. par — 19 proc. na stałe, 24 proc. — okazjonalnie. Mniejszymi zwolennikami tego rozwiązania są przedstawiciele pokolenia X, czyli dzisiejsi 50-latkowie. 33 proc. z nich decyduje się na stałe lub czasowo spać osobno. Wśród najmłodszych dorosłych, czyli dwudziestoletnich „zetek”, to 28 proc., a wśród najstarszego pokolenia tzw. baby boomers, czyli wyżu demograficznego lat 50. i 60. XX w., aż 78 proc. par zawsze śpi razem.

Oczywiście, żeby zdecydować się na sypialniany rozwód, trzeba mieć taką możliwość, a przecież nie zawsze ludzie dysponują oddzielną sypialnią czy nawet łóżkiem. Albo po prostu obawiają się o to, jak taki ruch zostanie odebrany przez partnera. Dlatego instytut badawczy YouGov zadał 12 tys. Amerykanów inne pytanie: jaki byłby dla ciebie idealny model spania w związku?. Okazało się, że wspólne łóżko jest ideałem dla 66 proc. Amerykanów, podczas gdy 7 proc. marzyłoby o oddzielnym łóżku w tym samym pokoju, a 9 proc. o dwóch osobnych sypialniach. Reszta nie była pewna. Co ciekawe, o osobnej sypialni częściej marzą kobiety, zwłaszcza te w długoletnich związkach. Dla 71 proc. żon z długim stażem wspólne łóżko z mężem jest najlepszym wyborem, 82 proc. mężów chce spać z żonami.

Aż 19 proc. par z pokolenia millenialsów, czyli osób urodzonych w latach 80. i 90. XX w., na stałe śpi osobno

Takie odpowiedzi są zrozumiałe, bo to kobiety częściej narzekają na zakłócanie snu przez partnera. Wśród powodów wymieniają najczęściej: chrapanie, kręcenie się w łóżku, inne pory wstawania i chodzenia spać, ale też chęć nieprzeszkadzania drugiej osobie, która cierpi na problemy ze snem. I wydaje się, że coraz więcej par będzie zadawać sobie pytanie: razem czy osobno?, bo problemy ze snem stają się prawdziwą epidemią. W Europie zaburzenia snu ma już 30 proc. społeczeństwa, a na poważną bezsenność przewlekłą cierpi 15-17 proc., o kilka punktów procentowych więcej kobiet niż mężczyzn.

Osobne sypialnie mogą być na to lekarstwem? – Nie zawsze oddzielne spanie rozwiąże nasze problemy ze snem, nawet jeśli wydaje nam się, że to chrapiący lub rzucający się w łóżku partner jest ich główną przyczyną – przestrzega prof. Joanna Rymaszewska, psychiatra, kierownik Katedry i Kliniki Psychiatrii Uniwersytetu Wrocławskiego. Potwierdzają to badania dr. Jana Ufberga z Centrum Leczenia Zaburzeń Snu szpitala w Avesta w Szwecji. Sprawdził on jakość snu 1032 kobiet, część z nich miała chrapiących mężów. Kobiety śpiące z „chrapaczami” trzykrotnie częściej raportowały bóle głowy i bezsenność. Jednak gdy w ramach badania zaczęły spać osobno, jakość ich snu niespecjalnie się poprawiła. Okazało się, że to wcale nie chrapanie było przyczyną problemów.

Może być nawet tak, że odseparowanie się od chrapiącego partnera nasili bezsenność. – Nasz organizm przystosowuje się do tych bodźców, traktuje je jako rutynę. Dźwięki, które na co dzień otaczają nas podczas snu, wdrukowują się w nasz chronotyp, czyli schemat zasypiania i snu. Brak chrapiącego obok partnera może być dla mózgu sygnałem zagrażającym, wzbudzającym niepokój i odpędzającym skutecznie senność – mówi prof. Rymaszewska. To poczucie bezpieczeństwa wywoływane przez śpiącego obok partnera i wydawane przez niego odgłosy mogą poprawić też pewne parametry snu. – Badania wykazały, że bliska relacja partnerska wpływa na poprawienie parametrów fazy snu REM, czyli tego, w czasie którego mózg produkuje marzenia senne, ale też konsoliduje wspomnienia w pamięci długotrwałej i czyści pamięć roboczą. Dlatego sen REM jest bardzo ważny dla jakości nocnego wypoczynku – tłumaczy prof. Rymaszewska.

Oczywiście, nie oznacza to, że za wszelką cenę trzeba walczyć o spanie z chrapiącym partnerem, na przykład zażywając tabletki uspokajające lub nasenne. – Samo chrapanie można wyleczyć. Przede wszystkim warto sprawdzić, czy przyczyną chrapania nie są groźne bezdechy senne – mówi prof. Rymaszewska. – Jeżeli jednak nocne nawyki czy nieświadome zachowania jednego partnera skutecznie uniemożliwiają sen drugiej osobie, to warto rozważyć osobne spanie – twierdzi psychiatra.

Przewlekła deprywacja snu może skutecznie zrujnować związek, doprowadzić do przemęczenia i frustracji odbijającej się na życiu codziennym i intymnym pary. Wykazało to badanie przeprowadzone przez prof. Serenę Chen z University of California w Berkeley. Zaprosiła ona ponad 70 młodych dorosłych będących w związkach o dwuletnim stażu do udziału w dwóch eksperymentach. W pierwszym zostały one poproszone o codzienne wypełnianie kwestionariusza, mierzącego zarówno jakość ich snu w nocy, jak i poziom stresu w związku w dzień. – Okazało się, że nawet w przypadku stosunkowo dobrze śpiących osób zaledwie jedna źle przespana noc skutkowała zwiększonym napięciem i konfliktami w dzień – relacjonuje prof. Chen.

W drugim eksperymencie wzięło udział 71 par, które zaproszono do laboratorium. Tam, pod okiem naukowców, miały ocenić jakość swojego snu poprzedniej nocy, a następnie zasiąść z partnerem do rozmowy i omówić źródła konfliktów i niezgody w ich związkach. Jak pisze prof. Chen w artykule w „Social Psychological and Personality Science”, pary, w których choć jedna osoba źle spała poprzedniej nocy, wykazywały mniejszą zdolność do rozwiązywania konfliktów, empatii i pozytywnego nastawienia do siebie nawzajem.

– Tak właśnie było u nas – wspomina Aldona, 38-latka z Suwałk. – Ja śpię czujnie jak mysz pod miotłą, budzi mnie każdy szmer, a mój partner mocno chrapie. Kiedy jeszcze urodził się młodszy syn, czułam, że jestem nieustająco niewyspana. Zaczęłam więc budzić w nocy Kamila kuksańcami, żeby wreszcie przestał chrapać, on wściekał się, że nie daję mu spać. Rano nie mogliśmy na siebie patrzeć – mówi Aldona. Dziś ma poczucie, że nie potrafiłaby już chyba spać z Kamilem w jednym łóżku. – Mam potrzebę owinięcia się własną kołdrą, czasami oglądania w nocy seriali do późna, posiadania kawałka własnej przestrzeni, jak kiedyś, gdy jako nastolatka miałam swój pokój. Nie rozumiem, dlaczego nam, dorosłym w związku, odmawia się tego przywileju – zastanawia się Aldona.

Psycholodzy podkreślają, że decyzja o oddzielnym spaniu może wpłynąć negatywnie na życie intymne pary. Choćby z tego powodu, że stwarza mniej okazji do zainicjowania seksu. Z badań przeprowadzonych przez Amerykanów wynika, że 25 proc. osób, które w pewnym momencie życia zdecydowały się na sypialniany rozwód, wraca do spania z partnerem, za główny powód podając utratę intymności i bliskości w związku. – Cóż, faktycznie mamy teraz mniej okazji do seksu, ale to chyba nie wynika z osobnych sypialni, tylko z ogólnego spadku libido i tego, że po kilkunastu latach razem zdążyliśmy się już sobą nasycić. Prawdę mówiąc, moja wygoda i dobrostan są dla mnie teraz ważniejsze od seksu – wyznaje Aldona.

I to podejście wydaje się coraz bardziej powszechne w jej pokoleniu. Prowadzone zarówno w Stanach, jak i w Polsce badania pokazują, że to właśnie millenialsi, osoby w wieku 30-40 lat, najrzadziej uprawiają seks i mają najniższe libido. Jak wykazała dr Jean Twenge z San Diego State University, millenialsi rozpoczynają życie seksualne o rok-dwa później niż ich rodzice i mają mniej od nich partnerów seksualnych. To również pokolenie, u którego poziom stresu jest najwyższy, zdecydowanie wyższy niż u młodszych „zetek” czy starszego pokolenia X – wykazało badanie przeprowadzone w 2022 r. na zlecenie firmy Deloitte. A zmęczenie i stres z pewnością nie sprzyjają erotycznym uniesieniom.

Dla zmęczonych i zapracowanych sypialniany rozwód może wydawać się wybawieniem, ale bywa też przyczyną kryzysów. Doświadczyła tego Anka, 55-latka z Warszawy. Przez lata męczyła się z niespokojnie śpiącym mężem, który w dodatku wstawał o świcie, podczas gdy Anka pracowała do późna. – Kilka lat temu z domu wyprowadziła się nasza dorosła córka i pewnej nocy, obudzona ponownie przez męża, postanowiłam pójść do jej pokoju. Byłam zachwycona, jak spokojnie spałam i jak wypoczęta obudziłam się rano – wspomina Anka. Szybko podjęła decyzję o przenosinach do pokoju córki na stałe. Na początku nic się nie zmieniło, seks był, bliskość była, ale któregoś wieczoru, leżąc w swoim łóżku, Anka rozpoczęła flirt przez telefon. – Zadurzyłam się, małżeństwo się rozpadło. Myślę, że gdybym miała wieczorami męża przy boku, nie przyszłoby mi do głowy, żeby przez pół nocy wymieniać wiadomości z innym mężczyzną – przyznaje dziś Anka.

Wątpliwości dotyczące osobnego spania w związku ma również Joanna Keszka, publicystka, edukatorka seksualna, autorka książek o seksie. – Jeżeli para śpi razem i nagle jedno pakuje manatki i przenosi się do innego pomieszczenia na stałe, to warto się nad tym pochylić, bo zazwyczaj nie oznacza to zmiany na lepsze – mówi Keszka. Warto, aby uczciwie ze sobą porozmawiać, co właściwie stoi za tą zmianą. – Chodzi o to, aby nie zamiatać problemów pod dywan, nie udawać, że nic się nie stało i chodzi wyłącznie o lepszy sen – tłumaczy Keszka.

Z pewnością sypialniany rozwód powinien być decyzją podjętą przez oboje partnerów. – Żadne z nich nie powinno mieć poczucia, że relacja czy intymność na tym cierpi – mówi prof. Rymaszewska. Są też sposoby, aby mimo oddzielnych sypialni zachować w związku seksualną iskrę. Psycholog dr Mark Travers w amerykańskim „Forbesie” zaleca dwie proste strategie na podtrzymanie relacji intymnej dla par śpiących osobno. Pierwsza z nich to powroty do wspólnego spania w weekendy. Wiadomo, wtedy nie ma takiej presji czasu, można spokojnie wyspać się w dzień, a tydzień oczekiwania na weekendowe noce pobudza erotyczną wyobraźnię. Druga strategia to pielęgnowanie wspólnych wieczornych rytuałów, na przykład obejrzenia filmu, wypicia herbaty itd. Takie rytuały wzmacniają więź i sprawiają, że mózgi partnerów synchronizują swoje chronotypy. Joanna Keszka dodaje jeszcze jedną ważną radę. – Przede wszystkim trzeba się dotykać, wszystko jedno jak, dotknąć ramienia przy rozmowie, pogłaskać włosy, przytulić się w czasie oglądania filmu. Bo bez dotyku nie ma związku.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version