Psychoterapeuta: „Mężczyźni marzą o tym, żeby żony po ślubie się nie zmieniały, a kobiety, żeby mężczyźni się zmieniali. To życie w micie”. Psychoterapeutka: „Słyszę to tak: babom w głowach się poprzewracało tym samorozwojem, a biedny facet chce tylko akceptacji i spokoju. Świętego”.

JOANNA DROSIO-CZAPLIŃSKA: Mam wrażenie, że w epoce selfie i portali społecznościowych zaakceptowanie siebie i siebie nawzajem graniczy z cudem. Zaglądamy w internety, a tam piękni, aktywni, samorealizujący się szczęśliwi ludzie. Automatycznie pojawia się pytanie: co ze mną nie tak. Bo rzeczywistość skrzeczy – pokłóciliśmy się z partnerem, dzieci zbuntowane, teściowie się wtrącają, w pracy redukcje. Sił brak, bezpieczeństwo wisi na włosku. Jak żyć?

JACEK MASŁOWSKI: Najlepiej byłoby nie siedzieć w necie, nie oglądać reklam ani głupich seriali lansujących nierealistyczne wzorce. Marketing mainstreamowy serwuje nam happy terror. Masz być szczęśliwy i mieć wrażenie, że to szczęście jest na wyciągnięcie ręki. Wmawia się ludziom, że życie polega na osiąganiu szczęścia i trwaniu w nim. Jeśli kupisz sobie auto, mieszkanie, markowe ciuchy, odchudzisz się czy rozwiedziesz, to szczęście cię nie opuści. Chodzi o to, żebyś była niezadowolona, bo wtedy żyjesz w braku i niespełnieniu. A spełnienie mogą dać ci przedmioty. Musisz aspirować i wciąż chcieć mieć coś, czego nie masz.

I mam wrażenie, że kobiety są w tę manipulację bardziej zaangażowane niż mężczyźni. Uwierzyły, że należy im się samorealizacja, a jednym z jej elementów jest mężczyzna. Ma pomóc im spełnić marzenia. Mężczyźni to zauważyli i rejterują, bo oczekiwania kobiet są nierealistyczne.

J.D.C.: Kobiety myślą, że jak się wyedukują, odchudzą, zatrzymają młodość, urodzą dzieci, jednocześnie zadbają o karierę i ten samorozwój, to w zamian dostaną lepszego faceta. Tylko że ten facet nie może być byle jaki. Zainwestowałam w siebie, to musi być książę.

J.M.: A tymczasem facet chce mieć… święty spokój. Jest przytłoczony oczekiwaniami. Współczesna relacja przypomina listę oczekiwań do spełnienia. Facet ma zarabiać, wyglądać, być czuły i opiekuńczy, komunikować swoje emocje, być świadomy i dojrzały, interesować się sztuką, tańczyć… Do tego ma mieć kaloryfer, białe zęby i chodzić z nimi wyszczerzony. A dajcie żyć! To są potrzeby do zrealizowania przez społeczność, nie jednego człowieka. Faceci nie chcą wchodzić w taki model relacji.

J.D.C.: A w jaki chcą wchodzić?

J.M.: Chcą być akceptowani. Chcą partnerskiej relacji, w której kobieta nie oczekuje, że mężczyzna się zmieni, jak się z nią zwiąże, tylko zgodzi się na to, że będzie taki, jaki jest. Mężczyźni marzą o tym, żeby żony po ślubie się nie zmieniały, a kobiety, żeby mężczyźni się zmieniali. To życie w micie.

J.D.C.: Słyszę to tak: babom w głowach się poprzewracało tym samorozwojem, a biedny facet chce tylko akceptacji i spokoju. Świętego.

J.M.: Nie, nie, i kobiety, i mężczyźni ulegają presji wykreowanej przez marketing, tylko inaczej.

J.D.C.: „Bądź szczęśliwy” to dziś 11. przykazanie.

J.M.: Pierwsze przykazanie, najpierwsze! I na dodatek ty sama zdecydujesz, kiedy masz być szczęśliwa. Ale jak już osiągniesz przyjemność, to okazuje się, że gdzieś dalej jest coś lepszego, więc lecisz tam, bo zadowolenie to za mało, przecież musi być full opcja – szczęście. Dobre jest niewystarczające. No i jedziesz tam, bo ciągły rozwój jest nowym paradygmatem, musisz przekraczać granice komfortu. I w końcu jest rozwój dla rozwoju. A to jest filozofia komórek rakowych. Rozwój jest w jakiejś sprawie, po coś. A większość ludzi ma się rozwijać, żeby być szczęśliwa. I kobiety, i mężczyźni poszli w tę stronę. Tylko kobiety mówią dodatkowo: to wy, mężczyźni, macie sprawić, żebyśmy były szczęśliwe.

J.D.C.: Znajoma pokazywała mi Tindera, a tam mężczyźni, którzy deklarują aktywny tryb życia, uprawianie sportów, odwagę w podejmowaniu decyzji i kreatywność. Dystans do świata i sarkazm.

J.M.: A jak mają myśleć, kiedy ich życie przez wiele lat polegało na tym, że musieli zadowalać matki. Czytać w lot ich nastroje i się do nich dopasowywać. Myślą, że ich główną rolą jest to, żeby ich kobieta była szczęśliwa, co słyszę nieraz na terapii. Kobieta mówi: „Niech mnie ktoś uratuje”, a on: „To powiedz, co mam zrobić”.

J.D.C.: Zamiast uszanować odrębność, inność, różnice, przyjrzeć się sobie i własnym potrzebom, naśladujemy, zadowalamy i oczekujemy zadowalania?

J.M.: Jeśli sam ze sobą jestem w stanie czuć się dobrze, to zdejmuję ciężar ze świata. Jak jestem z siebie zadowolony, to niczego od ciebie nie potrzebuję. Co mi dasz, będzie fajne, a nie konieczne. Jeśli mi nie dajesz, to nie powiem, że jesteś taka czy owaka, bo i tak cię lubię. Faceci, którzy doświadczyli już porażki w zadowalaniu kobiet, czyli w relacji z matką, mówią: „Chrzanię to zadowalanie”.

Czytaj więcej: Czekając na księcia z apki

J.D.C.: Ale kobiety też wchodzą w życie z porażką bycia nie dość dobrą córką swojej matki, są zdradzone, odrzucone przez pierwszego mężczyznę – ojca. Wchodząc w dorosłe życie, jesteśmy już po przejściach. Dzieciństwo to nie idylla, tylko szereg trudnych zdarzeń, które ukształtowały nas na „katów” lub „ofiary”. Pojawiają się problemy w relacjach, samorealizacjach, znoszeniu trudów życia.

J.M.: Kobieta wchodzi w życie z narracją: „Faceci są do niczego, a ja mam prawo wymagać”. Mężczyźni myślą, że są niewystarczający i muszą dowieść swojej wartości, zapewniając kasę, bezpieczeństwo, standard życia.

J.D.C.: Ale kobiety też wchodzą z tym przekazem, że są niewystarczające i na dokładkę muszą być wiecznie piękne i młode.

J.M.: Dla kogo?

J.D.C.: Dla faceta, żeby ją zechciał, dla koleżanek, żeby spełnić wymóg bycia superwoman.

J.M.: Ale kobiety tego nie robią dla mężczyzny, tylko dla społeczności, w której funkcjonują. To zasadnicza różnica. Myślą, że jak się bardziej postarają, to znajdą sobie lepszego faceta, a nie, że jak się bardziej postarają, to ten facet będzie z nimi szczęśliwszy. A facet ma tak, że musi się postarać, żeby jego partnerka była zadowolona, a nie, że musi mieć lepszą partnerkę. Rozmawiałem ostatnio z właścicielką sex shopu, która mówi, że mężczyźni przychodzą po przedmioty, które mają zadowolić partnerkę, a kobiety po rzeczy, które mają je satysfakcjonować.

J.D.C.: Przez tyle wieków życie kobiet kręciło się tylko i wyłącznie dookoła mężczyzn i dzieci, że teraz wahadło odchyliło się w drugą stronę: teraz ja!

J.M.: Tak, sęk w tym, że to nie ci mężczyźni, którzy żyją dzisiaj, ciemiężyli kobiety przez wieki. To tak, jakby kazać komuś spłacać długi zaciągnięte przez starożytnych Rzymian.

J.D.C.: Bo ta gra rozgrywa się na poziomie rodzin i całych społeczeństw w transmisji transgeneracyjnej. Są przekazy międzypokoleniowe, mity rodzinne i kulturowe.

J.M.: Kobiety cały czas szukają męskich i sprawczych facetów, dlatego patriarchat ma się całkiem dobrze i wręcz się odradza. To kwestia najbliższego pokolenia, dwóch. 40 procent Polek nie pracuje zawodowo, a 42 zarabia do 2 tysięcy złotych miesięcznie. A jednocześnie 77 procent kobiet uważa, że powinny być niezależne od mężczyzny. Jedno mówią, drugie robią. I masz patriarchat. Badania z 2018 roku.

J.D.C.: Na to są akurat argumenty, że kobiety z dziećmi mają trudniej na rynku pracy, są szklane sufity i stereotypy.

J.M.: Tak? Na rynku pracownika? Będąc lepiej wykształcone? Mężczyzna w swoim transgeneracyjnym przekazie ma wdrukowane, że musi utrzymać rodzinę, a kobieta, że może. I jak tylko pojawi się okazja – przestaje. O tym jest 500+. Wybrały coś, co jest im bliższe. Czują się ekonomicznie bezpieczne. Mają też akceptację społeczną. Umówmy się, że matka Polka to jest u nas ktoś! A facet opiekujący się dziećmi nie wiadomo, kim jest. Jest podejrzenie, że nieudacznikiem.

J.D.C.: Dla odmiany, negatywne jest też postrzeganie kobiet robiących kariery. Mówi się o nich korposuki.

J.M.: Społeczeństwo gratyfikuje bycie kobietą zajmującą się opieką, neguje te ścigające się w korporacjach. A spróbuj zostać przedszkolankiem – zaraz podejrzenie, że pedofil. Nie mówię, że patriarchat jest świetny, ale że ma się dobrze. Zachodnie społeczeństwa demontują systemy opiekuńczego państwa. Narracja liberalna przestała być spójna z rzeczywistością.

Zobacz: Chcesz być szczęśliwy? Myśl negatywnie!

J.D.C.: Zatem azymut z happy terrorem w tle jest ustawiony na porażkę. Na frustrację i rozpad relacji. Do tego dochodzą międzypokoleniowe przekazy, kultura. Żeby sobie z tym poradzić, warto azymut ustawić na tożsamość, czyli świadomość tego, kim jestem, czego potrzebuję. Inaczej jesteśmy jak latawiec na wietrze?

J.M.: No właśnie, żeby funkcjonować na poziomie dojrzałych relacji, trzeba funkcjonować na poziomie dojrzałej relacji z samym sobą, a to wymaga głębszego poznania siebie. Pobycia z sobą. Zrozumienia, gdzie się kończę, a gdzie zaczynam, jak odnajduję się w samotności, w zmianie, jakie potrzeby się we mnie pojawiają. Społeczeństwo napisało schemat: wchodzisz w system, kiedy idziesz do szkoły. Potem – szkoła średnia, studia, kariera, praca, dzieci itp. Nie ma czasu, żeby się zastanowić, jak chcę żyć, jaką pozycję chcę zająć w społeczeństwie. Jednocześnie jest do ciebie kierowane oczekiwanie: bądź sobą. Sobą, czyli kim? Jeśli nie doświadczysz siebie w różnych sytuacjach, w których trzeba sobie radzić, w tym w samotności, to skąd to wiedzieć? Pozostaje naśladowanie, wpisywanie się w oczekiwania. Kobiet, kultury, społeczeństwa. Powielanie wzorców z reklam i seriali.

J.D.C.: Mam przekonanie, że kiedyś łatwiej było zbudować tożsamość, bo zakres był węższy – wiadomo było, czym różni się mężczyzna od kobiety i jakie ma role. Ludzie się pobierali, zostawali rodzicami. Niewiele więcej od nich oczekiwano. Teraz jest presja sukcesu i bycia lepszą wersją siebie tworzoną wciąż na nowo. Liczba ról, w których funkcjonujemy, jest większa. Nie wystarczy być małżonkiem, ojcem czy matką.

J.M.: Ależ i dziś te role mogą być wystarczające pod warunkiem, że się w nich osadzisz.

J.D.C.: Jak się osadzić? Mężczyzna ma łatwiej, bo oprócz roli męża i ojca ma jeszcze pracę, kobiecie w tradycyjnej roli zostaje nic po odchowaniu dzieci.

J.M.: To samo jest z ojcem. Nikt ci nie zagwarantuje, że po rozwodzie kobieta nie zabroni kontaktów z dziećmi, nie będzie nimi grała. Dla obojga płci te role mogą być niewystarczające. Ale jeśli się w nich osadzisz, może to być ważna część twojej tożsamości. Nawet jak nie będziesz mieszkać z dziećmi, to i tak będziesz ojcem, bo to jest ważna rola, która cię określa. Nie zrezygnujesz, czujesz się kimś przez fakt bycia rodzicem. Kiedyś te role były dość sztywne, bo mężem, żoną było się do końca życia niezależnie od zadowolenia, dziś tak już nie jest, jednocześnie pojawiło się więcej lęków, niepewności.

J.D.C.: Lęki to odpowiedź na zmiany, brak ukorzenienia się w sobie samym, osadzenia w rolach, na które nie jesteśmy przygotowani. Yuval Noah Harari, izraelski historyk, autor „Sapiensa”, mówi o naszym gatunku „owca w kosmosie”. Zauważa, że ludzkie mózgi niczym szybkie procesory przerosły nas i stworzyliśmy świat, z którego niewiele rozumiemy, niszcząc go.

J.M.: Kiedyś istniały procesy inicjacyjne, żeby przygotować cię do wejścia w role. Najpierw trzeba było mieć zawód, zarobić pieniądze po to, żeby się ożenić i mieć rodzinę. Dziś masz nieskończony wachlarz ról i wchodzisz bez przygotowania – trochę się w nich testujesz i doświadczasz porażki, bo nie jesteś na nie przygotowana. Rodzi się frustracja i niezadowolenie, więc szukasz dalej, bo happy terror każe ci być szczęśliwym. Czujesz się niefajnie i mówisz: chromolę, idę dalej. Ludzie nie są w stanie w niezłomny sposób realizować pomysłu na siebie.

J.D.C.: To jak żyć?

J.M.: Sięgnę do mojego pierwszego wykształcenia – filozofii. Do stoicyzmu, akceptacji rzeczywistości, zgody na los. Każdy z nas się zestarzeje. Każdy z nas prędzej czy później będzie na coś chory, zaliczy porażki, straci kogoś bliskiego. Stoicyzm to przyjmowanie tego, co jest, a nie walka z tym za wszelką cenę. Jeśli zaczynasz tak żyć, to akceptujesz poniedziałki i to, że robi się jesień, że rodzice odchodzą, a dzieci wychodzą z domu. To, że są konsekwencje huraganów i choroby, na które nie ma lekarstwa. Akceptacja nie oznacza, że się na to zgadzam, bo to budzi złość i niezgodę.

J.D.C.: Albo doświadczając bezradności, zgadzam się na los. Przeżywam, zamiast blokować emocje, które są dalekie od bycia happy.

J.M.: Jeśli człowiek zaczyna akceptować, to zaczyna reagować. Jeśli zaakceptujesz, że jesteś chora, to się leczysz. Jeśli widzisz, że każdy związek ci się rozpada, to szukasz też problemu w sobie. Jeśli stosujesz wyparcie albo zaprzeczenie czy projekcję, że to wszystko przez baby albo faceci są do niczego, to nie ma przestrzeni na żaden ruch. Każdy popełnia błędy, zalicza porażki, ale ważne, żeby się temu przyglądać, zobaczyć, co się zadziało i dlaczego. Większość ludzi pogoni jednak za szczęściem. I na koniec dnia wiesz, co będzie.

J.D.C.: Lepsze, które jest wrogiem dobrego?

J.M.: No i mamy puentę.

Czytaj także: Jak dbać o własne potrzeby i nie być posądzanym o egoizm?

Joanna Drosio-Czaplińska — psycholożka, psychoterapeutka integratywna, terapeutka EMDR, publicystka. Należy do Polskiego Towarzystwa Terapii EMDR. Współzałożycielka Instytutu Psychoterapii Masculinum. Autorka książki „Jestem tatą!” – wywiadów z 12 mężczyznami o tym, jak doświadczają swojego ojcostwa, oraz współautorka książki „Czasem święta, czasem ladacznica”

Jacek Masłowski — psychoterapeuta Gestalt, terapeuta EMDR, filozof, coach, trener, publicysta. Prezes Fundacji Masculinum, współzałożyciel Instytutu Psychoterapii Masculinum. Współautor książek „Czasem czuły, czasem barbarzyńca” oraz „Czasem święta, czasem ladacznica”

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version