Żołnierze stacjonujący na granicy polsko-białoruskiej to wierna klientela sklepów z alkoholem — twierdzą okoliczni mieszkańcy. Dla właścicieli sklepów to eldorado, ale wiele osób żyje w strachu.
— Od dwóch dni strach wyjść z domu — mówi Jolanta (imię zmienione), mieszkanka Mielnika nad Bugiem (woj. podlaskie). — Człowiek chodzi zestresowany, że znów padną strzały i trzeba będzie uciekać. Na logikę wiadomo, że nic takiego się nie zdarzy, bo żołnierz, który strzelał do naszego listonosza i jego córki siedzi w areszcie. Ale cała ta sprawa ma niewiele wspólnego z logiką, więc jeszcze wszystko jest możliwe.
Jolanta przyznaje, że o strzelaninie dowiedziała się w środę w okolicach godziny 15.20. Zadzwonił kolega, mieszkaniec bloku mieszkalnego położonego niedaleko cmentarza i campusu wojskowego. — Nie wychodź z domu! — krzyknął w słuchawkę. — Kilka minut temu jakiś wariat strzelał pod naszym blokiem! Poszedł dalej w Mielnik. Może być niebezpieczny!
Mniej więcej o tej samej porze podobny telefon odebrał Tomasz (imię zmienione). Dzwoniła znajoma, która kilka minut wcześniej była na cmentarzu i na dźwięk wystrzałów padła na ziemię, między groby. Skończyło się na strachu, nie musiała stawić czoła strzelającemu. Mniej szczęścia miała inna znajoma Tomasza, która tuż po 15-tej wybrała się na jogging. Najpierw usłyszała strzały, potem na wysokości campusu wojskowego zobaczyła mężczyznę w mundurze, który trzymał w dłoni karabin. Opowiadała potem Tomaszowi, że nawiązała z mężczyzną kontakt wzrokowy. O tym, co było w jego spojrzeniu, mówi krótko: szaleństwo. Zawróciła, na szczęście jej nie gonił. Z bronią w ręku poszedł w stronę położonej kilkadziesiąt metrów dalej strażnicy. Przystanął niedaleko placówki. Pomachał w stronę nadjeżdżającego volkswagena. Kierujący autem listonosz Robert F. wracał do domu z trzynastoletnią córką Anią. Zatrzymał się, uchylił okno. O tym, co było dalej, Tomasz dowiedział się od krewnego Roberta. — Żołnierz powiedział do Roberta: „zaraz będę strzelał” — mówi Tomasz. — Przerażona Ania otworzyła drzwi i uciekła w pobliskie krzaki. Robert nacisnął pedał gazu i ruszył w stronę domu. Słyszał strzały i dźwięk pękającej karoserii. Kątem oka zauważył, że żołnierz uciekł w stronę pobliskiego lasu. Kiedy dotarł do domu Ania już tam była. Okazało się, że fotel, na którym wcześniej siedziała, był podziurawiony. Mogła zginąć.
Żołnierze zbierają łuski
Tomasz nie jest pewien, kto zadzwonił pod alarmowy numer 112. On skontaktował się z dyżurnym strażnicy. Usłyszał, że trwa obława na zbiegłego żołnierza i mieszkańcy Mielnika powinni zostać w domach. Natychmiast obdzwonił rodzinę i znajomych. Sąsiedzi, którzy mieszkali na parterze, w obawie przed ostrzałem przenieśli się na strych. Tomasz pozamykał wszystkie drzwi i pogasił światła. A potem czas przyspieszył. Mniej więcej godzinę później po Mielniku poszła informacja (znów ludzie dzwonili do siebie), że żołnierze ze Zgrupowania Zadaniowego złapali zbiega. Około 17-tej do Roberta F. przyjechała policja i dokonała oględzin auta. W domu listonosza pojawił się również psycholog wojskowy. O tej samej porze kolega Tomasza z bloku koło cmentarza zauważył, że w jego okolicy żołnierze zbierają łuski po nabojach. — Z mediów dowiedzieliśmy się, że napastnik wystrzelał z pistoletu GROT niemal trzy pełne magazynki, czyli w środę oddał co najmniej 65 strzałów — mówi Tomasz. — Również z mediów dowiedzieliśmy się, że był pijany: miał ponad 2 promile alkoholu we krwi. Oprócz tego wiadomo o nim niewiele: ma 24 lata, pochodzi z okolicy Siedlec. W XVIII Dywizji Zmechanizowanej służył od kwietnia ubiegłego roku. W Mielniku służył od grudnia w ramach operacji Bezpieczne Podlasie.
Tomasz przyznaje, że od środy ludzie w Mielniku nie tylko śledzą doniesienia o żołnierzu, ale też zadają sobie pytania o procedury obowiązujące w wojsku. Po pierwsze: jeśli upił się w miejscu zakwaterowania, jak udało mu się wyjść z campusu z bronią? Gdzie wtedy był strażnik i skąd pijany żołnierz miał broń i amunicję? Po drugie: jeśli upił się na służbie, dlaczego nikt tego nie zauważył i w porę nie interweniował? No i skąd u żołnierza alkohol? Jak udało mu się przemycić go do jednostki?
Ludzie przeżywają traumę
— Od dawna ostrzegam, że żołnierze stacjonujący przy granicy polsko białoruskiej to wierna klientela sklepów z alkoholem — mówi Kamil Syller, prawnik, mieszkaniec pogranicza polsko-białoruskiego. — Dla właścicieli sklepów to eldorado, bo po wprowadzeniu operacji Bezpieczne Podlasie zarabiają w jeden dzień tyle, co wcześniej w miesiąc. Klienci w mundurach wynoszą ze sklepów zgrzewki piwa, butelki alkoholu i energetyków. Zdarza się, że przyjeżdżają do sklepów wojskowymi jelczami. Niedawno jeden z mieszkańców pogranicza zrobił zdjęcie żołnierza z bronią stojącego przy półce z alkoholami. Ktoś może powiedzieć, że żołnierze piją w wolnym czasie, ale kiedy faktycznie piją kupiony alkohol? W czasie wolnym, w czasie służby czy bezpośrednio przed nią, dla odwagi? W wojsku nie ma czegoś takiego jak czas wolny. Żołnierz musi być w ciągłym stanie gotowości. Również za to dostaje pieniądze.
Kamil Syller przyznaje, że strzelanina w Mielniku powinna zapoczątkować ogólnopolską dyskusję o całkowitym zakazie kupowania alkoholu przez żołnierzy. Właściciele sklepów będą stratni, ale mieszkańcy przygranicznych wiosek zyskają poczucie bezpieczeństwa, a wojsko odzyska straconą twarz.
Wójt Mielnika, Marcin Urbański przyznaje, że do tego daleka droga. Po środowej strzelaninie ludzie we wsi przeżywają traumę. Niektórzy boją się wychodzić z domu, inni skarżą się na utratę poczucia kontroli. To mała społeczność: w Mielniku mieszka niespełna 900 osób. Żołnierzy z operacji Bezpieczne Podlasie jest ponad 200. Nie da się od nich uciec i zapomnieć, że jeden z nich mógł zabić Roberta i Anię. Od środy wojsko zapewnia im psychologa, ale mówią, że nie potrzebują pomocy i sami sobie poradzą. Na dowód nazajutrz po strzelaninie Ania — chociaż nie musiała — poszła do szkoły.
— Mam nadzieję, że ludzie odzyskają zaufanie do wojska, ale na to trzeba czasu — mówi wójt Marcin Urbański.
Jolanta z Mielnika, która po strzelaninie boi się wychodzić z domu zapewnia, że mieszkańcy wsi będą śledzić doniesienia o dalszych losach żołnierza. Na razie wiadomo, że w czwartek przedstawiono mu zarzuty gróźb karalnych, przekroczenia uprawnień i usiłowania zabójstwa. Grozi mu dożywocie.