Marta największy żal ma o to, że ojciec zniszczył jej poczucie własnej wartości. Mówi, że nigdy się z nim nie spotka. Bartek też zerwał kontakty z rodzicami, teraz czuje się, jakby razem z rodziną odciął kawałek siebie.

To był teatr, nie rodzina – mówi 34-letni Bartek. Bliskość i ciepło w jego relacjach z bliskimi były tylko na pokaz, za zamkniętymi drzwiami zaczynały się kłótnie. Czasem, jeśli Bartek lub jego siostra przynieśli ze szkoły złe oceny, coś rozlali, nie powiedzieli „dzień dobry” sąsiadce, ojciec wyciągał pas. – Każdy powód, żeby nas ukarać, był dobry. Nie bił mocno, ale i tak się go baliśmy. Zawsze przed powrotem do domu ze szkoły analizowałem, czy wszystko na pewno zrobiłem dobrze, czy może spodziewać się lania – opowiada.

Matka nie powstrzymywała ojca. Stała i patrzyła, a potem mówiła: „może to was nauczy”. Potrafiła nie odzywać się do Bartka i jego siostry przez kilka dni. Karała ich milczeniem. Doszło do tego, że prawie ze sobą nie rozmawiali.

– Chyba że akurat szliśmy do kościoła, byliśmy w markecie na zakupach albo w odwiedzinach u wujostwa. Wtedy nas zagadywała, uśmiechała się, chwaliła, jacy to jesteśmy zdolni. Dbała też o to, żebyśmy mieli zawsze czyste, wyprasowane ubrania, pakowała kanapki do szkoły. Tak, żeby świat dookoła widział, jak o nas dba – mówi Bartek. Podkreśla, że dla rodziców najważniejsze było, co inni powiedzą.

Mimo wszystko czuł się z nimi związany. „W końcu to rodzina” – myślał. I kiedy wyjechał na studia, pokornie dzwonił z życzeniami urodzinowymi, przyjeżdżał na święta, a gdy dostał pierwszą pracę, wspierał finansowo, bo matka zachorowała na raka piersi.

– Dwa lata temu coś we mnie w końcu pękło. Przestałem do nich jeździć, odbierać telefony. Chodziłem już wtedy od roku na terapię i w końcu dostrzegłem, ile stresu kosztuje mnie każde spotkanie z nimi. I ile w moim życiu napsuli – podkreśla Bartek.

Uważa, że do tej pory ma przez nich problem z nawiązaniem romantycznej relacji. Wydaje mu się, że ciągle jest niewystarczający i jeśli ktoś chce z nim być, to na pewno coś jest z tą osobą nie w porządku. Szybko kończy związki, bo napięcie, jakie odczuwa, jest nie do wytrzymania.

Przez pierwszy rok rodzice walczyli o kontakt z nim, potem odpuścili. Bartek uważa, że przede wszystkim martwili się, jak ludzie z miasteczka zareagują, gdy zobaczą, że przestał się pojawiać. Mówi, że rozluźniła się też relacja z siostrą – ona próbuje bronić rodziców, tłumaczy, że nie mieli łatwo, wyrośli z biedy, jako pierwsi w rodzinie zdobyli wyższe wykształcenie i dlatego tak bardzo zależało im, żeby ich dzieci też „wyszły na ludzi”.

– Rozumiem, że przeszłość na nich wpłynęła, ale czy to znaczy, że mieli prawo tak nas traktować? Zanim się odciąłem, próbowałem z nimi o tym rozmawiać. Kiedy tylko podejmowałem temat, matka zaczynała płakać i mówić, że przecież dawała nam wszystko, co miała, a ojciec wychodził – mówi Bartek.

Ma żal do rodziców, że nawet nie spróbowali dostrzec, co zrobili źle. Czuje, jakby był niepełny, jakby razem z rodziną odciął kawałek siebie. Liczy, że kiedyś ojciec z matką dojrzeją, otworzą się na rozmowę. Nie jest jeszcze gotowy pogodzić się z tym, że to już tak na zawsze. Chociaż ta myśl coraz częściej pojawia się w jego głowie.

30-letnia Marta jest przekonana, że z ojcem i rodziną z jego strony nie spotka się już nigdy. No, chyba że przypadkiem albo na czyimś pogrzebie. Miała 21 lat, kiedy jej rodzice się rozwiedli. – Ojciec szybko pokazał, że wcale mu na mnie nie zależy. Zabrał pieniądze, które rodzice odkładali na moją przyszłość, żeby kupić mieszkanie sobie i swojej kochance – opowiada Marta.

Na początku była zaskoczona jego zachowaniem, ale kiedy zaczęła sobie przypominać, jak podchodził do jej wychowania, zdziwienie minęło. Gdy była dzieckiem, prawie nie było go w domu, bo pracował za granicą. A kiedy już przyjeżdżał, to krytykował ją na każdym kroku. Twierdził, że ubiera się za mało dziewczęco, że niepotrzebnie ścięła włosy. – Potrafił się wykłócać nawet o to, że źle zrobiłam kanapkę – mówi dziewczyna.

Pod koniec liceum zniweczył jej plany na zagraniczne studia. Dostała się na wymarzoną uczelnię i kierunek, potrzebowała jednak 10 tys. zł. Nie chciała, żeby ojciec jej te pieniądze dał, poprosiła go o pożyczkę, którą obiecała regularnie spłacać. Odmówił. Stwierdził, że lepiej by poszła w gastronomię, a nie realizowała jakieś głupie wymysły.

Największy żal ma o to, że ojciec zniszczył jej poczucie własnej wartości. I że rodzice wciągnęli ją w swoje rozwodowe kłótnie. – O wielu rzeczach nie powinnam wiedzieć, nie chciałam, by matka mówiła mi o zdradach ojca, czy słyszeć, jak on ją wyzywa – podkreśla Marta.

Przez kilka lat po ich rozwodzie spotykała się z ojcem raz na kilka miesięcy. A potem długo to odchorowywała. Widzi, że na tych spotkaniach wchodziła w rolę małego, przestraszonego dziecka. Nie umiała rozmawiać jak dorosły z dorosłym. A on tego nie ułatwiał, krytykując jej życiowe wybory. Pięć lat temu zablokowała jego numer i wszystkie profile w social mediach.

– Dwa razy przesłał mi 100 zł na konto, wpisując w tytule „spotkajmy się”. Po prostu odesłałam te pieniądze, nic od niego nie potrzebuję. Szkoda mi tylko kontaktu z ciocią i moją kuzynką. Byłam z nimi blisko, ale one trzymają jego stronę – wyjaśnia.

Kontakt z mamą też jej się rozluźnił. Po rozwodzie poważnie zachorowała i Marta się nią zajmowała. Zamiast imprezować, wyjeżdżać ze znajomymi, była przy matce. Trzy lata temu w końcu się od niej wyprowadziła. – Chcę trochę pożyć. A to w moim przypadku oznacza trzymanie się z daleka od rodziców – podsumowuje.

Psychoterapeutka dr Natalia Liszewska zauważa, że jednym z najczęstszych powodów zrywania więzi z rodziną jest próba ochronienia siebie. Jednak nie zawsze wiąże się to tylko z ulgą, bo chociaż w rodzinie dochodziło do przemocy, agresji, odejście od niej dalej może się wiązać z poczuciem straty i trudnymi emocjami. Człowiek przechodzi przez kryzys utraty jak w żałobie.

Jednak nie zawsze zerwanie więzi z rodziną jest w pełni świadomą decyzją. – Powodem może być jednorazowy konflikt, kiedy osoby przestają się ze sobą kontaktować, a potem coraz trudniej im znów nawiązać relację. Czasem to rozluźnienie więzi następuje samoistnie. Ktoś zakłada nową rodzinę czy przenosi się do innego miasta i ludzie oddalają się od siebie emocjonalnie – tłumaczy Liszewska.

Czasem przyczyną oddalania się od bliskich bywa trudny stan psychiczny, np. depresja, która wiąże się z izolowaniem od innych. Czasem człowiekowi wstyd się przyznać, że ma problemy albo czuje, że w domu rodzinnym nie otrzyma wsparcia. – Zdarza się też, że rozpad wywołuje nieumiejętność wyjścia z relacji rodzic-dziecko. W kontakcie rodzice dalej są strofujący, pouczający, a my wchodzimy w rolę zbuntowanego nastolatka – dodaje psychoterapeutka.

Liszewska podkreśla, że duży wpływ na to, jak podchodzimy do swojej rodziny, mają też media społecznościowe. – Z jednej strony dostajemy obrazy idealnej rodziny z Instagrama, z drugiej komunikaty, że jeśli cokolwiek nam nie odpowiada, to możemy się odciąć. Te dwa elementy się wzajemnie napędzają. Rodzina nie jest jak z reklamy, więc uznajemy, że coś jest z nią nie w porządku, nie spełnia naszych potrzeb, więc rozwiązaniem jest zerwanie kontaktów – opowiada terapeutka.

Według niej ta zbytnio uproszczona wizja świata z social mediów może negatywnie odbić się nie tylko na relacjach rodzinnych, ale i na nas samych. – To tak jak z emocjami – żeby zachować równowagę, nie możemy odczuwać tylko radości, powinno być też miejsce na smutek, złość – mówi Liszewska.

Oczekując, że bliscy zawsze będą spełniać nasze wyobrażenia – tłumaczy – i uciekając, kiedy tego nie robią, narażamy się na samotność. – Bywa też tak, że rozluźnienie relacji wzmacnia poczucie krzywdy – jak to po jednorazowej kłótni – wraca się do wspomnień, które to poczucie umacniają. To z kolei może wpływać na inne nasze relacje, powodować problemy z zaufaniem – dodaje terapeutka.

Zauważa jednak, że czasem to odcięcie jest rzeczywiście konieczne, szczególnie gdy rodzina jest przemocowa. Wtedy zerwanie relacji pozwala na nowo zbudować poczucie własnej wartości.

Jeśli jednak czujemy potrzebę, by kontakt odbudować, to dobrze zacząć od szczerości i próby zrozumienia – chociażby, że mama czy tata naprawdę mają dobre intencje, tylko nieumiejętnie je wyrażają. – Dalej może pojawić się akceptacja, że nie zawsze będzie idealnie. A to solidna podstawa, by spróbować znów być razem – podkreśla psychoterapeutka.

Ania po trzech latach bez kontaktu z rodziną postanowiła spróbować odbudować tę więź. – Poszło o to, o co pewnie najczęściej kłócą się rodziny w Polsce, o politykę i sprawy światopoglądowe – mówi 28-latka. Pochodzi z małej podkarpackiej wsi, gdzie ludzie dość zgodnie opowiadają się za PiS. Gdy była młodsza, sama była konserwatywna, mocno związana z Kościołem katolickim. To się zmieniło, gdy poszła na studia.

Poznała gejów i lesbijki, o których jej rodzina mówiła jak o jakichś odmieńcach, którzy chcą porywać dzieci, i zobaczyła, że to nie ma nic wspólnego z prawdą. Zaczęła też dostrzegać zakłamanie Kościoła – z dziewczyny chodzącej co niedziela na mszę stała się osobą wątpiącą w sens tej instytucji. Dalej wierzy, ale nie czuje, że księża są jej do tej wiary potrzebni.

– Zaczęłam dzielić się swoimi spostrzeżeniami, gdy przyjeżdżałam do domu, co wywoływało ostre kłótnie. Ojciec sugerował, że mnie chyba jakiś szatan opętał. Trudno racjonalnie rozmawiać z kimś, kto wysuwa takie argumenty – zauważa Ania.

Miarka się przebrała, gdy matka przy którejś kłótni rzuciła do niej, że jest „koderską kur**”. Ania spakowała swoje rzeczy i wróciła do Warszawy. Gdy matka zadzwoniła do niej kilka dni później, dziewczyna myślała, że chce ją przeprosić. Ona zaczęła jednak robić wyrzuty, że zostawiła ich w święta i że tak się rodzinie nie robi.

– Rozłączyłam się i przestałam odbierać ich telefony. We wrześniu zadzwoniłam do nich po raz pierwszy od dawna. Młodszy brat mnie do tego przekonał. Mówił, że rodzice się zmienili – wyjaśnia. Rzeczywiście zauważyła różnicę. Rodzice, zamiast ją atakować, powiedzieli, że widzą, jak byli uparci i zamknięci na innych. Podkreślali, że nie chcą stracić córki.

– Przyjęłam to i miesiąc później ich odwiedziłam. Dalej są konserwatywni, dalej uważają księdza za autorytet, ale nie opowiadają już głupot o osobach LGBT+, nie wyzłośliwiają się na temat moich wyborów politycznych. Jak twierdzą, zrozumieli, że takie sprawy są drugorzędne. Trochę czasu im to zajęło… – stwierdza z przekąsem Ania.

Brak kontaktu nie był dla niej łatwym doświadczeniem. Wielokrotnie chciała się złamać i odezwać, ale przypominało jej się, jak okropnie odzywali się do niej rodzice, i rezygnowała. Cieszy się, że przemyśleli swoje zachowanie i ich relacja znów ma szanse być dobra.

Mówi: – Latem mój partner mi się oświadczył i dobijała mnie wizja, że rodziców nie będzie na ślubie. Niedawno przyjęli zaproszenie i nawet nic nie powiedzieli, gdy oznajmiłam, że ślub będzie tylko cywilny. Doceniam, bo to musiało być dla nich trudne do przełknięcia.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version