W grudniu zeszłego roku upłynęły kadencje trojga sędziów TK – ówczesnej prezes Julii Przyłębskiej, Mariusza Muszyńskiego (to jeden z tzw. sędziów dublerów, którzy w 2015 r. zostali wybrani do TK w miejsca prawidłowo obsadzone wcześniej jeszcze przez koalicję PO-PSL) oraz Piotra Pszczółkowskiego. Początkowo kandydatów na nowych sędziów nie zgłosił żaden z klubów parlamentarnych, więc procedura wyboru ruszyła w Sejmie ponownie. Tym razem wpłynęły tylko dwie kandydatury: posła PiS Marka Asta oraz prof. Artura Kotowskiego, który pracuje obecnie w Biurze Studiów i Analiz Sądu Najwyższego.
Dlaczego jedynie dwie, skoro do obsadzenia są trzy wakaty? Nasi rozmówcy w Prawie i Sprawiedliwości nieoficjalnie przyznają, iż w sytuacji, kiedy szanse na wybór do TK są nikłe, kandydaci nie garną się do ubiegania się o te funkcje. – Ale zgłosiliśmy dwóch kandydatów i będziemy ich konsekwentnie promować – deklaruje poseł PiS Krzysztof Szczucki.
Koalicja rządząca mówi „nie” kandydatom PiS
Obu prawników – posła Asta i prof. Kotowskiego – wysłucha w środę Komisja Sprawiedliwości i Praw Człowieka, następnie Sejm będzie głosować nad ich ewentualnym wyborem. Nic jednak nie wskazuje na to, by którykolwiek z kandydatów głównej partii opozycyjnej miał szansę zasiąść z TK. – Nie widzę na razie możliwości dobierania składu do tak upolitycznionego trybunału, którym rządzi pan sędzia Bogdan Święczkowski, składający zawiadomienia o przestępstwie, którego nie ma. Trybunał musi najpierw przejść gruntowną reformę – podkreśla w rozmowie z Gazeta.pl szef Komisji Sprawiedliwości Paweł Śliz (Polska 2050).
Jeśli tym razem nie uda się uzupełnić wakatów w TK, wówczas marszałek Sejmu rozpisze nową procedurę, bo obligują go do tego konstytucja i Regulamin Sejmu. Wakaty w trybunale (w kwietniu dojdzie kolejny – po sędzim Zbigniewie Jędrzejewskim) nie zostaną jednak zapewne uzupełnione do czasu uchwalenia nowej ustawy o TK, a to – jak słyszymy od polityków koalicji rządzącej – nie nastąpi wcześniej niż po wyborach prezydenckich. – Próbowaliśmy przeprowadzić reformę Trybunału Konstytucyjnego, przyjmując dwie nowe ustawy, ale niestety prezydent skierował je do TK – przypomina przewodniczący Śliz.
Święczkowski oskarża rząd o zamach stanu, a TK uchyla kolejne ustawy
Z Trybunałem Konstytucyjnym obecna koalicja ma zgryz z kilku powodów – po pierwsze wciąż zasiada w nim dwóch tzw. dublerów (sędziowie: Justyn Piskorski i Jarosław Wyrembak), po drugie kilkoro byłych polityków PiS lub ludzi związanych z poprzednim obozem rządzącym. Czołową postacią jest tu obecny prezes TK Bogdan Święczkowski, który niedawno oskarżył obecną władzę o „zamach stanu”. Chodziło m.in. o działania koalicji rządzącej dotyczące trybunału, któremu w tegorocznej ustawie budżetowej znacząco obcięto budżet (przede wszystkim o środki przeznaczone na wynagrodzenia sędziów).
Trybunał pracuje jednak dalej i w tym tygodniu wrócił do rozpatrywania złożonych przez prezydenta Dudę wniosków o stwierdzenie niezgodności z konstytucją szeregu ustaw uchwalonych między 20 grudnia 2023 r. a 9 czerwca 2024 r. To te akty prawne, które Sejm przyjmował po wygaszeniu przez marszałka Szymona Hołownię mandatów poselskich dwóch posłów PiS: Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika.
Rząd odmawia publikacji wyroków TK
W czerwcu i listopadzie zeszłego roku Trybunał uznał oba tego typu prezydenckie wnioski za zasadne i stwierdził niezgodność z konstytucją dwóch ustaw (nowelizacji ustawy o Narodowym Centrum Badań i Rozwoju oraz Prawa pocztowego). Konsekwencji prawnych, jak na razie wyroki TK nie zrodziły, bo rząd nie uznając działalności tego gremium, od roku nie publikuje także żadnych jego orzeczeń.
Podobnie zapewne będzie z kolejnymi tego typu wyrokami. We wtorek TK (choć przy jednym zdaniu odrębnym) za niekonstytucyjną uznał nowelizację ustawy o pomocy obywatelom Ukrainy w związku z konfliktem zbrojnym na terytorium tego państwa. W środę zajmie się z kolei zeszłoroczną ustawą budżetową.