Najbliższe tygodnie to idealny czas na kilkudniowy city break, podczas którego możemy nacieszyć się południowym słońcem, równocześnie nie cierpiąc jeszcze z powodu upałów. Oto pięć miast, do których łatwo można dolecieć z Polski. Warto nie tylko dla imponujących zabytków i inspirującej kultury.

Stolica Andaluzji kusi gorącymi promieniami słonecznymi przez niemal cały rok, a określenie Sewilli jako „patelni Europy” nie wzięło się na pewno z serwowanej w wielu miejscowych restauracjach paelli. Wyjątkowy klimat południowo-zachodniej części Hiszpanii to zasługa z jednej strony bliskości Afryki, a z drugiej – naturalnej bariery w postaci gór Sierra Nevada, które zatrzymują masy zimnego powietrza przemieszczające się z północy kontynentu.

Ale Sewilla to przede wszystkim pełna kolorów, wspaniałej architektury i wszędobylskiego zapachu kwitnących kwiatów pomarańczy metropolia, przyciągająca całym wachlarzem kulturalnych doznań. Będąc tu, nie wystarczy zanurzyć się w wąskie, gwarne uliczki. Koniecznie należy zobaczyć wnętrze gigantycznej katedry – największej gotyckiej świątyni na świecie, w której znajdują się monumentalny ołtarz oraz grób Krzysztofa Kolumba. Obowiązkowa jest tu na pewno również wizyta w Alkazarze – pałacu wzniesionym jeszcze przez Maurów, a przebudowanym przez Hiszpanów, który do dzisiaj pełni funkcję królewskiej rezydencji, wpisanej na listę światowego dziedzictwa UNESCO. W samym prestiżowym spisie uwzględniono też wywodzący się z Andaluzji taniec flamenco, któremu poświęcono świetne muzeum w centrum miasta. Niedaleko stąd mieści się również słynny plac Hiszpański z pocztówkowym pałacem, a jeśli wykroicie jeszcze trochę czasu, wybierzcie się na spacer wzdłuż rzeki Gwadalkiwir, a potem odwiedźcie znajdującą się na przeciwległym brzegu dzielnicę Triana z mnóstwem autentycznych lokalnych barów i restauracji.

Wąskich uliczek i lokalnego kolorytu nie zabraknie także w stolicy Malty. Valletta łączy w sobie śródziemnomorski klimat i architekturę z brytyjskimi wpływami z czasów kolonialnych. Zjecie tu zarówno świetny ser podobny do włoskiego pecorino, jak i fish and chips. Z kolei po wyjściu z jednego z wielu barokowych kościołów, przeniesionych niemal żywcem z Italii, natkniecie się na… czerwone budki telefoniczne. Co znamienne, tych pierwszych jest tu nawet więcej – w kraju założonym w końcu przez zakon kawalerów maltańskich, na powierzchni mniejszej niż Warszawa, wzniesiono ponad 300 świątyń. Nie musicie zwiedzać wszystkich, ale na pewno warto odwiedzić konkatedrę św. Jana ze słynnym obrazem autorstwa Caravaggia i wspaniałymi kaplicami reprezentującymi części Europy, z których pochodzili członkowie zakonu. Będąc w Valletcie, można pokusić się o krótkie wypady za miasto, a nawet na sąsiednią wyspę Gozo, do której można przez całą dobę wygodnie dopłynąć promem. Nawet jeśli pozostaniecie w mieście, możecie liczyć na słońce – w końcu Valletta jest najbardziej na południe wysuniętą stolicą Europy!

Będąc z kolei tutaj, możemy odwiedzić za jednym zamachem dwa kontynenty. Mowa rzecz jasna o Stambule – gigametropolii, która imponuje nie tylko swoimi rozmiarami, lecz także całą masą doznań – od znakomitej kuchni, przez wspaniałe widoki, aż po światowej klasy zabytki. Miasto zmienia się z roku na rok, a kilkusetletnie budowle sąsiadują tutaj z ultranowoczesnymi rozwiązaniami. Widać to chociażby w samym centrum, gdzie obok zabytkowego gmachu dworca kolejowego Sirkeci dobudowano podziemną stację linii Marmaray. Tu, gdzie kiedyś swoją trasę kończył słynny Orient Express, dzisiaj można wsiąść w pociąg, który dzięki półtorakilometrowemu tunelowi pod Bosforem łączy europejską i azjatycką część dawnej osmańskiej stolicy.

Ale i tak najlepiej przepłynąć cieśninę jednym z miejskich statków, by ujrzeć w blasku zachodzącego słońca wyjątkową panoramę z pałacem Topkapi oraz minaretami Hagii Sophii i Błękitnego Meczetu. Jeśli widzieliście już wszystkie najważniejsze zabytki, zejdźcie z utartego szlaku – wpadnijcie do Muzeum Niewinności poświęconego głośnej książce Orhana Pamuka, odwiedźcie świątynię sztuki nowoczesnej Istanbul Modern czy wreszcie poszwendajcie się po modnych concept store’ach w dzielnicy Nişantaşi.

Hipsterskich sklepów, butikowych galerii sztuki czy pchlich targów nie brakuje także w największym mieście Izraela. Tutaj trzeba koniecznie odwiedzić modne lokale w okolicach dawnego dworca kolejowego (HaTachana), znajdujące się niedaleko kultowe kawiarnie artystycznej dzielnicy Neve Tzedek czy wreszcie targ staroci w Jaffie, czyli najstarszej części Tel Awiwu. To właśnie tutaj od zawsze krzyżowały się drogi żydów, muzułmanów i chrześcijan – można tu zgubić się pośród wąskich, brukowanych uliczek, zwiedzić katolicki kościół św. Piotra czy zjeść prawdopodobnie najlepszy hummus w całym Izraelu, który serwowany jest w niepozornej arabskiej knajpce Abu Hassan.

Poza tym Tel Awiw to oczywiście także szeroka i piaszczysta miejska plaża i ciągnący się wzdłuż niej imponujący bulwar, przypominający nieco ten z kalifornijskiego Santa Monica – tu także nie brakuje pnących się wysoko do nieba palm, modnych restauracji i luksusowych hoteli. Niestety podobieństwa dotyczą także cen…

Zdecydowanie bardziej przyjazny cenowo będzie ten kierunek. Nie chodzi tylko o dostępność tanich połączeń lotniczych – Porto to miasto, które oszałamia piękną architekturą, ale na szczęście nie cenami w hotelach i restauracjach. Jeśli uwielbiacie owoce morza, jest to zdecydowanie kierunek dla was. Aby spróbować najlepszych skarbów tutejszych wód, warto nawet wybrać się do oddalonej o około 40 minut jazdy metrem od centrum dzielnicy Matosinhos. Tam, w bezpośredniej okolicy portu, umościło się kilkadziesiąt restauracji specjalizujących się w grillowaniu na wolnym ogniu tego, co przywiozą rano kutry.

Można też dobrze zjeść w samym centrum miasta, ale tutaj bardziej niż potrawy zachwycają widoki – z ogródków lokali położonych wzdłuż rzeki Duero widać w końcu nie tylko koryto rzeki, lecz także wyrastające na obu brzegach strome wzgórza połączone bodaj najbardziej rozpoznawalnym miejscowym zabytkiem, czyli XIX-wiecznym mostem im. króla Ludwika I. Oddalając się nieco od bulwaru, trzeba zobaczyć wyjątkowy gmach dworca kolejowego São Bento – nie chodzi tu jedynie o imponującą fasadę, lecz przede wszystkim wnętrze pokryte gigantycznymi obrazami wykonanymi z błękitno-białych płytek azulejos. Ale zanim odjedziecie stąd pociągiem, pamiętajcie o zabraniu najcenniejszego miejscowego skarbu – butelki oryginalnego porto!

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version