Zdziwiliście się Państwo, że w rozmowie telefonicznej Donalda Trumpa z Wołodymyrem Zełenskim uczestniczył też Elon Musk, najbogatszy człowiek świata i właściciel platformy X?Albo że wielcy technoświata, tacy jak Jeff Bezos czy Mark Zuckerberg, na wyścigi gratulują Trumpowi i deklarują wolę współpracy z jego administracją? Jeśli tak, to znaczy, że nieuważnie śledziliście amerykańską kampanię. Albo że wciąż żyjecie mitem Doliny Krzemowej jako oazy wspierania demokracji za pomocą technologii.
Ta branża niepostrzeżenie przeszła z etapu startupowo-niemowlęcego w dojrzały wiek oligarchiczny. Google, Amazon, Meta czy X to już od dawna konglomeraty zarabiające miliardy dolarów (no, może poza X), a ich właściciele krążą wokół szczytu listy najbogatszych ludzi świata. Tyle że pieniądze to nie wszystko. Większym afrodyzjakiem jest wszak władza. Tę nad internetem, rynkiem, społeczeństwem i informacją – już mają. A Elon Musk przetarł właśnie szlak do władzy politycznej. Choć nikt na niego nie głosował, ma objąć posadę w rządzie Trumpa, znalazł się nawet na pamiątkowej powyborczej rodzinnej fotce Trumpów w Mar-a-Lago. Dlatego nic dziwnego, że oficjalnie przysłuchuje się newralgicznej rozmowie dwóch prezydentów i wtrąca do niej swoje trzy grosze o sieci łączności Starlink, przypadkiem też należącej do niego. Gdyby to była za mała nagroda za pomoc w kampanii Trumpa, to majątek Muska w dzień po wyborach wzrósł o drobne 20 mld (miliardów!) dolarów.
„The Guardian” opublikował 10 listopada niepokojący tekst Carole Cadwalladr, walijskiej dziennikarki, która jako jedna z pierwszych opisała działalność Cambridge Analytica i manipulacje przy referendum o brexicie. Prawicowi macherzy z tamtej kampanii nękają ją zresztą procesami do dzisiaj. Cadwalladr nie owija w bawełnę: „[Stary porządek] skończył się 6 listopada 2024 r. To była pierwsza fala algorytmowego przewrotu, który dał nam brexit i pierwszą kadencję Trumpa, kiedy to normy oparte na rządach prawa trzeszczały, ale wciąż obowiązywały. Dziś trzeba zrozumieć, że ten świat już odszedł”. Dziennikarka przytacza przykłady pogróżek ekipy Trumpa z kampanii, wymierzonych w dziennikarzy, intelektualistów, akademików. A że Trump wygrał całą pulę, nie będzie demokratycznych bezpieczników. Czym to się kończy, przekonaliśmy się w Polsce.
Trump to cholera. Jego nienawiść, kłamstwa to zaraza, którą mamy dziś w wodzie pitnej. Nasz system informacji jest jak śmierdzące londyńskie ulice przed wiktoriańskim cudem kanalizacji – Carole Cadwalladr w „The Guardian”
„Masz subskrypcję »New York Timesa«? To naciesz się sterylnymi wiadomościami, a potem zstąp ze mną do informacyjnego ścieku, gdzie pobrodzimy w gównie, które pochłaniają wszyscy inni – pisze Cadwalladr, nie przebierając w słowach. – Trump to cholera. Jego nienawiść, kłamstwa to zaraza, którą mamy dziś w wodzie pitnej. Nasz system informacji jest jak śmierdzące londyńskie ulice przed wiktoriańskim cudem kanalizacji (…). Mieliśmy osiem lat, żeby pociągnąć Dolinę Krzemową do odpowiedzialności. I zawiedliśmy. Sromotnie”.
Za pół roku czekają nas w Polsce wybory prezydenckie w zupełnie nowej rzeczywistości. Także tej wirtualnej.