Nastolatek potrzebuje akceptacji dla swoich problemów – takich, jakie opisuje i przeżywa, nawet jeśli z perspektywy człowieka dorosłego są one małe lub nic nieznaczące. Niestety, często pomagamy dziecku je zbagatelizować, odsunąć, unieważnić. A to nie tędy droga.

Przytoczona poniżej rozmowa z 17-letnią Zosią jest typową historią, jakich wiele słuchają terapeuci podczas pracy z nastolatkami.

– Chodzę cały czas i płaczę, zupełnie nie mogę się pozbierać po rozstaniu z Piotrkiem.

– Kiedy się rozstaliście?

– Dwa tygodnie temu, wiem, że powinnam się już pozbierać, ale jakoś tak strasznie za nim tęsknię, ciągle przeglądam jego Instagram i chce mi się płakać i jestem jakaś do niczego.

– Skąd pomysł, że powinnaś się już pozbierać?

– Mama mówi, że za bardzo to przeżywam, przecież to nie pierwszy i nie ostatni chłopak w moim życiu, i że jak tak będę przeżywała każdą stratę, to nie da się tak żyć. Wie pani, ja faktycznie strasznie przeżywam straty różnych znajomych, może naprawdę coś ze mną nie tak i jestem zbyt przewrażliwiona?

– A co jest przewrażliwionego w tym, że jest ci smutno i tęsknisz za kimś, w kim się zakochałaś?

– No, mama mówi, że takie pierwsze relacje to nie jest prawdziwe zakochanie, że to i tak tylko przejściowe i że nie należy się z tym tak obnosić. Mam nadzieję, że mi przejdzie w ciągu tygodnia, bo przecież nie mogę się tak rozczulać nad sobą.

– A chcesz, żeby ci przeszło?

– W sumie to nie chcę, ale też trochę chcę. Piotrek był dla mnie ważny, naprawdę mnie rozumiał i dobrze nam się gadało, czułam, że przy nim mogę być sobą. Nawet nie chodzi o to, że straciłam chłopaka, ale czuję, że straciłam coś ważnego, kogoś, przy kim czułam się dobrze. Chyba nie umiem tego dobrze powiedzieć.

– Wydaje mi się, że dobrze o tym mówisz, słyszę, że tęsknisz za więzią, którą mieliście.

– No tak, wie pani, myśmy nawet ani razu do łóżka nie poszli, on był bardziej moim przyjacielem, kimś, kto mnie super rozumiał, czemu mama nie może tego zrozumieć?

– Co byś chciała, żeby mama zrozumiała?

– No wie pani, że jak mnie boli w środku, to mnie boli i chciałabym móc być smutna i płakać, i nawet poleżeć kilka dni w łóżku, nic nie robiąc z tego smutku i chciałabym, żeby mi pozwoliła być smutną i przestała gadać, że „tego kwiatu to pół światu”, bo ja tęsknię za Piotrkiem! Strasznie tęsknię…

Młodzi rozmawiają o swoich zawodach miłosnych z psychoterapeutą, bo nie ma na nie miejsca w relacjach z rodzicami, nie dlatego, że nie chcą rozmawiać, ale dlatego, że rodzice nie umieją im w nich towarzyszyć. Można postawić tezę, że obecnie nastolatki doświadczają emocjonalnego wygłodzenia. Mają trudności w budowaniu relacji i trwałych więzi, ponieważ wielu rodziców, pełnych niepokoju o teraźniejszość i przyszłość, ma kłopot w byciu przy nich i towarzyszeniu im w ich rozterkach. Chcemy to zmienić. Kontakt uczuciowy jest dla nich tak samo ważny, jak codzienna opieka typu jedzenie, zajęcia dodatkowe czy czyste ubranie. Wszyscy potrzebujemy więzi, poczucia przynależności, tego, że ktoś powie, że jest blisko i rozumie. A nastolatek potrzebuje szczególnie. Bo właśnie w tym momencie życia uczy się budować swoje więzi. Kiedy doświadcza kolejnej straty, zaczyna myśleć, że nie nadaje się do budowania relacji, zapada się w smutku i osamotnieniu. Potrzebuje wsparcia. Potrzebuje rodzica, który będzie po jego stronie – po stronie jego uczuć, bez względu na to, jak bardzo ich w danej chwili nie rozumie.

Nastolatek potrzebuje akceptacji dla swoich problemów – takich, jakie opisuje i przeżywa, nawet jeśli z perspektywy człowieka dorosłego są one małe lub nic nieznaczące. Utrata ważnej dla niego więzi jest naprawdę dramatem, wielkim cierpieniem, bo jego poczucie własnej wartości jest jeszcze nieugruntowane, a lęk przed odrzuceniem rośnie po każdej stracie do rozmiarów K2. Niestety, wielu z nas, rodziców, dość szybko ocenia te problemy jako wyolbrzymione i mało ważne, zbyt chętnie staramy się pomóc dziecku je zbagatelizować, odsunąć, unieważnić. Niestety, nastolatek zbyt często w sytuacji trudnych dla niego emocji doświadcza bagatelizowania, umniejszania i banalizowania tego, co przeżywa. Wciąż w wielu domach usłyszymy typowe reakcje-komunikaty:

  • Nie dramatyzuj.
  • To nie jest koniec świata.
  • Znajdziesz następnego chłopaka/dziewczynę.
  • Zajmij się czymś pożytecznym, zamiast użalać się nad sobą.
  • To naprawdę nie jest problem.
  • Ileż można się nurzać w trudnych emocjach!
  • To nie jest powód do takiego przeżywania.
  • Zasługujesz na kogoś lepszego.

Mama Zosi zapytana, czemu bagatelizuje emocje związane z zerwaniem z Piotrkiem, odpowiedziała: „Staram się ją pocieszyć, mówiąc, żeby się niepotrzebnie nie przejmowała”. Właśnie ta ocena, że emocje są „niepotrzebne”, jest tym, co bardzo utrudnia nam kontakt z własnym dzieckiem. Dlaczego więc wydają się nam niepotrzebne?

• Możliwe, że czasami jako rodzice bagatelizujemy problemy naszych dzieci, ponieważ sami nie doświadczyliśmy podobnych, więc trudno jest nam przyjąć, że one mają inaczej.

• Możliwe, że zapomnieliśmy, jak to było być w tym wieku i doświadczać pewnych lęków i niepokojów związanych ze stratą ważnej pierwszej miłości, która w marzeniach miała być tą wyjątkową i ważną.

• Możliwe też, że sami nie mamy takiego doświadczenia, żeby jakiś dorosły zajął się tym, co przeżywaliśmy w dzieciństwie, tylko musieliśmy być dzielni i sami rozwiązywać swoje problemy.

• Możliwe, że nie znamy innych sposobów towarzyszenia komuś w przeżywanych problemach.

• Możliwe, że sami słyszeliśmy dość często zdanie „nie przejmuj się”, więc tak bardzo utrwaliło się ono w naszej świadomości, że je powielamy niemalże bezwiednie, jako kolejny wzorzec językowy, z którego nie zdajemy sobie sprawy.

• Może też być tak, że w naszej ocenie nasze problemy były znacznie większe i kiedy porówna się to „jak my mieliśmy jako dzieci, a jak mają nasze”, to jest to przepaść nie do pokonania. Niestety, kiedy pojawi się element porównywania do tego, jak było za naszych czasów, to nasze dzieci nie mają żadnych szans, żeby ich problemy zostały uznane za istotne. Bo przecież „my w ich wieku” musieliśmy…

• Możliwe, że do tej pory nie potrafiliśmy, bo nie zdawaliśmy sobie sprawy, jak ważne jest, by BYĆ z nastolatkiem w tym, co dla niego ważne.

Badania Johna Bowlby’ego, słynnego psychologa, który stworzył teorię więzi, wskazują jednoznacznie, że dziecko ma absolutną potrzebę bezpiecznej, ciągłej bliskości fizycznej i emocjonalnej, a ignorowanie tego może nas drogo kosztować. Czy to znika, kiedy dziecko zaczyna dorastać? Otóż nie! Więź jest podstawą dobrych relacji, więc nastolatek jako młody dorosły nadal potrzebuje więzi, w której będzie czuł się przyjęty i zrozumiany. Możliwe, że karmienie bohaterami, którzy walczą w samotności, lub przekazami typu „musisz być dzielna i niezależna” powoduje, że mamy wizję człowieka jako niezależnego wojownika, który musi samotnie mierzyć się z życiem, i taką wizję chcemy przekazać naszym nastolatkom. Jednak to fałszywa wizja.

Bowlby mówił o efektywnej zależności i o tym, że umiejętność zwrócenia się do innych po emocjonalne wsparcie od kołyski po grób jest źródłem i objawem siły. Kiedy więc nastolatek przeżywa trudne emocje, potrzebuje towarzysza, który go „wytrzyma”. Wytrzyma to, że jest w smutku, żalu, rozpaczy lub lęku. Wytrzyma to, że go boli.

Do tego, by być towarzyszem, rodzic z kolei potrzebuje zgadzać się na własne emocje. Czasami nie potrafimy towarzyszyć naszym dzieciom, ponieważ nie jesteśmy po swojej stronie, gdy doświadczamy czegoś trudnego. Nauczeni „bycia dzielnymi i niezależnymi” odcinamy się od emocji, więc trudno jest nam zrozumieć, że dziecko potrzebuje czułości i delikatności w tym, co w danej chwili przeżywa. Trudno jest mu dać coś, czego nie ma się w sobie. Warto więc, by rodzic zadbał o empatię dla siebie.

Nastolatek musi mieć pewność, że rodzic jest po jego stronie. Psycholodzy społeczni Phil Shaver i Cindy Hazan przeprowadzili badania dotyczące relacji miłosnych dorosłych ludzi. Wszyscy dorośli mówili o potrzebie emocjonalnej bliskości z kimś, kogo kochają, o ogromnym pragnieniu pewności, że ktoś bliski zareaguje na ich zmartwienie, o tym, że niezwykle ważne dla nich było poczucie, że ukochana osoba „zabezpiecza im tyły”. Poczucie bezpieczeństwa, wynikające z tego, że ktoś jest po naszej stronie, jest kluczowe dla budowania pozytywnych relacji i jednocześnie jest ogromnym źródłem siły w tej relacji. Można więc towarzyszyć dziecku, zapewniając je, że to, co przeżywa, jest OK. Należy zamienić zdania bagatelizujące na wspierające:

  • Możesz być smutny tak długo, jak tego potrzebujesz.
  • To oczywiste, że tęsknisz, bo to była ważna dla ciebie relacja.
  • Jestem tu, gdybyś czegoś potrzebował/a.
  • To normalne, że jest ci smutno, bo straciłeś kogoś ważnego.
  • To, że płaczesz, pokazuje, jak ważna była dla ciebie ta znajomość.
  • To oczywiste, że masz pragnienie bycia kochaną/kochanym.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version