Jesteśmy w momencie krytycznym, ale wciąż możemy zapobiec katastrofie związanej z globalnym ociepleniem ‒ uważa John Kerry, który przez wiele lat kształtował światową politykę klimatyczną. Jaki plan proponuje?

Wielu naukowców twierdzi, że ograniczenie globalnego ocieplenia do 1,5 stopnia względem ery przed przemysłowej to sprawa już przegrana. John Kerry jest tym zmartwiony, ale uważa, że nie można się poddawać. Jego kadencja jako prezydenckiego pełnomocnika ds. klimatu (i wcześniejsza jako sekretarza stanu w administracji Obamy) zapisała się wieloma znaczącymi działaniami w tym celu. Technicznie rzecz biorąc, świat mógłby takie parametry osiągnąć.

„Zmierzamy teraz w kierunku około 2,5 stopnia. Ale wiemy ‒ biorąc pod uwagę to, co osiągnęliśmy w Glasgow, Sharm el-Sheikh i w ostatnim konsensusie z ZEA ‒ że gdybyśmy wdrożyli wszystkie inicjatywy i cele, które zostały ustalone na różnych spotkaniach, moglibyśmy utrzymać poziom około 1,7 stopnia. Kiedy podjąłem tę pracę, zmierzaliśmy w kierunku czterech stopni” — powiedział w marcu tego roku w wywiadzie dla National Public Radio tuż po tym, jak zrezygnował ze stanowiska. Zaznaczył także, że choć opuszcza urząd, nie rezygnuje z walki.

Jest niemal rówieśnikiem Joego Bidena i jak on ‒ uosobieniem zawodowego urzędnika państwowego tylko z nieco barwniejszym życiorysem. Po matce potomek jankeskiej arystokracji w prostej linii od Johna Winthropa, założyciela Massachusetts i wpływowej bostońskiej rodziny Forbes (historia fortuny tego rodu sięga XIX wieku). Dziadkowie Johna od strony ojca byli żydowskimi emigrantami z Prudnika na Opolszczyźnie. Za oceanem przyjęli katolicyzm i nazwisko Kerry.

Przyszły sekretarz stanu z wojny w Wietnamie wrócił z trzema Purpurowymi Sercami (medal przyznawany rannym lub poległym) i szybko stał się liderem weteranów sprzeciwiających się konfliktowi. Równolegle w 1970 roku zaangażował się w aktywizm klimatyczny związany z Dniem Ziemi. Twórców ruchu zainspirowała książka „Milcząca wiosna” Rachel Carson, dokumentująca wpływ chemikaliów na środowisko, ale także rzeczywistość życia w Nowym Jorku lub Los Angeles ‒ „w miejscach, gdzie powietrze było zgniłe”, jak wspominał Kerry na łamach „The New Yorkera”.

W 1985 roku wygrał wybory do Senatu, a w 2004 roku walczył o kandydaturę demokratów w wyborach prezydenckich. Do Białego Domu trafił w 2012 roku jako sekretarz stanu podczas drugiej kadencji Baracka Obamy i uczynił zmiany klimatyczne jednym z filarów amerykańskiej polityki zagranicznej. Był zaangażowany w forsowanie porozumienia klimatycznego z Paryża z 2015 roku. Przewidywało ono globalny wysiłek w celu ograniczenia wzrostu temperatury do 1,5 stopnia Celsjusza powyżej poziomów sprzed epoki przemysłowej i okazało się największym międzynarodowym sukcesem w historii, jeśli chodzi o politykę klimatyczną. Chcąc podkreślić osobiste zaangażowanie w sprawę, Kerry podpisał je w imieniu Stanów Zjednoczonych, trzymając na kolanach dwuletnią wnuczkę.

Kiedy Joe Biden wygrał wybory, mianował Kerry’ego pierwszym prezydenckim pełnomocnikiem ds. klimatu. Postawił go przed trudnym zadaniem odbudowania wiarygodności i przewodnictwa Stanów Zjednoczonych na tym polu po latach prezydentury Donalda Trumpa, który wycofał się z porozumienia paryskiego. Do obowiązków Kerry’ego należało koordynowanie globalnych działań w sprawie kryzysu klimatycznego, negocjowanie porozumień z innymi krajami w celu przyspieszenia ich odejścia od gospodarki węglowej, monitorowanie badań nad redukcją emisji gazów cieplarnianych z rolnictwa. Przewodził także globalnym wysiłkom na rzecz ograniczenia emisji metanu. Miał ogromny wkład w forsowanie porozumienia z Dubaju z 2023 roku, które po raz pierwszy bezpośrednio wzywało świat do odejścia od paliw kopalnych.

Jednym z ważniejszych osiągnięć Kerry’ego było nawiązanie bliskich relacji z Chinami, największym dziś emitentem CO₂. Trwające 25 lat przyjacielskie relacje Kerry’ego z Xie Zhenhuą, jego chińskim odpowiednikiem, przekładały się na owocną kooperację podczas szczytów klimatycznych ONZ. „Porozumienie paryskie nie doszłoby do skutku bez współpracy tych dwóch panów” ‒ powiedział „Guardianowi” ekonomista Lord Stern, autor raportu poświęconego ekonomii zmian klimatu. „Zbudowali niezbędne zaufanie między swoimi krajami. Zapewniło to stabilność i poczucie zaangażowania”, dodał, podkreślając, że obaj panowie są miłymi facetami o głębokim poczuciu przyzwoitości. Obaj dyplomaci zrezygnowali ze swoich funkcji niemal w tym samym momencie.

Zarówno Chiny, jak i USA ‒ największe gospodarki i najwięksi emitenci CO2 ‒ były i są na przemian chwalone i krytykowane za swoje działania klimatyczne. Państwo Środka jest obecnie największym na świecie producentem energii odnawialnej: wiatrowej, słonecznej i wodnej. Jednocześnie w 2023 roku chińskie władze zezwoliły na budowę nowych elektrowni węglowych o łącznej mocy aż 114 GW (dla porównania moc wszystkich elektrowni węglowych działających w Polsce to około 36 GW). Co ciekawe, większość z nich znajduje się w pobliżu farm słonecznych i wiatrowych, ponieważ służą jako zasilanie rezerwowe, by zapewnić ciągłość dostaw. Okazało się bowiem, że infrastruktura do przechowywania i dystrybucji energii odnawialnej jest nieefektywna. „Chiny mogą uruchomić około 360 gigawatów energii węglowej. Byłoby katastrofalne, gdyby tak się stało” ‒ powiedział Kerry w wywiadzie dla stacji NPR. Dodał, że jego zdaniem Chiny chcą w ten sposób zabezpieczyć dostawy energii dla gospodarki, i podkreślił, że ten kraj wciąż konstruuje i wdraża więcej źródeł energii odnawialnej niż cała reszta świata razem wzięta. Czy ma rację, czas pokaże.

Polityka klimatyczna Stanów Zjednoczonych za administracji Bidena także była pełna sprzeczności. USA robiły więcej, aby przeciwdziałać zmianom klimatu niż kiedykolwiek w historii. Uchwalono m.in. pierwszą dużą ustawę klimatyczną zwaną ustawą o redukcji inflacji. Uruchomiła ona rekordowe inwestycje na czystą energię i napędzała sprzedaż pojazdów elektrycznych. Jednocześnie ‒ w odpowiedzi na grożący wzrost cen gazu spowodowany wojną w Ukrainie ‒ USA zwiększyły produkcję ropy i gazu, wzmacniając swój status światowego lidera w produkcji paliw kopalnych. Na łamach „The Atlantic” Kerry tłumaczył to względami ekonomicznymi: „Zrób to, a będziesz mieć kompletny i całkowity bunt ekonomiczny” — powiedział. „Ludzie na ulicach będą domagać się obniżenia cen gazu”.

Nie udało się również zapewnić niezbędnych funduszy klimatycznych obiecanych krajom rozwijającym się na czystą energię ani adekwatnych funduszy ratunkowych dla najbiedniejszych krajów dotkniętych zmianami klimatu. Na Stanach Zjednoczonych, jako historycznie największym emitencie, ciąży szczególna odpowiedzialność finansowa, by wypełnić te luki. Świadomy frustracji krajów rozwijających się, Kerry uciekał się do kreatywnych, ale kontrowersyjnych alternatyw, takich jak nacisk na prywatne firmy, aby kupowały kredyty węglowe, które finansowałyby projekty czystej energii w biedniejszych krajach.

„Czy nadal pomagamy? Tak, ale nie w takim zakresie, w jakim gospodarka o wartości dwudziestu siedmiu bilionów dolarów powinna to robić” — powiedział w wywiadzie dla „The New Yorkera”.

Wielu obserwatorów zastanawia się, czy dążenie do osiągnięcia zerowego poziomu emisji netto do 2050 roku przetrwa drugą prezydenturę Donalda Trumpa. Kerry zauważył, że podczas poprzedniej, mimo zerwania porozumienia paryskiego, ponad tysiąc burmistrzów w USA utrzymywało dobry kurs, by spełnić ustalenia z Paryża. Także większość gubernatorów (zarówno republikanów, jak i demokratów) nadal przestrzegało przepisów dotyczących źródeł odnawialnej energii w swoich stanach. „Widzieliśmy, że za czasów Donalda Trumpa 75 proc. nowej energii elektrycznej w Ameryce pochodziło z odnawialnych źródeł energii” — dodał z optymizmem podczas wywiadu dla National Public Radio. Według Kerry’ego to po prostu kierunek, w którym zmierza świat i gospodarka.

Ustąpił ze stanowiska nie dlatego, że jego praca została zakończona, lecz ponieważ uważa, że bez odpowiedniego finansowania to się nie wydarzy. „Musimy szybko wprowadzić wszystkie rodzaje technologii na dużą skalę i finansować sprawiedliwy rozwój globalnego Południa (…). I czuję, że mogę włożyć w to więcej wysiłku” — powiedział na łamach magazynu „The New Yorker”. Zaznaczył, że będzie bezpośrednio zaangażowany w pomoc we wdrożeniu finansowania, które może przyspieszyć tę transformację. „Wszystkie raporty finansowe mówią, że jeśli chcesz osiągnąć wynik zero netto do 2050 roku, będzie to kosztować około 2,5 do 5 bilionów dolarów rocznie przez następne 30 lat. Żaden rząd na świecie nie ma takich pieniędzy, ale sektor prywatny ‒ tak” — podkreślił we wspomnianym wywiadzie dla NPR. Zapytany o to, co jako osoba zaangażowana w sprawy klimatyczne od ponad 50 lat robi, gdy ogarnia go frustracja lub poczucie beznadziei, odpowiedział: „Kopnę się w tyłek i wracam do pracy. Możemy wygrać tę walkę”.

Tekst pochodzi z „Impact Magazine”, specjalnego dodatku do noworocznego wydania „Newsweeka”. Konferencja Impact ’25 odbędzie się w dniach 14-15 maja.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version