Drewienko Gydy pochodzi przypuszczalnie mniej więcej z 1200 roku. W tym okresie runami posługiwało się liczne grono osób, które wykorzystywały je do najróżniejszych celów. Niektóre zapiski z Bergen powstały najpewniej pod wpływem alkoholu — pisze Eleanor Barraclough, autorka książki „Nieznane oblicze wikingów. Zapomniane opowieści nordyckiego świata”.
W powietrzu stale unosi się kwaśnawa woń tranu i ryb. W drewnianych magazynach jedne na drugich niczym szczapy drewna leżą bezgłowe suszone dorsze, żółte jak pergamin, z brzuchami rozciętymi aż do ogona. Aby się tu znaleźć, pokonały setki mil wzdłuż norweskiego wybrzeża, pochodzą bowiem zza koła podbiegunowego.
To tam najpierw wisiały na drewnianych stelażach, aby wyschnąć na zimowym wietrze. W przyszłości będą pożywieniem żeglarzy albo trafią do kotłów gdzieś daleko. Pomimo odstręczającego zapachu stanowią przysmak, na którym ludzie Północy od wieków zarabiają krocie. Zostaną załadowane na statki, którymi przybyły miód, pszenica, wino, tkaniny i szklane naczynia. Ryby i futra popłyną na południe. Zostanie tylko zapach, mieszający się stale z odorem ścieków i gnijących śmieci.
Kulisy pałacu
Foto: Newsweek
To świat często przemoczony do suchej nitki. Deszczowe chmury wiszą nad górami, a spadająca z nich woda przesącza się przez korony drzew i miesza z mgłą unoszącą się nad morzem. Przy brzegu chlupoczą wody fiordu, omywając burty statków, które skrzypią i napinają cumy. Tu zawsze jest hałas. Mewy z krzykiem i piskiem rzucają się na gnijące rybie wnętrzności pozostawione na pomoście. Wcale nie ciszej i nie lepiej zachowują się ludzie. Ktoś głośno wydaje polecenia, ktoś z kimś wymienia ploteczki i nowinki. Ktoś się targuje, ktoś kłóci, ktoś śmieje. Najpewniej pada. Tu zwykle pada. Wszyscy mają przemoczone buty. Głosy wypowiadające słowa w różnych językach wirują wokół siebie, ewentualne niedomówienia dopowiada się gestem czy miną. Miejscowy akcent z Bergen miesza się z dialektami i akcentami z całego nordyckiego świata – bo nie tylko z Norwegii, Danii czy Szwecji, ale też z Orkadów, Szetlandów, Gotlandii, Islandii, Wysp Owczych i Grenlandii. Są też przybysze z Niemiec, Anglii i Niderlandów. Ci przywożą kolejne języki, kolejne zwyczaje, kolejne towary. Wszyscy znają te słowa, które są najważniejsze. Skreið to suszona ryba. Skinn i húð to futra i skóry. Öl to coś do picia. Hóra to kobieta, z którą można spędzić noc. W takim miejscu zawsze znajdzie się nad wodą knajpa, gdzie można coś wypić. Głośno tam będzie, ciemno. Pełno dymu i zapachów. Najpewniej będą się tam kręcić, jak je niegdyś nazywano, dziewki. Na pewno jednak będzie wielu mężczyzn. I dużo alkoholu.
W jednych z takich miejsc ktoś pije stanowczo za dużo. Ktoś inny, kto czeka na niego w domu, jest na niego bardzo zły. Ten ktoś ma imię Gyda.
Komunikacja wikingów: runy wyryte w drewienku
Pijacy z tawerny powoli kończą wieczór. Nawet deszcz przestaje padać. W tym momencie pojawia się człowiek, który przychodzi w imieniu Gydy. Kładzie na stole drewienko i podsuwa je pod nos jednemu z pijących. Wyryte są na nim runy: ᚵᛦᛆ:ᛍᛅᚼᛁᚱ:ᛆᛐᚦᚢ:ᚴᛆᚴᚼᛅᛁᛘ. Gdyby to przełożyć na rzymskie litery, wyszłoby: „gya : sæhir : at þu : kak hæim„. Odbiorca wiadomości skupia wzrok i odczytuje: „Gyda mówi, że masz przyjść do domu”. Mężczyzna o rumianym obliczu i tępym wzroku gniewnym gestem wyciąga nóż i na odwrocie zaczyna ryć odpowiedź. Cokolwiek chciał jednak przekazać Gydzie, po pijanemu nic sensowego nie udało mu się napisać. Jutro rano ból głowy da mu popalić.
Imiona, poczynania i przeżycia wewnętrzne osób takich jak Gyda przetrwały do naszych czasów, ponieważ zostały zapisane runami na różnych materiałach, zwłaszcza na drewnie, ale także na kości czy kamieniu. Nie chodzi tu bynajmniej o profesjonalnie wyryte i subtelnie zdobione inskrypcje znane z kamieni runicznych, które miały zatrzymywać i zachwycać przechodniów. To raczej jednorazowe wiadomości, które dziś zostawilibyśmy na samoprzylepnych karteczkach albo wysłali SMS-em. Niekiedy były to odpowiedniki dzisiejszych niewybrednych napisów umieszczanych na ścianach publicznych toalet. Największy zbiór takich inskrypcji, liczący obecnie blisko 700 sztuk, pochodzi Bryggen, średniowiecznego nabrzeża znajdującego się na terenie norweskiego miasta Bergen. Archeolodzy odnaleźli je po tym, jak w 1955 roku tamtejsze drewniane zabudowania strawił ogień. Jedną z nich była wiadomość od Gydy.
Jak już wspominaliśmy, runami początkowo posługiwało się wąskie grono wtajemniczonych. Ich twórcy inspirowali się tym, co znali z południowych krain, gdzie rosły w siłę i upadały imperia. Ponownie zetknęliśmy się z nimi w VIII wieku w Ribe, gdy zostały wyryte na fragmencie ludzkiej czaszki, żeby odpędzały złe uroki. Również wtedy służyły jednak specjalnym celom. Tymczasem około 1200 roku w wiecznie wilgotnym średniowiecznym Bergen run używają już wszyscy, począwszy od władców, a skończywszy na pijakach przesiadujących w knajpie. Przez tych kilka stuleci wiele się zmieniło. Norwegia jest już teraz oficjalnie królestwem chrześcijańskim. Nad portem Bergen góruje kościół wzniesiony w najmodniejszym europejskim stylu. W przeciwieństwie do starszych emporiów, takich jak Ribe, osada szybko przeistacza się w ośrodek prawdziwie miejski. Będzie wizytówką władzy królewskiej w świecie zacieśniających się więzi. Za sprawą zróżnicowanej populacji będą się tu skupiały działania handlowe, dyplomatyczne i religijne. Przeskoczyliśmy wielkim susem przez całą epokę wikingów i teraz obserwujemy, co się działo u jej kresu i po jej zakończeniu. Runy z Bergen i innych miejsc rozbrzmiewają spośród popiołów kakofonią głosów ludzi, którzy dawno już odeszli, a mimo to zdradzają nam swoje imiona, miłości, żale i tajemnice. Chcą nawiązać z nami łączność, nie bacząc na upływ czasu. Zapraszają nas, abyśmy dostrzegli w nich ludzi, którzy przeżywają emocje i doznają życiowych perypetii dokładnie tak samo jak my.
Odkrycia z Bergen. Humor z wiadomości wikingów
Tak w każdym razie chcielibyśmy to widzieć. Badając przeszłość, łatwo jednak ulec złudzeniom, dlatego trzeba się bardzo pilnować, żeby nie oceniać minionej rzeczywistości przez pryzmat naszej obecnej. Pod względem biologicznym ludzie dziś są w dużej mierze tymi samymi zwierzętami, którymi byli tysiąc lat temu. Układ połączeń nerwowych niespecjalnie się zmienił, podobnie jak hormony czy podstawowe potrzeby. Nasze myśli i odczucia kształtują się jednak nie tylko pod wpływem czynników biologicznych, ale również kulturowych. To, jak odbieramy świat i wyrażamy emocje, zależy w dużej mierze od uwarunkowań społecznych i naszych życiowych doświadczeń. Nadto żeby dostrzec to, co zwykle umyka w oficjalnej narracji i głównym wątku historycznej opowieści, trzeba kucnąć i zerknąć przez szczeliny w podłodze. Trzeba spróbować dotrzeć do ludzi, których głos nie zdołał wybrzmieć, ponieważ byli zbyt biedni, zbyt młodzi albo zbyt starzy, ponieważ byli niewolnikami albo kobietami, ponieważ niestandardowo definiowali swoją płciowość, ponieważ byli niepełnosprawni i tak dalej, i tak dalej. Przez te szczeliny historii możemy dostrzec, jak splatają się ze sobą smutek i radość, narodziny i śmierć. Możemy poznać tajemnice, które nigdy nie miały wyjść na jaw.
Drewienko Gydy pochodzi przypuszczalnie mniej więcej z 1200 roku. W tym okresie runami posługiwało się liczne grono osób, które wykorzystywały je do najróżniejszych celów. Niektóre zapiski z Bergen powstały najpewniej pod wpływem alkoholu. Na drewnianej rączce ktoś napisał: „Jaka szkoda, że nie mogę znacznie częściej przychodzić napić się miodu”, na krowiej kości zaś wyryta została informacja, że „zaraz będzie bójka”. Pod tą drugą wiadomością inna ręka dodała coś, czego dziś nie da się już odczytać. Możliwe, że dwóch bywalców baru spodziewało się za chwilę zostać świadkami burdy, ale jeden z nich zdążył już tyle wypić, że nie udało mu się skreślić sensownego napisu. Niektóre inskrypcje świadczą o tym, że średniowieczni Skandynawowie bywali równie niepoważni jak my. Gdyby wsłuchać się w szum wiatru historii, można by usłyszeć chichot tego, kto wydrapywał nożem słowa: „Usiądź i odczytaj runy. Wstań i pierdnij”. Humor toaletowy łatwo przechodzi w dowcipy z genitaliami w roli głównej, ale czasem ujście emocjom dawali również poeci. Jeden z aliteracyjnych wersów wyrytych w drewnie można by przetłumaczyć jako: „Pochwa jest cudowna, niechże penis ją napoi”. Cokolwiek nowego przynosi technologia, ludzie zawsze prędzej czy później wykorzystają to w obszarze spraw damsko-męskich.
Zdarzają się też wiadomości mniej pikantne i zapewniające wgląd w całkiem inny obszar ludzkich doświadczeń, niekiedy zupełnie nieuwzględniony w oficjalnych zapiskach historycznych. Runami posługiwano się czasem w celach wywrotowych, więc możemy dzięki nim poznać ludzkie działania i emocje, do których inaczej nie mielibyśmy dostępu. W Bergen znaleziono również tabliczkę datowaną na koniec XII albo początek XIII wieku, na której pod warstwą wosku odkryto wiadomość, namawiającą odbiorcę do przejścia na drugą stronę w wojnie domowej. Choć nie da się stwierdzić, do kogo została skierowana, najpewniej chodziło o sprawę dużej wagi: „Proszę cię: opuść swoje stronnictwo. Poślij runy do siostry Olafa Hettusveina. Ona jest w klasztorze w Bergen. Jeśli chcesz dojść do porozumienia, poradź się jej i swoich krewnych. Na pewno jesteś mniej uparty niż Earl”.
Fragment książki „Nieznane oblicze wikingów. Zapomniane opowieści nordyckiego świata” Eleanor Barraclough wydanej przez Prószyński i S-ka. Tytuł, lead i skróty od redakcji „Newsweeka”. Książkę można kupić tutaj.
Okładka książki „Nieznane oblicze wikingów. Zapomniane opowieści nordyckiego świata”.
Foto: Prószyński i S-ka
