Kryzys wodny coraz mocniej uderza nas po kieszeniach. Jak sobie z nim radzić w domu, gminie i państwie

Pod koniec maja tego roku w Sopocie podniesiono o 30 proc. opłaty za wodę, do 4,90 zł za m sześc. Nie jest to najwięcej w Polsce, rekordzistą bowiem są Mysłowice z wodą kosztującą 9,47 zł za m sześc.

Fala podwyżek opłat przetacza się przez cały kraj. Obecnie do ich wprowadzenia firmy wodociągowe potrzebują zgody Państwowego Gospodarstw Wodnego Wody Polskie (PGW PW), które odpowiada za krajową gospodarkę wodną. Obecnie wnioski o podwyżki podobne do sopockich albo nawet wyższe złożyła tam jedna trzecia samorządów.

Tempo podwyżek może wzrosnąć, jeśli Ministerstwo Infrastruktury zrealizuje swój projekt przeniesienia prawa do ustalania taryf za wodę z Polskich Wód na rady gmin. One nie będą musiały już czekać na niczyją zgodę. Kolejne podwyżki są więc niemal pewne, bo samorządy wskazują na rosnące ceny robocizny, energii i ogólną inflację, które sprawiają, że szybko rosną koszty pozyskania, uzdatnienia i przesyłania wody oraz odprowadzenia i oczyszczania ścieków. Do tego woda staje się dobrem coraz cenniejszym ze względu na trwający w naszym kraju od lat kryzys wodny. Coraz ważniejsze staje się więc oszczędzanie wody i rozsądne nią gospodarowanie przez samorządy i w naszych domach.

Choć lato dopiero nadchodzi, już kilkadziesiąt gmin wprowadziło zakaz podlewania trawników, sadów i innych upraw oraz napełniania basenów wodą wodociągową. W poprzednich latach zdarzały się również, w niektórych miejscowościach, jak choćby w Łańcucie czy Skierniewicach, okresowe przerwy w dostawach wody.

Trudno w to uwierzyć, ale na znacznych obszarach Polski od wielu lat trwa susza hydrologiczna.

Sytuacja jest poważna, bo w Europie tylko Malta, Cypr i Czechy mają mniejsze od Polski zasoby wody pitnej w przeliczeniu na mieszkańca, przy czym dwa pierwsze kraje to skaliste wyspy leżące w strefie półpustynnej. Podczas gdy średnia europejska to 5 tys. m sześc. wody na osobę, na jednego Polaka przypada zaledwie ok 1,8 tys. m sześc. wody, a w czasie susz nawet 1,1 tys. na m sześc.

– To, że nasze zasoby wody są małe, to jedno, ale jeszcze bardziej niepokojące jest to, że sytuacja się pogarsza – mówi prof. prof. Tamara Tokarczyk, hydrolog z Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej. – Świadczy o tym na przykład średni odpływ wód z Polski. Z terenu kraju wpływało rzekami do morza od 1951 do 2020 roku średnio 60 km sześc., ale w ostatnich latach już tej wartości nie osiągamy – dodaje prof. Tokarczyk.

Do tego systematycznie zmniejszają się zasoby wód podziemnych. A dziś korzysta z nich 75 proc. mieszkańców naszego kraju. Zasilają one większość komunalnych wodociągów i praktycznie wszystkie indywidualne ujęcia wody. Szeroko wykorzystuje je na swoje potrzeby również przemysł. Im będzie ich mniej, tym przerwy w dostawach wody częstsze, a jej cena mniej stabilna.

Żeby przeciwdziałać zmniejszaniu zasobów wodnych, powinniśmy przede wszystkim poprawić retencję, czyli zdolność do czasowego zatrzymywania wody. – Służy temu m.in. opracowywany na szczeblu centralnym i aktualizowany co sześć lat Plan Przeciwdziałania Skutkom Suszy (PPSS) – mówi prof. Tokarczyk. Zawiera on informacje o inwestycjach sprzyjających zwiększaniu zasobów wodnych oraz propozycje budowy czy przebudowy konkretnych obiektów, nakreśla również kierunki działań ograniczających skutki suszy. Poza opracowywaniem tego rodzaju dokumentów i przeprowadzaniem dużych inwestycji w rodzaju budowy zbiorników retencyjnych na rzekach powstają przepisy – również podatkowe – zachęcające samorządy i obywateli do prowadzenia działań pro-retencyjnych. Uruchamiane są też programy oferujące dofinansowanie np. do zakładania oczek wodnych przy domach jednorodzinnych czy instalowania zbiorników na deszczówkę.

W Europie tylko Malta, Cypr i Czechy mają mniejsze od Polski zasoby wody pitnej w przeliczeniu na mieszkańca, przy czym dwa pierwsze kraje to skaliste wyspy leżące w strefie półpustynnej

Samorządy powinny też dążyć do poprawienia zdolności retencyjnych polskich miast. – Obecnie powierzchnia miast to w większości beton czy asfalt albo wystrzyżone trawniki o niskiej wchłanialności wody – mówi prof. Rafał Stasik z Wydziału Inżynierii Środowiska i Inżynierii Mechanicznej Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu. – Co więcej, infrastruktura miejska tworzona jest w ten sposób, by jak najszybciej pozbyć się wody. Bo jeśli jezdnia jest położona o kilkanaście centymetrów niżej niż otaczające ją grunty i oddzielona od nich szczelnym murem krawężnika, to deszcze, które na nią spadną, zamiast zasilić okoliczne trawniki, trafią do rynsztoka. A potem do studzienki kanalizacyjnej i dalej kanałami gdzieś za miasto, najpewniej do najbliższej rzeki, którą spłyną, nie zasilając naszych zasobów – opisuje prof. Stasik. Takie systemy w naszych miastach projektowane były z myślą o zupełnie innych warunkach pogodowych i często nie radzą sobie z odprowadzaniem wody w przypadku deszczów nawalnych. – W rezultacie raz mamy wyschnięte na wiór trawniki, a raz podtopienia – tłumaczy prof. Stasik.

Jak temu przeciwdziałać? – Najlepszą drogą do tego będą nie duże, jednostkowe inwestycje w rodzaju zbiorników retencyjnych, ale działania w mikroskali prowadzone na całym terenie miasta. Doskonałym pomysłem jest np. zakładanie ogrodów deszczowych – podkreśla prof. Stasik. Taki ogród jest rodzajem obniżonej rabaty, pod którą umieszczona jest porowata warstwa, służąca do magazynowania wody. W tej roli często występuje np. tłuczeń, na którego warstwie układana jest ziemia i sadzone są wodolubne rośliny. Całość uzupełnia odpływ, którym odprowadzany do kanalizacji jest nadmiar wody. Szacuje się, że ogród deszczowy jest w stanie zmagazynować 40-60 proc. więcej wody niż trawnik o tej samej powierzchni. Wchłania ją też szybciej, co zmniejsza zagrożenie zalaniem w czasie deszczu nawalnego.

Innym, niedrogim i łatwym do wprowadzenia rozwiązaniem są przepusty w krawężnikach pozwalające wodzie wlać się z ulicy czy chodnika na leżący obok teren zielony. Instalując je, warto jednocześnie podnieść wloty studzienek kanalizacyjnych, tak by woda najpierw wylewała się na trawnik, a dopiero gdy będzie jej więcej, trafiała do kanalizacji. – Generalnie dobrym pomysłem jest takie przebudowanie ulic, by jezdnia czy chodnik znajdowały się powyżej otaczających je gruntów. Wtedy spływająca woda mogłaby zasilać porastające je rośliny i wsiąkać w głąb – dodaje prof. Rafał Stasik. Funkcje proretencyjne mogą pełnić również duże parkingi. – Dziś to najczęściej wybetonowane place, ale niewiele trzeba, żeby do ich budowy zacząć stosować materiały porowate, przepuszczające wodę – wyjaśnia Prof Stasik.

O lepsze gospodarowanie wodą można zadbać we własnym ogródku. Tu przede wszystkim warto zainstalować system odzyskiwania deszczówki, czy to w postaci beczki postawionej pod rynną, czy dużego zbiornika zakopanego pod ziemią. Warto też pomyśleć o urządzeniu przydomowego ogrodu deszczowego lub oczka wodnego oraz takim doborze roślin, by zminimalizować konieczność ich podlewania. Dobrym pomysłem jest też zastosowanie linii kroplujących, a jeszcze lepszym zakopanie węży rozsączających. Te pierwsze położone są na ziemi i powoli kapią wodą wokół roślin, a te drugie są zakopane przy korzeniach i tam dostarczają przesiąkającą przez nie wodę. Doprowadzana tymi systemami woda nie będzie narażona na wyparowanie i w całości zasili rośliny.

W domu warto zamontować na kranach perlatory. To niewielkie urządzenia z sitkiem, zbudowane w ten sposób, że przepływająca przez nie woda miesza się z powietrzem. Dzięki temu strumień zwiększa niejako swoją objętość, a więc do uzyskania tego samego efektu wystarcza tylko lekkie odkręcenie kranu. Producenci tych urządzeń szacują, że mogą one oszczędzić nawet 80 proc. wody.

Na podobnej zasadzie jak perlatory działają wodooszczędne słuchawki prysznicowe, zmniejszające zużycie wody o ok. 60 proc. Duże jej oszczędności może przynieść też zastosowanie odpowiednich baterii. Zdecydowanie najgorszym rozwiązaniem są te z dwoma kurkami, w których za każdym razem od nowa musimy ustawiać temperaturę, podczas gdy z kranu leci – i marnuje się – woda. Dlatego zdecydowanie lepszym wyborem są te z jednym zaworem i pojedynczą dźwignią. Ale w kabinie prysznicowej lepiej zainstalować baterię z termostatem. Możemy w niej ustawić pożądaną temperaturę wody jeszcze przed odkręceniem kranu. To rozwiązanie nie tylko oszczędne, ale też komfortowe. Z kolei w łazienkowej umywalce doskonale sprawdzi się bateria na podczerwień, z której woda leci tylko wtedy, gdy ręce są w zasięgu kranu.

Znaczne oszczędności przyniesie też wybór odpowiedniej spłuczki sedesowej. Modele regulowane umożliwiają spłukiwanie muszli całą zawartością zbiornika lub tylko jej częścią, co pozwala zachować resztę wody na następny raz. Jeszcze bardziej oszczędne, choć wymagające nieco uwagi jest rozwiązanie z funkcją stop. Pozwala ona przerwać spłukiwanie w dowolnym momencie.

Znaczne oszczędności wody – nie mówiąc o wygodzie – zapewni zainstalowanie w kuchni zmywarki. Pod warunkiem, że będziemy ją włączać dopiero po całkowitym napełnieniu. Warto pamiętać o zakręcaniu wody w czasie mycia zębów (z zakręconą zużyjemy 1 litr wody, z odkręconą w czasie szorowania zębów – 6 litrów, a z wodą w szklance – 0,2 litra), golenia się czy namydlania pod prysznicem, czy rezygnacji z kąpieli w wannie, do której trzeba wlać nawet 180 litrów wody.

Ważne jest, aby regularnie kontrolować instalację wodną i pilnować, by na bieżąco naprawiać kapiące krany, przepuszczające spłuczki i inne nieszczelności. Z jednego kapiącego kranu może przez rok wylecieć 12 tys. litrów wody! Doskonałe efekty może też przynieść odzyskiwanie zużywanej wody. Wystarczy np. zamiast myć warzywa i owoce bezpośrednio w zlewozmywaku, zrobić to we wstawionej do niego misce. I już mamy kilka litrów wody do kwiatów albo spłukiwania nieczystości. W ogrodzie można też zastosować wodę po gotowaniu ryżu, makaronu czy ziemniaków.

Wodę możemy też oszczędzać w… sklepie. Wybierając nowe sprzęty AGD, takie jak pralki czy zmywarki, należy zwracać uwagę na informacje o ich rocznym zapotrzebowaniu na wodę. Są one zwykle umieszczane obok danych dotyczących zużycia energii elektrycznej. A projektując nowy dom, wypada pomyśleć o zastosowaniu instalacji wody szarej. To woda wykorzystana do mycia, którą zamiast odprowadzać do ścieków, można jeszcze raz użyć np. do spłukiwania toalety. Dziś liczy się każdy litr.

*Współpraca Mariusz Borowy

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version