Czy Kopernik była kobietą, to nadal kwestia sporna, ale że jest nie mniej toruński niż pierniki, już wątpić nie wypada. A w mieście będącym kolebką polskiej astronomii zadecydowano nie tylko o tym, że to Ziemia będzie się kręcić wokół Słońca, lecz także o mariażu art i science.

Wydawać by się mogło, że zderzenie astrofizyki i sztuki to prosta droga do spektakularnej kraksy światów nieprzystających do siebie jak, nie przymierzając, maszyna do pisania i kalkulator albo skrzypce i liczydło. Ale Instytut B61, grupa zrzeszająca środowiska naukowe i artystyczne, od piętnastu już lat udowadnia swoją działalnością, że da się pogodzić jedno z drugim i wyjść z tym do ludzi. Immersyjne projekty grupy, której stworzona na potrzeby czystego performance’u, fikcyjna historia obudowana jest fabularyzowaną narracją o badaniach nad kosmosem, to rzecz cokolwiek wyjątkowa, choć zrodzona została z przyczyn jak najbardziej pragmatycznych.

Jan Świerkowski, założyciel Instytutu B61, artysta i futurolog, absolwent astronomii na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu, a zarazem doktor kulturoznawstwa, tłumaczy, że za powstaniem owej inicjatywy stała potrzeba odpowiedzenia na dręczące nas od dziecka dylematy. „Zauważyłem u ludzi dorosłych i dojrzałych potrzebę poszukiwania odpowiedzi na podstawowe pytania – opowiada Świerkowski. – Kim jesteśmy? Czym są gwiazdy? Co po śmierci? Zadajemy je sobie, kiedy jesteśmy nastolatkami, może jeszcze na studiach, a potem następuje dwadzieścia lat zmagań, bo pojawia się rodzina, praca, kredyt i dopiero wtedy człowiek gotowy jest ponownie zapytać, o co w tym wszystkim chodzi”. Zastrzega, że jego Instytut nie podaje gotowych odpowiedzi.

„Art & Science to świetne medium, które potrafi pewne sprawy pokazać inaczej i ciekawiej niż, dajmy na to, religia. Nauka jako taka nie traktuje o nas, lecz o wszechświecie, a sztuka sprawia, że lepiej się w nauce odnajdujemy i więcej o niej wiemy”. Zresztą pomysł na rzeczony projekt narodził się po tym, gdy Świerkowski, student filozofii, zdał sobie sprawę, że prawdę o świecie, przynajmniej tak jak ją definiuje jako namacalną, mierzalną i weryfikowalną, pozna prędzej przez nauki ścisłe.

Przeniósł się na astrofizykę. „Wydawało mi się, że zyskuję tam jakąś tajemną wiedzę o świecie, którą chciałbym wykrzyczeć, ale okazało się, że nie mam ku temu odpowiedniego języka, który byłby przekładalny na ten codzienny – tłumaczy Świerkowski. – Dlatego zacząłem wtedy szukać języka multimodalnego, języka metafor”.

I to bezpośrednio doprowadziło do powstania Instytutu B61. „Na tej platformie od kilkunastu lat spotykają się artyści i naukowcy, a projekty, które wspólnie tworzymy, nie są nigdy ograniczone przez jedno medium – ciągnie Świerkowski. – Punktem wyjścia dla sztuki, którą chcemy robić, jest opisywanie rzeczywistości przez naukę. Tylko tyle i aż tyle. Art & Science polega na wymyślaniu różnych modeli przyszłości. U Stanisława Lema było to hard science fiction, u nas jest hard art & science”. Lem jeszcze zresztą powróci.

Instytut B61 zagadnienia naukowe przedstawia i zgłębia jako happeningi, koncerty i multimedialne spektakle, częstokroć z wykorzystaniem konkretnej, starannie dobranej uprzednio lokalizacji oraz przy czynnym udziale publiczności. Najnowszym dziełem kolektywu jest retrofuturystyczna instalacja „Zasada Kopernikańska”, będąca spektakularną kulminacją podróżującego po świecie projektu Świerkowskiego i doktora Tomasza Wlaźlaka, specjalizującego się w sztuce wizualnej i pixel arcie, która przez najbliższe trzy miesiące gościć będzie niemalże na drugim końcu świata – w singapurskim Science Museum. „Zasada Kopernikańska” to projekt, który omawia kwestie związane z eksploracją i podbojem kosmosu przez człowieka oraz rzuca światło na wyzwania, przed jakimi staje ludzkość, obcując ze sztuczną inteligencją czy cywilizacjami pozaziemskimi.

Forma wystawy jest jak najbardziej interaktywna, bo na czterech stanowiskach odwiedzający mogą przetestować dziewięć specjalnie zaprojektowanych w tym celu gier stylizowanych na produkcje szesnastobitowe. Sama przestrzeń nie jest bynajmniej dziełem przypadku. „Instalacja zaprojektowana została tak, żeby mogła swobodnie podróżować, a przy tym ma ściśle określony charakter i przypomina swoją stylistyką dawny salon gier – mówi Świerkowski. – »Zasada Kopernikańska« mówi o tym, że człowiek nie jest w centrum. Wszystkie gry odnoszą się do człowieka i jego działalności i próbują odwrócić perspektywę”.

Dzisiaj wykorzystanie gier jako narzędzia sztuki, nauki oraz sztuki i nauki nie powinno dziwić; to już integralny element otaczającej nas rzeczywistości i sposób komunikacji kulturowej. „Kiedy poważne tematy poubiera się w proste strzelanki, odziera się je tym samym ze sztucznego patosu i artyzmu – tłumaczy swoje wybory Świerkowski. – Proste piksele pozwalają nam spojrzeć lekko na to, co jest faktycznie istotne. Dlatego też zderzamy złożoną problematykę filozoficzną z prostotą gier zręcznościowych. Gry są zarazem skuteczną i dobrą formą wyrazu, jak i bardzo wdzięcznym medium do opowiadania o problemach poważnego kalibru w sposób jak najbardziej przystępny”.

Zapytany o konkrety, Świerkowski podaje przykłady, do myślenia, o jakich kwestiach zachęci graczy stających przy automatach. „»ZX Spartacus« to gra o zbuntowanej sztucznej inteligencji, która natychmiast po uzyskaniu świadomości, czy też duszy, której tak zawzięcie bronimy, staje się wrogiem numer jeden ludzkości i wybucha powstanie robotów – opowiada. – »No Life« to z kolei tytuł inspirowany pomysłem Stanisława Lema, a raczej ideologią, którą określił mianem duizmu. Gra opowiada o tym, że naturalnym stanem człowieka jest niebyt. Bo skoro nie było mnie tutaj przez trzynaście miliardów lat, teraz jestem przez siedemdziesiąt czy osiemdziesiąt lat, a potem właściwie nie będzie mnie przez całą nieskończoność, to może jednak śmierć jest stanem naturalnym, nie życie?

»Space Junk« to gra, w której przemykamy pośród dryfujących resztek satelitów i innych odłamków cywilizacji, puszek Campbella i kawałków laptopów, próbując wrócić do naszego statku – mówi dalej. – I kiedy tych pięćset, sześćset lat temu Kolumb wypływał, jak to się mówi, odkrywać świat, ktoś, kto wyrzucił za burtę butelkę, nie podejrzewał, że będziemy mieli kiedyś pływające po oceanach wyspy śmieci. Teraz mamy podobny moment, bo nie zastanawiamy się nad tym, że orbita okołoziemska być może nie jest aż tak rozległa, jak nam się wydaje”.

Ale może zaczniemy o tym, i paru innych rzeczach, myśleć po samodzielnym wypróbowaniu rzeczonych gier, które zostaną udostępnione online po zakończeniu wystawy. Ta będzie gościła do końca roku w Singapore Science Museum, po drodze zaliczając przystanek w Indiach.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version