Szef CDU Friedrich Merz prawdopodobnie zostanie nowym kanclerzem Niemiec. Unia Chrześcijańsko-Demokratyczna, z której wywodziła się Angela Merkel, zdobyła najlepszy wynik w niedzielnych wyborach i wraca do władzy – pod warunkiem stworzenia koalicji.
Koalicjantem CDU najprawdopodobniej będzie Socjaldemokratyczna Partia Niemiec. SPD, partia dotychczasowego kanclerza Olaf Scholza, uzyskała najgorszy wynik w historii, ale razem z nią CDU miałaby większość potrzebną do stworzenia rządu.
Koalicja tych dwóch tradycyjnych partii rządziła Niemcami już wielokrotnie i była nazywana „wielką koalicją”. Tym razem trudno będzie mówić o niej „wielka”, bo razem CDU i SPD będą miały ok. 52 proc. mandatów w Bundestagu – za czasów Merkel większość sięgała nawet 80 proc. mandatów.
Jednak koalicja dwóch partii może oznaczać krótsze rozmowy koalicyjne oraz większą stabilność rządu niż w przypadku trzech ugrupowań (jak było przez ostatnie kilka lat). Zdaniem ekspertów ta stabilność jest dziś potrzebna i Niemcom, i Europie. W kwestiach polityki klimatycznej, odchodzenia od węgla i zielonej transformacji nie ma co spodziewać się rewolucji. Ale głos Niemiec może być kluczowy w sprawach ważnych dla Polski.
Wzrost skrajnych partii i tematu bezpieczeństwa
Według Jany Faus z pracowni sondażowej Pollytix wybory w Niemczech były wyjątkowe z kilku powodów. Głosowanie w przyspieszonych wyborach odbyło się po krótkiej kampanii. – Nietypową sytuacją było to, jak bardzo niepopularni byli liderzy wszystkich tradycyjnych partii, nie tylko SPD i Zielonych, lecz także zwycięskiego CDU – powiedziała na spotkaniu prasowym.
CDU wygrała, ale odrobiła tylko część strat w porównaniu do swojego wcześniejszego poparcia. Porażkę zanotowało SPD z historycznie niskim wynikiem, a także liberałowie z FDP, którzy do niedawna współrządzili krajem, a teraz nie przekroczyli nawet progu wyborczego. Duże wzrosty zanotowały partie skrajne: prawicowa Alternatywa dla Niemiec (AfD) oraz Lewica. Nie jest jednak prawdopodobne, by któraś z nich weszła do koalicji rządzącej. Wreszcie Zieloni, dotychczas współrządzący, odnotowali spadek, ale nie tak bolesny jak SPD i liberałowie.
– Według sondaży najważniejszym tematem był pokój i bezpieczeństwo, drugim najczęściej wskazywanym była gospodarka, trzecim – sprawiedliwość społeczna – mówiła Faus. Zmiana klimatu była poniżej kwestii uchodźców oraz emerytur, inaczej niż w poprzednich wyborach, gdy klimat był jednym z czołowych tematów. Wraz z tym nie ma co spodziewać się, że polityka klimatyczna będzie priorytetem dla nowego kanclerza. Nie znaczy to wcale wycofania się z krajowych lub europejskich celów, chociaż pewne zmiany są możliwe.
Co dalej z ETS 2?
Szybkie sformowanie stabilnej koalicji w Niemczech jest szczególnie ważne, bo, jak mówiła dziennikarzom Linda Kalcher, szefowa think tanku Strategic Perspectives, na poziomie europejskim zbliża się wiele ważnych decyzji ws. obronności, reform, celów klimatycznych i wsparcia przemysłu.
Poza kwestiami obronności Polskę mogą interesować szczególnie niektóre aspekty polityki klimatycznej. Politycy koalicji rządzącej w Warszawie od dawna mówią o potrzebie rewizji np. zakazu rejestracji samochodów spalinowych od 2035 roku i systemu handlu emisjami ETS 2. „Pierwszy” ETS obowiązuje od 20 lat i są nim objęte elektrownie i inne duże instalacje. „Drugi” system handlu emisjami, który ma wejść w życie w 2027 roku, obejmie ogrzewanie domów węglem lub gazem oraz paliwo do samochodów.
W niemieckiej kampanii pojawiały się tematy gospodarcze, w tym kwestia cen energii. Jednak zdaniem Kalcher nie ma co się spodziewać, by nowy niemiecki rząd wsparł zupełny odwrót od tych planów czy tym bardziej od transformacji energetycznej.
Polskie władze widzą ETS 2 jako problem, bo jego wejście w życie będzie oznaczało dodatkową opłatę do paliwa, gazu oraz węgla do ogrzewania. Szczególnie dla gospodarstw korzystających z węgla wzrost kosztów byłby dotkliwy, dlatego rząd szuka w UE sojuszników przeciwko ETS 2 w obecnym kształcie. Ale nie ma co spodziewać się ich w nowym rządzie Niemiec – o ile Zieloni i SPD wyrażali pewne obawy w związku z tym systemem, o tyle CDU całkowicie go popiera i uważa narzędzia cenowe, jak opłaty za emisje, za najlepszy środek do ograniczenia CO2.
Według Kalcher możliwe będzie nie porzucenie ETS 2, ale wprowadzenie na poziomie unijnym pewnych zmian – albo opóźnienie wejścia w życie o rok, a może więcej, albo ograniczenie ceny uprawnień.
Nie będzie odejścia od polityki klimatycznej
O ile ETS 2 nie jest w Niemczech dużym tematem, o tyle kwestia samochodów i przemysłu motoryzacyjnego budzi większe emocje. Przypomnijmy: przyjęte za poprzedniej kadencji władz UE przepisy zakładają zaostrzanie norm emisji dwutlenku węgla z nowo rejestrowanych samochodów. Od 2035 roku ten limit spada do zera, co w praktyce oznacza, że nie będzie można rejestrować nowych aut z silnikiem spalinowym (nie ogranicza to w żaden sposób możliwości handlu takimi samochodami na rynku wtórnym).
CDU wcześniej opowiadało się za zmianą tych przepisów. Jednak ich prawdopodobny koalicjant, SPD, opowiada się za pozostawieniem daty 2035. Linda Kalcher spekulowała, że zamiast odchodzić od limitów CO2, nowe władze mogą postawić na nowe formy wsparcia dla branży motoryzacyjnej. Jak przekonywała, dla samych producentów problematyczne staje się utrzymywanie dwóch linii produkcyjnych, spalinowej i elektrycznej, więc niekoniecznie oczekują opóźnień, tylko wsparcia.
Partia Merza wskazywała zresztą, że nie zamierza rewidować celów niemieckiej polityki klimatycznej – ściniania emisji do 2030 roku, odejścia od węgla w latach 30. i neutralności klimatycznej od 2045 roku. Jednocześnie jednym z priorytetów ma być obniżenie kosztów energii, szczególnie by wesprzeć przemysł.
– To ważne, żeby nowy rząd zachęcał do inwestycji w czyste technologie – powiedziała Julia Metz, szefowa niemieckiego think tanku Agora Industry. Dla inwestycji w energię odnawialną i zieloną transformację, ale też infrastrukturę i obronność kluczowe jest niemieckie prawo o hamulcu długu, który mocno ogranicza możliwy deficyt i zaciąganie długów przez kraje związkowe. Bez jego zmiany trudno będzie o realne zwiększenie inwestycji i wsparcia przemysłu, ale konieczna do tego jest większość dwóch trzecich głosów w Bundestagu. Musiałaby więc poprzeć to nie tylko koalicja CDU/SPD, lecz także Zieloni oraz Lewica.
Powrót atomu?
Odejście od energetyki atomowej (Niemcy zamknęły swoją ostatnią elektrownię jądrową w 2023 roku) wcześniej było przedmiotem szerokiego konsensusu politycznego w kraju. Jednak w ostatnich latach, gdy koalicja SPD-FDP-Zieloni nadzorowała wygaszanie ostatnich jednostek, CDU zaczęła krytykować wyłączanie działających elektrowni w dobie kryzysu energetycznego.
Merz w czasie kampanii mówił nawet o pomyśle powrotu do energii atomowej i uruchomienia wygaszonych niedawno elektrowni. Jego partia deklarowała, że po wygranych wyborach sprawdzi, czy jest to technicznie możliwe i opłacalne.
W ubiegłym miesiącu gazeta „Frankfurter Allgemeine” cytowała jego wypowiedź, w której stwierdził, że szansa na przywrócenie ich do pracy „spada z tygodnia na tydzień” i teraz „prawdopodobnie nie da się już nic zrobić”. Ale na pierwszej konferencji prasowej po wyborach Merz powiedział, że „konieczne” jest wprowadzenie moratorium na rozbiórkę wygaszonych elektrowni jądrowych. To – można zakładać – ma dać czas na ocenę, jakie są perspektywy ich uruchomienia.
Nawet gdyby rząd dał energii jądrowej zielone światło, nie jest jasne, czy same firmy energetyczne chciałyby wyremontować i przywrócić do pracy elektrownie – szczególnie biorąc pod uwagę ryzyko, że po kolejnych wyborach mogłaby nastąpić kolejna zmiana kursu.