Radosława Sikorskiego można oskarżać o różne rzeczy, ale nie o to, że jest pożytecznym idiotą Kremla. To strona ukraińska potrzebuje dalszego wsparcia ze strony Polski, więc w interesie Kijowa jest wyjście naprzeciw oczekiwaniom rządu Donalda Tuska.

„Z historii narodów możemy się nauczyć, że narody niczego nie nauczyły się z historii” – pisał niemiecki filozof Friedrich Hegel. Rosyjska inwazja mogła być katalizatorem procesu pojednania polsko-ukraińskiego. Niestety stało się inaczej. Podzieliła nas nieprzepracowana historia rzezi wołyńskiej, a rachunek wzajemnych krzywd przeważył nad rachunkiem ich darowania.

— Obchody rocznicy wołyńskiej mają być hołdem złożonym prawdzie i ofiarom, a przede wszystkim mają służyć polsko-ukraińskiemu pojednaniu. Bez wypowiedzenia prawdy o mordzie wołyńskim pojednanie między naszymi narodami nie będzie możliwe — mówił pod koniec czerwca 2003 r. ówczesny prezydent Aleksander Kwaśniewski.

W lipcu tego samego roku w Pawliwce w Ukrainie odbyły się wspólne polsko-ukraińskie obchody 60. rocznicę Rzezi Wołyńskiej. Kwaśniewski i Kuczma podpisali wówczas oświadczenie „o pojednaniu w 60. rocznicę tragicznych wydarzeń na Wołyniu”. 21 lat po tym historycznym wydarzeniu pojednanie polsko-ukraińskie pozostaje wciąż na papierze, a ostatnie dwa tygodnie uświadomiły nam, że do zgody jest znacznie dalej, niż się wydawało.

Prof. Robert Traba, jeden z najwybitniejszych w Polsce badaczy pamięci historycznej powiedział „Newsweekowi” ponad rok temu, że „pojednanie to ciągły proces, a nie raz na zawsze osiągnięty stan”. W przypadku Polski i Ukrainy proces ten trwa od ponad 30 lat i przypomina sinusoidę. Kiedy wydaje się, że wszystko idzie ku dobremu i sinusoida pnie się do szczytowego punktu, następuje załamanie, ale ponieważ relacje nigdy nie sięgają dna, po kryzysie znów następuje odbicie w górę. Do następnego dołka. Wiele wskazuje na to, że sinusoida pojednania zbliża się do najniższego punktu.

Wojna nie jest może najlepszym czasem na rozliczenie zbrodni wołyńskiej, ale nie może być pretekstem do odkładania w czasie godnego pochowania i upamiętnienia jej ofiar. Nie chodzi o grzebanie się w historii, przed którym niefortunnie ostrzegał były już szef MSZ Ukrainy Dmytro Kuleba. Sprawa była odkładana zbyt długo, a po inwazji Rosji na Ukrainę w 2022 r. stała się wręcz politycznym tematem tabu. Każdy, kto śmiał o tym wspomnieć, obwiniany był nie tylko o osłabianie walczącej o przetrwanie Ukrainy, ale także o działanie na korzyść Putina.

Prawdziwi przyjaciele potrafią rozmawiać o wszystkim, także o rzeczach trudnych, bolesnych, słowem o tym, co ich dzieli. – Nie ma już takiej siły, która przeważyłaby nad braterstwem Polski i Ukrainy – deklarował w kwietniu 2023 r. na Placu Zamkowym w Warszawie Wołodymyr Zełenski. To jego odpowiedź na historyczne słowa Andrzeja Dudy, który mówił: — Wspólnie wysyłamy jasny przekaz na Kreml: nie uda wam się nas skłócić ani podzielić.

Rzeczywistość boleśnie zweryfikowała te szumne deklaracje. Polska i Ukraina kłócą się dziś o historię z własnej nieprzymuszonej woli i bez ingerencji Rosji. Doraźny interes polityczny wziął górę nad długoterminowym interesem strategicznym.

Radosława Sikorskiego można oskarżać o różne rzeczy, ale nie o to, że jest pożytecznym idiotą Kremla. Pozostaje nieprzejednanym krytykiem putinowskiej Rosji. Do niedawna, także w Kijowie, uchodził za jednego z najbardziej proukraińskich ministrów spraw zagranicznych krajów UE. W oficjalnych wystąpieniach i nieoficjalnych rozmowach namawia sojuszników do zwiększenia pomocy dla Ukrainy, wzywa do zniesienia ograniczeń w dostawach i wykorzystaniu broni. Co więcej, jako jeden z pierwszych opowiedział się też za zestrzeliwaniem przez Polskę nadlatujących do nas rosyjskich rakiet jeszcze nad terytorium Ukrainy. Dlatego wydawało się, że podjęta przez niego próba odblokowania kwestii ekshumacji ofiar Wołynia może zakończyć się sukcesem.

Niestety prezydent Zełenski, zamiast wykonać jakiś pojednawczy gest, postawił kwestię na ostrzu noża. Przedstawił Sikorskiemu listę ukraińskich skarg i oczekiwań wobec Polski, a kiedy sprawa ta wyszła na jaw, ukraińskie władze ujawniły, że w czasie tego pamiętnego spotkania na konferencji YES w Kijowie, szef polskiego MSZ podważył integralność terytorialną Ukrainy, proponując przeprowadzenie ponownego referendum na Krymie. — Moglibyśmy przekazać Krym pod mandat ONZ z misją przygotowania uczciwego referendum po zweryfikowaniu, kto jest legalnym mieszkańcem i tak dalej. I moglibyśmy odłożyć to na 20 lat – miał powiedzieć Sikorski według agencji Interfax-Ukraina.

Przekazowi strony ukraińskiej zaprzeczył w rozmowie z PAP rzecznik MSZ Paweł Wroński. — To nie są propozycje. Całe zamieszanie opiera się na niedokładnych cytatach medialnych z nocnej sesji różnorodnych ekspertów i polityków, których ogólnym tematem rozważań było co zrobić, by Krym był ponownie w Ukrainie i jak zakończyć tę wojnę tak, by było to z korzyścią dla Ukrainy. Dyskusja, że to godzi w integralność Ukrainy, jest po prostu jakimś totalnym nieporozumieniem.

Po pamiętnym spięciu Sikorskiego z Zełenskim rozmawiałem o tym z dobrze poinformowaną osobą z kręgów polskiej dyplomacji. Źródło „Newsweeka” podkreśla, że strona ukraińska próbuje rozegrać tę sprawę po swojemu, ignorując kompletnie fakt, że Sikorski jest jednym z najbardziej proukraińskich ministrów spraw zagranicznych w Unii Europejskiej. — To, co wydarzy się dalej, zależy od strony ukraińskiej. Nie jesteśmy chłopcem na posyłki. To Ukraińcy mają interes, żeby mieć w Polsce sojusznika, a nie my.

Wiele wskazuje na to, że Zełenski i jego otoczenie liczą na podziały w polskim społeczeństwie, szczególnie w obozie liberalnym. Nasz informator tłumaczy, że Ukraińcy uważają, że w Polsce zabiorą głos jacyś wpływowi liberalni komentatorzy i zarzucą Sikorskiemu, że wchodzi w buty PiS. — Niestety to problem wewnętrzny, dotyczy ukraińskiej polityki. Obóz Zełenskiego spaja wewnętrzne poczucie triumfu, wokół prezydenta tworzy się coś na kształt kultu wodzowskiego. Osoba otoczona takim kultem nie musi się tłumaczyć z tego, co robi ani oglądać na innych, bo swoje postępowanie może tłumaczyć faktem, że jest wojna.

Dlatego obawiam się, że spięcie w sprawie Wołynia to tylko początek dłuższego kryzysu we wzajemnych relacjach. Wszystko wskazuje na to, że strona ukraińska — z powodów wewnętrznych — nie jest zainteresowana wyciszeniem sprawy. Obawiam się, że eskalowanie konfliktu ułatwi zadanie prawdziwym pożytecznym idiotom Kremla w Polsce i opowieść o niewdzięcznej Ukrainie stanie się obowiązującą narracją nie tylko w nacjonalistycznych kręgach. Idąc na historyczną wojnę z rządem Tuska, Zełenski nie zdaje sobie sprawy z tego, że wzmacnia antyukraińskie resentymenty. Sikorski w wywiadzie dla ukraińskiego portalu „Europejska Prawda”, który ukazał się już po spotkaniu z Zełenskim, zwrócił uwagę na fakt, że to strona ukraińska potrzebuje dalszego wsparcia ze strony Polski, więc powinna odpowiedzieć pozytywnie na oczekiwania ze strony Polski. — Będziecie potrzebować przyjaciół. Potrzebujecie ich teraz. I będziecie ich potrzebować w procesie przystępowania do UE.

40 lat temu 22 września 1984 r. przy kostnicy w Douaumont, niedaleko Verdun spotkali się prezydent Francji François Mitterrand i kanclerz Niemiec Helmut Kohl. Uścisk dłoni tych dwóch wielkich przywódców przeszedł do historii jako symbol pojednania pomiędzy Francją a Niemcami. Bitwa pod Verdun, toczona od lutego do grudnia była jedną z największych i najbardziej krwawych bitw I wojny światowej. Szacuje się, że poległo w niej 338 tys. Niemców i 348 tys. Francuzów. Kohl z Mitterrandem nie rozdrapywali historycznych ran, bo te się już zabliźniły. Poza tym oba kraje solidnie przepracowały wojenne traumy. W dodatku połączyła je Unia Europejska, którą wspólnie stworzyli.

Francusko-niemieckie pojednanie uchodzi dziś za wzorcowe w Europie. W Douaumont Kohl z Mitterandem podali sobie dłonie dosłownie na prochach poległych, co nadało temu wydarzeniu sakralny wymiar. Chciałbym, aby 11 lipca 2025 r. gdzieś na polach Woli Ostrowieckiej albo w jakimkolwiek innym miejscu na Wołyniu dłoń uścisnęli sobie Donald Tusk i Wołodymyr Zełenski. Być może jestem naiwny, bo sam gest polityków niczego przecież nie zmieni, jeśli oba narody nie przepracują trudnej historii, a do tego ciągle daleko.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version