Polski rynek sztuki stoi przed szansą, by poważnie zaistnieć na arenie międzynarodowej. To, jaką rolę polscy kolekcjonerzy odegrają w przyszłości, zależy nie tylko od ich decyzji zakupowych, ale również od gotowości do budowania trwałych struktur i dzielenia się swoimi zbiorami.
Jesteśmy obecnie piątym rynkiem na świecie — wynika z raportu Artprice.com „The 2024 Contemporary and Ultra-Contemporary Art Market Report”. Choć młode gwiazdy sztuki nowoczesnej rzadko trafiają do sprzedaży na rynku europejskim, i tak odnieśliśmy sukces. Wszystko za sprawą młodej malarki surrealizmu, Ewy Juszkiewicz. Wartość ze sprzedaży jej prac to 20% obrotu wszystkich nowoczesnych prac polskich artystów 2023/24. Mówi się nawet o „efekcie Juszkiewicz” — jej obrazy w 2012 roku zakupić można było za kilkanaście tysięcy, dziś na międzynarodowym rynku warte są kilkaset tysięcy euro.
Czy to moda na sztukę?
W ciągu ostatnich 25 lat zainteresowanie polską sztuką współczesną przeżyło ogromny rozkwit. Kolekcjonowanie stało się trendem, co widać zarówno w magazynach lifestylowych, jak i w biznesowych portalach czy w strefie sztuki IMPACT. Potwierdzeniem rosnącej popularności sztuki jest także sukces cyklicznego (15 lat!) Warsaw Gallery Weekend. Polacy coraz chętniej odwiedzają wystawy, śledzą publikacje o sztuce i słuchają o niej podcastów.
Kolekcjonowanie sztuki w Polsce przeszło długą drogę – od indywidualnego świata pasjonatów po otwartą społeczność, która aktywnie uczestniczy w kształtowaniu rynku i instytucji artystycznych. To nie tylko moda, ale też świadome budowanie kulturowego dziedzictwa. Środowisko kolekcjonerskie rozszerza się, powoli otwierając na rozmowy i wymiany doświadczeń. Coraz częściej mamy okazję słuchać wywiadów z kolekcjonerami. Zmiany te nie są przypadkowe – świat sztuki XXI wieku to coraz bardziej świadome budowanie narracji, a nie tylko posiadanie obiektów.
Kolektywnie, czyli łatwiej i skuteczniej
„Wiele osób przygotowuje się czy dojrzewa do kolekcjonowania”, mówi Justyna Szylman, członkini Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych. Rozpoczynając tę przygodę, warto dołączać do stowarzyszeń, które wspierają ten pierwszy krok, umożliwiają zdobycie doświadczenia poprzez bywanie w galeriach, pracowniach artystów czy na targach sztuki. W ostatniej dekadzie pojawiło się wiele takich inicjatyw. Zrzeszanie się sprzyja tworzeniu relacji przydatnych w dalszej kolekcjonerskiej drodze.
„Stowarzyszając się, kolekcjonerzy otrzymują możliwość aktywnego uczestniczenia w środowisku, rozwijania swoich zainteresowań. Dzięki obcowaniu nabiera się też pewności, co się podoba, jak się podoba, dzięki czemu decyzje o zakupie dzieła sztuki z czasem można podejmować odważniej” – wyjaśnia Justyna Szylman.
Po co kolekcjonować?
Tworzenie kolekcji wymaga zarówno wrażliwości estetycznej, jak i zrozumienia języka sztuki. A mądre dobieranie dzieł (czyli wypowiedzi artystów) pozwala stworzyć własną opowieść kolekcjonera. „Kiedy w 2010 roku zacząłem budować swoją kolekcję, oprócz oczywistej fascynacji sztuką towarzyszyły mi także dwie potrzeby. Pierwszą z nich była moja potrzeba zbieractwa, którą wyniosłem prawdopodobnie z głębokiego PRL-u, drugą – hipotetyczne wówczas zabezpieczenie na przyszłość dla moich dzieci. Nie przypuszczałem jednak, że kolekcja, którą tworzę, będzie miała wartość ekonomiczną także dla mnie”, przyznaje Tomasz Pasiek. Dziś posiada jeden z największych zbiorów polskiej sztuki najnowszej. Są w nim prace Słowak, Jabłońskiej czy Juszkiewicz. Ceny obrazów tych polskich malarek w czasie pandemii poszybowały z kilkunastu do kilkudziesięciu czy kilkuset tysięcy złotych.
Kolekcjonowanie może wynikać z potrzeby zbierania i zabezpieczenia finansowego, ale z czasem staje się czymś więcej. „Posiadanie już 100, 200 prac zmienia odbiór rzeczywistości” – mówi Pasiek – „W 2019 roku otworzyliśmy Clay. Warsaw [przyp. red — przestrzeń kreatywna i biuro]. Wyeksponowanie kolekcji na pięciuset metrach uświadomiło mi, jaki potencjał i jaką rolę może pełnić to miejsce dla mnie jako kolekcjonera. Tak zacząłem organizować wystawy. Przy pierwszej poczułem się jak ekshibicjonista. Przeraziłem się. Jednak po jej zakończeniu dostałem tyle pozytywnych opinii, że stwierdziłem »ok, trzeba to robić dalej.
Tropem Rockefeller
Dzielenie się kolekcją prywatną z szerokim gronem odbiorców to światowa praktyka. W Nowym Jorku odwiedzamy muzeum MoMA ufundowane w 1929 przez Abby A. Rockefeller, żonę J. D. Rockefellera Jr, a w Londynie — Tate Modern, należące do sieci galerii założonej pod koniec XIX w. przez brytyjskiego potentata cukru w kostkach, Henry’ego Tate’a. W szwajcarskich Alpach jeździmy do mekki sztuki stworzonej przez Grażynę Kulczyk – Muzeum Susch. „Na pewnym etapie kolekcjonowania kluczowe staje się określenie celów tworzenia kolekcji, a w konsekwencji także instytucji, która będzie ją prezentować – jeśli dojrzewa się do takiej formy upowszechnienia. Wówczas motywacją nie powinny być partykularne interesy, lecz głębsza potrzeba budowania tkanki kulturowej, popularyzacja sztuki, aktywizacja jej ekosystemu oraz mądre włączenie się w jego obieg”, uważa Justyna Szylman.
Zwraca też uwagę na aktualne zmiany w wystawiennictwie: „Obecnie na polskim rynku obserwujemy silny rozwój i upublicznianie prywatnych kolekcji. Dobrym przykładem jest Krupa Art Foundation, w której wyraźnie widać misję założycieli”.
To instytucja przy wrocławskim rynku ufundowana przez Sylwię i Piotra Krupów. „KAF od początku była otwarta na sztukę międzynarodową, zwłaszcza z Europy Środkowo-Wschodniej. Sztuka w swojej materialności powinna krążyć i inspirować, podobnie jak teorie i myśli”, dodaje Katarzyna Młyńczak-Sachs, prezeska KAF.
Co dalej?
„Polska była i niestety jest nadal na obrzeżach globalnego art world – i zmiana nie będzie łatwa. Nie mamy i nie zbudujemy kolekcji tak dobrych jak kolekcja Kunsthaus w Zürichu czy kolekcja Stedelijk w Amsterdamie, ale może uda nam się kolektywnie zbudować międzynarodową kolekcję sztuki XXI wieku, dla której ktoś do Polski by przyjechał? Taka kolekcja mogłaby się dobrze zestarzeć. Jednocześnie wprowadzenie polskiej sztuki w kontekst zagraniczny jest przyszłością. Zbudowanie takiej kolekcji to najważniejszy cel, który stawiamy sobie w Collectors Foundation”, mówi Tomasz Pasiek. Wierzy w tworzenie kolekcji kolektywnych — właśnie ten nowy model widziałby na polskim rynku sztuki. „Wspólnie możemy więcej”, przekonuje.
Wskazuje też klucz doboru, który mógłby przynieść korzyści nie tylko polskim artystom czy kolekcjonerom, ale spowodować nawet efekt Bilbao. W latach 80. i 90. XX w. rewitalizacji tego baskijskiego miasta towarzyszyła budowa awangardowego Muzeum Guggenheim. Wykorzystanie renomy szanowanej na świecie Fundacji Solomona R. Guggenheima było decyzją strategiczną — miało wyciągnąć miasto z kryzysu. W efekcie Bilbao stało się atrakcyjne dla turystów i biznesu. Ten fenomen społeczno-ekonomiczno-kulturowy w późniejszych latach był kopiowany przez inne miasta na świecie np. Abu Zabi, Hongkong.
Aby iść tym tropem, potrzebne są zmiany. „Bardzo nam zależy na zredefiniowaniu sposobu, w jaki kolekcjonerzy mogą ze sobą współpracować, dzielić się swoimi zbiorami i wspierać artystów. Nie trzymajmy prac w magazynach!”, apeluje Tomasz Pasiek.
Tekst pochodzi z „Impact Magazine”, specjalnego dodatku do majówkowego wydania „Newsweeka”. Konferencja Impact ’25 odbędzie się 14-15 maja