PiS nie może już robić z nich męczenników, a marszałek Hołownia nie może ich wpuścić na salę sejmową. Właściwie nie bardzo wiadomo, co teraz zrobić z Mariuszem Kamińskim i Maciejem Wąsikiem.
Czwartek, 10 rano. Dzwonki sejmowe wzywają posłów na salę plenarną. Zaczyna się posiedzenie. Przy wejściu do Sejmu czekają dziesiątki dziennikarzy i operatorów. Straż Marszałkowska nagle stała się bardziej widoczna niż na co dzień. Tuż przed posiedzeniem prezydium Sejmu uznało, że obaj byli posłowie mogą wejść do Sejmu, korzystając z jednorazowych przepustek na zaproszenie klubu PiS (początkowo marszałek Hołownia uważał, że nie powinni mieć takiej możliwości).
Sprawa Kamińskiego i Wąsika to prawdopodobnie kluczowy moment w politycznej karierze Hołowni. Od tego, jak poradzi sobie z tą sytuacją, może zależeć także jego ewentualny sukces w wyborach prezydenckich.
– Ani kroku wstecz – można było usłyszeć od polityków sejmowej większości. Rzeczywiście, marszałek postanowił nie odstawić nogi. Ale sporo zaryzykował. Chociaż wyborcy obecnej koalicji rządowej w zdecydowanej większości uważają, że Wąsik i Kamiński powinni pozostać w więzieniu, to akurat wyborcy Trzeciej Drogi, czyli potencjalny elektorat Hołowni, są najmniej radykalni. Spora część z nich to dawni wyborcy PiS zawiedzeni ośmioma latami rządów partii. Dla Hołowni najlepszym rozwiązaniem byłoby załatwienie sprawy tak, żeby on nie musiał się cofać, ale żeby nie doszło do żadnych przepychanek.
– Dla Hołowni to na pewno jest test polityczny, ale myślę, że on go zda, bo to jest również kwestia wiarygodności. Dla ludzi on jest wiarygodny, a Wąsik i Kamiński nie są. Ale to także kwestia stylu. Te pohukiwania z ich strony, to: my ci jeszcze pokażemy, jeszcze zobaczysz, to są zachowania raczej z pogranicza organizacji przestępczych, a Hołownia ma zupełnie inny styl – mówi ekspert od wizerunku, dr Mirosław Oczkoś. – Mam wrażenie, że nie doceniamy młodych wyborców, którzy zagłosowali przeciwko PiS. Oni poszli do wyborów, bo mieli dość tego chamstwa PiS, tej arogancji, nierówności wobec prawa. Hołownia, nawet jeśli jest ironiczny czy złośliwy, to zachowuje pełną kulturę. Tutaj PiS też nie wyciągnęło wniosków.
PiS zamierza złożyć wnioski o odwołanie Hołowni z funkcji marszałka, pojawiają się zapowiedzi doniesień do prokuratury i przyszłych wniosków o Trybunał Stanu, ale ważniejsza jest strategia, która ma wzbudzić napięcia w rządzącej koalicji. Politycy PiS, łącznie z właśnie zwolnionymi z więzienia, powtarzają jak mantrę, że Hołownia jest marionetką w rękach Tuska i że to tak naprawdę premier odebrał mandaty obu politykom PiS.
– To wyrok Sądu Najwyższego nic nie znaczy? To Donald Tusk będzie decydował, kto jest w Sejmie, a kto nie jest? – perorował w Radiu Wnet Maciej Wąsik, który w Sejmie jednak tego dnia się nie zjawił.
Sprawa Kamińskiego i Wąsika to prawdopodobnie kluczowy moment w politycznej karierze Szymona Hołowni
Szymon Hołownia na razie jest słabym kandydatem na złego bohatera. Wyborcy go lubią, w rankingach zaufania jest na szczycie. Prawdziwym wrogiem, który budzi emocje w elektoracie PiS, jest i pozostanie Tusk. Co prawda ta strategia nie sprawdziła się w ostatnich wyborach, ale Jarosław Kaczyński i tak uważa, że jest najlepsza, i zamierza ją dalej wykorzystywać.
Prezes i tortury
Brutalna prawda jest jednak taka, że PiS chwyta się wszystkiego, bo planu na to, co robić dalej, tak naprawdę nie ma. Z jednej strony słyszymy od posłów tej partii: „będziemy się bić”, z drugiej, że „trzeba pokazać merytoryczną twarz”, za to prezes Kaczyński mówi o konieczności wcześniejszych wyborów. Widać, że partia kompletnie nie wie, jak z sytuacji wybrnąć.
– Wobec jednego z ułaskawionych polityków PiS zastosowano tortury. Decyzja o tym na pewno zapadła na samej górze. Jestem przekonany, że to osobista decyzja Tuska – mówił Jarosław Kaczyński. Chodziło o dokarmianie Mariusza Kamińskiego za pomocą sondy wprowadzonej przez nos. – Wiedząc o tym, że on za chwilę wyjdzie z więzienia, została dokonana czynność przymusowego karmienia. To jest tortura i ludzie, którzy stosują takie metody, powinni odpowiedzieć za to wieloletnimi karami więzienia. Tortury bywają różne, takie, które widać na zewnątrz, i takie, których nie widać – ciągnął prezes PiS i po chwili nawiązał do torturowania swojego wuja przez gestapo.
Tym słowom prezesa przeczy jednak rzeczywistość. Obaj panowie opuścili zakłady karne w doskonałej formie, która pozwoliła im następnego dnia odwiedzić pałac prezydencki, a potem urządzić rajd po prawicowych mediach. Problem PiS polega na tym, że z jednej strony chciałoby z obu byłych posłów zrobić męczenników, a z drugiej się nie da, bo za szeroko się uśmiechają i za głośno deklarują, że jeszcze Tuskowi i Hołowni pokażą. Sondaże też nie dają nadziei, że nagle Wąsik i Kamiński staną się bohaterami ludu (np. w sondażu Instytutu Badań Pollster dla „Super Expressu” 65 proc. Polaków stwierdziło, że nie powinni być dalej posłami). Partia raczej nie ma szans na zbudowanie wokół nich narracji o „więźniach politycznych”.
– Nie widziałam nigdy szefa dużej partii, która przed chwilą rządziła, który wychodzi i mówi aż takie bzdury jak to, że panowie byli torturowani. Przecież oni sami się ośmieszają – twierdzi dr Mirosław Oczkoś. – Kamiński i Wąsik są elementem planu, w którym chodzi o to, żeby zdestabilizować krok po kroku wszystko, co robi nowa władza. Kiedy trafili do więzienia, PiS poczuło polityczne złoto. Proszę zwrócić uwagę, że w czasie protestów w ich sprawie użyto symboli narodowych, zdjęcia obu polityków wyświetlono na pomniku AK. Partia postanowiła rozegrać to na ostro. Ale nagle okazuje się, że Polacy są tym zmęczeni i w większości uważają, że oni powinni zostać w więzieniu.
Objazdowa opowieść o zamachu stanu
Pewne nadzieje PiS pokłada jeszcze w budowaniu historii o nielegalnym pozbawieniu ich poselskich mandatów.
– Oczywiście, że są posłami – przekonują posłowie PiS, ale już na pytania, co zamierzają zrobić w tej sprawie, nie mają konkretnej odpowiedzi.
Z naszych rozmów wynika, że partia znalazła się w pułapce własnej narracji. PiS tak długo przekonywało, że blokowanie mównicy czy sali plenarnej, okrzyki w Sejmie i wszelkie próby utrudniania pracy parlamentowi są warcholstwem, że teraz zwyczajnie nie może wejść w buty „totalnej opozycji”. W dodatku byli posłowie PiS nie mogą przyjść do Sejmu, bo gdyby zgłosili się po jednorazowe wejściówki, to przyznaliby, że nie są posłami, a jeśli będą próbowali wejść na swoje nieaktywne już legitymacje poselskie, to dojdzie do awantury, której partia chce uniknąć.
Przez parę miesięcy będzie przepychanka o to, czy Wąsik i Kamiński są posłami, a potem zapewne obaj trafią na listę kandydatów do PE
Plan – jak wynika z rozmów z politykami PiS – jest na razie taki. Po pierwsze, najważniejsi politycy partii, w tym Jarosław Kaczyński, zaczynają kolejny już objazd kraju. Na spotkaniach będą mówili o zamachu na konstytucję, zamachu stanu, siłowym przejęciu instytucji państwa. Do tego pojawi się opowieść o skazanych za walkę z korupcją – Wąsik i Kamiński prawdopodobnie też wezmą udział w objeździe.
Wypada przypomnieć, że obaj nie zostali skazani za walkę z korupcją, co powtarzają politycy PiS i prezydent Duda. Zostali skazani za przekroczenie uprawnień, bo uznali, że walka z korupcją pozwala im na wszystko i są służbą, która nie musi działać zgodnie z prawem. Przykładem jest afera gruntowa, która wybuchła latem 2007 r. CBA zatrzymało dwóch biznesmenów związanych z Samoobroną, którzy za kilka milionów łapówki mieli oferować odrolnienie ziemi pod Mrągowem. Agent Tomek z CBA odgrywał rolę biznesmena zainteresowanego transakcją. To była polityczna bomba, bo odrolnienie miał załatwiać lider Samoobrony, wicepremier w rządzie PiS, Andrzej Lepper. Koalicja PiS, Samoobrony i LPR się rozpadła, co w efekcie doprowadziło do wcześniejszych wyborów. W 2009 r. Mariuszowi Kamińskiemu postawiono zarzut przekroczenia uprawnień, bo zanim CBA przystąpiło do akcji, nie miało żadnych uprawdopodobnionych podejrzeń, że może dojść do przestępstwa. W dodatku CBA sfałszowało dokumenty gminne i puściło je w obieg.
To niejedyna akcja CBA z czasów Kamińskiego i Wąsika, która budzi wątpliwości. Jest także historia Bogusława Seredyńskiego, byłego prezesa Wydawnictw Naukowo-Technicznych, którego agent Tomek próbował wrobić we wzięcie łapówki. Seredyński został zatrzymany. Stracił pracę, pieniądze. I chociaż prokuratura oczyściła go całkowicie z zarzutów, na odszkodowanie czekał prawie 10 lat. Sąd uznał, że należy mu się 40 tys. zł.
Historia Seredyńskiego była odpryskiem sprawy Weroniki Marczuk, którą CBA zatrzymało w 2009 r. Postawiono jej zarzut powoływania się na wpływy i przyjęcia 100 tys. zł za pośrednictwo przy prywatyzacji Wydawnictw Naukowo-Technicznych. Prokuratura uznała jednak, że Marczuk nie popełniła przestępstwa. Pojawiły się natomiast podejrzenia, że CBA próbowało ją wykorzystać, by wejść do środowiska celebrytów i dziennikarzy związanych z TVN.
CBA pod wodzą Kamińskiego i Wąsika nie było – wbrew legendom budowanym przez PiS – służbą, która likwidowała korupcję w Polsce. Było służbą, która nie tylko popełniała błędy, ale przede wszystkim systemowo nadużywała władzy. To kolejny problem dla PiS. Przez lata afera gruntowa i inne działania CBA zostały zapomniane, teraz wyborcy znowu słyszą, czego dopuszczali się szefowie biura.
Droga do Europy
Jednak w końcu PiS będzie musiało coś zrobić z Kamińskim i Wąsikiem. Przez parę miesięcy będzie teraz przepychanka z marszałkiem Hołownią o to, czy są posłami, czy nie, a potem zapewne obaj trafią na listę kandydatów do Parlamentu Europejskiego. W sprawie ich startu w kolejnych wyborach eksperci są zgodni – ułaskawienie oznacza, że mogą ubiegać się o głosy wyborców.
To będzie źródłem kolejnych problemów wewnątrz PiS. Z okręgów, które mogłyby interesować dwóch byłych posłów, do Parlamentu Europejskiego weszli: Ryszard Czarnecki i Jacek Saryusz-Wolski (Warszawa), Adam Bielan (Mazowsze) oraz Beata Mazurek i Elżbieta Kruk (Lublin). Wszyscy mają powody do zmartwienia, bo może być im trudno powtórzyć wyborczy wynik w tym roku. Kamiński i Wąsik na pewno mają teraz lepszy start w kampanię niż ich koledzy zasiadający w Parlamencie Europejskim.