Dlaczego dzieci bywają „złe”? A może to etap przejściowy w życiu każdego człowieka? Złe zachowanie to zwykle ekspresja różnych dziecięcych potrzeb, niedojrzałych mechanizmów radzenia sobie ze stresem czy niedorosłej empatii. Co sprawia, że niektóre dzieci zachowują się antyspołecznie i jak postępować wobec takich wyzwań wychowawczych?

Motyw „złych dzieci” jest częsty w kulturze. Na przykład w znanej książce Williama Goldinga „Władca much” grupa dzieci, po katastrofie samolotu, trafia na bezludną wyspę. Po krótkim czasie chłopcy budują struktury oparte na władzy i podległości, rywalizują ze sobą, polują ze szczególnym okrucieństwem. Finalnie brutalnie zwracają się przeciwko sobie. Z kolei norweski film „Niewiniątka” pokazuje zwyczajne, spokojne osiedle. Jednak okazuje się, że mieszkające tam małe dzieci zachowują się wobec innych wrogo (np. zabijają kota, ranią dziewczynkę z niepełnosprawnością). Są pozbawione empatii i wykorzystują swoją pozorną niewinność do przemocy. W obu dziełach brak dorosłych (realnie lub pozornie). Dzieci żyją więc bez zasad, bliskości, granic. Ustalają własne zasady i reguły świata – intuicyjnie i niedojrzale.

Także „Omen”, „Dziecko Rosemary” czy „Synalek” – to klasyki kina pokazujące dziecięce znęcanie się nad zwierzętami, psychologiczny terror. Zresztą często filmy czy książki pokazujące małych oprawców to horrory lub thrillery. Dziecięcość tak bardzo nie pasuje do przemocy, że połączenie tych dwóch światów buduje atmosferę koszmaru. A jednak zdarza się realnie.

Badania neuropsychologiczne sugerują, że zaburzenia w funkcjonowaniu układu nerwowego, zwłaszcza w obszarach mózgu odpowiedzialnych za kontrolę impulsów, mogą sprzyjać występowaniu agresji. Bywa ona też spowodowana zawyżonym poziomem testosteronu i niedoborem serotoniny. Czasem rolę gra tzw. gorący temperament – silna aktywność, wrażliwość na bodźce z zewnątrz (hałasy, smaki, zapachy) i psychofizyczna pobudliwość. Także dzieci wychowujące się w rodzinach z problemem przemocy czy uzależnień, wykorzystywane seksualne albo emocjonalnie poniżane (długotrwale doświadczające traumy ze strony opiekunów) reagują na krzywdę niedostosowanymi społecznie zachowaniami.

W ten sposób chcą zwrócić na siebie uwagę, odegrać się (swoją agresją karząc dorosłych) lub rozładować napięcie. Czasami jednak po prostu nie potrafią zachowywać się inaczej, bo tego nauczyły się w domu. Ten proces ilustruje znany eksperyment amerykańsko-kanadyjskiego psychologa Alberta Bandury – prekursora behawiorystycznej teorii modelowania społecznego. W badaniu dzieci oglądały dorosłych, którzy agresywnie atakowali nadmuchiwaną lalkę (zwaną Bobo Doll). Następnie dzieci, które widziały agresywne zachowanie, częściej naśladowały je, bijąc i kopiąc lalkę, a nawet celując do niej z plastikowego pistoletu.

Cechy złego czy złośliwego dziecka ujawniają się wraz z rozwojem. Bywamy niemile zaskoczeni zmianą jego zachowania. Tymczasem to, co interpretujemy jako celowe robienie nam na złość lub ignorowanie potrzeb innych, może mieć źródło w naturalnych procesach rozwojowych dziecka.

Empatia, czyli zdolność do współodczuwania i rozumienia uczuć innych, rozwija się stopniowo wraz z przebudową mózgu i w toku socjalizacji (tak jak moralność). Już trzyletnie dzieci są świadome, że inni mają uczucia i że te uczucia różnią się zależnie od sytuacji. Jednak rozkwit empatii następuje z czasem. Dzieci mogą mieć więc kłopot z pojęciem i zaakceptowaniem perspektywy innych osób. Empatia to nie tylko rozumienie, jak ktoś inny się czuje, ale też zaakceptowanie tej odmienności i odpowiednie na nią zareagowanie. To także umiejętne wspieranie, bez naruszenia samego siebie. A więc odróżnienie sytuacji, w której nasze wsparcie jest konieczne, od takiej, w której okazuje się zbędne i krzywdzące dla nas samych.

Według Agnieszki Lasoty z Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie, szczególnie ważne w rozwijaniu empatii dziecka jest towarzyszenie mu w rozwoju, zapewnianie mu opieki i uważności, a także odpowiadanie na jego potrzeby. Autorka w swoich badaniach wykazała, że opiekunowie w żłobkach, którzy są empatyczni wobec swoich podopiecznych, przyczyniają się do efektywniejszego rozwoju empatii u dzieci.

Oczywiście, nie wszyscy opiekunowie umiejętnie reagują na potrzeby dziecka, nie zawsze są empatyczni wobec innych. Dzieci, które wychowują się w takich rodzinach, mogą nie mieć odpowiednich wzorców i rozwijać się nieadekwatnie do wymagań społeczeństwa. Na przykład dziecko, którego potrzeby są zaniedbywane i które obserwuje wzajemną niechęć do siebie rodziców, samo przejmuje takie wzorce. Bywa agresywne, szczególnie pobudliwe, nie potrafi budować prawdziwych relacji koleżeńskich, opartych na współczuciu i bliskości. Jego zaniżona samoocena sprzyja zachowaniom antyspołecznym, nakierowanym na poszukiwanie sprawczości i poklasku innych, a te (prawdziwe czy nie) najłatwiej znaleźć wśród innych niepewnych siebie i rozwijających się jeszcze dzieci.

Często w złowrogie kliki wpadają dzieci, które potrzebują przywództwa, kogoś, kto obroni je przed wrogim światem. A ten ktoś – mimo że pozornie silny i władczy – jest równie niepewny, skrzywdzony i niezrozumiany przez innych, jak one same. Nie każde samotne i niezrozumiane dziecko będzie jednak pragnęło przewodzić grupie i wyznaczać jej kierunki działania. Niektóre dzieci będą korzystały ze swojej pozycji „czarnej owcy”: osoby będącej na uboczu, wyszydzanej lub ocenianej negatywnie, ale za to dostrzeganej, będącej w jakimś sensie na świeczniku. Taka czarna owca może straszyć innych, opowiadając im mroczne historie o złych ludziach lub potworach. Może ignorować polecenia opiekuna albo nauczyciela, dostawać złe oceny oraz liczne uwagi. Może także przeszkadzać rówieśnikom, niszczyć ich przybory szkolne czy przedszkolne albo demolować pomieszczenia wspólne.

Jeszcze inne dzieci nie będą prawie w ogóle angażowały się w relacje z rówieśnikami, a swoje antyspołeczne instynkty będą rozładowywały w relacji ze zwierzętami: zabijając owady i myszy czy dokuczając dotkliwie własnemu psu lub kotu.

Takie zachowania z pozoru mogą wyglądać błaho. Tak, rzeczywiście miewają charakter przejściowy, jednak zawsze wymagają naszej rodzicielskiej uwagi, empatycznej rozmowy i bycia razem. Dorosły, towarzysząc dziecku, może tłumaczyć mu, dlaczego krzywdzenie innych ludzi i zwierząt nie jest właściwym zachowaniem. Prowadzi do wielkiego smutku i cierpienia innych istot. Dzięki rozmawianiu o konsekwencjach swoich poczynań dziecko ma możliwość zwrócić uwagę na własne zachowania, przeanalizować je, a następnie zmodyfikować. Jednak by to było możliwe, jednocześnie musimy zapewnić dziecku bezpieczną przystań – w domu albo placówce wychowawczej. Tylko dzieci czujące się bezpiecznie mogą zachowywać się właściwie i zgodnie z normami społecznymi. Bez szkody dla samych siebie.

Oprócz poczucia bezpieczeństwa rozwijający się dziecięcy organizm potrzebuje także stymulacji i rozrywki dostosowanej do wieku (np. w formie zabawy, swobodnej eksploracji). Przedłużająca się i niechciana nuda jest nieprzyjemnym emocjonalno-motywacyjnym stanem, nieraz prowadzącym do niepożądanych zachowań. Zwłaszcza wśród dzieci, które nie mają wypracowanych dorosłych sposobów radzenia sobie z trudnymi emocjami i nie mogą jeszcze w pełni decydować o sobie, przejąć kontroli nad sytuacją.

Bywa i tak, że dziecko tylko z pozoru rozwija się właściwie i nie sprawia problemów wychowawczych. Realnie zaś jest nieszczęśliwe i zagubione. Takie zagubienie nie zawsze manifestuje się rozładowywaniem emocji na zewnątrz, wobec innych ludzi, zwierząt czy przedmiotów. Dużą część własnych agresywnych popędów dzieci rozładowują autoagresywnie: a więc w sposób świadomy lub nieświadomy, wyrządzając sobie krzywdę. Przykładem dziecięcej autoagresji może być uderzanie się po ciele lub uderzanie głową w ścianę, skubanie skórek przy paznokciach do krwi, wyrywanie sobie włosów, celowe kaleczenie się przedmiotami lub zębami, odmawianie jedzenia albo skakanie z dużych wysokości.

Badania prowadzone m.in. przez amerykańskich badaczy Edwarda Carra i Jacka McDowella wykazały, że dziecięce zachowania autoagresywne często mają podłoże sensoryczne (np. jako regulacja napięcia) lub są reakcją na stres i frustrację. Bardzo podobnie jest z agresją wyrażoną na zewnątrz. Dziecko agresywne wobec otoczenia może negatywnie wpływać na innych i stać się wrogiem całej klasy. Z kolei dziecko autoagresywne może długo pozostawać niedostrzeżone i sprawiać sobie ból w poczuciu całkowitego osamotnienia. Jednak realnie – w obydwu tych przypadkach – dzieci potrzebują naszej uważnej troski i zainteresowania.

Mroczna strona dzieciństwa istnieje – nie tylko w książkach i filmach. Dziecięca potrzeba „czynienia zła” wydaje się bardzo naturalna i zazwyczaj jest przejściową reakcją na zmiany w organizmie i środowisku. Nawet dzieci, które zachowywały się niewłaściwie wobec rówieśników czy robiące wiecznie na złość dorosłym, mogą wyrosnąć na odpowiedzialnych i empatycznych dorosłych. Bywa jednak, że dzieci, które były regularnie pomijane i wychowywały się w poczuciu pozostawienia samym sobie, rozwinęły się niewłaściwie. Mogą więc bardziej niż inni zachowywać się antyspołecznie. Jednak i taki stan można i warto skutecznie leczyć – zwłaszcza przy wsparciu psychoterapii. Takiej, która jest nastawiona na pracę z zaburzeniami osobowości typu antyspołecznego – w atmosferze wzajemnego zaufania i szacunku.

Małgorzata Osowiecka-Szczygieł psycholożka i wykładowczyni. Pracuje na Uniwersytecie SWPS w Sopocie. Naukowo zajmuje się wpływem kontaktu z poezją na twórcze myślenie, a także pisaniem ekspresyjnym jako formą terapii wśród osób z doświadczeniem traumy czy chorujących przewlekle. Prowadzi zajęcia m.in. z: psychometrii, statystyki, psychologii poznawczej, interwencji kryzysowej, diagnozy twórczości oraz emocji i motywacji. Prowadzi także warsztaty i szkolenia z twórczego rozwoju dla firm i instytucji

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version