Poczucie przynależności to podstawowa ludzka potrzeba. Wynika z cech naszego społecznego gatunku. Dlatego w momencie kryzysu pierwszym rodzajem wsparcia zawsze będzie bliski kontakt z drugim człowiekiem, dający poczucie bezpieczeństwa.Jak okazywać bliskość potrzebującemu?
Dobre słowo, przytulenie (poprzedzone pytaniem o zgodę) czy po prostu czyjaś życzliwa obecność w trudnej sytuacji działają jak lekarstwo. Wzmacniają naszą odporność, regulują oddech i ciśnienie krwi. Jednak często boimy się takie gesty okazać. Widzimy czyjąś trudność, ale wycofujemy się. Słyszymy prośby o pomoc, ale nie reagujemy, bojąc się kogoś zranić nieodpowiednią reakcją. Ranimy więc jej brakiem. A przecież bliskość to najbardziej naturalny i skuteczny rodzaj wsparcia w kryzysie. Jak ją okazywać, by była pierwszym krokiem wsparcia?
Bliskość czyni cuda
Bliskość to bycie uważnym i obecnym. Fizycznie – przez przytulenie, dotyk, złapanie za rękę, położenie dłoni na ramieniu. Psychologicznie – to zrozumienie, dobre słowo, docenienie, pokazanie, że ktoś sobie radzi. Ale też pozwolenie tej osobie na bezradność i łzy. To taka obecność, która daje poczucie, że nie jesteśmy w naszym kryzysie sami. To też zwyczajnie – podanie szklanki herbaty, pomoc w zaspokojeniu podstawowych potrzeb. Jak towarzyszenie w „załatwianiu spraw” – trudnej rozmowie, np. z nauczycielem, w urzędzie czy sekretariacie, obecność w poczekalni u lekarza, w oczekiwaniu na badania czy ich wyniki.
Newsweek Psychologia
Foto: Materiały wydawcy
Nasze mózgi tworzyły się w toku ewolucji. Na początku ludzkości byliśmy istotami stadnymi, które w pojedynkę nie miały szans na przetrwanie. Polowanie, utrzymanie ognia, ochrona przed drapieżnikami były działaniami przekraczającymi możliwości samotnej jednostki. Z tego powodu w naszych umysłach mamy zapisaną potrzebę bycia z innymi, zwłaszcza w sytuacjach będących dla nas wyzwaniem, nowych czy kryzysowych.
Poczucie przynależności jest jedną z podstawowych ludzkich potrzeb. Bliskie relacje utwierdzają nas w tym, że jesteśmy ważni i akceptowani. To z kolei wpływa na naszą samoocenę oraz ogólne samopoczucie. Badania pokazują, że ludzie, którzy czują się częścią grupy: rodziny, przyjaciół czy społeczności – przejawiają wyższy poziom szczęścia. Bliscy ludzie bywają również źródłem motywacji do działania i rozwoju osobistego. Ich obecność oraz wsparcie mogą inspirować nas do podejmowania nowych wyzwań i do realizacji celów.
Także nasze ciało reaguje na obecność drugiej osoby, dotyk i bliskość fizyczną na poziomie fizjologicznym. Czyjaś bliska fizyczna obecność powoduje wydzielenie oksytocyny i dopaminy – hormonów, które wywołują uczucie bliskości, zaufania, bezpieczeństwa, pomagają zmniejszyć napięcie i lęk. Objęcie przez drugą osobę wyzwala wrażenie bezpiecznego schronienia. Specjaliści z amerykańskiego uniwersytetu w Pittsburghu zbadali grupę ponad 400 dorosłych, którzy otrzymywali wsparcie w formie uścisków. Badania wykazały, że przytulanie wzmacnia również układ odpornościowy. Wydzielane podczas przytulania hormony pełnią funkcję immunoregulatorów. Dzięki nim organizm szybciej zwalcza infekcję.
Z kolei badacze japońscy wykazali, że uściski mogą łagodzić fizyczny i psychiczny stres. Przytulanie i dotyk obniżają poziom hormonu stresu – kortyzolu, obniżają skurczowe ciśnienie krwi, co zmniejsza odczuwane napięcie. Badania dr Karen Grewen z Uniwersytetu Karoliny Północnej pokazują zaś, że już 20-sekundowe przytulenie obniża puls i zmniejsza fizyczne objawy stresu.
W sytuacji, w której ktoś z naszych bliskich jest przygnębiony, zestresowany, jego uściskanie może pomóc wyregulować pracę układu nerwowego, obniżyć napięcie, uspokoić pracę serca, zwolnić oddech, pomóc rozluźnić napięte mięśnie. Taka regulacja pozwala odblokować zasoby i umożliwia racjonalne spojrzenie na sytuację.
Być blisko, czyli jak?
O empatycznej bliskości opowiada amerykańska badaczka i pisarka Brené Brown. Dla niej empatia to współbycie w trudnej sytuacji, polegające na poznaniu sytuacji drugiej osoby i przekazaniu, że widzimy, jak jej jest w niej trudno. To też zapewnienie, że nie jest sama. Brown w metaforyczny sposób wyjaśnia, że empatia to zejście do kogoś, kto jest w dołku, w pułapce, zobaczenie, jak tam jest, i towarzyszenie w tym, co trudne. Bez dawania rad, interpretacji czy porównań.Często jednak boimy się nawet podejść czy odezwać do osoby w kryzysie, bo mamy poczucie, że nie wiemy, co powiedzieć, że niewiele możemy zrobić. Ostatecznie najważniejsza jest obecność – tylko tyle i aż tyle.
Równie pięknie co Brené Brown o psychicznej bliskości powiedziała jedna z nastoletnich pacjentek: „Kiedy jestem w jakiejś trudnej sytuacji, potrzebuję, żeby ktoś był obok mnie. Nie żeby coś realnie zrobił, ale żeby posiedział obok. Nie czuję się wtedy taka samotna i bezradna ze swoim problemem”.
Empatia jest niezbędna w sytuacjach, gdy chcemy pomóc drugiej osobie w trudnych momentach. Dzięki empatii możemy lepiej zrozumieć, jak się czuje i jakie ma potrzeby. To umożliwia nam udzielenie bardziej adekwatnego wsparcia i pomocy.
Czasem bardzo chcemy pomóc komuś, towarzyszyć mu w jego cierpieniu, kryzysie, zmaganiu się z czymś dla niego trudnym, ale blokuje nas myśl o tym, że nie wiemy jak. Że możemy zaszkodzić itd. Nasz umysł potrafi podsunąć nam różne racjonalne wytłumaczenia, powody, dla których takich działań nie podejmiemy. Czasem obawy sprawiają, że ktoś, kto potrzebuje wsparcia, pozostaje sam. Pomimo grona bliskich mu ludzi.
Jak być blisko?
Najlepszy przepis na bycie blisko to zapytanie drugiej osoby, czego potrzebuje, i deklaracja, że mamy czas i chęć jej towarzyszyć. Jeśli osoba, którą chcemy wesprzeć, nie odpowiada, jest w takim stanie emocjonalnym, że nie umie zatroszczyć się o siebie, możemy skorzystać z kilku uniwersalnych kroków:
PO PIERWSZE – „OTWÓRZMY FURTKĘ”
Po prostu bądźmy obecni, powiedzmy, co zauważamy: „Widzę, że coś cię trapi, że jesteś zmęczona, że z czymś się zmagasz”. Otwarte mówienie o swojej gotowości do pomocy, do poświęcenia swojego czasu, słuchanie – to fundament bliskości. Pozwólmy wspieranej osobie wyrazić swoje uczucia i mówić o wspomnieniach. Osoba w kryzysie czasem potrzebuje opowiedzieć trudną historię wiele razy. Dzięki temu się z nią oswaja, a za każdym razem emocje i napięcie słabną.
PO DRUGIE – DAWAJMY PRZESTRZEŃ
W rozmowie stwarzajmy przestrzeń na każdą emocję, pokazujmy zrozumienie, mówmy, że to naturalne, że wiele osób tak się czuje w podobnej sytuacji. Zrozumienie i akceptacja są niezwykle pomocne i uwalniające. Normalizowanie przeżywanych emocji jest niedocenianym sposobem wsparcia: „To normalne, że się boisz, wszyscy się boją”.
PO TRZECIE – SŁUCHAJMY UWAŻNIE
Nie oceniajmy, nie doradzajmy, nie dopytujmy o szczegóły zdarzenia. Czasami najbardziej potrzebny jest ktoś, kto „tylko” wysłucha, bez prób naprawiania sytuacji. Jeśli nie wiemy, co powiedzieć, lepiej jest się tym podzielić, niż szukać na siłę słów pocieszenia. Pomocne jest też po prostu pokazanie, że słuchaliśmy – streszczenie w kilku słowach tego, co usłyszeliśmy, podsumowanie: „Widzę, jak ci trudno. Fakt, to bardzo wymagająca sytuacja”, lub docenianie: „Dobrze sobie radzisz”.
Jeśli chcemy dać radę, coś podpowiedzieć, zapytajmy, czy wspierana osoba ma przestrzeń, aby takie wskazówki przyjąć. Często nam się wydaje, że wiemy lepiej od osoby, z którą rozmawiamy. Jednak udzielanie rad bez zgody drugiej strony budzi złość i opór.
PO CZWARTE – ZADBAJMY O PRAKTYCZNE, CODZIENNE SPRAWY
Czasem w trudnej sytuacji przytłaczające są nawet drobne codzienne zadania. Przyniesienie jedzenia, wsparcie w nauce, przyniesienie notatek – wszystko to może być ogromną pomocą.
PO PIĄTE – ZAPROPONUJMY SKORZYSTANIE Z PROFESJONALNEJ POMOCY
Gdy osoba, której towarzyszymy, ma trudności w radzeniu sobie z emocjami, z napięciem, z doświadczaną trudną sytuacją, zaproponujmy skorzystanie z profesjonalnej pomocy. Nie namawiajmy, zapiszmy dane kontaktowe i pozwólmy wspieranej osobie podjąć decyzję.
Ale żeby się nie wypalić
Pomaganie to bardzo trudne zadanie, czerpie z wielu naszych zasobów. Jeśli zapominamy o sobie, łatwo się wypalić, poczuć zniechęcenie czy złość. Te negatywne emocje spowodują chęć wycofania się z udzielania wsparcia, a tego raczej nie chcemy. Warto więc wdrożyć pierwszą zasadę ratowników – najpierw zadbajmy o siebie.
Na początek ważne jest ustalenie ze sobą, w jaki sposób umiemy i możemy wesprzeć kogoś w kryzysie. Każdy z nas ma inne możliwości, umiejętności – ktoś może np. upiec ciasto, inny pomoże w nauce, jeszcze inny być może lepiej czuje się w formalnych sytuacjach. Każdy ma inną ilość czasu, którą może poświęcić drugiej osobie. Ważne więc – pomoc zacznijmy od realnej oceny swoich zasobów. Nie dawajmy obietnic, których nie możemy spełnić.
Zadbajmy o wsparcie dla siebie i/lub czas na odreagowanie emocji. Wspierając kogoś, zaplanujmy, w jaki sposób pomożemy sobie. Dobrze jest mieć świadomość, co pomoże nam „wietrzyć głowę” i łagodzić nagromadzone napięcie. Dla niektórych to będzie cichy wieczór w domu z kubkiem kakao, dla innych rozmowa, jeszcze inni wybiorą aktywność fizyczną.
Czytajmy sygnały ze swojego ciała – jeśli zaczynamy czuć złość, irytację, niechęć, silne zmęczenie pomimo odpoczynku, uwaga, to mogą być sygnały wypalenia. A zatem ważna informacja od nas samych dla nas samych. Zdrowo jest wtedy się zatrzymać i skupić na sobie.
Długofalowe, rzetelne wspieranie kogoś można z powodzeniem porównać ze sportem: to nie sprint, lecz maraton lub długa, wymagająca wytrwałości wędrówka. Zasoby będą potrzebne.
Anna Tulczyńska — psycholog, certyfikowana psychoterapeutka poznawczo-behawioralna, socjoterapeutka. Członkini Polskiego Towarzystwa Terapii Poznawczo-Behawioralnej i Polskiego Towarzystwa Terapii Dialektyczno-Behawioralnej. Od ponad 20 lat pracuje z młodzieżą, łącząc praktykę psychoterapeutyczną z różnymi rolami: psychologa szkolnego, kierownika Ośrodka Promocji Talentów, psychologa diagnosty, członkini zarządu fundacji. Jest współautorką programu eksperymentu edukacyjnego realizowanego w warszawskim Liceum im. S.I. Witkiewicza, autorką publikacji dla rodziców, nauczycieli i dyrektorów szkół oraz webinarów