W Polsce wybuchają kolejne ogniska choroby zwierząt, która do niedawna pojawiała się głównie w południowej Europie. Czy może zagrozić ludziom?
W ostatnich dniach Główny Lekarz Weterynarii poinformował o wykryciu u zwierząt gospodarskich kolejnego, już dziewiątego ogniska choroby niebieskiego języka (BT, Blue Tongue), tym razem w jednym z gospodarstw hodowlanych z powiatu goleniowskiego. Po raz pierwszy odnotowano jej przypadek 21 listopada ubiegłego roku w Rajczynie na Dolnym Śląsku.
Pojawienie się w Polsce choroby niebieskiego języka (jak dotąd w województwach dolnośląskim, zachodniopomorskim oraz warmińsko–mazurskim) jest prawdopodobnie spowodowane postępującym ocieplaniem się klimatu – informuje Małopolski Ośrodek Doradztwa Rolniczego.
Do niedawna nie występowała ona na naszych szerokościach geograficznych, a granicą jej zasięgu był przebiegający nieco powyżej rumuńskiego Bukaresztu 45 równoleżnik. Chorowały na nią zwierzęta w Bułgarii, Grecji, Chorwacji, na południu Włoch. Dzisiaj okazuje się, że w naszym klimacie i w czasie obecnej wyjątkowo łagodnej zimy coraz lepiej czują się kuczmany (Culicoides), niewielkie kłująco–ssące muszki, które przenoszą wirus z rodzaju Orbivirus. To on właśnie wywołuje chorobę niebieskiego języka. Innymi drogami zakażenia są krew i nasienie.
Niegroźna dla ludzi
BT to choroba wyłącznie przeżuwaczy, na szczęście nie jest zakaźna dla ludzi. Chorują na nią zarówno zwierzęta gospodarskie, takie jak krowy, kozy czy owce, jak i dzikie, w tym jelenie, łosie, sarny, a w Afryce również słonie, wielbłądy i antylopy. Dla hodowców dobrą wiadomością jest to, że – jak informuje w swoim komunikacie Główny Inspektorat Weterynarii – zwierzęta nie zarażają się bezpośrednio od siebie. Jak podkreśla GIS, choroba nie przenosi się na inne gatunki zwierząt, a mięso, mleko, skóry czy inne produkty pochodzące od dotkniętą nią sztuk nadają się do spożycia albo użytkowania.
Cierpiące zwierzęta
Niestety, dla zwierząt oraz ich hodowców pojawienie się BT może być przyczyną problemów. U bydła, które zaraża się znacznie częściej niż owce, choroba ta przebiega wprawdzie łagodnie, ale po jej przebyciu zwierzę może pozostać jej nosicielem a po ukąszeniu przez muszki być źródłem dalszych zakażeń.
95 proc. infekcji przebiega bezobjawowo, do widocznych objawów należą: gorączka, ślinotok, zaczerwienienie i obrzęki w jamie ustnej, owrzodzenie języka, zwierzę kuleje, ciężarne krowy poronić lub urodzić rodzenie zdeformowane cielęta. Śmiertelność chorych zwierząt jest niska i nie przekracza 5 proc. Nieco ostrzejszy przebieg choroba ma u owiec, u których również ciąże mogą kończyć się porodem martwych lub zdeformowanych jagniąt. Najczęstszą – choć wciąż rzadką – przyczyną śmierci są zapalenia płuc.
Zwalczyć muszki
By zmniejszyć ryzyko wystąpienia choroby niebieskiego języka, zaleca się hodowcom zwiększenie nadzoru nad stadami późnym latem i jesienią. A teraz okazuje się, że również zimą. W momencie pojawienia się objawów trzeba natychmiast powiadamiać weterynarza opiekującego się zwierzętami. Ze względu na bezobjawowy przebieg BT zaleca się na terenach jej występowania przeprowadzać przeglądy weterynaryjne stad wraz z badaniami klinicznymi i laboratoryjnymi w przypadku bydła oraz prowadzić akcje zwalczania muszek w gospodarstwach i ich otoczeniu.
Zalecane jest również wprowadzenie ograniczeń w transporcie przeżuwaczy z i na terenie stref występowania BT i nakaz trzymania ich w budynkach w porach największej aktywności owadów przenoszących chorobę. W Polsce od lat prowadzony jest program monitoringu choroby niebieskiego języka. Służą do tego specjalne pułapki na przenoszące ją muszki, które przekazywane są do Państwowego Instytutu Badawczego, gdzie sprawdzana jest obecność wywołującego ją wirusa.