Od cichych dni, przez odmawianie seksu, aż po straszenie: idę się zabić i demonstracyjne telefony do eks. Inspiracje, często nieświadomie, czerpiemy z domów rodzinnych oraz poprzednich związków. Tyle że kara nie ratuje, ale dekonstruuje relację.

Andrzej (51 l.): – Kiedyś była taka kampania społeczna: „Nie czytasz, nie idę z tobą do łóżka”. Ja to miałem w małżeństwie, od początku. I nie chodziło o lektury. Pierwsza żona karała mnie odmową seksu za każde przewinienie. Jak wypiłem za dużo na imprezie, jak zapomniałem zapłacić ubezpieczenie za auto, jak podniosłem głos na dzieci, jak byłem dla niej zbyt chłodny. Święty nie jestem, ale ona nie chciała ze mną niczego wyjaśnić. Już wolałbym kłótnię. Ale żona z lekkim uśmiechem oznajmiała: „A o seksie zapomnij!”. Potem przez tydzień, dwa spała na kanapie w dużym pokoju. Przy drugiej żonie uczę się, że kłopoty można po prostu obgadać. Karanie jest poniżające, do niczego dobrego nie prowadzi.

Iga (28 l.): – Czasem myślę, że mój partner lubi mnie ukarać. Bo później, kiedy już wszystko jest OK, przeżywamy „miesiąc miodowy”. Najpierw, jeśli się pokłócimy albo gdy ma do mnie jakiś żal, najczęściej się na mnie obraża. Milczy przez całą dobę albo odpowiada półsłówkami, nie patrząc na mnie. Czuję się lekceważona, niekochana. Czasem w kłótni po prostu wychodzi z domu, trzaskając drzwiami. Ta kara jest najdotkliwsza. Nie mówi, dokąd idzie, niestety zostawia telefon albo wyłącza go. Nieraz wraca dopiero nad ranem. Martwię się, gdzie jest, co robi. Potem twierdzi, że to ja go sprowokowałam swoimi słowami.

Artur (33 l.):– Moja narzeczona znalazła doskonały sposób na karanie mnie. Doskonały tylko jej zdaniem, bo ja jestem coraz bardziej sfrustrowany i myślę o rozstaniu. Ona ma pretensje głównie o to, że bałaganię i często się spóźniam. Jeśli tak się dzieje, narzeczona natychmiast dzwoni przy mnie do swojego eks. Wie, jak mnie to wkurza. Prowadzi z nim serdeczną, momentami czułą rozmowę; flirtuje i spogląda na mnie, jak reaguję. Zaciskam zęby, ale chce mi się krzyczeć, że to słabe.

Co para, to kara, chciałoby się powiedzieć. Nie ma bowiem jednego sposobu ukarania partnera. Nawet cisza może „wybrzmiewać” w zupełnie odmienny sposób. Temat karania w związkach regularnie pojawia się — jako problem uświadomiony bądź nie — w gabinecie terapeutki i coachki Joanny Godeckiej, autorki książek, m.in. „Szczęście w miłości”, „Miłość na celowniku”.

– Słyszę o tym zarówno od osób „karzących”, jak i karanych. Nierzadko w czasie sesji kobiety mi opowiadają: „A potem ja się obraziłam i przestałam odbierać od niego telefony na kilka godzin”. Bardzo powszechne jest karanie ciszą, mimo fizycznej obecności we wspólnej przestrzeni; traktowanie partnera jak powietrze, co wydaje się domeną kobiet, choć oczywiście nie ma reguły.

Ale czym w ogóle jest karanie w związku?

Joanna Godecka odpowiada: – To świadome działanie, które ma na celu wyrażenie nie wprost własnego niezadowolenia, braku aprobaty, trudnych emocji. Oczywiście, my zawsze mamy prawo wyrażać dezaprobatę i niezadowolenie. Natomiast czym innym jest karanie, a czym innym konstruktywne informowanie partnera o swoich emocjach, odczuciach, rozczarowaniach.

Pozornie błaha rzecz. Pewien mężczyzna obraził się na żonę, więc nie przygotował jej w poniedziałek śniadania. We wtorek też nie. Komunikował się z nią nader chłodno. Nie powiedział, o co mu chodzi, bo uważał, że powinna się domyślić. Ale zastosował karę. Pierwszy raz od dwóch lat nie zrobił żonie śniadania, a to ich zwyczaj, że on szykuje śniadanie, ona obiad. Tak było do piątku, dopóki nie wybuchła awantura, która jakoś oczyściła atmosferę. Tylko że awantura to nie jest najlepsze rozwiązanie konfliktu. Została zadra, padło wiele przykrych słów.

– Zdarzają się też manipulacje i szantaże – opowiada Godecka. Przypomina kolejną historię z gabinetu. Pewien mężczyzna odmówił pojechania na wielkanocne śniadanie do rodziny partnerki. Nie porozmawiali o tym, dlaczego on nie chce jechać. Kobieta, urażona, wybrała się sama. Kiedy nadeszły kolejne święta, partner zaprosił ją do swoich rodziców. Odmówiła, mimo że miała ochotę iść. W ten sposób postanowiła go ukarać.

– Zamiast wyjaśnić powód niechęci do wyjścia (ból głowy, duże zmęczenie?), niektórzy od razu przechodzą do kontrataku – komentuje terapeutka. — „Jeśli ty mi tak, to ja tobie siak”. Na pewno jest to rodzaj rewanżu – uściśla. W skrajnych przypadkach można to uznać za zemstę.

Dr Julita Czernecka, socjolożka, coachka i badaczka, zajmująca się tematem relacji, wyróżnia trzy główne obszary kar w związkach.

– Jedną z form jest cisza i emocjonalne wycofanie, określane jako stonewalling, czyli budowanie murów. Osoba, która to stosuje, przestaje rozmawiać, unika kontaktu, wybiera tzw. ciche dni. Jest to działanie bardzo destrukcyjne, ponieważ blokuje komunikację i oddziela od partnera lub partnerki, co, zamiast rozwiązywać problem, eskaluje napięcie. Odbiorca „kary” często czuje się odrzucony, co prowadzi do narastającego lęku i utraty poczucia bezpieczeństwa w relacji. Najczęściej robią tak osoby z niedojrzałą emocjonalnością, które wyniosły takie wzorce z domów rodzinnych.

Kolejną popularną formą karania według dr Czerneckiej są sarkazm, krytyka i poniżanie – działania na poziomie słów. – Kąśliwe uwagi, ironiczne pytania, czasem złośliwe „wbicie szpili”, a nawet celowe wyciąganie z przeszłości trudnych spraw, które były już wielokrotnie omawiane. Tego rodzaju zachowania mają na celu wywołanie reakcji emocjonalnej, ponieważ uderzają w szczególnie wrażliwe punkty partnera. Są raniące nie tylko przez treść, ale także obniżają wartość drugiej osoby, podważają poczucie własnej wartości, mogą wywołać poczucie pogardy i upokorzenia – podkreśla socjolożka.

– Trzecią formą jest odmowa bliskości fizycznej lub intymności, co zdarza się dość często w związkach. Może to obejmować unikanie gestów świadczących o bliskości, takich jak przytulanie czy trzymanie za rękę, ale też dystans w sferze seksualnej. Czasem bliskość fizyczna staje się wręcz instrumentalna, pozbawiona emocjonalnego zaangażowania. Tego rodzaju działania osłabiają więź, odbierają poczucie intymności i współuczestnictwa w relacji – przyznaje.

– Właściwie każde działanie możemy zastosować jako manipulacyjny model karania – ostrzega Joanna Godecka. – W zależności od tego, jak nasza relacja wygląda, jesteśmy w stanie zbojkotować różne aktywności, zwyczaje, okoliczności. Albo wyjść z domu, wyłączyć telefon i spowodować, że druga strona szaleje z niepokoju, płacze, martwi się.

Istnieją też liczne, nie zawsze oczywiste, dość subtelne formy karania. Ktoś zmienia ton głosu. Choćby z ciepłego na oschły. Albo język komunikacji: z pieszczotliwego na oficjalny. Niby nic złego się nie dzieje, a jednak boli. O takich sytuacjach Godecka słyszała wielokrotnie. Oto w związku nagle ktoś wycofuje swoją czułość, ciepło czy bezpośredniość.

Okazuje się, że wiele kar, stosowanych przez dorosłe osoby w relacjach, ma swoje źródło w dzieciństwie. Rodzice czy dziadkowie karali dziecko lub bliskich w taki, a nie inny sposób. Milczeniem, oschłością, wyjściem z domu, wyzwiskami, szantażowaniem itd.

Część osób (zwykle jednak nieświadomie) stosuje potem owe wzorce we własnych domach, związkach. – Ale pamiętajmy, że my nie mamy partnera wychowywać, bo on już jest dorosły – przypomina Godecka.

Pojawiają się jednak scenariusze typu: jak będziesz dla mnie miły, jak sprzątniesz piwnicę, zrobisz zakupy, to będę się z tobą kochać. Albo: jeśli nie kupisz mi tego czy tamtego, wynoszę się z sypialni. – W ten sposób kontrolujemy partnera. Bo jeśli ja się do niego przez cały weekend nie odzywam i widzę, że jest smutny, niepewny, albo wychodzę gdzieś bez słowa, a on się martwi, to ja mam satysfakcję. Zyskuję nad nim kontrolę. Tyle że to nie jest fair – dodaje terapeutka.

Do pewnego terapeuty przyszła pewnego razu dojrzała kobieta, która przyznała, że dość często wykrzykuje mężowi w trakcie kłótni: „Mam dość, wychodzę, idę się zabić!”. Okazuje się, że tak robiły jej babcia i matka. Żadna nie chciała się oczywiście zabijać, jedynie zdenerwować i przestraszyć męża. Kobieta dzięki terapii zrozumiała wreszcie, że to dramatyczny, emocjonalny szantaż wobec ukochanej osoby.

– Zazwyczaj ludzie, którzy pozwalają się karać w związku, byli karani w dzieciństwie lub obserwowali takie mechanizmy u rodziców, opiekunów. Podlegali emocjonalnym szantażom albo byli ich świadkami – zauważa Godecka. – Ale teraz, w dorosłej relacji, czują się podobnie, mają gotowy scenariusz zachowań. I czują się zależni od partnera, partnerki. Jednak w zdrowym związku nie godzimy się na tak raniące zachowania.

A czy da się w ogóle ustalić, która z metod jest bardziej bolesna, okrutna, raniąca? Zdaniem dr Julity Czerneckiej, wiele zależy od wrażliwości danej osoby oraz jej doświadczeń i schematów, wyniesionych z wcześniejszych relacji czy z rodziny. Każda osoba i każda para może inaczej odczuwać dane zachowania czy komunikaty. Wspólnym mianownikiem „karzących” działań jest fakt, że osłabiają więź i ranią na różnych poziomach – emocjonalnym, psychicznym, a czasem nawet fizycznym.

Dlaczego i skąd biorą się w nas chęci, aby karać drugą osobę w związku? – To jest dosyć złożone, ale oczywiście wynosimy to z pierwotnych relacji. Bardzo często z tych, w których sami byliśmy traktowani w ten sposób jako dzieci, a potem jako młodzi dorośli. Obserwowaliśmy to również w związkach naszych bliskich, głównie rodziców – wyjaśnia dr Czernecka.

Badaczka tłumaczy, że karanie wynika przede wszystkim z głębokich zranień, nieprzepracowanych emocji oraz z braku innego sposobu wyrażenia bólu, zawodu czy gniewu.

– Pojawia się tutaj brak umiejętności otwartej komunikacji. Otwarte mówienie o własnych emocjach jest, moim zdaniem, raczej przywilejem, umiejętnością i kompetencją, którą nie wszyscy otrzymują w domach rodzinnych. Bardzo często wzorce z przeszłości są niezwykle mocne – chęć bycia w rywalizacji, wyrównywania rachunków, czyli trwania w schemacie „wiecznej wojny” i „wiecznego pola minowego”. To forma rewanżu, iluzorycznego przywrócenia sprawiedliwości, która w rzeczywistości jest odtwarzaniem destrukcyjnych wzorców – opowiada dr Czernecka.

Dodajmy do tego schematy popkulturowe. W wielu filmach — nie tylko komediach romantycznych, serialach czy piosenkach — motyw „focha”, obrażania się, ucieczki bez słowa wyjaśnienia, kiedy ktoś kogoś zrani, zawiedzie, zdradzi, jest popularnym i pożądanym elementem fabuły. Dodaje dramaturgii, powodując u bohaterów i widzów skrajne emocje. Serial „Missing you” na podstawie powieści Harlena Cobena, który na platformie Netflix na początku 2025 r. bił rekordy popularności, rozpoczyna się od świadomego zniknięcia narzeczonego głównej bohaterki. Natyka się na niego po latach w sieci.

– Czasami karanie jest również efektem bezsilności, gdy czujemy się zranieni, a partner ignoruje nasze uczucia lub nie rozumie naszej perspektywy. Wówczas kara staje się reakcją obronną, próbą zrewanżowania się. Jest formą wyrażenia frustracji, wołaniem o uwagę, o dostrzeżenie swojego cierpienia. Można powiedzieć, że w wielu przypadkach kara jest tak naprawdę wołaniem o zobaczenie i usłyszenie tego, co nas głęboko boli – zauważa dr Julita Czernecka.

Istnieje zdrowsza i dojrzalsza alternatywa.

– Najbardziej sensowna i praktyczna jest codzienna komunikacja bez przemocy – mówi Joanna Godecka. – Komunikowanie wprost, że czuję się zraniona albo zlekceważona, kiedy mnie nie słuchasz lub gdy przerywasz, lub kiedy ciągle gdzieś wyjeżdżasz. Zamiast manipulować lub obrażać się czy krzyczeć, proponuję powiedzieć: „Słuchaj, nie spodobało mi się to, co zrobiłeś/aś”. Albo: „Poczułam się zraniona, dotknięta, obrażona twoim zachowaniem i słowami”. Ważne, aby druga strona nie musiała się domyślać, lecz jednak usłyszała, co nas gryzie.

Poza tym warto się nauczyć, jak zarządzać emocjami. Jeśli jedna strona wiecznie się obraża, ma fochy, warto nad tym popracować, być może terapeutycznie. Uświadomić sobie lub bliskiej osobie, że ma taki problem. – Spójrzmy na karanie dwustronnie. Strona karząca powinna wreszcie zauważyć, co tak naprawdę próbuje robić i z jakiego powodu. A osoba karana może się zastanowić nad tym, dlaczego ten destrukcyjny sposób funkcjonuje w relacji – podpowiada Joanna Godecka.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version