– Tusk jest drapieżnikiem tak jak Kaczyński. Gdyby wyczuł słabość, jechałby ze wszystkim na ostro, a tak po kilku wojnach zobaczył, że z prezydentem musi się liczyć – mówi bliski współpracownik głowy państwa i przestrzega rząd, by „zachowywał się fair”.

Prezydent ma za sobą już trzy wojny z ekipą Donalda Tuska – o media publiczne, o Wąsika i Kamińskiego i o prokuratora krajowego Dariusza Barskiego. Na razie bilans zysków i strat nie wypada na korzyść głowy państwa. Można odnieść wrażenie, że Andrzej Duda zastawia sidła i sam w nie wpada, ale – jak przekonują jego ludzie – prezydent osiągnął swój cel: to na nim skupia się uwaga opinii publicznej, a nie na PiS i Jarosławie Kaczyńskim.

Jest poniedziałek, Andrzej Duda spotyka się z premierem Donaldem Tuskiem, by rozmawiać o planowanej wizycie szefa rządu w Ukrainie. Rozmowa przebiega w mniej przyjemnej atmosferze niż poprzednie. Czuć napięcie. Spotkanie odbywa się kilka dni po tym, gdy policja wkroczyła do pałacu prezydenckiego, żeby zatrzymać Macieja Wąsika i Mariusza Kamińskiego. Ale, ku zaskoczeniu Tuska, to nie od sprawy skazańców z CBA zaczyna Duda.

– No i co, Krajowy Rejestr Sądowy nawet wam nie wpisał nowego prezesa TVP – zagaja z satysfakcją prezydent.

Sprawa mediów publicznych i tego, jak obszedł się z nimi nowy rząd, do tej pory stoi kością w gardle Andrzejowi Dudzie. To miał być start współpracy z ekipą Tuska, którą Duda wyobrażał sobie tak, że rząd będzie przychodził i konsultował z nim decyzje. Tuż po zaprzysiężeniu nowego gabinetu prezydent napomknął w przemówieniu, że zawsze zaprasza do siebie ministrów i jest otwarty na rozmowy. Tuska takie postawienie sprawy zaskoczyło. Niby w jakim trybie rząd miałby chodzić na konsultacje do głowy państwa? Konstytucja nie daje prezydentowi możliwości ingerowania w politykę rządu. Jedyne, co głowa państwa może zrobić, to wetować ustawy. A spotkania „bez trybu” – jak mówi mi współpracownik Tuska – nie wchodzą w grę.

Mimo to Duda liczył, że zanim minister kultury odwoła władze TVP, Polskiego Radia i Polskiej Agencji Prasowej, przyjdzie do pałacu na konsultacje.

– Nie chodziło o obronę TVP. Przecież prezydentowi też nie podobało się to, co tam się działo. To on walczył o to, żeby wyrzucić Kurskiego ze stanowiska prezesa w 2020 r. – przypomina jeden z najbliższych doradców Dudy. – Chwilowo się udało, potem Kaczyński Andrzeja oszukał i Kurski wrócił na stanowisko. Natomiast oni nawet nie spróbowali przyjść z ustawą. Krajowy Rejestr Sądowy nie wpisał nowego prezesa TVP i teraz legalizują swoje działania przez proces likwidacji. Ale nie było tak, że wyciągnęli rękę, a prezydent ją odrzucił. Przecież mówił Tuskowi i Hołowni: rozmawiajmy o ustawie o TVP. Ale minął miesiąc, a oni nie zrobili nic w tej sprawie, bo uznali, że im się nie opłaca. Weszli na chama do TVP, więc prezydent zawetował ustawę okołobudżetową, która dawała pieniądze dla telewizji publicznej – relacjonuje mój rozmówca.

Pytany o to, czy Duda jest otwarty na kompromis w sprawie ustawy medialnej, przekonuje, że głowa państwa zgodzi się na likwidację Rady Mediów Narodowych. PiS powołało ją, obchodząc konstytucyjną Krajową Radę Radiofonii i Telewizji, by przejąć kontrolę nad TVP. Trybunał Konstytucyjny już w 2016 r. stwierdził, że RMN została powołana nielegalnie. Ale nawet gdyby przestała działać, z punktu widzenia rządzących niewiele to zmienia. Wciąż pozostaje zdominowana przez PiS KRRiT. Prezydent liczył, że przy okazji negocjacji z obozem władzy udałoby się poszerzyć skład KRRiT, co jemu także dałoby wpływ na obsadę mediów publicznych. Sądził, że wetując ustawę okołobudżetową, zmusi Tuska do negocjacji. Nie przewidział, że premier i minister kultury Bartłomiej Sienkiewicz wykorzystają weto, by rozpocząć proces likwidacji TVP i Polskiego Radia. Bo skoro nie ma pieniędzy, to nie ma z czego finansować ich działalności.

Według moich rozmówców, za pomysłem weta stoi Marcin Mastalerek. To dziś najbliższy doradca Dudy. W 2015 r. został wykreślony z list wyborczych PiS na osobiste polecenie Jarosława Kaczyńskiego, mimo że był współautorem zwycięskiej kampanii Andrzeja Dudy. Poszło o spot o antysemickim wydźwięku, którego emisję forsował Jacek Kurski, a Mastalerek był przeciw, co w żołnierskich słowach zakomunikował prezesowi. Kaczyński poczuł się urażony, a prezes osobistych urazów nie zapomina.

Dziś Mastalerek siedzi drzwi w drzwi z Dudą – dzieli ich tylko sekretariat. I choć formalnie Mastalerek jest szefem gabinetu prezydenta, jego rola jest większa.

– Marcin jest głównym strategiem Dudy, ale i jego przyjacielem – mówi wspólny znajomy obu polityków. Przypomina, że po wygranych wyborach w 2020 r. Duda w pierwszych słowach dziękował za pomoc w kampanii właśnie Mastalerkowi. – Andrzej nie ma instynktu politycznego, a Marcin to polityczne zwierzę. Jest inteligentniejszy od Dudy i lepiej wypada w mediach. Ma za to zasadniczą wadę – nie potrafi myśleć trzy kroki do przodu. Dlatego Duda przy sprawie mediów wpadł we własne sidła. Nie przewidział, że wetując ustawę, da rządowi pretekst do rozpoczęcia procesu likwidacji mediów publicznych. I tak Tusk z Sienkiewiczem ograli Dudę – podkreśla mój rozmówca.

Pałac swoich błędów nie widzi. – Oni najpierw chcieli zająć TVP, czyli przyłożyć Dudzie pistolet do głowy, a później negocjować. Gdyby dostali w ustawie okołobudżetowej pieniądze na TVP, nie musieliby spieszyć się z uchwaleniem ustawy medialnej. Po wecie prędzej czy później będą musieli negocjować, bo nie mają kasy – wyjaśnia zawiłości prezydenckiej taktyki zaufany głowy państwa.

Z kolei w czasie wojny o Wąsika i Kamińskiego to pałac próbował ograć rząd. Za namową Mastalerka Duda zaprosił do siebie skazanych prawomocnym wyrokiem na dwa lata więzienia byłych szefów CBA. Prezydent nazwał ich więźniami politycznymi, choć z prawomocnego wyroku jasno wynika, że zostali skazani za przekroczenie uprawnień podczas operacji CBA wymierzonej w Andrzeja Leppera w 2007 r. Sąd uznał, że politycy PiS próbowali wykreować aferę, zmuszając podwładnych do fałszowania dokumentów. Duda ułaskawił Kamińskiego i Wąsika w 2015 r., nim jeszcze zostali prawomocnie skazani. Chodziło o to, żeby mogli po zwycięstwie PiS znowu stanąć na czele służb. Ale Sąd Najwyższy uznał, że ułaskawienie nie miało mocy prawnej, bo nie można ułaskawić osoby przed prawomocnym skazaniem.

Już po wyroku prezydent zaprosił do siebie Wąsika i Kamińskiego, by uchronić ich przed zatrzymaniem przez policję. Chciał im umożliwić wzięcie udziału w manifestacji PiS w obronie TVP. Gdy plan nie wypalił i Wąsik z Kamińskim trafili za kratki, Mastalerek utyskiwał w mediach na brutalność policji, która miała „rzucić Kamińskim o futrynę”, doprowadzając do łez kobiety w kancelarii prezydenta.

W końcu Duda na tle żon prezydenta oznajmił, że wszczyna procedurę ułaskawieniową, przerzucając piłkę na boisko rządowe. Zwrócił się z apelem do prokuratora generalnego Adama Bodnara o szybkie zaopiniowanie wniosku i natychmiastową przerwę w karze dla skazanych. Pułapka polegała na tym, że gdyby Bodnar wypuścił Wąsika i Kamińskiego, Duda mógłby powiedzieć, że nie ułaskawi ich ponownie, bo już raz ich ułaskawił i jego decyzja jest w mocy. Postępowanie wisiałoby na kołku do końca prezydentury, a Wąsik z Kamińskim cieszyliby się wolnością i Bodnar niewiele mógłby zrobić. Minister nie dał się jednak złapać w sidła i odmówił wypuszczenia polityków PiS z więzienia.

Przy okazji Duda naraził się Jarosławowi Kaczyńskiemu, bo decyzję o wszczęciu procedury ułaskawieniowej w sprawie Wąsika i Kamińskiego ogłosił tuż przed marszem PiS. To było celowe zagranie.

– Prezydent i Jarosław Kaczyński nie rozmawiają ze sobą od trzech lat. Kaczyński o decyzjach prezydenta dowiaduje się z telewizji, stracił sprawczość i to go będzie bolało, ale nikt z nim niczego nie będzie konsultował – mówi osoba z pałacu. Dodaje, że po utracie władzy przez PiS prezydent stał się jedynym punktem odniesienia dla prawicy w realnej polityce.

Angażując się w awanturę o Wąsika i Kamińskiego, Duda skalkulował, że ugruntowuje swoją pozycję w prawicowym elektoracie, bo dla niego nadzorcy CBA są postaciami symbolicznymi. Stąd zapowiedzi, że jeżdżąc po świecie, prezydent będzie opowiadał, że w Polsce są więźniowie polityczni. Pierwsza okazja nadarzyła się już w minionym tygodniu podczas Światowego Forum Ekonomicznego w Davos. Na corocznej imprezie goszczą głowy państw, prezesi globalnych korporacji i liderzy opinii z całego świata. Duda mówił na konferencji prasowej w Davos, że będzie rozmawiał z wiceszefową Komisji Europejskiej Věrą Jourovą o sprawie Wąsika i Kamińskiego.

Jednak według byłego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, który także gościł w Davos, kwestia Wąsika i Kamińskiego nie rozpalała kuluarowych dyskusji. Mówiło się głównie o sztucznej inteligencji, wyborach prezydenckich w USA, które będą w listopadzie, i wojnie w Ukrainie.

– Oczywiście, ludzie mnie pytali o to, co dzieje się w Polsce. Odpowiadałem, że po ośmiu latach systemu pisowskiego, gdzie wiele zmieniono, często łamiąc konstytucję i reguły, odwracanie tych działań jest trudne. Ale Davos to jest spotkanie demokratów. Polska jest tam postrzegana jako kraj, w którym populizm i nacjonalizm udało się powstrzymać – podkreśla Kwaśniewski.

Andrzej Duda stał się za to bohaterem publikacji brukselskiego serwisu Politico, który zaliczył go do „parszywej dwunastki z Davos”. Duda został wymieniony w artykule wśród takich niechlubnych postaci jak m.in. nowy prezydent Argentyny Javier Milei, okrutny saudyjski książę Mohammed bin Salman, zięć Donalda Trumpa Jared Kushner, słowacki premier Robert Fico czy węgierska prezydent Katalin Novák. „Andrzej Duda to nie dyktator kierujący brutalnym petropaństwem, nie najechał żadnego z sąsiadów […], ale jest człowiekiem wczorajszym” – pisze Politico. „Jako ostatni przedstawiciel odsuniętego w zeszłym roku od władzy PiS za wszelką cenę chce zaznaczyć swoją obecność i robi, co może, by wsadzać kij w szprychy rządowi Donalda Tuska, grożąc wetem i ukrywając skazanych parlamentarzystów” – zauważa serwis.

Z kolei publicystka „Washington Post” Lee Hockstader pisze: „Kiedy autorytarne rządy i tyrani rosną w siłę na świecie, Polska jest testem na to, czy zepsuta demokracja może być ożywiona. Zniechęcające pierwsze znaki pokazują, że może to być trudniejsze niż zbudowanie demokracji od zera” — zauważa autorka, analizując konflikty na linii rząd — prezydent.

Zdaniem Aleksandra Kwaśniewskiego sypanie piachu w tryby rządowi jest elementem walki o schedę po Jarosławie Kaczyńskim.

– Rozpoczęły się już przedbiegi dotyczące przejęcia pakietu kontrolnego na prawicy i sądzę, że prezydent Duda jest przekonywany przez swoich współpracowników, że najlepszą dla niego perspektywą byłoby objęcie przywództwa na prawicy – mówi mi były prezydent. – A już na pewno byłaby to najlepsza perspektywa dla współpracowników prezydenta, bo wtedy ich pozycja wzrośnie. Gdyby jeszcze prawica wygrała kolejne wybory, to oni będą wtedy rozdawać karty, a proszę pamiętać, że to są ludzie stosunkowo młodzi. Prezydent jest człowiekiem 50-letnim, a jego otoczenie to są 40-latkowie – dodaje.

Mimo że do tej pory w III RP byli prezydenci raczej trzymali się z dala od bieżącej walki politycznej, to według Kwaśniewskiego nie ma przeszkód, by były prezydent wszedł w partyjną politykę.

– Wyobrażam sobie, że prezydent mógłby stanąć na czele jakiegoś ugrupowania, sam byłem też do tego namawiany. Czy to się uda, tego nie wiem. Nie będzie na pewno samotny w tej konkurencji, bo premier Morawiecki już powiedział, że wyobrażałby sobie siebie w tej roli, a to nie koniec listy kandydatów. Myślę jednak, że to plan, który jest w tej chwili realizowany przez obóz prezydencki i z tego wynika twarda polityka i ustawianie się w całkowitej kontrze do Tuska i rządu – dodaje Kwaśniewski.

Jako osobisty policzek Andrzej Duda odebrał odwołanie przez ministra sprawiedliwości prokuratora krajowego. Dariusz Barski był zaufanym Zbigniewa Ziobry i jego świadkiem na ślubie. Pod koniec rządów PiS Sejm przyjął – a Duda podpisał – ustawę, która miała „zabetonować” Barskiego na stanowisku prokuratora krajowego. W myśl przepisów nie można było odwołać go bez zgody prezydenta. Dzięki temu PiS miało zachować kontrolę nad prokuraturą, co utrudniłoby rozliczenie następcom ośmioletnich rządów ekipy Kaczyńskiego. Jednak Adam Bodnar znalazł sposób, by obejść Dudę i pozbyć się Barskiego. Według opinii prawnych, które zamówił resort sprawiedliwości, Barski został przywrócony do służby na bazie przepisów, które były przejściowe i w momencie jego powrotu ze stanu spoczynku do prokuratury już nie obowiązywały. Dlatego z automatu przestał być prokuratorem krajowym.

Poza ostrymi komentarzami prezydenta, który nazwał działania Bodnara żałosnymi i bezprawnymi, Duda musiał pogodzić się z kolejną porażką w starciu z rządem. Jednak jego ludzie zapowiadają, że to nie koniec.

– Tusk jest drapieżnikiem tak jak Kaczyński. Gdyby wyczuł słabość, jechałby ze wszystkim na ostro, a tak po kilku wojnach zobaczył, że z prezydentem musi się liczyć. Ostrzegam, że Andrzej Duda nie ma już wyborów, bo nie może ponownie kandydować na prezydenta. Nie musi oglądać się na wyborców i jeśli rząd nie będzie zachowywał się fair, może podejmować bardzo niepopularne decyzje – przestrzega człowiek Dudy.

Czy to oznacza wojnę z rządem Tuska jeszcze ostrzejszą niż ta, która była za czasów kohabitacji Donalda Tuska i prezydenta Lecha Kaczyńskiego? Według moich rozmówców niekoniecznie.

– W Ameryce jest jeszcze większy spór polityczny. Natomiast proszę pamiętać, że w momencie realnego zagrożenia, gdy na terytorium Polski wleciała ruska rakieta, od samego rana była absolutna współpraca pomiędzy prezydentem, premierem a szefem MON. Pomimo wielkich sporów, które nas jeszcze czekają, jeżeli chodzi o sprawy bezpieczeństwa, rząd i prezydent działają tak, by nie dać się podzielić i żeby poszedł jasny sygnał do wszystkich na zewnątrz, zarówno naszych sojuszników, ale i ruskich, że możemy się kłócić o TVP, o nominacje w prokuraturze, ale tutaj nas nie podzielicie – dodaje mój rozmówca.

Zdaniem Aleksandra Kwaśniewskiego, jeśli prezydent będzie wetował ustawy i blokował działania rządu Tuska, rozwiązaniem są wcześniejsze wybory.

– Nie można przecież powiedzieć ludziom, że przez najbliższe półtora roku państwo będzie działało na pół gwizdka, albo nie będzie w ogóle działało – mówi były prezydent. – Wcześniejsze wybory to jest oczywiście ryzyko, bo nikt w demokratycznym państwie nie zna wyników przed wyborami, ale mam przekonanie, że koalicja rządząca mogłaby uzyskać wynik o tyle lepszy, że można byłoby przełamywać weto prezydenta.

– Jeśli prezydent Duda będzie wetował wszystko, po półtora roku zostanie rozliczony jako człowiek działający na szkodę państwa – mówi „Tygodnikowi Powszechnemu” prof. Andrzej Zoll.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version