Dobry hipnotyzer wmówi człowiekowi wszystko. Ale czy Mariusza Błaszczaka nazwalibyśmy dobrym hipnotyzerem?

Na konferencjach usypiającym głosem przekonuje, że „państwo Tuska się zawaliło”, ale uwierzyć w to mogą tylko najwięksi wyznawcy PiS, bo reszta ludzi co kilka godzin w telewizji widziała posiedzenia sztabu kryzysowego pod wodzą premiera – nie w Warszawie, lecz na miejscu katastrofy. Ministrowie, wojewodowie, szefowie służb i zaangażowanych instytucji po kolei zdawali meldunki, czasem zbierali ochrzan od premiera. Wszystko na żywo, przed kamerami.

Jackowi Żakowskiemu skojarzyło się to z naradami u Władimira Putina. Jak na człowieka żyjącego z pracy słowem, Jacek popłynął. Już choćby dlatego, że Putin, odpytując generałów z postępów wojny, nigdy nie wybrał się na front. No i Tusk nie planował przed kamerami ludobójstwa w sąsiednim kraju, tylko koordynował akcję ratunkową w swoim. Pewnie, że był to medialny spektakl, ale też i zmiana stylu władzy: w kryzysie obywatele nie są skazani na drętwe briefingi i PR-owe fotki. Przypomnijcie sobie zdjęcie z wiosny 2020 r.: minister zdrowia Łukasz Szumowski i prezydent Andrzej Duda w samych koszulach ślęczą nad jakimiś wydrukami. Cóż, wybuch pandemii zbiegł się z początkiem kampanii prezydenckiej.

Jackowi Żakowskiemu sztaby powodziowe Tuska skojarzyły się z naradami u Władimira Putina. Jak na człowieka żyjącego z pracy słowem, Jacek popłynął

PiS robi, co może, by wykazać, że powódź to „wina Tuska”. Jeśli już, to „wina Borysa”. Niż o tej nazwie to namacalny efekt zmian klimatu, które część polityków PiS neguje. Na Europę Środkową zwaliła się ściana deszczu. W Kotlinie Kłodzkiej w ciągu doby spadło miejscami ponad 200 litrów wody na metr kwadratowy, wielokrotnie więcej niż średnio w ciągu miesiąca! Wycinane w ostatnich latach lasy słabiej magazynowały opady, więc woda z gór uderzyła z potężną siłą. Winą Tuska nie był też brak przygotowań, bo to nie on rządził przez poprzednie osiem lat, nie on ograniczył inwestycje w wały przeciwpowodziowe i nie on zrezygnował z budowy części zbiorników retencyjnych na Dolnym Śląsku.

Szczególnie ciężko musiało się oglądać w PiS obrazki z Wrocławia, do którego błyskawicznie przyjechała szefowa Komisji Europejskiej i premierzy Austrii, Czech i Słowacji. Dziękowali Tuskowi za zorganizowanie spotkania, na które Ursula von der Leyen nie przyjechała z pustymi rękami. Z 10 mld euro na odbudowę Polsce przypadło 5 mld. PiS narzeka, że to nie nowe pieniądze. Owszem, nie nowe. To te, których i tak nie udałoby się wykorzystać przez nieudolność poprzedniej władzy. No i można je brać od razu, bez wkładu własnego.

Oczywiście do otrąbienia sukcesu rządu jeszcze daleko – nie wiemy, jak szybko będą wypłacane odszkodowania, odbudowywane domy, drogi i mosty. Ale PiS na razie nie ma się czego czepić. Bo powtarzanie za internetowymi trollami spiskowych bzdur o ukrywaniu przez rząd setek ofiar powodzi to dowód politycznej bezsilności.

Chciałoby się zakrzyknąć: „dość lania wody, czas robić wały”, ale wiemy, że akurat na to drugie wezwanie politycy PiS reagowali ochoczo, tyle że metaforycznie. Wystarczy spojrzeć na dane GUS o modernizacji nabrzeży i na kolejne śledztwa prokuratury.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version